Wracam po małej przerwie, znów mam nadzieję że tym razem na dłużej:). Mam strasznie dużo na głowie teraz, ale liczę że uda mi się jakoś ogarnąć tak żeby notki pojawiały się systematycznie.
Jak obiecałam: post zakupowy..baaaardzooo spóźniony.

Większe Inglotowe zakupy:
Błyszczyki Sleeks Cream – z błyszczyków Inglota najbardziej lubię właśnie kremową serię. Ładnie pachną i są dobrze napigmentowane (jak na błyszczyki). Wzięłam świetny 105, który baaardzo polecam. To taki łososiowy róż, rewelacyjny:). Drugi odcień to fiolet złamany nieco różem 109, taki typowo w moim guście :D.

Lip Paint AMC 69 – to mój pierwszy lip paint z Inglota, od dawna miałam ochotę wypróbować bo słyszałam o nich sporo dobrego. Mój odcień jest naprawdę CIEMNY ale nakładam go niewiele na usta, bo nie lubię grubej warstwy błyszczyka. Daje mocny kolor. Pierwsze wrażenia ogólnie bardzo pozytywne, jedynie zapach osobiście trochę mi nie leży.

Pędzelki Inglot 26PO i kulka 80HP. Pierwszym jestem zachwycona, świetna jakość! Drugi niestety na razie trochę mnie rozczarował, jest dosyć twardy jak na pędzel do blendowania.

Inglot błyszczyk AMC 541 – czyli moje małe odkrycie :D. Z całej holograficznej serii ten odcień jak najmniej widowiskowy w opakowaniu ale moim zdaniem daje najciekawszy efekt na ustach. Jest lekko różowo-fioletowy, daje dziwny (ale nie mocny) efekt, który nazwałabym “ultrafioletem”.

Inglot pomadki 420 i 292 – odcień 420 to śliczny róż złamany fioletem, kooocham ten odcień. To pomadka z serii matowej, jak na razie jestem z niej bardzo zadowolona, jak na pomadkę w okolicach 20zł jest naprawdę super. Nie przepadam za szminkami Inglota (lubię żelowe Slim Gel ale te z klasycznej serii nie odpowiadają mi w ogóle) jednak ta z matowej serii wypada moim zdaniem o wiele lepiej od tych nie-matowych. Druga pomadka to 292 z Pacific Blue, znacie moje zamiłowanie to dziwacznym kolorów więc tego granatu z drobinkami nie mogłam odpuścić ;).

Inglot róż w kremie AMC 80 – delikatny, chłodny róż. Wygląda bardzo naturalnie na policzkach (to zasługa kremowej konsystencji), kolor też jak dla mnie bardzo trafiony :).

Inglot wkłady 132, 409, 349 – mam takie ambitne plany żeby sobie skompletować paletkę dwudziestkę. Wzięłam złoto-żółty 132 z serii AMC Shine, piękny czekoladowy brąz 409 o perłowym wykończeniu i matowy taupe 349.

Inglot Khol Pencil – i kredka, która niedawno weszła do oferty. Od razu mnie zachwyciła więc kupiłam bez zastanowienia. Jest mięciutka, kremowa, ma wręcz maślaną konsystencję a po minucie zasycha i staje się wodoodporna.

Astor Perfect Stay 24h – skończył mi się podkład więc musiałam jakiś kupić. O tym z Astora słyszałam trochę dobrych opinii. Muszę przyznać, że używam go pół miesiąca i pasuje mi, dobrze się trzyma. Szkoda tylko, że nie ma więcej odcieni, mam najjaśniejszy ale czuję, że taki o pół tonu – ton jaśniejszy byłby idealny.

Lovely Eyeliner matte – matowy liner z Lovely. Kosztował niewiele a uwielbiam eyelinery o matowym wykończeniu więc skusiłam się na zgniłą zieleń. To naprawdę fajny odcień, ciemny ale cały czas widać, że jednak zielony. Jakościowo nie jest idealny, trzeba nałożyć grubszą warstwą żeby nie było prześwitów ale w tej cenie w sumie nie narzekam (około 8zł).

Bloczek do polerowania paznokci z Pepco – tam zawsze można wyczaić coś ciekawego :D. Kosztował oczywiście niewiele.

Mariza peeling brzoskwiniowy – ładnie pachnie i jest bardzo gęsty, a to dla mnie bardzo ważne w peelingach do ciała, nie znoszę rzadkich i spływających. Napiszę o nim na pewno coś więcej jak poużywam trochę dłużej.

Rossmann Synergen Deo Spray Rajskie Jabłuszko – mnie to łatwo skusić promocją albo opakowaniem…brak mi słów. Kupiłam to dziadostwo za jakieś 3zł, miało być rajskie jabłuszko a śmierdzi okropnie.

Alterra Granat & Aloes maska do włosów – zdecydowałam się na tak polecaną maskę do włosów z Alterry i jestem średnio zadowolona. Z moimi włosami cudów nie robi. Powiedziałabym nawet, że wypada poniżej przeciętnej.

Noni Care krem do mycia twarzy – całkiem fajny produkt. Bardzo łagodny, nie wysusza skóry, wręcz ją nawilża. Mógłby lepiej zmywać makijaż/zanieczyszczenia ale nie jest i tak najgorzej. Plus za ładny zapach.

Siquens krem kojąco-łagodzący – czeka na swoją kolej ;).

I to co lubię najbardziej: lakiery. Dwa jesiennie kolory z Dor (bazarkowa firma) i dwie zielenie Colour Alike czyli Love Las i Kocimiętka.

Złoty mini lakier, który mi dorzucili do zakupów w Cubusie (pewnie zauważyliście te małe lakiery przy kasach), “żuczkowy” Essence Chic Reloaded, holograficzny top Essence i jeszcze ze starej serii zgniłek Camouflage.

I coś z biżuterii – pleciona tęczowa bransoletka.

Czerwone różyczki wkrętki.

Srebrny pierścionek z ametystem.

Wisiorek – plaster agatu.

No i takie cacuszko z Pepco za dwie dychy ;). Część biżuterii już przełożyłam do środka.


