W tym miesiącu mam tylko kilku ulubieńców i nawet z kolorówki było mi ciężko cokolwiek wybrać. Wszystko przez to, że moja skóra była w kiepskim stanie, miałam chyba jakaś reakcję alergiczną, ciężko stwierdzić – ale wszystko szybko minęło. Jednak przez ostrożność mocno ograniczyłam wszystkie kosmetyki i przez jakieś dwa tygodnie nie używałam dosłownie nic na skórę twarzy i ciała, aby dać jej troszkę odpocząć. Z makijażem podobnie, kiedy tylko mogłam to zupełnie z niego rezygnowałam. Za to skupiłam się na włosach i często fundowałam im olejowanie oraz maski :).
KOLORÓWKA:
- Puder matujący Anti-shine Kryolan. Pisałam już o nim na blogu o tutaj. Świetnie trzyma mat, niewidoczny na twarzy, drobno zmielony, zupełnie transparentny. Niesamowicie wydajny. Sięgam po niego przy każdym makijażu, w wakacje trochę o nim zapomniałam, ale teraz z powrotem wróciliśmy do siebie;).
- Cień pojedynczy Make-up studio. Cielisty cień z Glossyboxa, z początku nie zrobił na mnie większego wrażenia, ale w ostatnim czasie przekonałam się o jego plusach, ma idealny odcień i jest dobrze napigmentowany, a do tego uniwersalny. Właśnie takiego cienia mi brakowało.
- Top coat z Color Club. Nigdy o tych topach nie pisałam, a używam ich praktycznie do każdego mani. Mam ich kilka (z zestawów z TkMaxx), są dość rzadkie ale ekspresowo schną, zapewniają ładny połysk i przedłużają trwałość lakierów. Używam też jako bazy pod lakiery.
WŁOSY:
- L’Oreal Eliksir Odżywczy. Mam go dłuższy czas i często stosuję, a jak jest wydajny widać po zdjęciu :). Jak dla mnie jest świetny, przyjemnie pachnie, nabłyszcza włosy i zmiękcza. Najbardziej lubię go stosować na mokre włosy, są potem sprężyste i milutkie. Używam też na same końcówki dla zabezpieczenia. Moim zdaniem świetny produkt :).
- Green Pharmacy olejek łopianowy z czerwoną papryką. Moje włosy bardzo go lubią. Stosuję na skalp i na całą długość włosów, zostawiam na noc, albo chociaż na godzinkę. Myślę, że gdyby nie olejowanie moje włosy, które w ciągu ostatniego roku przeszły rozjaśnianie i wielokrotne farbowanie byłyby teraz jednym wielkim zniszczonym kołtunem. I tak daleko im do “stanu wyjściowego” ale to co olejowanie z nimi robi jest niesamowite, to najważniejszy punkt w mojej pielęgnacji włosów:). Olejek łopianowy bardzo polubiły, nie każdy olej tak lubią. Nie wiem czy faktycznie przyspiesza wzrost włosów, nie mierzyłam ich żeby to stwierdzić. Polecam, świetny i tani!
INNE:
- Waniliowa wazelina kosmetyczna do ust Floslek. Świetny produkt, mocno nawilża usta, po użyciu są miękkie i delikatne. Lubię ją, bo bardzo przyjemnie się ją “nosi” na ustach, nie każda pomadka ochronna zapewnia taki komfort użytkowania. Do tego pachnie świetnie, prawdziwą wanilią! Kuszą mnie też inne wersje (poziomkowa, czekoladowa, różana), ale mam sporo mazideł do ust do zużycia dlatego nie kupię ;).
- “Just” Just Cavalli próbka perfum znaleziona w Glossyboxie. Co za zaskoczenie, wystarczyło kilka podejść i już uwielbiam ten zapach! Jest dosyć zwyczajny jak dla mnie (lubię charakterystyczne) ale naprawdę piękny. Chciałabym taką buteleczkę (chociaż sama butelka jest dla mnie brzydka). Polecam obwąchać w perfumerii :).
- Pędzelek typu flat top kupiony na ebayu. Już o nim kiedyś pisałam, super miękki, miły, gęsty i tani jak barszcz. Nie różni się praktycznie niczym od tego z Annabelle Minerals. Bardzo polecam!
Jak wspomniałam we wstępie we wrześniu zmieniłam trochę pielęgnację twarzy, przede wszystkim zrobiłam sobie przerwę od wszystkich kosmetyków pielęgnacyjnych i przez okres mniej więcej dwóch tygodni używałam tylko naturalnego mydła Himalaya, potem stopniowo do pielęgnacji dołączył krem i żel Pharmaceris, o których pisałam kilka dni temu. Moja skóra w tym czasie wcale nie wyglądała gorzej niż zwykle. Dodatkowo zaczęłam myć twarz zimną wodą, zawsze używałam ciepłej bo nie znoszę zimna, ale wydaje mi się że zimna woda służy mojej skórze. Zobaczymy za jakiś czas :).
A Wy jakich macie ulubieńców w tym miesiącu, może polecicie coś fajnego :)?