Moimi ulubionymi tanimi pomadkami są Velvet Matte od Golden Rose. Odkąd tylko pojawiły się w ofercie marki od razu stały się bardzo popularne w internecie. Nie ma w tym nic dziwnego, bo są bardzo dobre i tanie, a przy tym matowe. Ciężko znaleźć pomadki o matowym wykończeniu wśród tańszych marek, ja żadnych w tej cenie, poza Velvet Matte oczywiście, nie kojarzę.
Velvet Matte kosztują niewiele ponad 10zł, a jeszcze do jutra obowiązuje na nie promocja – zdaje się, że można je dostać po 8,90zł. Mają proste, lekkie, bordowo-czarne opakowania. Nic wyszukanego i na dodatek napisy lubią się ścierać jeśli nosimy pomadkę w torebce, ale w tej cenie nie przeszkadza mi to ani trochę. Ważne, że nie wyglądają tandetnie i są solidne.

Do wyboru jest sporo odcieni, przez co niestety łatwo skusić się na kolejny .. i kolejny ; ). Całe szczęście, przy ich cenie, nie zbankrutujemy. Dostępne kolory są w większości bardzo udane i szczerze mówiąc mogłabym mieć je wszystkie, bo nie znalazłam żadnego, typowo “nie mojego” koloru. Mimo szerokiej gamy odcieni, mam jednak wrażenie, że niektóre są do siebie bardzo podobne. Brakuje mi jakiegoś fioletu (choć pewnie nie miałby wzięcia ;)), ciemnego, zgaszonego brązu i czegoś naprawdę ciemnego. Jest kilka ciemniejszych pomadek, ale na ustach wcale nie wyglądają na tak ciemne, jak w opakowaniu czy na zdjęciach promocyjnych.
Wszystkie mają oczywiście zupełnie bezdrobinkowe, matowe wykończenie. Jeśli szukacie czegoś bez połysku to będziecie prawdopodobnie zadowolone, ale jeśli macie na myśli zupełnie płaski mat to Velvet Matte mogą Was nieco rozczarować. Dla mnie to mat na pograniczu satyny, a ja lubię naprawdę mocno matowe usta – dlatego odciskam zwykle nadmiar pomadki chusteczką lub lekko przypudrowuję usta transparentnym pudrem. Są trochę mniej matowe niż matowa seria MAC, zdecydowanie mniej matowe niż pomadki/ołówki Inglot czy np. matowe pomadki w płynie Sleek.

Mimo, że pomadki są matowe to jednak nie można powiedzieć żeby były tępe. Gładko się rozprowadzają i nie dają poczucia nieprzyjemnie ściągniętych ust. Po kilku godzinach noszenia usta są trochę bardziej suche, ale moim zdaniem nie ma tragedii – mi się dobrze noszą. Oczywiście wymagają idealnie gładkich ust, bo podkreślają każdą suchą skórkę. Lekko i przyjemnie pachną, a przy okazji są trwałe. Słyszałam, że niektórzy narzekają, że Velvet Matte lubią się rozmazywać. Ja szczerze mówiąc nie wiem o co chodzi, bo żadne pomadki nie rozmazują się na moich ustach.
Przejdźmy do prezentacji moich kolorów : )!
02 – najbardziej zgaszony z moich odcieni. Kupiłam go chyba jako pierwszy, bo zależało mi na czymś w miarę neutralnym. Bardzo lubię ten odcień, jest zupełnie nieokreślony, chłodny. Widzę w nim lekko fioletowe tony. Najbliżej mu do mocno zgaszonego różu. Przyciemnia nieco usta, podkreśla je ale nie przyciąga do nich zbytnio uwagi.

04 – świetny, intensywny, prawie neonowy koral. Bardzo letni, wakacyjny kolor. Idealny jeśli ktoś lubi takie żarówiaste odcienie. Z kreską i wytuszowanymi rzęsami robi za cały makijaż. Warto mu się przyjrzeć.

09 – to odmiana zgaszonego, dziennego koralu. To typowo ciepły kolor, więc będzie dobry jeśli lubicie mieć podkreślone usta, ale zimne tony Wam nie pasują. Ja akurat ten odcień lubię umiarkowanie, po inne sięgam częściej.

10 – jest nieco podobna do 09, ale mniej różowa. To kolejny, neutralny, łososiowy odcień. Zbliżony do naturalnego koloru ust, ale jednak podkreślający je. Lubię tę pomadkę do trochę mocniejszych makijaży oka. Jeśli szukacie bardzo bezpiecznego koloru to można właśnie przyjrzeć się temu odcieniowi.

11 – ten kolor wprost uwielbiam! To taka ciepła magenta, intensywny róż bardzo lekko wpadający w czerwień. Nie do końca malinowy, ale to coś w tym rodzaju. Bardzo intensywny i wyjątkowy! Mimo, że lubię róże to nie mam żadnej innej pomadki dającej taki efekt.

13 – do tego koloru długo się przymierzałam, bo mam dość podobny odcień innej marki, ale ostatecznie się skusiłam w promocji i nie żałuję, bo na ustach okazał się jednak inny niż ta moja druga pomadka, a swoją drogą jest piękny! To bardzo chłodny, intensywny róż. Takie kolory na ustach lubię najbardziej.

15 – bardzo intensywna, ciepła czerwień. Lekko pomarańczowa, ale to jednak zdecydowanie czerwień. Boski kolor, bardzo mocny. Może być tańszym odpowiednikiem Lady Danger MAC – nie jest tak żarówiasta jak Lady Danger (i Velvet Matte jest jednak troszkę bardziej czerwona), ale generalnie te dwie pomadki są do siebie dość podobne.

23 – piękny, głęboki burgund. Akurat temu kolorowi zdjęcia trochę odebrały uroku, na żywo prezentuje się znacznie lepiej. Ideał na jesień!

26 – najjaśniejszy z moich odcieni, delikatny, brzoskwiniowy kolor. Sam w sobie nie jest ultra jasny, mam wrażenie, że na zdjęciach wyszedł też delikatniej niż w rzeczywistości. Mocno ciepły, bardzo fajny. Od razu go polubiłam. Nieco zbliżony do 10, ale mniej przybrudzony i jaśniejszy.

Najbardziej lubię intensywną 11 i 13, a z neutralnych kolorów zgaszoną 02 i delikatną 26.


Jeśli jeszcze nie miałyście styczności z tymi pomadkami to bardzo polecam. Ja uwielbiam je za matowy efekt, piękne kolory i bardzo przystępną cenę! A jeśli też je znacie to może jakiś nowy odcień wpadnie Wam w oko. Dajcie też znać które kolory macie i lubicie najbardziej to będę wiedziała co oglądać następnym razem w sklepie GR ; ).