piątek, 30 stycznia 2015

Tutorial: Świeży makijaż ŚLUBNY

Jedna z czytelniczek poprosiła mnie o propozycję makijażu ślubnego z mocniej zaznaczonym zewnętrznym kącikiem oka, w wersji krok po kroku. Czytelniczka dodała jeszcze, że ma oczy w piwnym kolorze i podobają jej się makijaże w stylu kociego oka. Na tej podstawie zabrałam się za świetlisty, dość uniwersalny makijaż ślubny, o ile w ogóle można tak powiedzieć :). W końcu nie jest powiedziane, że każdy ślubny makijaż musi być jasny, delikatny czy biały – nie każdy dobrze czuje się w takich odcieniach i nie każdemu będą pasować. Zrezygnowałam z ostrych linii i z czystej czerni, zamiast niej wybrałam ciemną śliwkę.

Makijaż ślubny do temat rzeka. W dzisiejszym wpisie zwróciłam uwagę tak naprawdę tylko na makijaż oczu. Nie sugerujcie się listą kosmetyków pod koniec posta, bo użyłam po prostu kosmetyków, po które sięgam na co dzień. Malując do makijażu ślubnego wybieram zupełnie inne produkty, bo tu liczy się trwałość :).

sNowy-3

Makijaż oczu jest w dość neutralnej kolorystyce, ale minimalnie wpada w gamę łososiowych, różowych i śliwkowych kolorów. Jasne cienie fajnie przyciemniają ciemne, brązowe tęczówki (co zresztą świetnie widać po moich oczach), ładnie zagrają z piwnymi, śliwka podkreśli zielone, a łososiowe tony powinny podbijać niebieski kolor oczu. Jedynie, jak zwykle, problem może być z szarymi oczami – moim zdaniem to najtrudniejszy kolor do podkręcenia makijażem i obstawiam, że ten makijaż nie będzie ich dodatkowo podbijał.

sNowy-2

W ślubnych makijażach lubię używać sztucznych rzęs, albo chociaż kępek, ale dziś postawiłam na totalny delikates ;).

sNowy-1

  1. Zależy nam na świetlistym efekcie, dlatego ruchomą powiekę zamalowujemy białą bazą. Można użyć cienia w kremie, albo białej kredki (np. Milk z Nyx). Odrobiną bieli przeciągam też po powiece dolnej.
  2. Na wewnętrzny kącik i początek ruchomej powieki nakładamy matowy cień w kremowym kolorze. Na resztę powieki nakładamy jasny, połyskujący cień w lekko łososiowym odcieniu.
  3. Nad załamaniem powieki górnej tworzymy delikatną mgiełkę, używając matowego cienia w ciepłym kolorze, nieco ciemniejszym od naszej skóry.
  4. Zaznaczamy linię rzęs poszerzając kreskę w kierunku zewnętrznego kącika, gdzie namalujemy “trójkącik”. Przeciągamy bardzo delikatnie na powiekę dolną. Tutaj używałam cały czas śliwkowego cienia o nieco połyskującym wykończeniu.
  5. Rozcieramy granice cieni miękkim pędzlem. Wykańczamy dolną powiekę: przy początku nakładamy trochę połyskującego pyłku, resztę przeciągamy jasnym, świetlistym brązem. Dodajemy cielistą kreskę na linii wodnej, żeby uniknąć efektu zaczerwienionego oka.
  6. Na końcu tuszujemy rzęsy.

Na policzki nałożyłam bardzo jasny róż w chłodnym, cukierkowym odcieniu (na zdjęciach praktycznie niewidoczny). Usta podkreśliłam widocznym, ale nie zbyt krzykliwym różem – to pomadka Celeb od Rimmel, bardzo lubię ten odcień.

sNowy-4

Użyte kosmetyki:

  • TWARZ: podkład mineralny Lily Lolo (Warm Peach), korektor Maybelline Affinitone, róż Ecolore Bubble Gum, rozświetlacz Kobo Golden Lights
  • BRWI: paletka Hean Smoky Eyes
  • OCZY: kremowy cień Essence, paletka Makeup Revolution Iconic 3, pigment Essence Cotton Candy, cielista kredka Rimmel Exxagerate, tusz Dr Irena Eris Provoke Amazing Lashes Mascara
  • USTA: pomadka Rimmel Celeb

SILCARE The Garden of Colour 128

Jeden z ładniejszych lakierów jakimi malowałam w ostatnich miesiącach paznokcie – Silcare 128 z serii The Garden of Colour. Wielowymiarowy, zimowy, w moim odczuciu nawet wieczorowy (choć ja nie dopasowuję koloru lakieru do okazji). Bazą jest fiolet, mocno widoczny przy pierwszej warstwie, jednak po dołożeniu drugiej warstwy zamienia się w bardzo ciemny, śliwkowo-brązowy odcień. Do tego mnóstwo, złotych drobinek!

Uwielbiam takie kolory, ale odrobinę żałowałam, że ostatecznie kolor jest dość ciepły i bardziej brązowy, bo ten wyraźny fiolet przy pierwszej warstwie wyjątkowo mi się spodobał. Mimo to i tak uważam, że jest świetny i oryginalny. Aplikacja bezproblemowa, wysychanie błyskawiczne, trwałość ok 3-4 dni bez odprysków. Polecam jeśli lubicie ciemne i drobinkowe lakiery :).

DSCN4724

DSCN4729

DSCN4726

DSCN4730

Z lakierami Silcare jest chyba trochę problemów z dostępnością, nie wiem czy można je gdzieś dostać stacjonarnie. Na pewno do kupienia są na stronie Silcare (tu są te z serii mini po 5,99zł). Ja osobiście nigdy ich nie spotkałam w żadnej drogerii, jedynie widziałam je chyba na targach kosmetycznych.

środa, 28 stycznia 2015

Pierwsze wrażenia: MIXA

Dziś pierwsze wrażenia z używania, ale w temacie pielęgnacji – kosmetyki marki Mixa. Część z Was z pewnością kojarzy markę, było o niej jakiś czas temu trochę głośniej, bo od 2013 roku pojawiła się w Polsce (choć istnieje o wiele dłużej). Ja sama słyszałam o niej nie raz, ale nie zwróciłam szczerze mówiąc w ogóle uwagi, że Mixa to kosmetyki przeznaczone typowo dla skóry wrażliwej.

Jeszcze w poprzednim roku wzięłam udział w spotkaniu zorganizowanym przez markę. Dostałam trochę kosmetyków do wypróbowania, a że sama mam skórę wrażliwą, skłonną do podrażnień byłam ciekawa czy się sprawdzą. Używałam ich przez ponad miesiąc, więc pierwsze wrażenia mam już za sobą. Pierwsze co mnie zaskoczyło to… zapach! Wszystkie kosmetyki pięknie pachną! Oczywiście nie jest to nic niespotykanego w dzisiejszych czasach, ale jestem przyzwyczajona, że kupując balsam czy masło o mocno nawilżającym działaniu albo właśnie do skóry wrażliwej, możemy spodziewać się raczej średnio przyjemnego, neutralnego, kosmetycznego zapaszku. Nie przepadam za takimi nutami, dlatego prawie zawsze wybieram owocowe albo “jedzieniowe” serie. Tutaj jednak jest inaczej – zapachy nie są mocne, ale są bardzo, bardzo przyjemne i nie przypominają tej znienawidzonej, nieokreślonej kompozycji zapachowej.

DSCN4736

Pierwsze wrażenia bardzo pozytywne, ale oczywiście, tradycyjnie są i niewypały ;). Za to żaden z kosmetyków nie wywołał u mnie podrażnień, nawet najmniejszego zaczerwienia czy szczypania, więc za to mają dużego plusa.

Nowy-1a

Płyn do kąpieli i do mycia z olejkiem – dla mnie ten produkt to hit :). Ma świetną formułę, typową właśnie dla żeli, które zawierają w składzie olejek. Nie wysusza, dobrze się pieni, ma wygodną pompkę. Pachnie łagodnie, lekko rumiankowo. Bardzo polecam, sprawdza się super!

aNowy-2

Bogate mleczko do ciała – mleczko dla skóry suchej i bardzo suchej. Kolejny świetny produkt! Mleczko ma bardzo lekką, przyjemną formułę. Błyskawicznie się wchłania, nie jest ani tłuste ani lepkie. Bardzoo lubię go używać. Dobrze nawilża skórę, choć nie wiem czy na naprawdę suchej też by się sprawdziło, bo moja jest raczej normalna. Pachnie delikatnie, kwiatowo.

aNowy-3

Płyn micelarny – płyn przeciw przesuszaniu się skóry. Faktycznie lekko nawilża, nie pozostawia nieprzyjemnego filmu na skórze. Działa dobrze, nie rozmazuje, bez problemu domywa każdy makijaż (ale nie testowałam na wodoodpornym). Jestem z niego zadowolona.

aNowy-4

Bogaty krem odżywczy z olejkiem – mimo, że moja skóra jest wrażliwa to jednak nie jest sucha i dlatego takie kremy nie są dla mnie. Krem straaaasznie zapchał moją skórę, skończyło się na jednym użyciu. Produkt kompletnie nie nadający się dla mojej skóry, ale oddałam koleżance o normalnej cerze w stronę suchej i jest zadowolona. Podobnie jak inne kosmetyki ma przyjemny, lekki zapach i jest mocno nawilżająco-natłuszczający.

aNowy-5

Krem łagodzący przeciw zaczerwienieniom – krem zapowiadał się fajnie, jest lekki i nie uczulił mnie, ale podobnie jak poprzednik również zapychał moją cerę. W mniejszym stopniu, ale jednak też, więc pójdzie do oddania. Jeśli nie macie skóry skłonnej do zapychania to pewnie u Was się sprawdzi.

aNowy-6

Lipidowy krem do rąk – i na koniec lekki krem do rąk, który absolutnie nie zostawia żadnej nieprzyjemnej warstwy, więc jest wprost idealny do torebki. Ładnie pachnie, dobrze nawilża i pozostawia dłonie bardzo miękkie i gładkie. Polubiłam go, choć nie jest jakiś super rewelacyjny.

aNowy-7

aNowy-9

Spotkanie było bardzo fajnie zorganizowane, oprócz wielu informacji na temat samych produktów miałyśmy również możliwość posłuchać i podpytać panią dermatolog, która jest bardzo sympatyczną, wesołą i otwartą osobą, więc słuchało się jej niezwykle przyjemnie :). Można było dowiedzieć się kilku ciekawych rzeczy na temat skóry wrażliwej i skóry dzieci. Spotkanie było zorganizowane w Showroomie Kids on the Moon, w Warszawie.

 

Znacie kosmetyki Mixa?

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Winter in the City by SHINYBOX

A jak wypadł w tym miesiącu ShinyBox? Jak się okazuje to pudełko też jest w zimowym klimacie – Winter in the City ma zawierać kosmetyki idealnie nadające się na chłodne, zimowe dni. Przyznam, że zaskoczyła mnie trochę oprawa graficzna, jest w zupełnie innym stylu niż zwykle. A jak wypadła zawartość? Podobnie jak w przypadku Glossy, myślę że jest poprawne, ale bez większego szału – ostatnie pudełka bardziej mi się podobały, choć znalazłam też w tej edycji coś fajnego dla siebie.

DSCN4718

DSCN4717

W pudełku znalazło się pięć produktów, z czego trzy są pełnowymiarowe.

  • BEAUTYFACE Innowacyjne serum do twarzy – może być ciekawe, o ile mnie nie uczuli ani nie zapcha mojej cery (z opisu wynika jednak, że nie powinno tak się stać). Jak dla mnie na plus, chętnie wypróbuję. / pełny produkt / 10ml / 30zł /
  • SYLVECO Oczyszczający peeling do twarzy – ten kosmetyk ucieszył mnie najbardziej z całego pudełka. Uwielbiam peelingi, a z polecanego Sylveco bardzo chciałam wypróbować! / pełny produkt / 75ml / 20zł /
  • SYLVECO Szampon do włosów – drugi kosmetyk Sylveco, ale nie mogę narzekać, bo marka wciąż mnie interesuje. Do wypróbowania. / pełny produkt / 300ml / 28zł /
  • GLAZEL Perełki rozświetlające – mamy też coś z kolorówki. Kuleczki wyglądają całkiem ładnie, dają subtelny efekt chłodnego połysku. Nie jest ich zbyt wiele w słoiczku, ale na wypróbowanie oczywiście wystarczy. / miniatura / za 17g – 45zł /
  • VEDARA Balsam do ust z 24 karatowym złotem – marki nie kojarzę, a balsam choć prezentuje się dość skromnie w tym plastikowym zwykłym słoiczku, ma bardzo ładny zapach i fajny skład (mieszanka maseł i olejków z kokosowym na czele). / miniatura / za 14ml – 24zł /

DSCN4719

DSCN4721

Pudełko nie zrobiło na mnie może wielkiego wrażenia, ale ucieszyły mnie dwa kosmetyki Sylveco (a szczególnie peeling), a pozostałe z chęcią wypróbuję. Nie trafił się żaden produkt, który totalnie nie wpasowałby się w mój gust i czekałoby go oddanie ;). Mimo, że wrażenia mam raczej pozytywne to uważam, że ostatnie pudełka były ciekawsze i ogólnie prezentowały się troszkę lepiej. Co sądzicie, podoba Wam się czy jesteście rozczarowane?

  • shinybox.pl
  • 59zł (koszty dostawy wliczone w cenę)

niedziela, 25 stycznia 2015

beGLOSSY Zimowa Inspiracja

Pierwsze w 2015 roku pudełko beGlossy przyszło do mnie już kilka dni temu, ale dopiero teraz mogłam je odebrać i oczywiście zaprezentować co tym razem kryje się w środku :). Hasło przewodnie to ‘Zimowa Inspiracja’ – kosmetyki do makijażu i pielęgnacji, które mogą przydać się zimą. Szczerze mówiąc nie zawsze zawartość pudełek ma mocny związek z rzucanym hasłem i mam wrażenie, że tak się właśnie stało tym razem, co nie oznacza oczywiście, że automatycznie pudełko jest kiepskie.

DSCN4709

DSCN4715

A w środku pięć kosmetyków + jeden prezent. Cztery produkty są pełnowymiarowe.

  • ORGANIQUE Cukrowa pianka peelingująca do ciała – lekka, puszysta pianka peelingująca o świeżym zapachu mrożonej herbaty i kolorowym opakowaniu zupełnie nie kojarzy mi się z zimową pielęgnacją, ale sama w sobie wydaje się naprawdę fajna! Markę zdecydowanie uwielbiam, więc zawsze z chęcią ją widzę w pudełkach. Ten produkt zdecydowanie na plus. / pełny wymiar / 100ml / 19,90zł /
  • POSTQUAM Konturówka do ust – kredki do ust u mnie zawsze się przydają, ale nie wiem czy każdy byłby zadowolony z konturówki w kolorze intensywnej czerwieni (w końcu wiele osób nie używa takich kolorów). Kredka wydaje się dosyć twarda, ale sprawdzałam ją tylko na dłoni. Na razie mam mieszane uczucia. / pełny produkt / 4g / 30zł /
  • PIERRE RENE Lakier do paznokci – lakier z serii Professional. Mi trafił się ładny róż! Dla lakierów zawsze na tak :). / pełny produkt / 11ml / 11,99zł /
  • CZTERY PORY ROKU Przyspieszacz wysychania lakieru  - nie przepadam za przyspieszaczami w takiej formie, ale ostatnio mi go polecano, dlatego z chęcią sprawdzę czy faktycznie u mnie też się sprawdzi. Na plus, bo i tak chciałam wypróbować, ale na minus, że to drugi nieskopółkowy produkt w pudełku. / pełny produkt / 15ml / 9,90zł /
  • URIAGE Krem do twarzy Hyseac Mat – matująco-nawilżający krem. Wiecie jakie mam nastawienie do miniaturek kremów – nie bardzo je lubię, uważam że pojawiają się trochę za często i generalnie jestem za tym żeby w pielęgnacji twarzy nie eksperymentować ciągle z nowymi kremami. Boję się uczulenia, dlatego pewnie komuś go sprezentuję. / miniatura 15ml / cena za pełny wymiar 40ml to 65zł /
  • D’OLIVE Mydło do ciała i włosów – oliwkowe mini mydełko wygląda totalnie uroczo, dorzucono je do pudełka jako prezent-dodatek. / miniatura 25g / za duże mydło 150g zapłacimy 10zł /

W tym miesiącu pojawiły się cztery warianty pudełek. Wspólne produkty dla wszystkich to pianka Organique i konturówka do ust. Różnił się za to prezent, bo zamiast mydełka mógł pojawić się oliwkowy balsam tej samej marki. Pozostałe trzy produkty też mogły być różne: Anti-Wrinkle Instant Hydration od Olay, szampon Schwarzkopf, odżywka Schwarzkopf, lakier Pierre Rene, wysuszacz Cztery Pory Roku, cień w kredce Sumita, krem Uriage.

DSCN4714

Moim zdaniem styczniowe beGlossy wypadło tak sobie. Zdecydowanie pudełko uratowała cukrowa pianka Organique. Gdyby nie dodatek w postaci mini mydełka zawartość prezentowałaby się dosyć skromnie. Wiecie, że uwielbiam lakiery do paznokci i inne preparaty do nich, ale dla mnie jednak na minus za dwie bardzo tanie i łatwo dostępne marki. Macie podobne odczucia?

 

***

Jeśli mieliście w planach skusić się na pakiet beGlossy to polecam Wam mój specjalny kod z okazji zbliżających się Walentynek – ważny tylko do 13.02! Jeśli zdecydujecie się na zakup pakietu 6 lub 12 miesięcy i przy zamówieniu podacie kod MENLOVE15 to dostaniecie dodatkowo, oczywiście za darmo, pudełko beGlossy for MEN (jego standardowa cena to 59zł, ale wartość oczywiście ją przekracza). Bonusowe pudełko zostanie wtedy wysłane przed Walentynkami. Warto jeśli mieliście się i tak skusić na pakiet :). 

sobota, 24 stycznia 2015

Half Moon Manicure: podwójny fiolet

Pomysł na taki zmodyfikowany half moon manicure znalazłam oczywiście na pintereście. Mani, który wpadł mi w oko opierał się na podobnej zasadzie – półksiężyce zostały oddzielone od reszty koloru “gołym” paskiem. Ja postawiłam jednak na inną kolorystykę, użyłam dwóch fioletowych lakierów. Jeden to bardzo ciemny fiolet o kremowym wykończeniu (Kobo – Serenity), drugi wybrałam lekko metaliczny (Kobo – The Charm of Provance). Mimo, że półksiężyce nie wyszły mi super równo to bardzo dobrze nosiło mi się te paznokcie i wytrzymałam w nich okrągły tydzień! Lubię takie proste wzory :).

DSCN4674

DSCN4677

DSCN4678

DSCN4679

piątek, 23 stycznia 2015

Paletki SLEEK: którą wybrać? | przegląd i porównanie palet

O paletkach Sleek I-Divine Palette pisałam już wiele razy, ale pomyślałam, że przydałoby się im podsumowanie i porównanie paletek między sobą. Czasem widzę, że zastanawiacie się, którą paletkę wybrać, więc mam nadzieję, że ten wpis pomoże przy wyborze :).

Marka Sleek słynie przede wszystkim właśnie ze swoich paletek cieni. Wszystkie wyglądają tak samo: mają po 12 niewielkich cieni, czarną kasetkę i lusterko wewnątrz. Sleek ma część palet w stałej ofercie, ale większość to edycje limitowane, które pojawiają się dosyć często. Czasem starsze palety można upolować np. na allegro. Ja oczywiście nie posiadam wszystkich dostępnych palet :).

DSCN4687

 

Ja cienie Sleeka pokochałam od pierwszej palety! Cienie o wykończeniu perłowym są niezwykle intensywne, wręcz kremowe, trochę metaliczne. Mają naprawdę fantastyczną pigmentację! Z kolei matowe cienie w paletkach bywają różne. Czasem są bardzo słabe, zbite, twardawe, a czasem mają dobrą formułę i mocną pigmentację. Mimo wszystko maty Sleeka jakoś mnie nie przekonują do końca i dlatego nigdy nie skusiłam się na paletkę ze wszystkimi cieniami w macie. Niektóre maty są też słabo wydajne.

Są to jedne z moich ulubionych cieni, lubię je na równi z Inglotem (a wychodzą jednak taniej). Niektóre cienie lubią się osypywać i pylić, ale dla mnie nigdy nie jest to wielką wadą, bo po prostu ciemniejsze makijaże zaczynam od oczu, a pod sam koniec wykańczam cerę. Paletki są fajne do własnego użytku, ale sprawdzają się także do malowania innych – wystarczy dwie/trzy kasetki wrzucić do kuferka żeby mieć pod ręką większość odcieni. Mimo, że bardzooo je lubię to od jakiegoś czasu przestałam je kupować. Paletki podrożały, teraz ceny dobijają do 40zł (dawniej było to poniżej 30zł) co nadal nie jest wygórowaną ceną, ale w moim odczuciu przestały już opłacać się tak bardzo.

a6

Oh So Special – to moja ulubiona paleta. Jeśli miałabym komuś polecić tylko jedną paletkę to właśnie byłaby to Oh So Special. Mamy w niej kilka uniwersalnych matów: waniliowy, beż, brąz i zgaszoną śliwkę. Są dwa piękne, łososiowe duochromy, bardzo fajna ciemna, perłowa śliwka i metaliczne srebro. Tym zestawem można zrobić dzienny makijaż w matach, rozświetlający lekki makeup, letni makijaż z koralem, typowe smokey, wieczorowe oko ze srebrem. Możliwości jest bardzo dużo, kolory sprawdzą się przy zgaszonych, kobiecych makijażach, ale jednocześnie nie są nudne i typowo oklepane. Dla mnie najlepsza :). Sprawdzi się przy każdym kolorze oczu, ale najlepiej przy niebieskich.

a8

Au Naturel – najbardziej uniwersalna paletka w brązach i beżach. Górny rząd to w przewadze jasne maty, dolny to z kolei ciemniejsze odcienie: brązy, oliwka, zieleń, czerń. Wszystkie kolory są w neutralnych odcieniach, więc będą dobre dla osób, które trzymają się naturalnej gamy kolorystycznej. Ta paleta jest dobra, ale nie przekonuje mnie tak na 100%. Beże są trochę zbyt żółte, brakuje mi pośredniego brązu. Fajna, ale przed zakupem warto dobrze przyjrzeć się odcieniom :). Będzie fajnie podbijać błękitne i szare tęczówki.

a1

Monaco – limitowana, dość kolorowa paletka, która bardzo przypadła mi do gustu. Kolory są fajnie przemieszane, tak że pasuje do letnich makijaży (np. turkusowych), wiosennych (liliowy i limonkowy), a nawet ciemniejszych, zimowych (granat z miedzią). Szczególnie polubiłam w niej właśnie tę mocną miedź. Fajna jeśli lubi się eksperymentować z kolorami. Moim zdaniem to ładny zestaw dla brązowych oczu, ale znajdą się tu też odcienie dobrze podbijające zielone tęczówki.

a9

Vintage Romance – moim zdaniem jedna z najpiękniejszych palet Sleeka. Bardzo szlachetne odcienie, wieczorowe, jesienno-zimowe. Dla mnie to zestaw idealnie pasujący do bardziej eleganckich makijaży. Świetne są tu odcienie złota, jest kilka pięknych fioletów złamanych różem i uniwersalny mat dobry ro rozcierania. Dobra dla brązowookich ale moim zdaniem ideał dla zielonych oczu :).

a5

Curacao – bardzo wesoła, letnia, niezwykle kolorowa paletka. Uwielbiam ją! Będzie świetna jeśli lubcie bawić się kolorami, ale sprawdzi się też do kuferka, bo można mieć wszystkie żywe kolory pod ręką. Jeśli rzadko używacie mocnych kolorów to lepiej ją sobie odpuścić. W tej palecie najbardziej lubię błyszczący pomarańcz, bardzo ładna jest tu też butelkowa zieleń. Na uwagę zasługują wyjątkowo mocne maty. Oczywiście przy każdym kolorze oczu można eksperymentować, ale sądzę, że najbezpieczniejsza będzie dla brązowych oczu.

a7

Garden of Eden – śliczna, ale dość specyficzna paleta. Trzeba lubić zielenie na oczach, ale jeśli już je lubicie to bardzo ją Wam polecam! Zielone kolory są tu naprawdę ładne, brązy zresztą też i dobrze się ze sobą zgrywają. Fajnie, że jest tu też kilka ciemniejszych matów, którymi można ładnie wykończyć makijaż. Ładna, ale nie stwarza aż tak wielu możliwości jak inne palety. Pięknie wygląda na brązowych oczach.

a4

Storm – paletka, do której mam mieszane uczucia. Cienie są wyjątkowo pylące co zresztą widać po upaćkanym opakowaniu. Te kolory są raczej wieczorowe, zgaszone, ale górny rząd stwarza możliwości do dziennego, rozświetlającego makijażu. Lubię w niej złoto, dwa zgaszone róże, piękny jest też zgaszony granat z opalizującymi drobinkami. Dość kiepsko wypadają maty, szczególnie brąz i czerń są bardzo zbite. Mnie ten zestaw cieni nie do końca przekonuje, choć na pierwszy rzut oka jest ładny. Osobiście polecałabym raczej jakąś inną paletkę. Storm będzie pasować do każdego koloru oczu.  a10

Bad Girl – to dla mnie trochę taka ciężka paletka, z którą trzeba się dogadać ;). Przygotowana typowo do smokey, ale dla mnie do ładnego smokey nie wystarczająca. Są w niej świetne granaty, piękne intensywne srebra, rewelacyjny fiolet. Nie podobają mi się dwa jasne perłowe cienie, które z reguły źle wyglądają w zestawieniu z pozostałymi kolorami. Fajna jeśli lubicie mocne makijaże. Nie do końca dobra jeśli jesteście początkujące, dopiero się uczycie malować i będziecie nią próbować zrobić ładne smoky eyes – brakuje mi w niej beżowego matu, matowego średniego brązu. Te kolory będą fajne dla brązowych i piwnych oczu, ale umiejętnie użyte pięknie podbiją też niebieskie i szare tęczówki.

a2

Glory – limitowana paleta, która jakoś u mnie leży nieużywana. Mam wrażenie, że cienie są w niej nieco twardsze i słabsze niż w innych paletkach Sleeka. Pierwszy rząd jest bardzo neutralny, drugi mocno kolorowy. Zawsze brakuje mi pomysłów na te kolory. Bardzo fajny jest w niej żółty, perłowy odcień, czerwień byłaby dobra gdyby była mocniejsza. Róż i zieleń niestety nie powalają. Grafit jest za to świetny. Mnie po dłuższym czasie jednak nie przekonała.

a3

Acid – i ostatnia paleta, w moim odczuciu najsłabsza. Kupiłam ją dla czwórki neonów, które okazały się bardzo słabe i zbyt suche. Nie lubię ich niestety. W palecie jest też ładna, oliwkowa zieleń, ale strasznie słaba. Świetny jest za to nieco fioletowy róż, dwa błękity i klasycznie bardzo dobre srebro. Biały mizerny. Tej palety nie polecałabym.

 

Mam wrażenie, że nowsze paletki Sleeka mają nieco lepszą formułę cieni od tych starszych. W ofercie znajdziecie jeszcze takie warianty jak piękna Arabian Nights (którą ma moja siostra, oglądałam i jest cudna), dwa rodzaje zupełnie matowych palet (V1 i V2), świetna dla niebieskookich – Sunset i oczywiście wiele innych. Mi bardzo podoba się jeszcze ciekawa Supreme. Paletki Sleek do upolowania oczywiście na Allegro, jeśli podobnie jak ja mieszkacie w Krakowie to zaglądajcie do drogerii Jasmin na Długiej, mają całą szafę Sleeka!

czwartek, 22 stycznia 2015

Olej AWOKADO

Nie od dziś uwielbiam naturalne olejki – są podstawą mojej pielęgnacji :). Chociaż znalazłam już oleje, które mi odpowiadają (z nasion konopi indyjskiej i śliwkowy do twarzy, ze słodkich migdałów do włosów) to i tak lubię wypróbowywać inne rodzaje. Zawsze istnieje prawdopodobieństwo, że trafi się jeszcze lepszy! Od dawna na mojej liście był olej awokado, o którym naczytałam się sporo dobrego. Jeśli stosujecie olejki to na pewno wiecie, że często mimo cudownych właściwości nie sprawdzają się u nas, a potrafią spisywać się rewelacyjnie u kogoś innego, dobór najlepszego olejku to po prostu niezwykle indywidualna kwestia.

DSCN3784

Olej awokado ma działanie silnie regeneracyjne, przeciwbakteryjne, przeciwstarzeniowe, silnie odżywcze. Sprawdza się przy chorobach skóry, przy trądziku. Przeczytałam nawet, że wykazuje zdolność odwracania szkód wyrządzonych skórze przez słońce.

Niestety moja skóra go nie polubiła. Tak to już czasem jest, co oczywiście nie świadczy, że z olejem jest coś nie tak – tak jak wspomniałam to indywidualna kwestia. Zanim zdecydowałam się na olej awokado sprawdziłam czy jest potencjalnie komedogenny: w skali 0-5 olej awokado ma 2. Stwierdziłam (jak przy wszystkich olejach), że jeśli nie sprawdzi się na twarzy to zużyję go na włosy. Już po pierwszym użyciu na skórze okazało się, że olejek mnie zapycha, niestety. Po przerwie zrobiłam jeszcze dwa podejścia, ale za każdym razem działo się to samo. Radziłabym więc uważać z tym olejem jeśli wasza skóra tak reaguje na kremy/oleje. Na moich rozjaśnianych, poniszczonych włosach też nie zdziałał cudów. Oczywiście jakiś efekt był, lekkie wygładzenie, ale inne oleje sprawdzają się u mnie po prostu lepiej.

Oczywiście żaden olej się u mnie nie zmarnuje – do stosowania na skórę ciała, przesuszone partie skóry, paznokcie i skórki wokół nich jest bardzo dobry. Zawsze można podkręcić nim trochę balsam do ciała. Olej awokado ma ten plus, że nie jest bardzo ciężki i tłusty. Ciekawa byłam zapachu, ale jest bardzo lekki, odrobinę orzechowy.

OLav

DSCN3786

Olej awokado to jeden z tych olejków, do którego już nie wrócę. Problemów ze zużyciem nie mam (została mi już resztka), ale inne olejki sprawdzają się u mnie po prostu lepiej. Mój olej jest akurat marki Nacomi (tu mają sklep internetowy), nie jest drogi bo buteleczka 30ml kosztuje 9,90zł, a jak wiecie oleje są bardzo wydajne. Markę widuję czasem też w Hebe, ale nie jestem pewna czy akurat olej awokado też mają w ofercie. Używałyście tego oleju?

wtorek, 20 stycznia 2015

Pachnące wtorki: Pink Hibiscus

Dziś już ostatni wpis z serii, ale za to na zakończenie wypadł wyjątkowo ładnie pachnący wosk. Mowa o Pink Hibiscus z Yankee Candle. Zapach pozytywnie mnie zaskoczył, ale chyba większość kwiatowych wosków YC trafia w mój gust.

Ca

Do inspirowanego makijażu użyłam nieco cieplejszych kolorów cieni – ciepłego różu, bordowego matu i ciemniej śliwki, która oczywiście na zdjęciach wcale nie jest tak ciemna jak w rzeczywistości. Makijaż to taki prosty dymek. Ostatnio strasznie podobają mi się takie kolory w makijażu, zresztą są dosyć popularne. Uwielbiam wykańczać makijaż cieniując  nad załamaniem powieki właśnie odcieniami rdzawymi, bordowymi i miedzianymi.

Cas

Wosk Pink Hibiscus ma pachnieć jak kwitnący hibiskus. Nie wiem jak ten kwiat pachnie w rzeczywistości, ale zapach wosku jest naprawdę piękny i zdecydowanie najlepszy ze wszystkich kwiatowych wosków jakie miałam okazję powąchać. Jest słodkawy i odrobinę kojarzy mi się z konwaliami, jeśli już musiałabym do czegoś go przyrównać, jednak nie jest mdły ani nie wywołał u mnie bólu głowy (co zdarza się mocnym kwiatowym zapachom, jak frezje, lilie czy właśnie konwalie). Wosk pachnie naprawdę intensywnie!

DSCN4618

Jeśli lubicie kwiatowe zapachy do bardzooo go Wam polecam, a jeśli takie nuty Wam nie podchodzą to pewnie i tak Wam się nie spodoba :D. Wosk do kupienia na Goodies.pl w cenie 7zł. To już ostatni wpis z cyklu – co tydzień pokazywałam makijaż inspirowany konkretnym woskiem YC i zamieszczałam krótką opinię o zapachu. Wpisów pojawiło się w sumie 12, a na zakończenie przygotowałam zestawienie wszystkich makijaży z tej serii:

MIX Który podobał Wam się najbardziej? :)

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rimmel: tusz Wonder’full z olejkiem arganowym

Jakiś czas temu w ofercie Rimmel pojawił się ciekawy tusz do rzęs – z dodatkiem olejku arganowego. Olejek arganowy w ostatnich latach zrobił się tak popularny, że można znaleźć go dosłownie w każdym kosmetyku pielęgnacyjnym. Nic dziwnego, że w końcu padło i na tusz do rzęs, choć szczerze mówiąc nie spodziewałabym się, że i tam trafi ;). Wonder’full jest reklamowany jako tusz do rzęs, który oprócz podkreślenia zapewnia także pielęgnację rzęs, sprawia że są bardziej elastyczne i gładkie. Brzmi oczywiście obiecująco, ale czy faktycznie tak jest w rzeczywistości…

DSCN3830

DSCN3831

Metaliczne opakowanie na plus, fajnie wygląda i wyróżnia się na tle tuszy Rimmel i ogólnie innych maskar w podobnym przedziale cenowym. Tusz ma dosyć sporą, elastyczną, silikonową szczoteczkę. Przypadła mi do gustu, choć sądzę, że dla niektórych może okazać się za duża. Lubię silikonowe szczoteczki o ile nie są bardzo wąskie jak grzebyczek, więc pod tym kątem od razu mi się spodobał.

W pierwszych dniach stosowania pozytywnie zaskoczyło mnie dobre rozdzielenie rzęs. Świeże tusze lubią być zbyt rzadkie i sklejać rzęsy, ale Wonder’full taki na szczęście nie był. Oczywiście jak to zwykle bywa, entuzjazm opadł z czasem i po dłuższym okresie stosowania tusz jest w moim odczuciu kolejnym dość dobrym, poprawnym, ale nie ponadprzeciętnym tuszem tej marki. Jak widzicie na zdjęciu dobrze rozdziela rzęsy, widocznie je wydłuża i zdaje się, że lekko je unosi. Co do obiecywanej mega objętości – na pewno rzęs wydaje się więcej przez rozdzielenie, ale nie pogrubia ich zbyt mocno. Nie kruszy się ani nie rozmazuje w ciągu dnia. Nie zauważyłam działania pielęgnującego (ani bardziej elastycznego efektu po pomalowaniu), mam wrażenie że rzęsy są takie jak przed stosowaniem Wonder’full. Tusz zostawia czasem mini grudki na rzęsach (trochę to widać na zdjęciu poniżej) co jest jego największą wadą, choć są naprawdę mikroskopijne. Z efektu jestem ogólnie zadowolona, dość dobrze prezentuje się na moich rzęsach.

RM

DSCN3833

Wonder’full okazał się całkiem fajnym, choć nie wybitnym tuszem. Moim zdaniem wypada lepiej niż kilka innych maskar Rimmel, które używałam. Nie sądzę jednak żeby różnił się czymkolwiek od innych tuszy pod kątem pielęgnującego działania.

Używałyście Wonder’full?

ZXX

Zapraszam Was na mojego FB, gdzie na bieżąco wrzucam moje wszystkie makijażowe eksperymenty : ).