Od dziś aż do 29 kwietnia w Drogeriach Natura mamy ładną promocję –40% na kosmetyki kolorowe, czyli wszystko co w szafach z produktami do makijażu możemy kupić ze znaczną zniżką. W promocję wchodzą wszystkie kosmetyki, także lakiery do paznokci, warunkiem jest jedynie zakup dwóch produktów do makijażu (przy trzech itd. wszystkie kosmetyki wchodzą ze zniżką). To dobry moment na zakup tego co akurat nam się skończyło, zrobienia zapasu ulubionego kosmetyku, albo po prostu skuszenia się na coś co od dawna za nami chodzi. Osobiście nie polecam spontanicznych zakupów, sama wolę wcześniej przemyśleć co kupię, posprawdzać opinie, bo już nie raz nacięłam się w takich promocjach na kiepskie kosmetyki, których na pewno nie kupiłabym poza promocją.
Na co warto się skusić? Moim zdaniem warto wybrać coś z Kobo, Sensique, Essence, Catrice, My Secret, Bell czy Pierre Rene, a odpuścić Maybelline, L’Oreal, Max Factor czyli wszystkie marki, które są dostępne w Rossmannach. Jak wiecie sieciowe drogerie zawsze startują z promocjami w podobnym czasie – Rossmann zaczyna serię zniżek od piątku, a obniżka będzię większa, bo –49%, dlatego po prostu nie opłaca się brać w Naturze tego co możemy kupić taniej w Rossmannie.

Uważajcie na zawyżone ceny. O ile zniżka jest naprawdę duża i fajna, tak Natury zrobiły brzydkiego psikusa z podwyższaniem cen na czas promocji. Już dziś rano ta informacja rzuciła mi się w oczy na facebooku, a w Naturze, do której się wybrałam było to samo. Kamuflaże Catrice, które zawsze mają wzięcie nagle kosztują ponad dwadzieścia złotych (gdzie ich regularną ceną jest chyba coś w okolicach piętnastu). Zwracajcie uwagę na przeklejone ceny, np. Catrice i Essence ma oznaczenia cen na szafie nadrukowane od producenta, ale niektóre z nich zostały właśnie zawyżone (na tych cenach pojawiły się doklejone papierowe ceny, ale regularne nawet prześwitywały ze spodu ;)). Przez tą nieładną praktykę nie kupiłam kilku produktów na których mi zależało, bo po prostu się to wcale nie opłacało.

SENSIQUE
Choć Sensique dla wielu to synonim czegoś taniego i kiepskiego, to w ofercie tej marki znajdziemy naprawdę fajne produkty! Warto się przekonać :).
Warto: cienie Velvet Touch i lakiery do paznokci. Cienie zdecydowanie poprawiły się na jakości, z serii Velvet Touch warto dokupić odcienie, których nam brakuje. Nie są wybitne, ale bardzo dobre, szczególnie kolekcja intensywnych matów była świetna (ale nie wiem czy jeszcze ją dorwiecie). Polecam lakiery, mają piękne glittery, flejki, piaski!
Można: cienie Glamour Palette – jedne lepsze, drugie gorsze, także trzeba sprawdzać. Kredka Smoky Eyes jest całkiem dobra. Nawet fajne są też perełki brązujące i rozświetlające, ale tutaj też bez cudów. Brązujące są trochę zbyt ciepłe, a rozświetlające nieco za ciemne, ale lubię po nie sięgać od czasu do czasu. Dobry jest też puder prasowany. Bronzery mapki są po prostu średnie.
Nie warto: nie warto zawracać sobie głowy produktami do ust. Część jest lepsza, część gorsza, ale generalnie lepiej dorzucić parę złotych i skusić się na inną markę.

MY SECRET
My Secret to niedroga marka, ale ma w ofercie mnóstwo świetnych kosmetyków! Moim ulubionym produktem z całej oferty są chyba Star Dusty – sypkie cienie w pięknych odcieniach i słodkim zapachu.
Warto: puder matujący w kamieniu (szczególnie przy problemach z przetłuszczającą się cerą) to mój ostatni ulubieniec. Bardzo polecam także bronzer w chłodnym, wyważonym odcieniu i śliczny róż Peach Pink – w kolorze połyskującej brzoskwini. Do oczu moje ukochane Star Dusty, szczególnie brąz i odcienie nr 4 i 5. My Secret ma też świetne cienie matowe i paletki, są bardzo mocno napigmentowane. Bardzo lubię ich lakiery do paznokci, można wyszukać ciekawe glittery albo inne cudaki (np. piaskowy top coat). Chociaż ostatnio nie przepadam za błyszczykami to te z serii Hot Colors lubię.
Można: balsamy Kiss My Lips – fajne balsamy, chociaż jak dla mnie nie jest to żaden ‘must have’. Niezłe są cienie Pearl Touch, ale podobne znajdziecie właściwie na każdym kroku. Cienie trójki są różne, niektóre świetnej jakości a inne trochę gorsze.
Nie warto: nabłyszczacz-wysuszacz do paznokci to chyba jedyny produkt, którego faktycznie nie polecam. Nie lubię też błyszczyków Fashion Lip Gloss, a pomadki Dress up your lips są nawet w porządku, ale uważam, że lepiej wybrać coś innego.



CATRICE
Nie mam wielu kosmetyków z stałej oferty Catrice, ale za to większość się u mnie sprawdziła. Lubię ich kolekcje limitowane i to najczęściej z nich coś kupuję.
Warto: cienie Velvet Matt są świetne. Ja mam bordo, ale pozostałe kolory wydają się równie mocno napigmentowane i niezwykle aksamitne jak mój cień. Uwielbiam ich lakier do ust, mam prawie neonowy róż. Jest bardzo intensywny, daje piękny połysk i długo się utrzymuje, a po starciu zostawia lekki kolor na ustach, świetny produkt! Na uwagę zasługują także kamuflaże o bardzo mocnym kryciu – jeden z moich ulubionych kosmetyków w ogóle :).
Można: cienie pojedyncze są w porządku, ale nie robią szału w swojej cenie. Polubiłam także cień z serii Liquid Metal, ale nie każdy będzie równie zadowolony, bo są to cienie mocno błyszczące, grubo zmielone i generalnie trochę specyficzne. Lakiery do paznokci są dobre, ale też nie dla każdego – u mnie się sprawdzają.
Nie warto: tutaj nie mam ani jednego produktu z stałej oferty, który uważałabym za kiepski.

ESSENCE
Essence zawsze kusiło mnie limitowanymi kolekcjami, a stała oferta nie robiła na mnie nigdy wielkiego wrażenia. Jednak niektóre kosmetyki mają naprawdę warte polecenia np. kredki do brwi!
Warto: cienie w kremie Effect mają być wycofywane, a to wielka szkoda, bo to intensywne i bardzo trwałe cienie w kremie, w pięknych kolorach! Crystal Eyeliner to mój kosmetyk numer jeden z oferty Essence – polecam cudowny duochromowy błękit! Wygląda bosko nałożony na czarną kreskę. Złoty i niebieski brokatowy liner z tej samej serii jest znacznie gorszy. Essence ma świetne pędzelki, najlepsza jest kulka do blendowania i skośny pędzelek do kresek albo do brwi. Jeśli uda Wam się natrafić na wycofane pigmenty (a nadal się zdarzają) to naprawdę warto. Dobre i bardzo tanie są też kredki, zarówno konturówki do ust jak i automatyczne Long Lasting. Nie są to moje najlepsze kredki, ale jeśli znajdziecie fajny kolor to warto się zdecydować.
Można: rozświetlająca kredka jumbo, jeśli chcecie ją stosować np. na wewnętrzne kąciki oczu. Na całe oczy się nie nadaje, bo nie chce zastygać i ma słabą trwałość. Podkład w musie jest dość dobry jeśli oczywiście pasuje Wam taka formuła. Essence ma duży wybór lakierów, kolory często są zmieniane, więc można wyszukać ciekawe odcienie, jednak wiele osób narzeka na ich trwałość (na moich pznokciach wszystko dobrze się trzyma ;)).
Nie warto: pomadki do ust z linii podstawowej to zupełnie nie mój gust. Śliskie, dziwne, dla mnie słabe. Nie lubię też cieni Essence, też podstawowej serii, są moim zdaniem kiepskie. Lepiej też odpuścić żelowe kredki do oczu. Ja generalnie rzecz biorąc jestem ogromną fanką żelowych kredek, ale te od Essence są dziwne, dość twarde i zbyt szybko zastygają. Nie można dokładać kolejnych warstw, bo kredka się łuszczy i robią się prześwity.


KOBO
Marka do której z początku nie mogłam się przekonać, a teraz jedna z moich ulubionych. Wypróbowałam wiele kosmetyków Kobo i zdecydowana większość jest przeze mnie chętnie używana. Szczególnie lubię ich nowe bronzery i rozświetlacze, pomadki i świetne cienie.
Warto: pomadki do ust – ładne kolory, dobra pigmentacja, świetnie się noszą. Jedne z lepszych pomadek w tym przedziale cenowym. Lubię też lakiery Kobo, są bardzo trwałe na moich paznokciach. Szczególnie polecam kilka nowości: chłodny bronzer Sahara Sand (ideał!), transparentny puder o bardzo naturalnym efekcie i piękny rozświetlacz Moonlight. Uwielbiam cienie Kobo, mają super mocne maty i genialne duochromy o lekko kremowej formule (najbardziej lubię Golden Rose i Copper). Jednym z moich ulubionych kosmetyków jest wypiekany cień w odcieniu Copper, który stosuję jako róż na policzki. Na mega plusa zasługują też nowe neonowe cienie, super intensywne!
Można: konturówki do ust są bardzo dobre, ale nie niezastąpione. Błyszczyki dają radę (te w słoiczku i te w pędzelku) choć nie zaliczyłabym ich do ulubionych kosmetyków. Dobry mają też fixer. Jeśli kuszą Was nowości to dobrze przemyślcie zakup ciemniejszej wersji bronzera (jest dobry do zdjęć, ale może dawać czasem zbyt ‘brudny’ efekt) i ciepłego rozświetlacza (dla większości zbyt żółto-złoty).
Nie warto: make up primer to zwykła baza silikonowa, więc lepiej ją sobie odpuścić. Takie bazy z reguły nie są zbyt przydatne i wcale nie poprawiają widocznie ani trwałości makijażu, ani też nie sprwiają, że podkład wygląda lepiej.



Sama skusiłam się na trzy kredki Catrice: z serii Velvet Matt, rozświetlającą i granatowo-niebieską z Long Lasting. Kupiłam też pigment Kobo w odcieniu Sea Shell, opalizujący na brzoskwiniowo.
