Hej! Mam wrażenie, że odkąd lakiery hybrydowe stały się popularne, różne marki zaczęły nas zasypywać klasycznymi lakierami do paznokci, które mają dawać żelowy efekt. Oczywiście obietnica tradycyjnego lakieru, który miałby mieć lustrzany połysk i wytrzymać dwa tygodnie na paznokciach (a jednocześnie zmywać się ekspresowo) jest bardzo kusząca, ale same wiecie jak to jest - klasyczny lakier to w końcu nie hybryda. Choć nadal jestem sceptycznie nastawiona do takich wynalazków to muszę przyznać, że kilka takich "żelowych" lakierów akurat pozytywnie mnie zaskoczyło. Nie można ich porównać z manicurem hybrydowym, ale trzymały się dłużej i miały o wiele mocniejszy połysk od większości zwykłych lakierów.
Ostatnio przetestowałam kolejny taki żelowy lakier, kompletnie nieznanej mi marki Poezja. Nigdy nie spotkałam się z tymi lakierami stacjonarnie i nawet o nich nie słyszałam. Podesłała mi je do wypróbowania Drogeria Vica (vica.pl) i chyba tylko tam można je dostać. Na pierwszy ogień poszedł połyskujący róż z numerkiem 908.
Jak sprawdził się lakier? Generalnie całkiem dobrze - szybko wysychał, miał ładny połysk i nie sprawiał trudności podczas malowania. Mały minus za krycie, bo potrzebował trzech warstw, ale myślę że to akurat kwestia odcienia. Producent mówi o dwóch tygodniach trwałości, jeśli zabezpieczymy manicure żelowym top coatem z tej samej linii. A jak to było w praktyce? Lakier faktycznie miał fajną trwałość, nie odpryskiwał i trzymał się naprawdę długo, choć na mojej płytce większość lakierów osiąga niezłe wyniki w trwałości. Zmyłam go po około 5 dniach, bo choć nie było odprysków to wyglądał na taki, same wiecie, znoszony. Lekko wytarte końce i gorszy połysk. Także trwałość na plus, aczkolwiek trzeba się z tym liczyć, że to nie jest hybryda, więc nie ma aż takiej trwałości i tak mokrego połysku.
Dajcie znać czy próbowałyście "żelowych", ale tradycyjnych lakierów i jakie macie z nimi doświadczenia :).
czwartek, 29 września 2016
środa, 28 września 2016
SHINYBOX wrzesień 2016 | Your Beauty, Your Body, Your Choice!
ShinyBox ostatnio pozytywnie zaskakiwał, także pudełkami InspiredBy z edycji specjalnych, ale wrześniowe pudełko to chyba jedno z najlepszych edycji Shiny! Zawartość bardzo na bogato, co zresztą zapowiadał już rozmiar pudełka (zdecydowanie większy od standardowego). Szczerze mówiąc to w pierwszej chwili zaczęłam się zastanawiać czy to jakaś edycja specjalna czy comiesięczny Shiny ;). Okazało się, że wrześniowy ShinyBox miał dwa warianty - typowy oraz właśnie big size, który trafił do osób mających stałą subskrypcję.
Wrześniowy box pojawił się pod hasłem "Your Beauty, Your Body, Your Choise!", w energetycznej oprawie, bo w końce we współpracy z Jatomi Fitness. I tym razem zawartość była bardzo pomieszana, kosmetyki pielęgnacyjne z kolorówką, plus kilka produktów zdecydowanie nawiązujących do hasła przewodniego. Moim zdaniem zdecydowanie na plus!
Podliczając mamy aż 10 produktów pełnowymiarowych, dwie miniatury i dwa produkty dodatkowe (jeden VIP i jeden jeśli trafiło się na "szczęśliwe pudełko"). Przy pomyślnych wiatrach w pudełku można było się doliczyć w sumie 14 produktów, co moim zdaniem było po prostu nieźle opłacalne, szczególnie że pudełko kosztowało tyle co zawsze tj. 49zł w subskrypcji i 59zł jeśli bierze się jednorazowe pudełko. Na stronie ShinyBox widzę, że pudełko wciąż jest w ofercie, więc jeśli zawartość trafia w Wasz gust to moim zdaniem warto.
FRESH JUICE Żel pod prysznic | Żele w różnych wariantach zapachowych były produktem VIP i pojawiły się w pudełkach 'big size' czyli trafiły do osób mających stałą subskrypcję. Ja w swoim pudełku znalazłam melonowo-cytrynowy, który pachnie... bananem ;)!
SCHWARZKOPF Szampon Essence Ultime Caviar | Nowość od Schwarzkopf, linia "kawiorowa". I znów - w pudełkach 'big size' szampon był pełnowymiarowy, a w typowych 50ml.
CHARMINE ROSE Krem NCBS z kwasami | Miniatura kremu do twarzy, w trzech różnych wariantach. Mi trafiła się wersja z kwasami i dobrze, bo na jesień zawsze chętnie po nie sięgam.
CATRICE Lakier do paznokci | Kolejny produkt to lakier Catrice, pełny wymiar. Nie wiem czy kolory były różne czy wszyscy mieli czerwień (Bloody Mary to Go). To bardzo klasyczny odcień, więc oceniam go na plus. Lakiery zawsze mile widziane ;).
CZTERY PORY ROKU Masło do skórek i paznokci | I drugi kosmetyk "paznokciowy" czyli mały słoiczek ze skoncentrowanym masłem do skórek. Lubię produkty z tej kategorii, a masełko zapowiada się dosyć fajnie - nawilża, ale nie jest bardzo tłuste. Mogłoby jedynie lepiej pachnieć!
DOVE Olejek do mycia ciała | Dalej mamy olejek pod prysznic czyli typ produktu, który bardzo bardzooo lubię. Do tego lubię też pielęgnację Dove i ich boskie zapachy, więc olejek pierwszy poszedł do wypróbowania. Zapowiada się super, pięknie pachnie, a w kontakcie z wodą tworzy lekką, kremową piankę. Myślę, że się polubimy.
AURIGA Flaco-C | Miniatura popularnego serum z witaminą C, która bardzo mnie ucieszyła, bo miałam ochotę wypróbować serum tej marki. Oczywiście już je sprawdziłam, ale tylko pod kątem konsystencji itp, bo o efektach nie ma co mówić po jednorazowym teście.
STENDERS Balsam do ust | Jak wiecie lubię Stenders i zawsze chętnie widzę w boxach produkty tej marki. Tym razem jest to ochronna pomadka do ust o bardzo bogatej, tłustej formule, takiej w sam raz na jesień i zimę. Mój wariant do grejpfrut-pigwa, orzeźwiający ale bardzo delikatny zapach. Trochę żałuję, że nie trafiłam na wersję kawowo-śmietankową ;).
CONSTANCE CARROLL Kredka Kohl | Kilka z Was było zaskoczonych, że marka Constance Carroll nadal istnieje, a tymczasem Shiny umieściło w pudełku kolejny produkt od CC. Czarna kredka to coś totalnie uniwersalnego, ale jaka ta będzie jakościowo... nie mam pojęcia!
ZIAJA Multi Modeling Reduktor Rozstępów | Niektóre z pudełek były tzw. "szczęśliwymi boxami", w których znalazł się jeden z trzech dodatkowych produktów (skakanka lub jeden z dwóch pełnowymiarowych balsamów Ziaja). Ja trafiłam na reduktor rozstępów i choć rozstępów mam całe mnóstwo to szczerze mówiąc chyba wolałabym skakankę, bo nie wierzę że krem może coś na nie zdziałać. Jednak żeby niepotrzebnie się nie uprzedzać na pewno przetestuję krem, choć bez wielkich oczekiwań.
CALYPSO Gąbka Active Peeling | Złuszczająca gąbka to bardzo fajny pomysł na dodatek do pudełka! Zawsze się przyda! Chociaż jestem wierna mojej naturalnej morskiej gąbce to i tę z chęcią sprawdzę.
SPORTDEFINITION Baton proteinowy | I kolejny fajnie pomyślany produkt na dodatek do tego nieco sportowego pudełka. Cóż, zawsze poprawiają mi humor takie dobre ale też zdrowe przekąski. Baton był naprawdę dobry, a nie zawierał cukru ani soli.
NOBLE HEALTH Program dietetyczno-treningowy | Płyta z przepisami, treningami i poradami dietetycznymi. Moim zdaniem też spoko jako coś dodatkowego, sprawdzę z chęcią te przepisy.
VIVIO Nasiona Chia | Ostatni niekosmetyczny produkt czyli nasionka chia. Domyślam się, że jeśli ktoś oczekiwał samych kosmetyków może nie być do końca przekonany, ale w sumie w tym pudełku było tak dużo różnych produktów, że mi nie przeszkadza to wcale. Zresztą nasionka szałwii lubię i często je dodaję do różnych posiłków.
Stenders dorzucił też próbkę żurawinowego balsamu do ciała.
Podsumowując, moim zdaniem wyjątkowo fajne pudełko, bardzo obfite i zróżnicowane :)!
Wrześniowy box pojawił się pod hasłem "Your Beauty, Your Body, Your Choise!", w energetycznej oprawie, bo w końce we współpracy z Jatomi Fitness. I tym razem zawartość była bardzo pomieszana, kosmetyki pielęgnacyjne z kolorówką, plus kilka produktów zdecydowanie nawiązujących do hasła przewodniego. Moim zdaniem zdecydowanie na plus!
Podliczając mamy aż 10 produktów pełnowymiarowych, dwie miniatury i dwa produkty dodatkowe (jeden VIP i jeden jeśli trafiło się na "szczęśliwe pudełko"). Przy pomyślnych wiatrach w pudełku można było się doliczyć w sumie 14 produktów, co moim zdaniem było po prostu nieźle opłacalne, szczególnie że pudełko kosztowało tyle co zawsze tj. 49zł w subskrypcji i 59zł jeśli bierze się jednorazowe pudełko. Na stronie ShinyBox widzę, że pudełko wciąż jest w ofercie, więc jeśli zawartość trafia w Wasz gust to moim zdaniem warto.
FRESH JUICE Żel pod prysznic | Żele w różnych wariantach zapachowych były produktem VIP i pojawiły się w pudełkach 'big size' czyli trafiły do osób mających stałą subskrypcję. Ja w swoim pudełku znalazłam melonowo-cytrynowy, który pachnie... bananem ;)!
SCHWARZKOPF Szampon Essence Ultime Caviar | Nowość od Schwarzkopf, linia "kawiorowa". I znów - w pudełkach 'big size' szampon był pełnowymiarowy, a w typowych 50ml.
CHARMINE ROSE Krem NCBS z kwasami | Miniatura kremu do twarzy, w trzech różnych wariantach. Mi trafiła się wersja z kwasami i dobrze, bo na jesień zawsze chętnie po nie sięgam.
CATRICE Lakier do paznokci | Kolejny produkt to lakier Catrice, pełny wymiar. Nie wiem czy kolory były różne czy wszyscy mieli czerwień (Bloody Mary to Go). To bardzo klasyczny odcień, więc oceniam go na plus. Lakiery zawsze mile widziane ;).
CZTERY PORY ROKU Masło do skórek i paznokci | I drugi kosmetyk "paznokciowy" czyli mały słoiczek ze skoncentrowanym masłem do skórek. Lubię produkty z tej kategorii, a masełko zapowiada się dosyć fajnie - nawilża, ale nie jest bardzo tłuste. Mogłoby jedynie lepiej pachnieć!
DOVE Olejek do mycia ciała | Dalej mamy olejek pod prysznic czyli typ produktu, który bardzo bardzooo lubię. Do tego lubię też pielęgnację Dove i ich boskie zapachy, więc olejek pierwszy poszedł do wypróbowania. Zapowiada się super, pięknie pachnie, a w kontakcie z wodą tworzy lekką, kremową piankę. Myślę, że się polubimy.
AURIGA Flaco-C | Miniatura popularnego serum z witaminą C, która bardzo mnie ucieszyła, bo miałam ochotę wypróbować serum tej marki. Oczywiście już je sprawdziłam, ale tylko pod kątem konsystencji itp, bo o efektach nie ma co mówić po jednorazowym teście.
STENDERS Balsam do ust | Jak wiecie lubię Stenders i zawsze chętnie widzę w boxach produkty tej marki. Tym razem jest to ochronna pomadka do ust o bardzo bogatej, tłustej formule, takiej w sam raz na jesień i zimę. Mój wariant do grejpfrut-pigwa, orzeźwiający ale bardzo delikatny zapach. Trochę żałuję, że nie trafiłam na wersję kawowo-śmietankową ;).
CONSTANCE CARROLL Kredka Kohl | Kilka z Was było zaskoczonych, że marka Constance Carroll nadal istnieje, a tymczasem Shiny umieściło w pudełku kolejny produkt od CC. Czarna kredka to coś totalnie uniwersalnego, ale jaka ta będzie jakościowo... nie mam pojęcia!
ZIAJA Multi Modeling Reduktor Rozstępów | Niektóre z pudełek były tzw. "szczęśliwymi boxami", w których znalazł się jeden z trzech dodatkowych produktów (skakanka lub jeden z dwóch pełnowymiarowych balsamów Ziaja). Ja trafiłam na reduktor rozstępów i choć rozstępów mam całe mnóstwo to szczerze mówiąc chyba wolałabym skakankę, bo nie wierzę że krem może coś na nie zdziałać. Jednak żeby niepotrzebnie się nie uprzedzać na pewno przetestuję krem, choć bez wielkich oczekiwań.
CALYPSO Gąbka Active Peeling | Złuszczająca gąbka to bardzo fajny pomysł na dodatek do pudełka! Zawsze się przyda! Chociaż jestem wierna mojej naturalnej morskiej gąbce to i tę z chęcią sprawdzę.
SPORTDEFINITION Baton proteinowy | I kolejny fajnie pomyślany produkt na dodatek do tego nieco sportowego pudełka. Cóż, zawsze poprawiają mi humor takie dobre ale też zdrowe przekąski. Baton był naprawdę dobry, a nie zawierał cukru ani soli.
NOBLE HEALTH Program dietetyczno-treningowy | Płyta z przepisami, treningami i poradami dietetycznymi. Moim zdaniem też spoko jako coś dodatkowego, sprawdzę z chęcią te przepisy.
VIVIO Nasiona Chia | Ostatni niekosmetyczny produkt czyli nasionka chia. Domyślam się, że jeśli ktoś oczekiwał samych kosmetyków może nie być do końca przekonany, ale w sumie w tym pudełku było tak dużo różnych produktów, że mi nie przeszkadza to wcale. Zresztą nasionka szałwii lubię i często je dodaję do różnych posiłków.
Stenders dorzucił też próbkę żurawinowego balsamu do ciała.
Podsumowując, moim zdaniem wyjątkowo fajne pudełko, bardzo obfite i zróżnicowane :)!
poniedziałek, 26 września 2016
Najlepszy puder matujący: SKROBIA ZIEMNIACZANA
Część z Was na pewno zna sposób na wykorzystanie skrobi ziemniaczanej w roli pudru matującego do twarzy. Patent jest dosyć znany, ale jestem przekonana, że wiele osób nadal o tym nie słyszało bądź nie spróbowało przetestować na własnej skórze :). Jeśli macie tłustą bądź mieszaną cerę to skrobię po prostu musicie sprawdzić! Dla mnie skrobia w roli pudru jest prawdziwym odkryciem, to zdecydowanie najlepszy puder matujący jaki miałam. Jeśli miałabym przyrównać świetne działanie matujące skrobi to powiem Wam, że jedynym pudrem który miałby szansę w starciu ze skrobią byłby chyba tylko Kryolan Anti-Shine.
Oczywiście najlepsze jest to, że skrobię dostaniecie w zwykłym spożywczaku za jakieś dwa złote, a więc puder ze skrobi jest z pewnością najtańszym pudrem jaki można spotkać. Skrobi używam właściwie już od kilku lat, choć nie codziennie, bo efekt uzyskany przy jej pomocy ma również swoje minusy, ale o tym za chwilę.
Skrobia ziemniaczana utrzymuje mat najmocniej i najdłużej ze wszystkich znanych mi gotowych pudrów. Używam jej zawsze latem kiedy moja skóra okropnie się przetłuszcza - to jedynie skrobia ją ratuje. Jest w formie sypkiej i nie nadaje koloru (jeśli nałożymy niewielką ilość) dzięki czemu zachowuje się jak gotowy puder. Skrobię wklepuję zawsze w strefę T, oczywiście po nałożeniu podkładu. Zwykle używam do tego pędzla typu flat top, ale równie dobrze sprawdzi się typowy puchacz do pudru.
Jakie jeszcze plusy ma skrobia? Jest produktem naturalnym, więc możecie wypróbować ją bez obaw. Nie zapycha, nie podrażnia, jest po prostu łagodna dla naszej skóry. Warto również dodać, że skrobia nie osłabia działania filtrów UV.
Skrobia ma jednak w moich oczach pewne minusy. Przede wszystkim trzeba być ostrożnym podczas aplikacji, bo przy większych ilościach lubi bielić i jest po prostu widoczna na twarzy. Nie jest też niestety tak drobna jak większość pudrów, a więc nie wypełnia tak ładnie porów i nie daje aż tak miękkiego, idealnie gładkiego wykończenia jak przy dobrym pudrze. Dlatego po skrobię sięgam głównie podczas upałów, gdzie bardziej zależy mi na dobrym macie niż na jakichś drobnych niuansach w wykończeniu makijażu. Z kolei zimą raczej odstawiam skrobię, bo zwykły puder mi wystarcza.
Mimo tych drobnych wad i tak uwielbiam skrobię i uważam ją za prawdziwy hit z grosze :). Warto ją przetestować na własnej skórze, bo prawdopodobnie i tak macie ją w kuchni, a jako produkt naturalny nie zaszkodzi waszej cerze. Puder ze skrobi to obowiązkowy punkt jeśli lubicie bawić się w kręcenie naturalnych kosmetyków. Jeśli zdecydujecie się na taki skrobiowy puder to warto skombinować sobie pojemniczek z sitkiem. Najłatwiej zostawić sobie po prostu opakowanie po zużytym pudrze transparentym, ale takie pojemniki dostaniecie też w sklepach z półproduktami albo z opakowaniami. Mój pojemniczek był ze sklepu z opakowaniami allinpackaging.pl, skąd pochodzi też reszta pojemniczków - słoików, butelek, a nawet opakowań na balsam do ust w stylu eosa czy makaroników (ten liliowy to właśnie makaronik na balsam!) ;). Mam w planach w najbliższym czasie zrobienie kilku własnych kosmetyków, od jakiegoś czasu przymierzam się do kremu.
Kto z Was używa skrobi? Jestem ciekawa czy u Was sprawdza się tak samo dobrze jak u mnie. Ja jeszcze raz bardzooo Was namawiam na wypróbowanie skrobi, dla tłustej cery może okazać się wybawieniem! Wpis powstał przy pomocy portalu www.mojealergie.pl, na którym znajdziecie sporo informacji o wszystkim co może powodować alergie skórne. Skrobia jednak nie powinna podrażniać nawet bardzo wrażliwej cery, dlatego moim zdaniem warto :)!
sobota, 24 września 2016
InspiredBy NATURALNIE PIĘKNA edycja II 🌷
Hej! Przed nami kolejna, już druga edycja pudełka InspiredBy "Naturalnie Piękna". Jeśli Wy też lubicie kosmetyczne boxy, a przy tym naturalną pielęgnację to właśnie to pudełko może Was zaciekawić. Ja byłam bardzo zadowolona z pierwszej edycji, którą opisywałam w tym poście. Pojawiły się w niej różne ciekawe marki np. Pixie <3, Klorane czy lubiane przez większość Sylveco :). W przeciwieństwie do większości boxów, "Naturalnie Piękna" pojawia się nie co miesiąc, ale co dwa miesiące.
BIOTEQ Sztyft ochronny przeciw otarciom | Jednym z produktów jest sztyft przeciw otarciom. Myślę, że dla wielu osób może być to coś nowego i ciekawego do wypróbowania. Ja podobny sztyft, ale z innej marki już miałam i mogę powiedzieć, że faktycznie ten gadżet się sprawdza. Stosowałam go przed założeniem wyjątkowo obcierających butów i trzeba przyznać, że otarć w ogóle nie było albo pojawiały się w o wiele mniejszym stopniu. Jedynie radzę uważać przy butach typu meliski - po posmarowaniu skóry takim sztyftem mogą po prostu spadać ;).
BIOPHA Wybielająca pasta | Pasta miło mnie zaskoczyła, bo lubię testować nietypowe pasty do zębów o bardziej naturalnych składach. Marki w ogóle nie kojarzę, więc jest to dla mnie totalna nowość. Pastę zdążyłam już wypróbować, jest bardzo gęsta i nie ma tak mocno miętowego ani słodkawego smaku jak większość popularnych past do zębów.
CONSTANCE CARROLL Puder bambusowy | Przyznam, że zaskoczyła mnie obecność marki Constance Carroll, która kojarzy mi się z moimi początkami makijażowymi i jakimś pierwszym, tanim pudrem z osiedlowej drogerii ;). Później nie miałam już za bardzo styczności z marką i nawet nie wiem co teraz CC ma w asortymencie. Puder także zdążyłam już na szybko przetestować i mam mieszane uczucia. Mocno matuje, ale też trochę bieli i mocno pyli.
AVA LABORATORIUM Organiczne serum | Serum jeszcze nie wypróbowane, ale podoba mi się, że to właśnie ono znalazło się w pudełku. Raz, że lubię markę Ava (maska enzymatyczna jest super <3), dwa - w pudełkach zamiast typowych kremów do twarzy właśnie wolę takie produkty jak olejek, peeling czy przykładowo serum. Mi trafiła się wersja 'pomidor z ogórkiem'.
BIAŁY JELEŃ Prebiotic Emulsja do mycia twarzy | Kolejny fajnie dobrany kosmetyk czyli hipoalergiczna emulsja do mycia twarzy z Białego Jelenia. Moim zdaniem zdecydowanie na plus - kosmetyki myjące zawsze się przydają!
ELFA PHARM Vis Plantis Serum na zmarszczki | Drugie serum w pudełku czyli produkt od Elfa Pharm. Markę niedawno polubiłam dzięki różanemu olejkowi z pompką, który świetnie się spisywał do demakijażu twarzy. Serum z chęcią przetestuję.
CZTERY PORY ROKU Krem do rąk | Tutaj jestem na nie - na pewno nie zaliczyłabym marki Cztery Pory Roku do kategorii kosmetyków typowo naturalnych, organicznych, po prostu takich jakich spodziewalibyśmy się w takim pudełku. Wiadomo, krem do rąk zawsze się przyda, ale wolałabym innej firmy.
SHEFOOT Serum ultra regeneracyjne | Serum do stóp to niezły pomysł na tę porę roku. Po lecie stopom przyda się lepsze nawilżenie ;).
JOANNA Balsam na suche miejsca | W pudełku znalazł się także pomarańczowy balsam w słoiczku z Joanny, seria Oleje Świata. Ten produkt akurat mi się zdublował, więc na pewno go komuś oddam, ale równocześnie mogę go bardzo polecić. Balsam fajnie sprawdza się w roli pomadki ochronnej i genialnie pachnie pomarańczami!
NOBLE HEALTH Get Slim Dytime | Produkt znam już z pudełka InspiredBy UROK. To saszetki do rozpuszczania, które mają pomóc w odchudzaniu. Suplementy i tym podobne zawsze budzą pewne kontrowersje, ale ja byłabym mimo wszystko na tak - myślę, że saszetki pasują do idei pudełka, ale na minus, że mają krótką datę przydatności.
SWATI saszetka | Dodatkiem jest saszetka z kremem pod oczy od Swati.
Pudełko kosztuje 119zł, co moim zdaniem jest dobrą ceną jak za taką ilość różnych kosmetyków. Ciekawa jestem czy zawartość drugiej edycji Wam się podoba? Ja jestem zadowolona, zdecydowana większość produktów trafiła w mój gust, ale niektóre marki są takie dość popularne, drogeryjne - przyznaję, że w tego typu boxach wolałabym typowo naturalne, ekologiczne marki. Na plus na pewno pasta do zębów o naturalnym składzie i serum Ava, którego jestem chyba najbardziej ciekawa :).
Już niedługo pojawi się trzecia edycja, ciekawe co tym razem znajdzie się w środku! Pudełko zamówicie na inspiredby.pl/naturalnie-piekna.html#.
sobota, 17 września 2016
MAYBELLINE Master Contour | Dwukolorowe sztyfty do konturowania
Hej! Dziś coś dla fanek konturowania, ale także dla wszystkich, którzy lubią bardzo delikatnie modelować jedynie kości policzkowe. To kolejny nowy produkt do konturowania, tym razem od Maybelline - Master Contour V-Shape Duo Stick. Są to grube, wykręcane sztyfty z dwukolorowym wkładem. Rozwiązanie wydaje się dość ciekawe, jeszcze z podobnym się nie spotkałam. Teoretycznie taki pomysł 'dwa w jednym' powinien okazać się bardzo poręczny, ale ma też pewne wady.
Sztyfty występują w dwóch wersjach kolorystycznych (light oraz medium). Są nieduże, więc mogą być dobrym wyjściem na wszelkie wyjazdy, bo zajmują minimum miejsca w kosmetyczce. Przy pierwszym teście zwraca uwagę formuła - bardzo kremowa, wręcz maślana, a przy tym lekka i nietłusta. Już przy teście na dłoni łatwo zauważyć, że produkt nie ma bardzo mocnej pigmentacji, a kolor przy rozcieraniu delikatnie nam znika.
Sztyfty Maybelline gładko suną po skórze co naprawdę umila nam makijaż. Jednak ta wyjątkowo kremowa formuła ma swoje minusy - nie zastyga zbytnio na skórze, przez co efekt nie jest długotrwały. Nie jestem fanką mocnego "instagramowego" konturowania, które fajnie sprawdza się do zdjęć ale już niekoniecznie na co dzień. Sama w swoim dziennym makijażu podkreślam brązerem jedynie policzki, ale nigdy nie rozjaśniam dodatkowo strefy T, bo na mojej mieszanej cerze sprawdza się absolutne minimum podkładu i pudru.
W przypadku tych sztyftów jestem zadowolona z ciemnej części, którą można fajnie wymodelować twarz, ale już jasna połowa położona u mnie na strefę T wygląda niekorzystnie (lubi podkreślać pory i wygląda po prostu dość ciężko). Minusem może być również fakt, że jeśli częściej będziemy używać przykładowo ciemniejszej wersji, produkt będzie się nierówno zużywał co może być problematyczne.
Jaśniejszy wariant ma bardziej chłodną tonację - jasna część jest beżowa, a ciemna w odcieniu chłodnego, jasnego brązu. Moim zdaniem będzie fajnie pasować jasnym karnacjom :). Z kolei odcień medium jest znacznie cieplejszy i to właśnie jego teraz używałam, bo jestem dość mocno opalona. Tutaj jasna połowa jest waniliowa, a brąz ma ciepłe tony.
Podsumowując, sztyfty Maybelline to fajny, ale nie idealny produkt! Moim zdaniem sprawdzi się bardziej na co dzień, dla osób które chcą tylko lekko wymodelować kości policzkowe, niż do mocnego konturowania całej twarzy. Kosztują w granicach 44zł, ale na promocji na pewno znajdziecie je sporo taniej. Dajcie znać czy używałyście tego, badź podobnego produktu.
Sztyfty występują w dwóch wersjach kolorystycznych (light oraz medium). Są nieduże, więc mogą być dobrym wyjściem na wszelkie wyjazdy, bo zajmują minimum miejsca w kosmetyczce. Przy pierwszym teście zwraca uwagę formuła - bardzo kremowa, wręcz maślana, a przy tym lekka i nietłusta. Już przy teście na dłoni łatwo zauważyć, że produkt nie ma bardzo mocnej pigmentacji, a kolor przy rozcieraniu delikatnie nam znika.
Sztyfty Maybelline gładko suną po skórze co naprawdę umila nam makijaż. Jednak ta wyjątkowo kremowa formuła ma swoje minusy - nie zastyga zbytnio na skórze, przez co efekt nie jest długotrwały. Nie jestem fanką mocnego "instagramowego" konturowania, które fajnie sprawdza się do zdjęć ale już niekoniecznie na co dzień. Sama w swoim dziennym makijażu podkreślam brązerem jedynie policzki, ale nigdy nie rozjaśniam dodatkowo strefy T, bo na mojej mieszanej cerze sprawdza się absolutne minimum podkładu i pudru.
W przypadku tych sztyftów jestem zadowolona z ciemnej części, którą można fajnie wymodelować twarz, ale już jasna połowa położona u mnie na strefę T wygląda niekorzystnie (lubi podkreślać pory i wygląda po prostu dość ciężko). Minusem może być również fakt, że jeśli częściej będziemy używać przykładowo ciemniejszej wersji, produkt będzie się nierówno zużywał co może być problematyczne.
Jaśniejszy wariant ma bardziej chłodną tonację - jasna część jest beżowa, a ciemna w odcieniu chłodnego, jasnego brązu. Moim zdaniem będzie fajnie pasować jasnym karnacjom :). Z kolei odcień medium jest znacznie cieplejszy i to właśnie jego teraz używałam, bo jestem dość mocno opalona. Tutaj jasna połowa jest waniliowa, a brąz ma ciepłe tony.
Podsumowując, sztyfty Maybelline to fajny, ale nie idealny produkt! Moim zdaniem sprawdzi się bardziej na co dzień, dla osób które chcą tylko lekko wymodelować kości policzkowe, niż do mocnego konturowania całej twarzy. Kosztują w granicach 44zł, ale na promocji na pewno znajdziecie je sporo taniej. Dajcie znać czy używałyście tego, badź podobnego produktu.
czwartek, 15 września 2016
Nowości: NYX, ORIFLAME, GUERLAIN, MINCER, SENS.US
Hej! Ostatnio wpadło mi trochę nowości: z pielęgnacji twarzy, włosów, ale znajdzie się też coś z kolorówki. Krakowianki na pewno już wiedzą, że do końca października stacjonuje u nas Nyx (koło Galerii Krakowskiej), więc warto się wybrać na zakupy jeśli macie coś na liście. Mi też udało się zajrzeć, ale sklep cieszy się taką popularnością, że najfajniejsze kosmetyki bywają wykupione, także trzeba czaić się na dostawy.
ORIFLAME Eco Beauty | Linia kosmetyków pielęgnacyjnych Eco Beauty przyleciała do mnie od Oriflame. Seria bazuje na naturalnych i organicznych składnikach, czyli tym co lubimy najbardziej. Dla mnie to coś zupełnie nowego, bo jeszcze nigdy nie miałam nic z pielęgnacji tej marki (serio!). W skład serii wchodzi tonik, mleczko, krem, krem pod oczy, serum i najciekawszy - olejek pielęgnujący skórę. Ten ostatni już wypróbowałam i zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie!
MINCER VitaC | Jeszcze niedawno (przy okazji wpisu z ShinyBoxem) wspominałam, że marzy mi się serum z witaminą C od Mincer. Marka zaskoczyła mnie niespodzianką, trafioną akurat w dziesiątkę - rozświetlającą mikrodermabrazją, serum pod oczy i wspominanym serum z witaminą C! Jego jestem oczywiście najbardziej ciekawa, szczególnie jak wypadnie w porównaniu do serum które obecnie stosuję (a Mincer ma więcej wit C, więc zakładam że efekty mogą być lepsze).
NUXE Splendieuse | Krem pod oczy z Lumene niedawno poleciał do kosza (pisałam o nim w poście o kosmetycznych kitach), więc przyszła pora na coś nowego i mam nadzieję znacznie lepszego. Tym razem to krem od Nuxe, a że bardzo lubię pielęgnację tej marki to liczę, że będzie fajnie się u mnie sprawdzał.
EVELINE Advance Volumiere | Odżywkę do rzęs Eveline poleciła mi osoba, którą jakiś czas temu malowałam, a że jest to niedrogi produkt to bez większego zastanowienia kupiłam na wypróbowanie. Praktycznie od razu odżywka stała się moim hitem, ale uwaga - ja stosuję ją w roli bazy pod tusz, w takiej roli mi ją polecono i właśnie w taki sposób używana sprawdza się super. Pogrubia, wydłuża rzęsy, po prostu podkręca działanie tuszu, ale w sposób naprawdę widoczny. To najlepsza baza pod tusze z jaką miałam do czynienia <3. Zdziwiły mnie natomiast różne negatywne opinie, ale okazuje się, że wiele osób kupiło produkt z nadzieją na porost dłuższych i gęstszych rzęs. Nic w tym dziwnego, bo Eveline reklamuje kosmetyk w końcu jako odżywkę do rzęs, ale w tej roli chyba raczej słabo się sprawdza.
NYX Vivid Bright & Liquid Suede | Moje zakupy w Nyxie były na razie skromne, ale planuję tam jeszcze zajrzeć (może uda mi się trafić na większy wybór matowych pomadek z serii Lip Lingerie, które ostatnio były strasznie przebrane). Póki co padło na czerwony matowy eyeliner (seria jest w dobrej cenie chyba 24zł, a pigmentacja tych linerów jest mega) oraz płynną pomadkę stopniowo zastygającą do matu w boskim, jesiennym kolorze.
Nowości MY SECRET | W Drogeriach Natura kolejne nowości, tym razem od My Secret. Mamy tu prasowany puder matujący, kremowy rozświetlacz, wypiekany bronzer, matowy różo-bronzer i nową serię lakierów do ust. My Secret ma fajne produkty i na razie wszystko wydaje się na plus, ale wypiekany bronzer to jest prawdziwy hit, muszę pokazać Wam go z bliska :). Idealny chłodny odcień i nietypowe lekko błyszczące wykończenie <3.
SENS.US | Dawno już nie próbowałam nic nowego w kategorii włosów, ale będzie okazja, bo właśnie przyleciała do mnie paczka z kosmetykami marki SENS.US. Marki do tej pory nie znałam, ale nic w tym zresztą dziwnego - to kosmetyki profesjonalne z przeznaczeniem pod salony fryzjerskie, a nie drogeryjna pielęgnacja, z którą najczęściej mamy styczność. Na razie pod lupę wzięłam szampon odżywiający i odżywkę nadającą objętość. Najciekawszym preparatem wydaje mi się jednak Keratin Build - odżywczy olejek z keratyną do włosów po zabiegach.
L'OREAL | Jakiś czas testuję też dwa produkty z L'Oreala: maskę Absolut Repair Lipidum i krem do stylizacji włosów Hollywood Waves, obydwa z serii profesjonalnej. Dawno temu marzyła mi się maska Absolut Repair, która zbierała wtedy świetne opinie. Potem o niej zapomniałam i po latach skusiłam się na maseczkę z serii Absolut Repair Lipidum, która okazała się naprawdę w porządku, ale nie jest to chyba taki szał jakiego się spodziewałam ;). Po prostu dobra, wygładzająca maska. Najłatwiej dostać ją przez internet, moja jest z perfumy-perfumeria, podobnie jak drugi produkt - krem do stylizacji fal (o tutaj). Niestety ten drugi kosmetyk w przeciwieństwie do maski, nie sprawdził się u mnie. Miałam po nim obciążone i nieprzyjemne w dotyku włosy, ale weźcie pod uwagę że moja włosy są proste jak druty. Może lepsze efekty dałby na włosach falowanych.
GUERLAIN Shalimar | Ostatni już zakup, ciągle odkładany na później to jedno z perfumeryjnych marzeń. Prawdziwy klasyk czyli Shalimar od Guerlain, wydany w 1925 roku, choć wiadomo że dzisiejsza wersja nie pachnie już tak samo. Co ciekawe nie od początku mnie oczarował, a wręcz przeciwnie, bo pierwsze psiknięcie na blotter dosłownie mnie odrzuciło, ale już test na nadgarstku wywołał zupełnie inne odczucia. Zapach jest bardzo ciekawy, ale też ciężki, dla mnie zdecydowanie na jesień i zimę, więc teraz czeka tylko na ochłodzenie ;).
ORIFLAME Eco Beauty | Linia kosmetyków pielęgnacyjnych Eco Beauty przyleciała do mnie od Oriflame. Seria bazuje na naturalnych i organicznych składnikach, czyli tym co lubimy najbardziej. Dla mnie to coś zupełnie nowego, bo jeszcze nigdy nie miałam nic z pielęgnacji tej marki (serio!). W skład serii wchodzi tonik, mleczko, krem, krem pod oczy, serum i najciekawszy - olejek pielęgnujący skórę. Ten ostatni już wypróbowałam i zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie!
MINCER VitaC | Jeszcze niedawno (przy okazji wpisu z ShinyBoxem) wspominałam, że marzy mi się serum z witaminą C od Mincer. Marka zaskoczyła mnie niespodzianką, trafioną akurat w dziesiątkę - rozświetlającą mikrodermabrazją, serum pod oczy i wspominanym serum z witaminą C! Jego jestem oczywiście najbardziej ciekawa, szczególnie jak wypadnie w porównaniu do serum które obecnie stosuję (a Mincer ma więcej wit C, więc zakładam że efekty mogą być lepsze).
NUXE Splendieuse | Krem pod oczy z Lumene niedawno poleciał do kosza (pisałam o nim w poście o kosmetycznych kitach), więc przyszła pora na coś nowego i mam nadzieję znacznie lepszego. Tym razem to krem od Nuxe, a że bardzo lubię pielęgnację tej marki to liczę, że będzie fajnie się u mnie sprawdzał.
EVELINE Advance Volumiere | Odżywkę do rzęs Eveline poleciła mi osoba, którą jakiś czas temu malowałam, a że jest to niedrogi produkt to bez większego zastanowienia kupiłam na wypróbowanie. Praktycznie od razu odżywka stała się moim hitem, ale uwaga - ja stosuję ją w roli bazy pod tusz, w takiej roli mi ją polecono i właśnie w taki sposób używana sprawdza się super. Pogrubia, wydłuża rzęsy, po prostu podkręca działanie tuszu, ale w sposób naprawdę widoczny. To najlepsza baza pod tusze z jaką miałam do czynienia <3. Zdziwiły mnie natomiast różne negatywne opinie, ale okazuje się, że wiele osób kupiło produkt z nadzieją na porost dłuższych i gęstszych rzęs. Nic w tym dziwnego, bo Eveline reklamuje kosmetyk w końcu jako odżywkę do rzęs, ale w tej roli chyba raczej słabo się sprawdza.
NYX Vivid Bright & Liquid Suede | Moje zakupy w Nyxie były na razie skromne, ale planuję tam jeszcze zajrzeć (może uda mi się trafić na większy wybór matowych pomadek z serii Lip Lingerie, które ostatnio były strasznie przebrane). Póki co padło na czerwony matowy eyeliner (seria jest w dobrej cenie chyba 24zł, a pigmentacja tych linerów jest mega) oraz płynną pomadkę stopniowo zastygającą do matu w boskim, jesiennym kolorze.
Nowości MY SECRET | W Drogeriach Natura kolejne nowości, tym razem od My Secret. Mamy tu prasowany puder matujący, kremowy rozświetlacz, wypiekany bronzer, matowy różo-bronzer i nową serię lakierów do ust. My Secret ma fajne produkty i na razie wszystko wydaje się na plus, ale wypiekany bronzer to jest prawdziwy hit, muszę pokazać Wam go z bliska :). Idealny chłodny odcień i nietypowe lekko błyszczące wykończenie <3.
SENS.US | Dawno już nie próbowałam nic nowego w kategorii włosów, ale będzie okazja, bo właśnie przyleciała do mnie paczka z kosmetykami marki SENS.US. Marki do tej pory nie znałam, ale nic w tym zresztą dziwnego - to kosmetyki profesjonalne z przeznaczeniem pod salony fryzjerskie, a nie drogeryjna pielęgnacja, z którą najczęściej mamy styczność. Na razie pod lupę wzięłam szampon odżywiający i odżywkę nadającą objętość. Najciekawszym preparatem wydaje mi się jednak Keratin Build - odżywczy olejek z keratyną do włosów po zabiegach.
L'OREAL | Jakiś czas testuję też dwa produkty z L'Oreala: maskę Absolut Repair Lipidum i krem do stylizacji włosów Hollywood Waves, obydwa z serii profesjonalnej. Dawno temu marzyła mi się maska Absolut Repair, która zbierała wtedy świetne opinie. Potem o niej zapomniałam i po latach skusiłam się na maseczkę z serii Absolut Repair Lipidum, która okazała się naprawdę w porządku, ale nie jest to chyba taki szał jakiego się spodziewałam ;). Po prostu dobra, wygładzająca maska. Najłatwiej dostać ją przez internet, moja jest z perfumy-perfumeria, podobnie jak drugi produkt - krem do stylizacji fal (o tutaj). Niestety ten drugi kosmetyk w przeciwieństwie do maski, nie sprawdził się u mnie. Miałam po nim obciążone i nieprzyjemne w dotyku włosy, ale weźcie pod uwagę że moja włosy są proste jak druty. Może lepsze efekty dałby na włosach falowanych.
GUERLAIN Shalimar | Ostatni już zakup, ciągle odkładany na później to jedno z perfumeryjnych marzeń. Prawdziwy klasyk czyli Shalimar od Guerlain, wydany w 1925 roku, choć wiadomo że dzisiejsza wersja nie pachnie już tak samo. Co ciekawe nie od początku mnie oczarował, a wręcz przeciwnie, bo pierwsze psiknięcie na blotter dosłownie mnie odrzuciło, ale już test na nadgarstku wywołał zupełnie inne odczucia. Zapach jest bardzo ciekawy, ale też ciężki, dla mnie zdecydowanie na jesień i zimę, więc teraz czeka tylko na ochłodzenie ;).
wtorek, 13 września 2016
JESIENNA KURACJA KWASAMI | Emulsja z kwasem glikolowym 5%
Zbliża się jesień (choć w Krakowie jeszcze tego na szczęście nie widać!), a więc najlepsza pora na włączenie produktów z kwasami do pielęgnacji cery. Już od wielu lat używam różnych kremów, toników na bazie kwasów, właśnie najczęściej jesienią, ale czasem też zimą i wiosną. Kwasy fajnie złuszczają skórę i wyraźnie ją wygładzają, ale nie każdy kwas każdemu pasuje o czym się wiele razy przekonałam. U mnie zawsze fajne efekty dawał kwas migdałowy, ale dla przykładu moja cera nie polubiła się z kwasem mlekowym.
Z kwasami trzeba uważać i lepiej startować od niskich stężeń, szczególnie jeśli nie mamy doświadczenia w tym temacie ani też nie wiemy jak nasza skóra zareaguje. Ja jakoś wolę delikatnie złuszczające preparaty, gdzie efekt złuszczającej się skóry jest bardzo słaby lub w ogóle nie widoczny gołym okiem, bo cera i tak wygląda lepiej, a nie muszę przechodzić przez "wylinkę" ;). Niewykluczone jednak, że skuszę się jeszcze na większe stężenia kwasów.
Dziś chciałabym napisać Wam coś więcej o złuszczającym mleczku, które zrobiło na mnie naprawdę pozytywne wrażenie, a jest na tyle delikatne, że nawet niewprawione osoby mogą bez większych obaw się skusić. Jest to emulsja z kwasem glikolowym 5%, który należy do grupy kwasów AHA, nazywa się Lotion Lite z GlySkinCare (diagnosis.pl/produkty/emulsja-do-twarzy/). Choć stężenie kwasu jest tak naprawdę niewielkie to czuć delikatne szczypanie i trzeba zachować ostrożność. Na opakowaniu wyczytamy, że najlepiej przeprowadzić test z nałożeniem produktu na 2h i zmyciem preparatu, a jeśli nie wystąpią żadne podrażnienia to możemy zastosować emulsję na noc (nigdy na dzień!).
Mleczko fajnie "peelinguje" skórę, wygładza ją, złuszcza - nie mam już potrzeby używania peelingów. O wiele lepiej wyglądają też pory, są mniej widoczne, zwężone, preparat pomaga pozbyć się zaskórników. Moja skóra bardzo polubiła się z tym mleczkiem i będę stosować je na pewno regularnie jesienią. Jak często? U mnie wystarcza w zupełności co 2-3 dni. Przy kwasach dobrze jest obserwować skórę, żeby też nie przedobrzyć.
Przy kwasach konieczna jest ochrona przed słońcem, pamiętajcie o filtrach na co dzień (najlepiej 50SPF). Co jeszcze warto dodać do pielęgnacji przy używaniu kwasów? U mnie sprawdzają się wszelkie preparaty łagodzące, uspokajające cerę (np. maski algowe), żel aloesowy oraz porządnie nawilżająca i natłuszczająca pielęgnacja w dniach przerwy od kwasów.
Kwas glikolowy zaliczam do kwasów świetnie wypływających na moją cerę. Myślę, że za jakiś czas zdecyduję się na wyższe stężenie, ale te 5% na początek już daje fajne rezultaty. Polecam Wam gorąco jeśli szukacie czegoś o delikatnym, ale widocznym działaniu, u mnie to jeden z tych preparatów z kwasami, który sprawdził się najlepiej.
Z kwasami trzeba uważać i lepiej startować od niskich stężeń, szczególnie jeśli nie mamy doświadczenia w tym temacie ani też nie wiemy jak nasza skóra zareaguje. Ja jakoś wolę delikatnie złuszczające preparaty, gdzie efekt złuszczającej się skóry jest bardzo słaby lub w ogóle nie widoczny gołym okiem, bo cera i tak wygląda lepiej, a nie muszę przechodzić przez "wylinkę" ;). Niewykluczone jednak, że skuszę się jeszcze na większe stężenia kwasów.
Dziś chciałabym napisać Wam coś więcej o złuszczającym mleczku, które zrobiło na mnie naprawdę pozytywne wrażenie, a jest na tyle delikatne, że nawet niewprawione osoby mogą bez większych obaw się skusić. Jest to emulsja z kwasem glikolowym 5%, który należy do grupy kwasów AHA, nazywa się Lotion Lite z GlySkinCare (diagnosis.pl/produkty/emulsja-do-twarzy/). Choć stężenie kwasu jest tak naprawdę niewielkie to czuć delikatne szczypanie i trzeba zachować ostrożność. Na opakowaniu wyczytamy, że najlepiej przeprowadzić test z nałożeniem produktu na 2h i zmyciem preparatu, a jeśli nie wystąpią żadne podrażnienia to możemy zastosować emulsję na noc (nigdy na dzień!).
Mleczko fajnie "peelinguje" skórę, wygładza ją, złuszcza - nie mam już potrzeby używania peelingów. O wiele lepiej wyglądają też pory, są mniej widoczne, zwężone, preparat pomaga pozbyć się zaskórników. Moja skóra bardzo polubiła się z tym mleczkiem i będę stosować je na pewno regularnie jesienią. Jak często? U mnie wystarcza w zupełności co 2-3 dni. Przy kwasach dobrze jest obserwować skórę, żeby też nie przedobrzyć.
Przy kwasach konieczna jest ochrona przed słońcem, pamiętajcie o filtrach na co dzień (najlepiej 50SPF). Co jeszcze warto dodać do pielęgnacji przy używaniu kwasów? U mnie sprawdzają się wszelkie preparaty łagodzące, uspokajające cerę (np. maski algowe), żel aloesowy oraz porządnie nawilżająca i natłuszczająca pielęgnacja w dniach przerwy od kwasów.
Kwas glikolowy zaliczam do kwasów świetnie wypływających na moją cerę. Myślę, że za jakiś czas zdecyduję się na wyższe stężenie, ale te 5% na początek już daje fajne rezultaty. Polecam Wam gorąco jeśli szukacie czegoś o delikatnym, ale widocznym działaniu, u mnie to jeden z tych preparatów z kwasami, który sprawdził się najlepiej.
poniedziałek, 12 września 2016
Orly: Scenic Route
Hej! Na dziś mój ostatni lakier jeszcze z letniej kolekcji Orly - Scenic Route. Świetny odcień nieco rozbielonego różu przełamanego liliowym fioletem. Wygląda jak koktajl jagodowy :)! Jeśli lubicie takie różowo-fioletowe kolory to będzie Wam się podobał.
Niestety aparat strasznie przekłamuje takie odcienie i z tym lakierem też sobie do końca nie poradził, bo Scenic Route w rzeczywistości jest ciemniejszy i bardziej fioletowy. Na moich zdjęciach wygląda zdecydowanie bardziej pastelowo.
W porównaniu np. do Paradise Cove z tej samej kolekcji, Scenic Route zaskoczył mnie na plus - rozprowadza się zupełnie bezproblemowo, kryje przy dwóch warstwach i szybko schnie. Bezproblemowy :). Kupicie go oczywiście na orlybeauty.pl.
czwartek, 8 września 2016
4 x NIE: Lumene, W7, Sensique, Smart Girls Get More
Hej! Zazwyczaj pokazuję na blogu kosmetyki, które okazały się świetne lub chociaż poprawne. Dziś będzie trochę inaczej, bo o produktach, które niestety mimo wielu podejść kompletnie mi nie pasują. Całe szczęście na takie niewypały trafiam jednak bardzo rzadko ;). Ciekawa jestem czy spotkałyście się z którymś z kosmetyków i czy u Was też tak kiepsko się sprawdził.
LUMENE 2in1 Eye Cream & Concealer | Forma tego kosmetyku początkowo wręcz mnie zachwyciła, w końcu krem pod oczy z korektorem w jednym opakowaniu wydał mi się rozwiązaniem idealnym. Krem jest taki sobie... męczę go już naprawdę długo i choć może nie jest jakiś zły to po prostu mi się znudził, ale prawdziwym koszmarkiem jest korektor! Pomijając już zbyt ciemny dla mnie odcień, korektor ma dziwną zbitą formułę i warzy się dosłownie na wszystkim, czasem nawet na gołej skórze. Nie sposób nałożyć go równomiernie, nawet mimo starań, więc ode mnie dostaje wielkiego minusa! Ten produkt to chyba czarna owca w rodzinie, bo z tego co słyszałam marka ma chyba dość fajne jakościowo produkty.
W7 Get Set Eyeshadow Base | Bardzo lubię koloryzujące bazy pod cienie, dlatego kiedyś podczas zakupów internetowych skusiła mnie baza od W7. Marka ma fajne róże i brązery, dlatego bez większego zastanowienia dorzuciłam białą bazę, która mogłaby być idealna pod jasne czy kolorowe makijaże. Niestety ogromnym minusem bazy jest trwałość, a właściwie jej brak. Nawet na moich nieproblemowych powiekach baza szybko zbija się w załamaniu powieki (zarówno nałożona solo jak i użyta pod cienie prasowane). Nie chodzi o to, że nie przedłuża trwałości cieni, ale wręcz znacząco ją obniża, ponieważ cienie nałożone na moje oczy bez żadnej bazy trzymają się nieporównywalnie lepiej niż na tym kosmetyku. Lubię W7, ale bazy Wam nie polecam. Zdecydowanie lepiej kupić Color Tattoo od Maybelline, albo choćby białą kredkę jumbo z Nyxa (w roli bazy).
SENSIQUE Podkład kryjący Perfect Nude | Markę Sensique znam bardzo dobrze, masa kosmetyków przewinęła mi się przez ręce i zawsze podkreślam, że bardzo często zaskakuje mnie dobra jakość idąca w parze z niskimi cenami. Sensique ma np. fajne lakiery do paznokci, brązery czy cienie pojedyncze, ale ten podkład jakoś kompletnie im się nie udał albo... ja trafiłam na felerny egzemplarz! Przyszło mi to do głowy po przeczytaniu kilku bardzo pozytywnych opini na paru blogach, bo okazuje się że u innych ten podkład się sprawdził. Za to u mnie równomierne rozprowadzenie go graniczy z cudem - natychmiast się warzy, ściera, smuży i zostawia łyse placki przy próbie dokładnego roztarcia czy wklepania. Dawałam mu kilka szans na różnych bazach i kremach, ale kompletnie nie współgra z moją cerą.
SMART GIRLS GET MORE Róż Rumenilo | Nie jestem specjalnie wybredna w kategorii róży, większość mi pasuje pod względem formuły i trwałości, a nawet koloru - lubię przeróżne odcienie! Ten różyk kolor ma całkiem ładny, jasny, pastelowy i chłodny, ale naszpikowany jest sporą ilością grubego brokatu, który wygląda na skórze po prostu kiepsko.
LUMENE 2in1 Eye Cream & Concealer | Forma tego kosmetyku początkowo wręcz mnie zachwyciła, w końcu krem pod oczy z korektorem w jednym opakowaniu wydał mi się rozwiązaniem idealnym. Krem jest taki sobie... męczę go już naprawdę długo i choć może nie jest jakiś zły to po prostu mi się znudził, ale prawdziwym koszmarkiem jest korektor! Pomijając już zbyt ciemny dla mnie odcień, korektor ma dziwną zbitą formułę i warzy się dosłownie na wszystkim, czasem nawet na gołej skórze. Nie sposób nałożyć go równomiernie, nawet mimo starań, więc ode mnie dostaje wielkiego minusa! Ten produkt to chyba czarna owca w rodzinie, bo z tego co słyszałam marka ma chyba dość fajne jakościowo produkty.
W7 Get Set Eyeshadow Base | Bardzo lubię koloryzujące bazy pod cienie, dlatego kiedyś podczas zakupów internetowych skusiła mnie baza od W7. Marka ma fajne róże i brązery, dlatego bez większego zastanowienia dorzuciłam białą bazę, która mogłaby być idealna pod jasne czy kolorowe makijaże. Niestety ogromnym minusem bazy jest trwałość, a właściwie jej brak. Nawet na moich nieproblemowych powiekach baza szybko zbija się w załamaniu powieki (zarówno nałożona solo jak i użyta pod cienie prasowane). Nie chodzi o to, że nie przedłuża trwałości cieni, ale wręcz znacząco ją obniża, ponieważ cienie nałożone na moje oczy bez żadnej bazy trzymają się nieporównywalnie lepiej niż na tym kosmetyku. Lubię W7, ale bazy Wam nie polecam. Zdecydowanie lepiej kupić Color Tattoo od Maybelline, albo choćby białą kredkę jumbo z Nyxa (w roli bazy).
SENSIQUE Podkład kryjący Perfect Nude | Markę Sensique znam bardzo dobrze, masa kosmetyków przewinęła mi się przez ręce i zawsze podkreślam, że bardzo często zaskakuje mnie dobra jakość idąca w parze z niskimi cenami. Sensique ma np. fajne lakiery do paznokci, brązery czy cienie pojedyncze, ale ten podkład jakoś kompletnie im się nie udał albo... ja trafiłam na felerny egzemplarz! Przyszło mi to do głowy po przeczytaniu kilku bardzo pozytywnych opini na paru blogach, bo okazuje się że u innych ten podkład się sprawdził. Za to u mnie równomierne rozprowadzenie go graniczy z cudem - natychmiast się warzy, ściera, smuży i zostawia łyse placki przy próbie dokładnego roztarcia czy wklepania. Dawałam mu kilka szans na różnych bazach i kremach, ale kompletnie nie współgra z moją cerą.
SMART GIRLS GET MORE Róż Rumenilo | Nie jestem specjalnie wybredna w kategorii róży, większość mi pasuje pod względem formuły i trwałości, a nawet koloru - lubię przeróżne odcienie! Ten różyk kolor ma całkiem ładny, jasny, pastelowy i chłodny, ale naszpikowany jest sporą ilością grubego brokatu, który wygląda na skórze po prostu kiepsko.
poniedziałek, 5 września 2016
KROK PO KROKU: Manicure na koniec lata 🌴
Zanim przerzucimy się już całkowicie na jesienne kolory na paznokciach, jest jeszcze ostatni moment na typowo letnie wzorki. Ja nie zawsze kieruję się porą roku przy wyborze lakieru, czasem latem mam ochotę na czarne paznokcie, a zimą na neonowy róż ;). Przechodząc jednak do sedna, przygotowałam dziś tutorial na letni manicure z wykorzystaniem ćwieków i naklejek wodnych.
Potrzebujemy dwóch lakierów do paznokci - błękitnego i jakiegoś jasnego, białego, kremowego lub beżowego. Ja używałam lakierów My Secret, niebieskiego Blue z serii Chalky Matt i beżu Desert Bloom. Oprócz tego przydadzą się naklejki wodne, jeśli nie chcemy bawić się w ręczne malowanki. Moje są z tej aukcji, po złotówce oraz ćwieki do paznokci od tego samego użytkownika. Do zrobienia paseczków konieczna będzie taśma klejąca lub cienkie tasiemki do zdobień, moim zdaniem najlepsze.
1. Paznokieć środkowy i serdeczny malujemy jasnym lakierem, pozostałe niebieskim kolorem.
2. Na serdeczny nanosimy naklejkę wodną: wycinamy wzór z arkusza, odrywamy folię ochronną, zanurzamy papierek na ok. 20 sekund we wodzie po czym delikatnie zsuwamy naklejkę z kartonika i układamy na suchym lakierze. Naklejkę trzeba dokładnie, ale uważnie docisnąć do płytki, a następnie przyciąć wystające fragmenty (ja robię to zwykle cążkami do skórek).
3. Na środkowym paznokciu przyklejamy poziomo tasiemki. Lakier musi być zupełnie suchy.
4. Naprzemiennie zamalowujemy paski niebieskim lakierem.
5. Natychmiast odrywamy tasiemki!
6. Na tej samej płytce umieszczamy srebrne ćwieki. Ja przyklejam je na bezbarwnym lakierze. Całość zabezpieczamy bezbarwnym top coatem.
Potrzebujemy dwóch lakierów do paznokci - błękitnego i jakiegoś jasnego, białego, kremowego lub beżowego. Ja używałam lakierów My Secret, niebieskiego Blue z serii Chalky Matt i beżu Desert Bloom. Oprócz tego przydadzą się naklejki wodne, jeśli nie chcemy bawić się w ręczne malowanki. Moje są z tej aukcji, po złotówce oraz ćwieki do paznokci od tego samego użytkownika. Do zrobienia paseczków konieczna będzie taśma klejąca lub cienkie tasiemki do zdobień, moim zdaniem najlepsze.
1. Paznokieć środkowy i serdeczny malujemy jasnym lakierem, pozostałe niebieskim kolorem.
2. Na serdeczny nanosimy naklejkę wodną: wycinamy wzór z arkusza, odrywamy folię ochronną, zanurzamy papierek na ok. 20 sekund we wodzie po czym delikatnie zsuwamy naklejkę z kartonika i układamy na suchym lakierze. Naklejkę trzeba dokładnie, ale uważnie docisnąć do płytki, a następnie przyciąć wystające fragmenty (ja robię to zwykle cążkami do skórek).
3. Na środkowym paznokciu przyklejamy poziomo tasiemki. Lakier musi być zupełnie suchy.
4. Naprzemiennie zamalowujemy paski niebieskim lakierem.
5. Natychmiast odrywamy tasiemki!
6. Na tej samej płytce umieszczamy srebrne ćwieki. Ja przyklejam je na bezbarwnym lakierze. Całość zabezpieczamy bezbarwnym top coatem.
niedziela, 4 września 2016
ULUBIEŃCY LATA | Douglas, Artego, Rexona, Barwa Siarkowa, Carex
Lato niestety powoli się już kończy i choć mam jeszcze nadzieję na słoneczny wrzesień, to podsumowałam już dziś ulubione kosmetyki, które dobrze sprawdzały się w czasie upałów. W tym roku pogoda była bardzo różna, więc nie zawsze była potrzeba nakładania filtrów na całe ciało, dlatego nie używałam ich też bardzo często. Mocno ograniczałam także makijaż, który czasem po prostu nie miał większego sensu, bo kiedy było bardzo gorąco po prostu spływał z mojej mieszanej cery.
Najchętniej sięgałam po lekkie, nietłuste kosmetyki do opalania, olejki z połyskującymi drobinkami podkreślające opaloną skórę, owocowe zapachy i brązery!
NIVEA MEN SENSITIVE Balsam po goleniu | Ulubioną bazą pod makijaż był super lekki balsam po goleniu Nivea Sensitive. Błyskawicznie się wchłania, fajnie nawilża i jest najlepszy pod makijaż mineralny! To naprawdę ultra lekki kosmetyk, dużo lżejszy niż nawet wiele kremów, które reklamowane są jako wyjątkowo lekkie i nietłuste. Polecam szczególnie dla tłustej i mieszanej cery, nie tylko na lato :).
ARTDECO Nude Foundation | Z kolei ulubionym letnim podkładem okazał się podkład Artdeco z kolekcji Minimal Makeup. Podchodziłam do niego sceptycznie, ale sprawdził się świetnie na mojej cerze. Ma średnie krycie, jest lekki, ale też trwały (a często lekki równa się niezbyt trwały...). Zastyga do satynowo-matowego wykończenia i choć nie matuje jakoś bardzo to też nie wzmaga dodatkowo przetłuszczania się strefy T. Właśnie po ten podkład sięgałam najczęściej.
AVON GLOW Perełki brązujące | Przed wakacjami kupiłam na próbę słynne perełki brązujące z Avonu i nie zawiodłam się. Mają zdecydowanie ciepły odcień, co fajnie sprawdzało się latem, ale obstawiam że na zimę będą już za ciepłe. Ładnie się rozcierają na skórze, może nie są wybitne, ale polubiłam się z nimi.
SEMILAC Orange Lollipop | Latem najczęściej nosiłam lakiery hybrydowe na paznokciach, bo było to po prostu bardzo wygodne. Takim typowo letnim odcieniem, świetnie podkreślającym opaleniznę jest bardzo intensywna brzoskwinia Orange Lollipop z Semilaca. Wiele osób zwróciło uwagę na ten odcień :).
CAREX Hand Gel | Totalny niezbędnik w torebce czyli antybakteryjny żel do rąk. Na wyjazdach, nad wodą to już u mnie podstawa! Carex momentalnie odparowuje, lekko nawilża i przyjemnie pachnie.
DOUGLAS SUN Krem z filtrem do twarzy i do ciała | W tym roku sprawdziłam kilka filtrów, ale na ten moment najbardziej zadowolona jestem z tych Douglas Sun. Większy filtr to SPF50, mniejszy (do twarzy) to SPF30. Mają lekką nietłustą formułę, trzydziestka sprawdza się także pod makijaż. I faktycznie świetnie chronią przed słońcem o czym się przekonałam bardzo dobrze (tam gdzie został fragment nieposmarowany filtrem, skóra była zaczerwieniona, podrażniona od słońca).
YVES ROCHER Precious Dry Oil | Suchy olejek YR z serii Monoi de Tahiti to moje prawdziwe odkrycie tego lata :)! Przyznam, że skusił mnie po prostu ładną butelką, ale szybko został moim mocnym ulubieńcem. Uwielbiam suche olejki, są lekkie, nietłuste i można używać ich nawet w upały. Ten dodatkowo pięknie się mieni, choć dość mocno, więc nie polecam jeśli nie tolerujecie u siebie takich błyskotek. Ma też cudowny zapach... olejek na szóstkę!
LIRENE Jaśminowy olejek do opalania | W kategorii olejków i filtrów muszę jeszcze wspomnieć o kosmetyku będącym połączeniem jednego z drugim - olejek w sprayu z filtrem SPF30. Akurat mam teraz jakaś fazę na jaśmin, więc olejek szybko polubiłam (chociaż nie pachnie jakoś intensywnie jaśminowo) i używałam go nawet czasem na noc, zamiast balsamu.
ARTEGO Sunrise | Z włosami nie kombinowałam zbytnio: czasem tylko myłam je szamponem i nawet nie nakładałam odżywki. Moje włosy latem bardzo się przetłuszczają przy nasadzie, wszystko je obciąża, więc sprawdza się raczej minimalizm (jesienią i zimą dostaną bogatszą pielęgnację). Najczęściej sięgałam po linię Sunrise z Artego - generalnie bardzo lubię pielęgnację tej marki. Używałam szamponu i odżywki, które były po prostu ok. Olejek w sprayu na co dzień to byłoby zbyt wiele dla moich przyklapniętych włosów, ale za to super sprawdzał się nad wodą. Spryskiwałam nim końcówki, zwijałam włosy w koczka i dzięki temu nie były potem przesuszone po wodzie, piachu i upale.
FARMONA Dezodorant do stóp i butów | Produkt, który ułatwiał przetrwanie upałów w mieście! Szczególnie kiedy nie ma innej opcji i musi się założyć pełne buty, taki dezodorant to duży komfort - ja tym razem używałam "Czarnej Mięty" z Farmony, który dawał radę i pachniał o wiele lepiej od jakiegoś dezodorantu z Rossmanna (z marki własnej), który miałam poprzednio.
BARWA SIARKOWA Krem siarkowy matujący | Na najgorsze upały kupiłam krem z Barwy Siarkowej, ze względu na dość dobre opinie na KWC. Ten krem naprawdę matuje skórę, a niewiele kremów jest w stanie podtrzymać matowy efekt na mojej cerze, która latem jest nie do zniesienia, serio! Tylko ten z Barwy był okej, ale wiem, że już np. na jesień będzie zbyt mocny. Posiadaczki tłustej cery, używałyście tego kremu?
REXONA Active Shield | Ostatnio byłam wierna antyperspirantom z Garniera, ale trochę nie radziły sobie kiedy temperatura mocno wzrosła, dlatego zdradziłam je z Rexoną. To jest nowa seria antyperspirantów, dla mnie naprawdę niezła. Dawały radę w upały, a przy tym fajnie pachną. Niby normalnie, ale co ważne ten zapach szybko mi nie zbrzydł, a często tak się u mnie dzieje w przypadku dezodorantów. Najbardziej polubiłam wersję w kulce.
ORIFLAME Amazing Paradise | Latem lubię owocowe, egzotyczne zapachy, niekoniecznie super świeże, ale nie mogą być też zbyt duszące i męczące. Dlatego ulubieńcem tych wakacji został Amazing Paradise z Oriflame. Z początku świeży, lekko ogórkowy, potem mocno owocowy i apetyczny!
Znacie coś z tych kosmetyków? Co u Was najlepiej sprawdzało się latem?
Subskrybuj:
Posty (Atom)