poniedziałek, 31 października 2016

POMADKI BRĄZOWE, TAUPE, SZARO-BEŻOWE | Przegląd i swatche!

Matowe pomadki w zgaszonych odcieniach, głównie brązów i szarości zdecydowanie wyszły na prowadzenie w ciągu ostatnich sezonów! Jeszcze kilka lat temu nie miałam ani jednej brązowej pomadki, a teraz ciepłe brązy i brudne odcienie należą do moich ulubionych :). Dziś zebrałam je wszystkie, zarówno te bardzo ciepłe karmelowe brązy i przybrudzone nudziaki jak i chłodne, nieco "trupie" pomadki. Tak naprawdę gama tych kolorów jest spora i mocno zróżnicowana, ale mam wrażenie, że wszystkie tego typu odcienie są bardzo modne, choć nie wszystkie twarzowe.

Jeśli szukacie matowych pomadek w typowym szaro-brązowym kolorze to najbardziej polecałabym Wam zerknąć na Nyxa, który ma takich odcieni naprawdę sporo w ofercie. Zresztą nie tylko szarawe beże, ale też zupełnie czyste szarości.





GOLDEN ROSE Liquid Matte 10 | Tej pomadki chyba nie trzeba nikomu przedstawiać - to super popularny i non stop wykupywany odcień nr 10 z serii matowych pomadek w płynie GR. Bardzo charakterystyczny, jedyny w swoim rodzaju. Dosyć trudny, fajnie wygląda przy bardzo jasnej cerze, ale już na ciemniejszej karnacji może wyglądać słabo. Mocno "trupi" kolor, rozbielony szaro-beżowy z nutą fioletu. Ja osobiście bardzo go lubię, ale zostawiam na zimę, bo przy lekko opalonej skórze był po prostu za jasny. Jakość pomadki bez zastrzeżeń - świetne krycie, komfort noszenia i piękny waniliowy zapach.


AVON Marvelous Mocha | To jedna z moich aktualnie najulubieńszych pomadek w ogóle! Bardzo często ją noszę, a miałabym ochotę i jeszcze częściej. Jest to pomadka z matowej serii (teraz chyba są nawet na promo z tego co kojarzę). Odcień to taki karmelowy, ciepły brąz, raczej jasny w stronę średniego. Przy jasnej cerze będzie wyglądał zdecydowanie brązowo, przy ciemnej jak coś w rodzaju nudziaka. Uwielbiam tę serię za rewelacyjną jakość, idealnie kremową formułę i piękny efekt na ustach. 


NYX Lip Lingerie Teddy | Bardzo kusiła mnie matowa seria płynnych pomadek Nyx Lip Lingerie. Chciałam coś w rodzaju średniego brązu i zdecydowałam się na odcień Teddy. Niestety na ustach kolor strasznie ciemnieje i staje się ciemnym, dość chłodnym brązem (nawet na zdjęciu widać różnicę między opakowaniem a swatchem). Generalnie odcień jest ciekawy, choć trochę trudny, ale nie do końca o to mi chodziło, dlatego nie jestem do końca zadowolona. Na ustach bardzo mocny mat, który też trochę ściąga i wysusza usta, ale nie można narzekać na trwałość.


NYX Lip Lingerie Embellishment | Z drugiej pomadki z tej samej serii jestem dużo bardziej zadowolona choć kolor w opakowaniu też wypada inaczej. Embellishment to wyjątkowy odcień, beżowo-fioletowy. Bardzo chłodny, ale jeśli lubicie takie kolory to warto go sprawdzić. Lip Lingerie dają mocno matowy efekt, ale też ściągają usta, więc nie polecałabym Wam ich jeśli macie duże problemy z przesuszaniem się ust. Ja mimo to bardzo lubię tę pomadkę :).


GOLDEN ROSE Lipliner 201 | Jeśli nie możecie znaleźć wśród pomadek idealnego odcienia to zawsze warto sprawdzić też konturówki! Sama mam ich sporo, bo bardzo lubię je nosić zamiast szminek. GR ma kilka serii konturówek, z których zdecydowanie lubię Dream Lips i Classics (tanie a świetne). Linia podstawowa "Lipliner" nie wypadła już tak dobrze - kredki są dosyć suche i tępe chociaż jest to też zależne od konkretnego odcienia. Niżej widzicie kolor, który uwielbiam, jesienny rudy brąz. Choć kredka jest właśnie taka twardawa to ma też wielką zaletę - jest naprawdę bardzo, bardzo trwała.


GOLDEN ROSE Lipliner 212 | Ta sama seria, ale inny numer i nieco inne właściwości. 212 to świetny odcień w typie taupe. Niestety ta kredka jest już totalnie twarda i sucha, znacznie bardziej niż poprzedniczka. Malowanie ust staje się niekomfortowe!


KOBO Matte Lips Brownie | Na tle pozostałych pomadek seria Matte Lips Kobo wygląda na najmniej matową. Faktycznie te pomadki są może bardziej satynowe niż matowe, ale też na pewno nie błyszczące. Brownie to typowy, neutralny brązik, bardzo w stylu lat 90. 


NYX Liquid Suede Soft-Spoken | Tą pomadką jestem zauroczona <3. Liquid Suede to seria dająca półmatowe wykończenie, nie jest aż tak matowa jak Lip Lingerie, ale podchodzi pod mat. To płynna pomadka zastygająca na ustach. Bardzo podoba mi się to wykończenie, pomadka wyjątkowo ładnie siada w korzystny sposób podkreślając strukturę ust (co na pewno widać na zdjęciu). Soft-Spoken to taki ciepły brązowo-różowy odcień w stylu naturalnego koloru ust tylko zdecydowanie przyciemnionego. W serii są też typowe brązy. Liquid Suede jest super i na pewno dokupię jeszcze jakiś kolor!


GOLDEN ROSE Velvet Matte 16 | Kolejny ciepły brąz, ale z domieszką różu. Bardzo fajny, lubię ten kolor i często go noszę. Velvet Matte na pewno dobrze już znacie. Pomadki są przyjemnie kremowe, ładnie pachną i kosztują niewiele. 


GOLDEN ROSE Velvet Matte 22 | Podobny, ale ciemniejszy odcień to nr 22. Ten ma w sobie już sporą domieszkę ceglastej czerwieni, choć ja i tak wrzucam go do jednego wora z brązopodobnymi. Ładny, intensywny, choć wolę 16 :).


SENSIQUE Matte Fits Perfectly 407 | Niedawno na blogu opisywałam tę serię matowych pomadek w kredce. Są całkiem fajne, długo się trzymają, ładnie ścierają w trakcie noszenia i niewiele kosztują. Gama kolorystyczna jest nieduża, ale jest jeden typowy, ciemny brąz o ciepłym zabarwieniu.


GOLDEN ROSE Matte Crayon 01 | Kolejny produkt od GR - matowa pomadka w kredce. Lubię tę serię, kredki są bardzo kremowe, idealnie rozprowadzają się na ustach. 01 to ciemny, trochę bordowy brąz.


Lubicie takie kolory? Dajcie znać na jakie jeszcze pomadki w takim typie warto zwrócić uwagę - chętnie je sprawdzę!

niedziela, 30 października 2016

JANDA Codzienna Supermaska | TEST

Hej! Dziś weźmiemy pod lupę maseczkę, a właściwie "supermaskę" Janda. Nazwa obiecująca, więc poprzeczka z automatu postawiona dość wysoko ;). Marka jest młoda, na rynku funkcjonuje dopiero od roku, więc pewnie jeszcze wiele osób jej nie kojarzy. Skupia się na pielęgnacji, a w szczególności na kremach do twarzy, to właśnie ich jest w ofercie najwięcej. Do kupienia jest w Rossmannach (i na stronie, ale rossów jest sporo, a wiadomo że stacjonarnie taniej). Cenowo to taka średnia półka, w granicach 30-50zł. Współtwórczynią jest oczywiście Krystyna Janda.


Marka skierowana jest do kobiet dojrzałych i choć w ofercie znajdziemy kremy 30+ to myślę, że design, cała oprawa będzie raczej trafiała do bardziej dojrzałych pań. Przypuszczam, że sama nie zainteresowałabym się marką gdyby nie współpraca z firmą, a byłoby szkoda, bo supermaska to fajny produkt! Producent zaleca stosowanie maski grubą warstwą rano lub wieczorem. Ja nie zawsze trzymałam się tej metody, a wręcz taki sposób wypadł u mnie akurat najsłabiej. Stosowałam maskę na trzy sposoby:

-zamiast kremu, cienka warstwa (naprawdę dobrze sprawdza się w roli porządnie nawilżającego, ale szybko wchłaniającego się kremu!)
-jako maseczka do wchłonięcia czyli grubsza warstwa (moja mieszana cera nie lubi grubych warstw więc w tej roli stosowałam ją najrzadziej)
-jako maseczka do zmycia, grubsza warstwa (myślałam, że po zmyciu skóra będzie jak zwykle lekko ściągnięta, ale w tej roli sprawdziła się u mnie świetnie - po zmyciu maski micelem skóra była nadal ładnie nawilżona)

Generalnie maska sprawdziła się u mnie najlepiej zamiast kremu na dzień/na noc albo w wersji ze zmywaniem płynem micelarnym. Efekt nawilżenia na mojej jest spory, myślę że lepszy niż po przeciętnym kremie do twarzy. Mimo tego skóra dosłownie pije maskę, nawet nieco grubsza warstwa potrafi się całkowicie wchłonąć. Myślę, że byłoby to jeszcze mocniej odczuwalne na przesuszonej skórze.

Efekty są fajne: widocznie nawilżona skóra, milsza, gładsza w dotyku. Maska działa kojąco, więc sprawdzi się także przy cerze naczynkowej czy skłonnej do podrażnień. Mnie także nie podrażniła ani nie zapchała. Maseczka konsystencją przypomina lekki krem. Ma delikatny zapach, dobrze bo nie drażni. Dokładny skład znajdziecie na stronie produktu (link).



Supermaska okazała się fajną, trafioną dla mojej cery maseczką, choć w moim przypadku nie jest to kosmetyk niezastąpiony. Mam mieszaną skórę, więc łatwo ją nawilżyć przeciętnym kremem i choć maska działa efektywnie to nie jest dla mnie produktem totalnie niezbędnym. Jeśli szukacie jednak czegoś co dodatkowo wzbogaci waszą pielęgnację to można spróbować. Myślę, że jest to też dość fajna opcja na prezent, estetyczny słoiczek, uniwersalne zastosowanie dla różnych typów skóry. Więcej o samym procesie powstawania kosmetyków Janda w filmiku (uwielbiam filmy z produkcji!).


wtorek, 25 października 2016

Kultowa wcierka JANTAR w nowej wersji


Wcierka Jantar to kosmetyk tak popularny, szczególnie w internecie, że chyba nie znajdzie się tu nikt kto słynnej odżywki by nie kojarzył. Od dłuższego już czasu Jantar ma nowe, dużo wygodniejsze opakowanie i troszkę inny skład. Jeśli jesteście fankami tej kultowej wcierki do skóry głowy to na pewno pamiętacie starą szklaną buteleczkę bez aplikatora, która moim zdaniem była największym mankamentem odżywki.

Czym różni się nowa wersja wcierki od starej?

Przede wszystkim opakowaniem. Nowe ma praktyczny aplikator, więc nie trzeba się już bawić w strzykawki i tym podobne. Zdecydowanie nowa buteleczka jest pięć razy praktyczniejsza od starej!

Czy zmienił się skład?

Skład zmienił się nieznacznie, ale bez obaw - zmieniły się tylko mniej istotne dla nas składniki (jak konserwanty czy zagęstniki), natomiast substancje aktywne są takie same.


Aplikacja jest teraz ułatwiona dzięki czemu po prostu częściej sięgam po wcierkę. A jak wiadomo w przypadku wcierek systematyczność jest najważniejsza! Wypadanie włosów to problem który niestety wciąż u mnie powraca, jesienią już szczególnie. Jak większość osób, którym doskwiera wzmożone wypadanie, wypróbowałam wiele przeróżnych specyfików (choć nigdy nie sięgałam po typowo specjalistyczne, apteczne produkty). Jantar sprawdza się u mnie póki co najlepiej ze wszystkich produktów stosowanych zewnętrznie.

Jak działa?

Wcierka zbiera mnóstwo pozytywnych opinii chociaż zdarzają się też negatywne (ale z tego co widzę są sporadyczne, na większość osób Jantar wpływa bardzo dobrze). U mnie Jantar zawsze ogranicza wypadanie, choć może nie likwiduje problemu w 100%, ale poprawa jest wyraźna. Pojawia się też trochę baby hair. Faktycznie działa :). Teraz znów dopadło mnie wypadanie, więc będę się ratować Jantarem, ale też skrzypem, pokrzywą. Nigdy nie sprawdzałam dokładnie po jakim czasie pojawiają się efekty - po prostu zwykle używam wcierki aż po dłuższym czasie (kilku tygodni) zauważam poprawę.

Odżywka ma lekki zapach, moim zdaniem zupełnie nie drażniący ani nie męczący. Mi nigdy nie przeszkadzał. Jest to wcierka do skóry głowy, a więc ma zupełnie płynną formułę. W moim przypadku nie powoduje nadmiernego przetłuszczania się włosów ani dłuższej świeżości - włosy przetłuszczają się w podobnym tempie jak w momencie kiedy nie używam wcierki. Jedynym minusem Jantara jest dla mnie wydajność. Starą wersję zawsze szybko zużywałam, ale nie wiem jeszcze jak będzie z nową (być może aplikator ograniczając rozlewanie się produktu poprawi jej wydajność).


Moim zdaniem Jantar nie bez przyczyny jest tak popularny, on faktycznie działa :). Farmona ma w tej serii jeszcze kilka innych produktów, więc aby się nie pomylić szukajcie wcierki pod dokładną nazwą "Odżywka do skóry głowy i włosów zniszczonych". Dajcie znać czy też używałyście kultowego Jantara! A już wkrótce zaproszę Was do konkursu związanego z wcierką :).

beGLOSSY październik 2016 | BEyouTIFUL

Hej! W moich rękach jest już nowy, październikowy beGlossy :). Pudełeczko bardzo przyjemne, myślę że dość dobrze trafione na obecną porę roku. Tym razem pod hasłem BEyouTIFUL, zestaw miał skupiać się na kosmetykach pielęgnacyjnych. Wiecie jak lubię kolorówkę, ale jesień to dobry czas na bogatszą pielęgnację!


W październikowej edycji pojawiło się pięć produktów z czego cztery są pełnowymiarowe (ale dwa z nich to produkt typu "maseczka", więc to raczej jednorazowe kosmetyki). Trzy produkty to nowości, które dopiero wchodzą do sprzedaży, co mnie akurat bardzo cieszy - kto w końcu nie lubi nowości!

WELLA PROFESSIONALS Oil Reflections | Pierwszą z tych nowości jest jeden z trzech kosmetyków do włosów z nowej serii Wella. Mi trafiła się maska, z czego jestem zadowolona (zawsze wolę testować maski niż szampony). Oil Reflections to linia podkreślająca blask i kolor włosów. Z chęcią to sprawdzę, bo lubię kosmetyki o działaniu nabłyszczającym włosy.

GARNIER Maska kompres Moisture + Aqua Bomb | Nowość od Garniera, której jeszcze nie widziałam w sklepach. Maska na twarz w formie płachty o działaniu mocno nawilżającym (zawiera kwas hialuronowy). Uwielbiam maseczki, więc na dniach ją sprawdzę.

LAMBRE Body Creme Winter Edition | Masło do ciała zapowiada się bosko! Wersja z mojego pudełka to Chocolate&Orange, która pachnie jak ciastka "Delicje". Uwielbiam takie jadalne zapachy, dlatego masło idealnie trafiło w mój gust :). Ciekawe jak pachnie drugi wariant Apple&Cinnamon, pewnie jak szarlotka!

GLOV Quick Treat | Magiczna myjka Glov tym razem w limitowanej jednorożcowej edycji <3. Coś dla fanek różowego koloru :). Chociaż Glov znam już od dłuższego czasu to i tak mi się przyda, bo zastąpi starą, już mocno zużytą rękawicę.

EFEKTIMA Peeling+maska do rąk | Saszetka z peelingiem i maską to fajny wybór na jesień czy zimę, akurat teraz można zadbać porządniej o dłonie, ale tutaj wolałabym szczerze mówiąc produkt o większej pojemności.



Zdecydowanie najbardziej wpadło mi w oko masło czekoladowe, bo wręcz uwielbiam takie deserowe kosmetyki do ciała :). Fajnie też, że jest kilka zupełnych nowości. Pozostał mi jednak pewien niedosyt, z tego względu że mamy tu dwa produkty "saszetkowe", jednorazowe. Myślę, że gdyby jeden z nich zamienić bardziej konkretnym kosmetykiem o większej pojemności pudełko zyskałoby plusa. A Wy co sądzicie?





poniedziałek, 24 października 2016

DIY: Własna PALETA POMADEK

Paleta pomadek to moje chyba najbardziej ulubione "zrób to sam". Z takiej paletki korzystam już któryś rok z rzędu i do tej pory nie trafiłam jeszcze na żadną gotową paletę pomadek, która byłaby gotowa zastąpić moją własną :). Taka paleta nie będzie może niezbędna na swój domowy użytek (choć może się przydać jeśli lubicie mieć wszystkie kolory pod ręką), ale jest niezastąpiona w kufrze wizażysty. Kuferek trochę waży, a jednym z największych obciążeń są właśnie pomadki, których nie wystarczy mieć dwie czy trzy sztuki. Szczerze mówiąc, nie wyobrażam sobie dźwigania dwudziestu pomadek w kufrze, dlatego paleta jest u mnie podstawą!


Przy wyborze odpowiedniej paletki (mam tu na myśli pustą paletę) kierowałam się głównie jej ciężarem, ale też ceną. Najłatwiejszym rozwiązaniem byłoby pójście do Inglota, który ma w ofercie przeróżne puste paletki wysokiej jakości, ale niestety są dosyć ciężkie. Fajne i ładnie wyglądające palety ma też MAC, ale w tym przypadku cena jest wręcz kosmiczna (paleta 76zł + wkład dzielący paletę na mniejsze pola 57zł = 133zł za pustą paletkę). Moją paletę kupiłam na ebayu (identyczne są na aliexpresie) i był to świetny wybór! Paleta jest przede wszystkim bardzo, bardzo lekka. Ma miejsce na 28 wkładów, które przysyłane są osobno, ale wystarczy je wkleić w puste miejsce używając chociażby dwustronnej taśmy klejącej. Takie palety znajdziecie za około 7$ z darmową wysyłką, co wychodzi nie najgorzej. Szukajcie pod hasłem "empty eyeshadow aluminium pans with palette 28". Taniej kupicie podobne palety na 10 czy 15 wkładów.


Paleta ma też małą grubość, nie zajmuje dużo miejsca. Jestem z niej bardzo zadowolona, jest super lekka, czarna bez żadnych niepotrzebnych wzorków. Wygląda ładnie, a kiedy przetopimy do niej nasze ulubione pomadki wygląda jak gotowa paleta ze sklepu.

Przetransportowanie wybranych pomadek to paletki jest bardzo proste, wystarczy tylko mieć pod ręką ostry nożyk, łyżeczkę oraz świeczkę. Kiedy mamy przygotowane pomadki oraz wkłady w palecie przechodzimy do działania ;).

1. Odcinamy kawałek pomadki nożykiem.
2. Przenosimy odcięty fragment na małą łyżeczkę.
3. Trzymamy chwilę łyżeczkę nad płomieniem świeczki. Pomadka rozpuszcza się bardzo szybko, więc polecam przytrzymać tylko chwilę do rozpuszczenia w rozsądnej odległości od płomienia.
4. Płynną pomadkę przelewamy do wkładu - za kilka minut będzie miała już stałą konsystencję.


Jeśli dany odcień nam się znudzi bądź zużyje nie ma problemu - wyciągam wkład, czyszczę go dokładnie i przetapiam nową pomadkę. Takie przetapianie ma też dodatkowe plusy. Można nieco "ulepszyć" nielubiane odcienie szminek tworząc własne kombinacje. Jeśli też zamarzył Wam się jakiś dziwaczny odcień, którego nie ma w sklepach (chociaż teraz można kupić już prawie każdy) to też jest opcja żeby go samemu stworzyć.


Po wewnętrznej stronie wieczka zawsze mam przyklejone naklejki z nazwami przetopionych pomadek (używam do tego zwykłych cenówek, takich do metkownicy). Dzięki własnej paletce mam wszystkie potrzebne pomadki pod ręką. W gotowych paletach zawsze też coś mi nie pasowało z kolorami, a tak można wybrać je samemu. Ja mam sporo odcieni nude, beżów i zgaszonych różów, które najczęściej się sprawdzają :).

wtorek, 18 października 2016

EOSowe nowości 🍚

Hej! Od września oprócz słynnych balsamów jajeczek Eos pojawiły się w sprzedaży nowości -  balsamy do ciała i kremy do rąk. Długi czas myślałam, że marka ma w ofercie tylko balsamy do ust i nic poza tym. W końcu to właśnie słynne jajeczka są ich pierwszym i najbardziej rozpoznawalnym produktem. Są moimi ulubionymi przenośnymi "torebkowymi" pomadkami, bo ze względu na kształt łatwo je odszukać w torebce (a przy okazji fajnie wyglądają i działają).


Wypróbowałam już większość wariantów zapachowych balsamów do ust. Najbardziej polubiłam miętę, ale właściwie wszystkie mi się podobały (letnie owoce, jagoda, truskawkowy sorbet). Cytrynowego balsamu używałam najchętniej latem, bo ma zdecydowanie świeży, owocowy zapach. Nowym wariantem jest granat & malina - równie fajny, bardziej słodki, choć wciąż typowo owocowy, wiadomo :).

Nie wszyscy zachwycają się jajeczkami, słyszałam że niektórzy narzekają na słabe nawilżanie. Ciężko mi się do tego odnieść, bo nie mam większych problemów z ustami, raczej się nie przesuszają, a jeśli już to w minimalnym stopniu. Nie znaczy to oczywiście, że każda pomadka ochronna mi odpowiada, bo zdarzały mi się przeróżne kiepskie balsamy. Eos zaliczyłabym właśnie do tych mocniej natłuszczających pomadek, idealnych na mróz i wiatr (choć najczęściej używam ich po prostu na noc i sprawdzają się super).


Co do nowych produktów to mamy wspomniany balsam do ciała w dużej butli z pompką i krem do rąk, w równie fajnym, minimalistycznym ale przyciągającym wzrok opakowaniu. Kojarzy mi się z kamykiem (do torebki jest super) ;)! Obydwa produkty mam w wersji zapachowej Berry Blossom. Pachną lekko, słodko, kwiatowo-owocowo. Bardzo lubię ten zapach, jest przyjemny, nie nudzi się, ale też nie przytłacza.

Krem do rąk jest naprawdę lekki, błyskawicznie się wchłania. Nie jest jakiś extra mocno nawilżający, raczej taki do stosowania w ciągu dnia. Balsam ma bardziej bogatą formułę, bardziej maślaną, ale też nie jest tłusty i wchłania się raz dwa. Nawilża umiarkowanie - dla mnie jest wystarczający, ale dla bardzo suchej skóry mógłby być może zbyt lekki. Oprócz Berry Blossom, balsam można też dostać w wersji Delicate Petals (ciekawe jak pachnie), a krem do rąk w wariantach Fresh Flowers i Cucumber. Kremy kosztują po 25zł, a balsamy do ciała po 35zł.


Liczę, że za jakiś czas pojawią się u nas także nowości, które na razie dostępne są tylko zagranicą, np. perłowy eos. Markę stacjonarnie znajdziecie w sieci Douglas.




sobota, 15 października 2016

SENSIQUE Matte Fits Perfectly | matowe pomadki w kredce

Dziś swatche kolejnych fajnych (i niedrogich!), matowych pomadek, tym razem w popularnej formie kredek. Matte Fits Perfectly to seria marki Sensique, która już jakiś czas jest dostępna w Drogeriach Natura. Pokazywałam Wam te kredki przy okazji rankingu matowych produktów do ust. Jako kosmetyk dobry jakościowo i tani zasługuje na uwagę :).

Pomadki na pierwszy rzut oka przypomniały mi z wyglądu kredki Matte Crayon od Golden Rose. Opakowania są dosyć podobne, cena też jest dość zbliżona (kredki Sensique są ciut tańsze - 9,99zł), więc nie umiałam się powstrzymać od małego porównania. Sensique w porównaniu do GR są bardziej twarde i suche, gorzej się rozprowadzają. GR są bardziej aksamitne i maślane, z pewnością wygrywają formułą. Z kolei Sensique mają przewagę w wykończeniu, bo są zdecydowanie bardziej matowe na ustach.



Dostępnych jest siedem kolorów, z czego ja posiadam sześć. Wybór nie jest może zbyt duży, ale za to jest kilka bardzo udanych odcieni (403 <3). Kredki są komfortowe w noszeniu, wiadomo że nie nawilżają (w końcu nie taka ich rola), ale też nie ściągają ust jak niektóre matowe szminki w płynie. Trwałość też na plus. Szkoda, że nie są automatyczne - trzeba strugać. 





  401 - to dosyć jasny, ciepły nudziak. Ma wyraźnie brzoskwiniowy odcień. Nie jest bardzo jasny "korektorowy", ale jeśli nie macie typowo jasnej karnacji to ten kolor może być dla Was trochę zbyt blady (chyba, że lubicie pomadki rozjaśniające usta).


  402 - bardzo uniwersalny, codzienny odcień. Ładnie podkreśla usta, ale nie przyciąga do nich zbytnio uwagi, więc będzie pasował do mocniejszych makijaży oka. To coś w typie zgaszonego różu o ciepłej tonacji.


  403 - mój ulubiony. Brudny, zgaszony róż w chłodnym odcieniu, z dodatkiem fioletowych tonów. Fajny, codzienny, ale widoczny, świetny dla chłodnych typów urody.


  404 - to kolejny naprawdę ładny odcień. Nieco podobny do 403, ale ciemniejszy i widocznie cieplejszy. To również typ brudnego różu.


  405 - piękna, soczysta, lekko malinowa czerwień. Świetny, żywy odcień!


  407 - to odcień bardzo na czasie, dość ciemny, ciepły brąz. To nie jest jakiś tam bordo-brąz, ale typowo, czysty brąz, bez domieszek.


Podsumowując, moim zdaniem to całkiem fajne, niedrogie pomadki. Uważam je za udany produkt, niezły choć nie idealny ;). Jeśli któryś z kolorów wpadł Wam w oko, to myślę, że warto się skusić.

czwartek, 13 października 2016

DENKO: Khadi, Garnier, BingoSpa, Thalion

Nazbierało mi się sporo zużytych kosmetyków, a więc pora na podsumowanie z mini recenzjami. Tym razem obyło się bez większych bubli :)!


1. HENNA KHADI BLACK | Bardzo dobra henna od Khadi, która na włosach wychodzi jak naturalna czerń z czasem przypominająca bardzo ciemny, nasycony brąz. Ciężko mi stwierdzić czy ładniej wychodziła "czarna" Khadi czy indygo, bo efekt u mnie był bardzo podobny. | Ocena ★★★★★

2. HENNA ELD | Henna, która często przewija się na moim blogu, bo lubię ją ostatnio wykorzystywać do sporządzania henny gloss czyli mieszanki henny i maski, która bosko nabłyszcza włosy. Do farbowania jest raczej taka sobie, nie jest to na pewno henna najwyższej jakości, ale już w roli pielęgnującej odżywki spisuję się fajnie. | Ocena ★★★☆☆

3. MARION ZABIEG LAMINOWANIA | Zachęcona pozytywnymi opiniami kupiłam saszetkę z "zabiegiem laminowania" Marion. Po jednorazowym użyciu ciężko powiedzieć coś więcej, ale generalnie efekt był fajny (choć może też nie szałowy). Włosy bardzo gładkie i ładnie nabłyszczone. Wydaje mi się, że na moich włosach lepsze rezultaty daje domowe laminowanie żelatyną. | Ocena ★★★★☆


4. BALEA SZAMPON TROPICAL | Lubiłam ten szampon, był łagodny i miał genialny egzotyczny, owocowy zapach <3! Wspominam go bardzo miło i chętnie wypróbowałabym jeszcze inne szampony Balea. | Ocena ★★★★☆

5. AUSSIE 3 MINUTE MIRACLE | Ekspresowa odżywka do włosów od Aussie. Bardzo lubię tę markę, ich produkty fajnie spisują się na moich włosach i wszystkie przyjemnie pachną (jakby gumą balonową?). Jestem wielką fanką lakieru do włosów Aussie, ale 3-minutowa odżywka też jest bardzo fajna. Zresztą to nie pierwsze opakowanie tej odżywki, które zużyłam! | Ocena ★★★★☆

6. L'BIOTICA COLOUR SHAMPOO | Szampon do włosów farbowanych L'Biotica również fajnie spisywał się na moich włosach. Taki dobry do codziennego użytku, nie obciążał ani nic z tych rzeczy, ale czasem na zmianę używałam szamponu typowo oczyszczającego. | Ocena ★★★☆☆


7. GARNIER PŁYN MICELARNY Z OLEJKIEM | Hit! Uwielbiam klasyczny micel Garniera, ale wersja z olejkiem także bardzooo przypadła mi do gustu. Świetnie domywał nawet wodoodporny makijaż oczu, rozpuszczał wszystko - eyelinery, tusze, trwałe pomadki. Nie polecam jeśli ktoś unika tłustych formuł, bo jednak olejek był wyczuwalny i pozostawiał lekko tłusty film na skórze. | Ocena ★★★★★

8. THALION KREM | Nawilżający krem z serii Thalisource Essential. Był to mój "kuferkowy" krem, który często używałam na klientkach pod makijaż. Dobry, porządnie nawilżający, ale też lekki i nietłusty. Przy kremach używanych typowo pod podkład zawsze zwracam uwagę żeby błyskawicznie się wchłaniały i nie rolowały, a krem Thalion posiadał wszystkie te cechy. Bez zarzutu. | Ocena ★★★★☆

9. SENSILIS PEELING RYŻOWY | Ciekawy peeling w sypkiej formie do mieszania z odrobiną wody. Fajny produkt, bardzo bardzooo wydajny! Średnio mocny, więc może niekoniecznie dla bardzo wrażliwych cer. Złuszczał, wygładzał, lekko się pienił podczas masażu skóry twarzy. Peeling na piątkę! | Ocena ★★★★★

10. SANASE CHOCOLATERAPIA PEELING | Z kolei ten peeling był już słabszy. Zapowiadał się fajnie, w końcu to peeling enzymatyczny (a bardzo je lubię) i ta czekolada na opakowaniu. Pachniał bardziej czymś kakaowym czy może czekoladopodobnym niż czekoladą i działał zbyt delikatnie. Nie widziałam dużej różnicy po zmyciu, wygładzenie skóry było minimalne. Zużyłam go trochę na siłę. | Ocena ★★☆☆☆

11. UNDER TWENTY PIANKA OCZYSZCZAJĄCA | Fajna pianka myjąca do codziennego użytku. Wydajna o ładnym, lekko arbuzowym zapachu. Bardzo ją lubiłam, bo nie podrażniała a dobrze oczyszczała. Polecam jeśli lubicie kosmetyki w formie pianki. Warto spróbować :). | Ocena ★★★★★


12. YVES ROCHER ŻEL POD PRYSZNIC | Lubię żele od YR, są gęste, wydajne i bosko pachną! Wariant, który zużyłam tym razem to "liście werbeny", bardzo orzeźwiający, cytrusowy ale naturalny zapach. Używałam go kiedy jeszcze było gorąco i sprawdzał się znakomicie. | Ocena ★★★★☆

13. BINGOSPA CHŁODZĄCY ŻEL | Żel po opalaniu z BingoSpa dosłownie MROZIŁ! Nigdy nie miałam chłodzącego kosmetyku o aż tak mocnym działaniu, serio. Na upały był rewelacyjny, bo kiedy nie dało się wytrzymać z gorąca wystarczyło się posmarować tym żelem żeby dostać gęsiej skórki...z zimna! Naprawdę! | Ocena ★★★★★

14. DAX CASHMERE BAZA | Silikonowa baza pod makijaż od Dax. Pewnie ją znacie, bo jest dosyć popularna. Nie mam jej nic do zarzucenia, ale cudów też nie robi. Po prostu poprawna baza jakich wiele (mam na myśli te silikonowe). Wygładza i zmniejsza widoczność porów. Nie przedłuża specjalnie trwałości makijażu. | Ocena ★★★☆☆


Na koniec mix próbek: Indigo, Swati, Stenders. Wpadły też żelowe "zapiętki" Ulga, które fajnie się sprawdziły do obcierających szpilek. Indigo oczarowało mnie z to perfumowanymi balsamami ^ ^.



wtorek, 11 października 2016

* LIFERIA * Nowy beauty box w Polsce :)

Kilka miesięcy temu zapowiadałam pojawienie się nowego beauty boxa w Polsce - pudełka Liferia, które dotąd dostępne było tylko na Ukrainie. Teraz wreszcie ruszyła już sprzedaż i boxa można normalnie zamawiać, na takich samych zasadach jak większość pudełek czyli comiesięcznej subskrypcji. Można by powiedzieć "kolejny beauty box, nic ciekawego", ale Liferia ma ten plus, że umieszcza w pudełkach część kosmetyków, których w polskich drogeriach nie znajdziecie. Oczywiście jednym to się spodoba (coś nowego i niedostępnego), a innym nie (problem z kupieniem kosmetyku w momencie kiedy ten z pudełka się skończy). Myślę, że jeśli większość boxów Wam się już przejadła ze względu na popularne u nas marki, to warto właśnie rzucić okiem na Liferię :).

Cena pudełka wypada standardowo - 49zł w comiesięcznej subskrypcji i 59zł jeśli decydujemy się na jednorazowy zakup. W każdym boxie ma znaleźć się pięć produktów. Na podstawie dopiero dwóch pudełek, które miałam mogę jedynie powiedzieć, że tradycyjnie przeważała pielęgnacja, ale w obydwu pojawiła się też część kolorówkowa.


Przede wszystkim dla mnie Liferia to coś nowego, innego ze względu na niedostępne u nas marki. Przy rozpakowywaniu pudełka mamy podwójną ciekawość, bo na pewno trafimy na kosmetyki, których nigdy nie widziałyśmy wcześniej. 

DERMAGIQ Krem do rąk | Spora tubka miodowego kremu do rąk o przyjemny zapachu i lekkiej, nietłustej formule. Fajnie nawilża, szybko się wchłania i ogólnie zapowiada się dosyć przyjemnie :). Marki kompletnie nie kojarzę (nic dziwnego, to holenderska firma).

LIRENE Żel do mycia twarzy | O proszę, w Liferii pojawiło się nasze Lirene! Choć znam sporo kosmetyków od Lirene to tego żelu nigdy nie miałam. Produkt jest bardzo uniwersalny, więc na pewno się przyda.

KUESHI Mleczko-peeling do twarzy | Tym razem Kueshi, które poznałam dzięki świetnemu tonikowi aloesowemu. Ciekawe czy peeling będzie równie dobry.

GLOSSIP Błyszczyk do ust | Kolejny, zupełnie dla mnie nieznany produkt - błyszczyk od Glossip. Marka włoska, u nas kompletnie nieznana (przynajmniej ja nie kojarzę). Błyszczyk ma jasny, nudziakowy odcień.

NAOBAY Oxygentaing Moisturizer Cream | Naobay poznałam dzięki Glossy - to z kolei marka hiszpańska. Lekki, nietłusty krem to zawsze dobry wybór do pudełka, w końcu każdy będzie mógł go wypróbować. Ja co prawda zawsze mam przesyt kremów (wolno je zużywam, a dzięki boxom często wpadają mi nowe), ale zawsze znajdzie się ktoś chętny na wypróbowanie.

VIPERA Cień do powiek | Jako ostatnia Vipera czyli drugi polski produkt w boxie. W ciągu ostatnich lat o Viperze trochę zapomniałam, choć dawniej bardzo lubiłam tę markę. Cień przypomniał mi o niej, swoją drogą bardzo pozytywnie, bo trafił mi się ładny liliowy fiolet ze złotymi drobinkami.


To chyba własnie cień spodobał mi się z tego pudełka najbardziej. Coś mnie zaciemniło i do zdjęć zapomniałam go otworzyć, ale myślę, że pokażę go w jakimś makijażu (czy to na blogu, czy fb/instagramie) bo odcień jest wyjątkowo ładny. 

Podsumowując, oprócz dwóch polskich marek mamy cztery produkty, których większość z nas raczej nie będzie znała, co uważam za plus. Żaden z kosmetyków mi się nie zdublował - nawet Vipery nie znam za bardzo od strony cieni, a żelu Lirene do tej pory nie miałam. Cieszy mnie obecność Dermagiq i Glossip, bo to zupełnie nowe marki dla mnie. Ciekawa też jestem w jakiej kategorii produktów te marki się specjalizują.


Myślę, że Liferia będzie dobrą opcją dla tych dziewczyn, które chcą testować marki niekonieczne dostępne na polskim rynku. Do mnie ta idea jak najbardziej przemawia, bo zawsze ciekawią mnie kosmetyki, których u nas nie z bardzo można kupić. Jeśli w kolejnych edycjach też będą się pojawiać nietypowe, trudno dostępne produkty to myślę, że Liferia będzie ciągle ciekawym i nieco innym pudełkiem :).


Jeśli jesteście zaciekawione na tyle, że chciałybyście Liferię zamówić to od razu polecę Wam kod na 10% zniżki - KOSMTYKI, ważny do końca miesiąca (liferia.pl).