Pora na drugą, bardziej ekscytującą część ulubieńców roku - kosmetyki do makijażu :). Starałam się wybrać te faktycznie najlepsze, aby dzisiejsze podsumowanie nie było zbyt długie, ale jestem przekonana, że kilka świetnych kosmetyków na pewno mi gdzieś umknęło. Co ciekawe, spora część moich typów z 2015 roku pokrywa się z dzisiejszymi ulubieńcami, mimo że przewinęło mi się przez ręce w ubiegłym roku trochę nowych produktów. Są to po prostu kosmetyki sprawdzone, wypróbowane na wszelkie możliwe sposoby i wciąż najlepsze!
Zaczynamy od kosmetyków do twarzy: podkładów, korektorów, pudrów, brązerów i tak dalej. W ubiegłym roku o dziwo nie miałam jednego stałego, ulubionego podkładu. Używałam naprawdę przeróżnych, były fazy fascynacji minerałami, powroty do Revlona Colorstaya (który nadal jest moim niezawodnym podkładem na wyjścia, ale na co dzień rzadko go używam). Nie miałam więc jednego ulubieńca, ale na największe wyróżnienie zasłużył sobie:
MAYBELLINE SUPERSTAY 24H | Maybelline wprowadziło do oferty naprawdę świetny i niedrogi podkład! Chyba najbardziej długotrwały ze wszystkich drogeryjnych podkładów, do tego trzyma ładnie mat i ma dosyć dobre krycie. Nie jest to totalny ciężki kaliber, nadaje się na co dzień jak najbardziej, ale należy raczej do tych bardziej kryjących i matujących, a nie super lekkich. Byłby naprawdę prawie ideałem gdyby nie gama kolorystyczna niestety celująca zbytnio w różowe tony. Najjaśniejszy odcień jest właśnie taki trochę zbyt różowy dla mnie, czego bardzo żałuję. Mimo wszystko i tak po niego sięgam, a ratuję się pudrem bananowym, który delikatnie go zażółca. Tak czy siak zasługuje na miano jednego z odkryć 2016 roku :).
CATRICE LIQUID CAMOUFLAGE | W kategorii korektorów nic nie przebiło płynnego kamuflażu od Catrice. Wszystkie korektory, które udało mi się przetestować w ubiegłym roku były zdecydowanie mniej kryjące i mniej trwałe niż mój ulubieniec z Catrice. Pewnie wszystkie go dobrze znacie i macie w swojej kosmetyczce, ale jeśli jeszcze ktoś się gdzieś uchował i go nie zna, to niech koniecznie go sprawdzi, warto!
PIXIE MEGA MATTE KAPOK TREE POWDER | Z pudrów najbardziej polubiłam Mega Matte Kapok od Pixie Cosmetics. Jest to ultra drobny, mocno matujący puder o całkowicie naturalnym, przyjaznym dla skóry składzie. Dużo delikatniejszy, drobniej zmielony niż puder ryżowy czy bambusowy, na twarzy wygląda bardziej dużo bardziej aksamitnie i delikatnie. Godny uwagi puder, szczególnie dla maniaczek mineralnego lub bardziej naturalnego makijażu. W kwestii matowienia nie przebija Anti-Shine od Kryolan, ale to trochę co innego (aczkolwiek Anti-Shine lubię równie mocno).
MY SECRET ROZŚWIETLACZ & BRĄZER WYPIEKANY | Dwa hity od My Secret za grosze - rozświetlacz i brązer. Obydwa są pudrami wypiekanymi, niezwykle wydajnymi, co widać po małym stopniu zużycia mojego rozświetlacza (mam go od kiedy się pojawił a ubytek znikomy). Rozświetlacz to prawdziwa perełka dająca efekt idealnie gładkiej tafli błysku w waniliowym odcieniu. Polecaliście mi jako odpowiednik rozświetlacz Wibo, ale moim zdaniem My Secret jest lepszy (to podobno zamiennik dla Mary Lou Manizer od TheBalm). Z kolei brązer jest bardzo nietypowym produktem w swojej kategorii: chłodny, lekko połyskujący, wygląda przepięknie na twarzy i pasuje do przeróżnych karnacji.
MAKEUP REVOLUTION BLUSHING HEARTS | Jestem maniaczką róży, mam ich sporo, ale już od prawie dwóch lat najczęściej sięgam po urocze serduszko Makeup Revolution w odcieniu Candy Queen of Hearts. Bardzo lubię ten róż, ma idealny dla mojej cery odcień, wygląda na policzkach bardzo świeżo i lekko połyskuje. Do tego to śliczne opakowanie ^ ^. Z tej serii bardzo lubię również lekko różowy rozświetlacz.
Pomadki to moja kolejna mała obsesja, więc ciężko jest mi wybrać zaledwie kilku ulubieńców. Jest w końcu tyle fantastycznych pomadek, że ciężko się zdecydować ;). W minionym roku wszelkie błyszczyki poszły u mnie totalnie w odstawkę. Królowały oczywiście maty, ale bardzo często sięgałam też po konturówki do ust, których używałam na całe usta. Tutaj trzeba by wspomnieć o konturówkach Golden Rose, które są super tanie a przy tym świetne jakościowo. Polecam Wam te z serii Dream Lips.
PERFECT SKIM | Jedyny błyszczykowy wyjątek to już niezmiennie od ponad roku Perfect Skim - utleniający się błyszczyk, delikatnie podbijający kolor ust. W ostatnim czasie błyszczyki jakoś zupełnie mnie zniechęcały, ale taki efekt bardzo naturalnych zaróżowionych ust wprost uwielbiam. Błyszczyk mam z jakiegoś beauty boxa, ale jak mi się skończy będę celować w produkt innej marki, Catrice miało kiedyś coś podobnego.
GOLDEN ROSE LIQUID MATTE | Ten rok należał do matowych pomadek Golden Rose, oczywiście tych w płynnie. Stara dobra seria Velvet Matte też była przeze mnie często używana (uwielbiam nr 02), ale nowe pomadki w płynie zauroczyły chyba nie tylko mnie. Nie mogłam oprzeć się dziwacznej 10 (którą lubię od czasu do czasu, bo choć świetna to trudna), ubóstwiam piękny brudny róż 03, a ostatnio odkryłam ciepły beż nr 11. Nowe kolory też są świetne, właśnie dokupiłam nudziaka z numerkiem 13. Te pomadki są faktycznie matowe, bardzo długotrwałe, ale też nie przesadnie wysuszające. Poza pięknymi odcieniami kusi też przyjazna cena niecałych 20zł.
NYX LIQUID SUEDE | Bardzo ucieszył mnie fakt pojawienia się Nyxa w Polsce, przez jakiś czas był także w Krakowie (szkoda, że nie na stałe...) i udało mi się kupić kilka fajnych rzeczy. Odkryciem okazały się pomadki Liquid Suede, które dają wyjątkowe wykończenie na ustach. Powoli zastygają do matu. Uwielbiam odcień Soft-Spoken, taki brudny, różowo-beżowy kolor, mocno przykurzony. Wiem, że na tym jednym się nie skończy ;).
AVON MATOWE POMADKI | Odkrycie 2016 roku to matowe pomadki Avon! Nigdy nie spodziewałabym się po Avonie tak dobrego produktu. Zaczęło się od jednej sztuki, ale szybko zamówiłam kolejne, tym bardziej że w promocji można dorwać je za 10zł. Pomadki mają lekką, jakby musową, jedwabistą formułę, nie są tak tępe jak większość ich matowych koleżanek. Najlepsze, że przy tym dają 100% matu i świetnie się noszą. Nie polecam tylko najjaśniejszych kolorów, te lubię się nierównomiernie nakładać, ale wszystkie ciemne i pośrednie są super.
W kategorii cieni nie szalałam specjalnie. Zerknijcie, więc na starych dobrych ulubieńców z Makeup Revolution, Makeup Geek i Inglota.
MAKEUP GEEK | Cienie MUG to jedne z najlepszych cieni jakich używałam. Nasycone, wręcz kremowe w konsystencji. Są dużo lepsze niż Inglot czy Zoeva. Szczególnie piękne są te z duochromowej kolekcji, mienią się na więcej niż jeden kolor (ale foliowa seria też jest boska).
MAKEUP REVOLUTION I HEART CHOCOLATE | Marka Makeup Revolution nadal pozostaje w czołówce moich ulubionych marek makijażowych. Moim zdaniem idzie zgodnie z trendami, szybko wychwytuje co jest aktualnie na czasie, a przy tym oferuje niskie ceny co jest oczywiście świetne (minus dostaje tylko za zbyt mocne "inspirowanie" się znanymi markami). Do moich ulubionych palet należą 'czekoladki', dwie ciemne, biała i karmelowa. Używam ich bardzo często i szczerze mówiąc chyba nawet wolę od Zoevy!
INGLOT PIGMENTY | Jestem wielką fanką cieni sypkich i pigmentów, szczególnie połysykujących i opalizujących z drobinkami. Bardzo lubię pigmenty MACa, mam ich kilka ale głównie miniatury, w których jest mały wybór (niestety cena za pełny wymiar zabija) - mimo to warto inwestować w takie odcienie jak Vanilla czy Naked. Wracając jednak do Inglota, ich błyszczący pigmenty to pozycja obowiązkowa dla wszystkich, którzy lubią błyszczące, niecodzienne makijaże. Teraz weszło znów kilka nowych odcieni, które strasznie kuszą!
ZOEVA EYELINER W ŻELU | 2016 rok należał do eyelinerów w pisaku, ale nie znalazłam ideału wśród wielu wypróbowanych linerów... Dlatego wyróżnienie trafia po raz kolejny do żelowych eyelinerów Zoevy, za maślaną konsystencję i wysoką pigmentację. Szczególnie polecam bordowy i ciemno niebieski, boskie <3.
MAKEUP REVOLUTION Paleta do brwi | Sprawdziłam również sporo produktów do brwi, pomady Freedom, różne pudry, paletki, ale nadal najczęściej sięgam po taką większą paletę od MUR. Niestety jest praktycznie nie do dostania, nie wiem dlaczego ale dostępne są pozostałe wersje kolorystyczne, a mojej "dark to black" nie ma nigdzie.
EVELINE SERUM DO RZĘS 3w1 | Na pewno znacie ten produkt - serum do rzęs Eveline, które genialnie sprawdza się w roli bazy pod tusz :). Zazwyczaj większość typowych baz wygląda pod tuszem tak średnio, a to serum naprawdę bez zarzutu. Nie skleja, nie powoduje efektu owadzich nóżek, za to wzmacnia efekt tuszu. Nawet z moich średnio efektownych rzęs potrafi dużo wyciągnąć.
L'OREAL FELINE NOIR | Moje tuszowe hity do Masterpiece Max od Max Factor i Lash Sensational od Maybelline. Do nich w minionym roku dołączył także Feline Noir od L'Oreal. Fajna szczoteczka, mocno podkreśla i nie skleja!
L'OREAL BROW ARTIST PLUMPER | Żel do podkreślania brwi z L'Oreala sprawdził się najlepiej ze wszystkich podobnych żeli utrwalających, które sprawdzałam. Bezbarwny, ze śmieszną małą (ale poręczną) szczoteczką naprawdę utrwala włoski. Polecam :).
INGLOT DURALINE & MY SECRET EYESHADOW GEL BASE | Z dodatkowych makijażowych wspomagaczy nie mogę nie wspomnieć o kultowym płynie Duraline z Inglota i nowej żelowej bazie My Secret. Pierwszy jest idealny do mieszania z cieniami i pigmentami, można malować nim kreski i generalnie zamieniać dowolnie formułę sypką w płynną. Poratuje też zaschnięty eyeliner. Z kolei żelowa baza to bardzo dobry produkt pod brokaty, sypkie cienie, pyłki itp.
W kategorii paznokci królowały lakiery hybrydowe z małymi przerwami na klasyczne. Najczęściej wybierałam
Semilaca, ale pojawił się u mnie też
NeoNail, Claresa, hybrydy z aliexpress i ostatnio NCNails. 2016 rok minął pod hasłem pyłków, kameleonów i innych efektów. Oprócz klasycznej syrenki, którą lubiłam latem, zauroczyła mnie też wersja Pink, efekt holo i Metal Manix Chameleon, wszystkie z
Indigo. Z kolei w przypadku tradycyjnych lakierów hitem jest u mnie
Insta-Dri od Sally Hansen. To już kolejna butelka tego świetnego wysuszacza, który utwardza lakiery ekspresowo.
Moimi ulubionymi zapachami były: różany
Chloe Roses de Chloe (ulubiony na wiosnę i ogólnie na co dzień), orientalny
Shalimar od Guerlain (cudowny ale i bardzo oryginalny, ciężki, kadzidlany zapach) oraz
Tendre Jasmin Yves Rocher (dzięki któremu trochę się uspokoiłam w mojej fazie na wszystko co jaśminowe).
Czasem wracałam też do L de Lolita Lempicka (słonawy słodziak), Love Spell z Victoria's Secret (mój ulubiony wakacyjny zapach) czy Rose Oud z Yves Rocher (kadzidlana "kościelna" róża). Chętnie sięgałam po lekkie kwiatowe wody toaletowe od Yves Rocher - Un Matin Au Jardin - różę, werbenę i konwalię. Zresztą bardzo lubię zapachy tej marki. "Niestety" w ubiegłym roku odkryłam perfumerie niszowe i komercyjne zapachy stopniowo zaczynają mi się podobać coraz mniej, a nisza to już inna półka cenowa, najczęściej będąca poza moim zasięgiem cenowym ;). Perfumy to kolejna kategoria, którą uwielbiam i chciałabym pisać o niej częściej, ale mam małą wiedzę na temat nut zapachowych, więc nie często o nich piszę nie chcąc bredzić na tematy, na których słabo się znam.
Dajcie znać co z moich ulubieńców znacie lub macie, co Wam się spodobało a co nie. Jeśli macie swoje typy w tych kategoriach to również dajcie znać, może dzięki Wam uda mi się poznać coś jeszcze lepszego.