wtorek, 30 maja 2017

DOBRE I NATURALNE #1 | MŁODY JĘCZMIEŃ, MYDŁO DZIEGCIOWE, ALOES

W dzisiejszym wpisie kilka fajnych, sprawdzonych produktów z kategorii bardziej naturalnej pielęgnacji. Kosmetyki bazujące na roślinnych masłach, ekstraktach i olejach zrobiły się teraz tak popularne, że pewnie już każdy miał z nimi styczność. Mam wrażenie, że teraz każda, nawet najmniej ekologiczna marka, reklamuje się zawartością drogocennych olejków czy choćby masła shea ;). Nie zawsze jednak naturalny skład oznacza strzał w dziesiątkę... dziś jednak te dobre trafy!


AVETPHARMA MŁODY JĘCZMIEŃ Forte Slim | Na początek coś do stosowania od wewnątrz - młody jęczmień. W ostatnim czasie to właśnie on był moim dodatkiem do koktajli. Przerobiłam już pokrzywę, wypróbowałam miks sproszkowanej natki pietruszki i jarmużu, teraz przyszła kolej na zachwalany jęczmień. Testowałam ten z marki Avetpharma - do wyboru są dwie opcje, w saszetkach do rozpuszczania i w postaci tabletek. Saszetki będą świetne dla osób, które lubią smoothisy, a tabletki dla leniwych ;). Wersja w saszetkach smakowała mi z gęstym jogurtem, a już z sokiem czy maślanką/kefirem trochę gorzej. Jeśli jesteście przyzwyczajone do tych wszystkich popularnych warzywnych proszkowych miksów to smak raczej nie będzie stanowił dla Was problemu, ale ostrzegam że jest specyficzny (jeśli się go obawiacie to lepiej wybrać tabletki). Młody jęczmień jest silnie antyoksydacyjny, pozytywnie wpływa na uklad immunologiczny no i oczywiście zawiera całe mnóstwo witamin (C, E, K, beta-karoten, kwas foliowy, magnes, potas, żelazo), także na pewno warto mu się przyjrzeć.

Suplement oprócz ekstraktu z młodego jęczmienia zawiera dodatkowo ekstrakt z owoców gorzkiej pomarańczy, biotynę i chrom - kompozycja tych składników ma przede wszystkim ułatwiać odchudzanie, ale przyznam szczerze, że brałam go ze względu na zdrowotne właściwości jęczmienia i biotyny, która jest dobra na włosy. Co prawda chciałabym zrzucić parę kilo, ale podczas młodojęczmieniowej kuracji nie pilnowałam wcale diety, więc nie oceniam preparatu pod tym kątem ;). Za to włosy nadal nie wypadają! Jest też nowe pokolenie baby hair co mnie ogromnie cieszy. Jeśli przyjmujecie preparaty z chromem to uważajcie na inne leki, szczególnie żeby nie brać ich jednocześnie.


MYDŁO DZIEGCIOWE | Po Aleppo i czarnym mydle afrykańskim przyszła pora wypróbować mydło dziegciowe. Takie mydło zawiera naturalny brzozowy dziegieć, który potrafi leczyć przeróżne choroby skóry, więc dobrze sprawdza się np. przy skórze trądzikowej, przetłuszczającej się czy alergicznej. Jeśli macie problemy z trądzikiem to na pewno warto to mydło wypróbować na własnej skórze. Ja na chwilę obecną mam nawet niezłą cerę, więc mydło dziegciowe stosuję od czasu do czasu i jestem z niego zadowolona, bo bardzo porządnie oczyszcza skórę. Na dłuższą metę trochę mnie wysusza (dudu osun było bardziej natłuszczające), więc stosuję na zmianę z innym "myjadłem". Wadą mydełka jest zapach - dziegieć to intensywny śmierdziel, ale po dłuższym czasie nawet jakoś się przyzwyczaiłam do tego "aromatu".

SAVON NOIR | Uwielbiam czarne mydło savon-noir, w formie pasty, na bazie oliwek. Wygląda może trochę dziwne, ale jeśli jeszcze nie próbowałyście to gorąco polecam! U mnie już od lat zawsze ma swoje miejsce w łazience. Działa trochę jak peeling enzymatyczny, mocno oczyszcza skórę (po umyciu aż skrzypi!). Tym razem kupiłam mydło marki BioArgania i jest równie dobre jak z Organique czy Nacomi.

OLEJEK Z DRZEWA HERBACIANEGO | Ten olejek zawsze mam gdzieś pod ręką. Jest to silnie antybakteryjny olejek eteryczny, można go oczywiście mieszać z olejami bazowymi. Warto go mieć w zanadrzu jeśli macie problem np. z niedoskonałościami na skórze. Zapach jest bardzo intensywny, ale tutaj też można się przyzwyczaić.


L'ORIENT Eye Contour Cream | Od jakiegoś czasu używam kremu pod oczy L'Orient, o długim ale pełnym roślinnych ekstraktów składzie. Nie jestem bardzo wymagająca w kategorii kremów pod oczy, ale niestety ostatnio wiele z nich podrażniało mi skórę, powodowało reakcję alergiczną, czasem wysypkę, łzawienie oczu. Po tych wszystkich problemach trochę bałam się nowego kremu, ale ten okazał się super łagodny, a przy tym porządnie nawilżający, więc zyskał miano nowego ulubieńca. Nadaje się też pod makijaż!

ZIAJA LANO-MAŚĆ | Idealny balsam na przesuszone usta to polecana przez Red Lipstick Monster - Lano Maść, która na dobrą sprawę jest po prostu czystą lanoliną. Poleciła mi ją także znajoma, która ma problem z wiecznie suchymi ustami. Dopiero po tej maści zaczęła zauważać efekty, a stosując zwykłe pomadki ochronne nie widziała zbytnio różnicy. U mnie sprawdzają się też lekko nawilżające formuły, ale lano-maść musiałam sprawdzić. Jest bardzo gęsta, mocno nawilża i natłuszcza. Idealna do używania na noc. Myślę, że jeśli macie spore problemy z suchymi ustami to jest to akurat ten balsam, który warto sprawdzić, bo nie przypomina innych balsamów i pomadek.

MIZON ALOE90 | Na koniec dobry, sprawdzony żel aloesowy o mnóstwie zastosowań. Aktualnie używam Mizon, ale lubiłam także Gorvitę, z Holiki też jest fajny. Żelu używam na różne sposoby, ale najczęściej na całą twarz, pod krem lub serum. Mieszam go z olejkami, nakładam na włosy, stosuję na podrażnienia. Dobrze sobie radzi z zaczerwienioną skórą po regulacji brwi. Myślę, że to super popularny produkt, ale jeśli jest ktoś kto nie miał z aloesem do czynienia to bardzo polecam :).



niedziela, 28 maja 2017

beGLOSSY Sekret Piękna | maj 2017

Już jest nowa majowa, wiosenna edycja beGlossy - Sekret Piękna. Do pudełka trafiło aż pięć produktów pełnowymiarowych, co uważam za niezły wynik! Jeśli jesteście ciekawe co tym razem beGlossy ukryło w swoim boxie to zapraszam dalej, dajcie też znać czy skusiłyście się w tym miesiącu na pudełko :).


Zajrzyjmy zatem do środka! Czuje się, że zestaw został skomponowany z myślą o wiosennej pielęgnacji (jest coś o kwiatowym zapachu, coś z myślą o stopach, dominują lekkie formuły). Szkoda, że nie pojawiło się tym razem nic z kolorówki.

ORGANIQUE Krem do ciała | Perełką w tym pudełku jest pełnowymiarowy krem do ciała Organique z linii Sea Essence. Jestem fanką marki dlatego zawsze cieszą mnie ich produkty w boxach, a już szczególnie kiedy są pełnowymiarowe. W innym wariancie pudełka mógł trafić się peeling zamiast kremu, z tej samej serii.

NIVEA Jedwabisty mus do mycia ciała | Drugim pełnowymiarowym kosmetykiem jest ciekawy produkt Nivea - mus myjący. Ma formę lekkiej pianki i fajnie pachnie (rabarbar + malina). Nie jestem zbytnio wymagająca jak chodzi o produkty pod prysznic, nie mam problematycznej skóry, więc zwracam uwagę głównie na zapach i formułę. Pianka to coś nowego, nie tak oklepanego jak kolejny żel. Już wypróbowana!

VIANEK Peeling do twarzy | Normalizujący peeling to kolejny kosmetyk z oferty Vianek jaki mamy okazję wypróbować. Zawsze jestem na tak dla peelingów, zarówno tych do ciała jak i do twarzy, bo po prostu bardzo je lubię. Jest to produkt pełnowymiarowy.

SHEFOOT Dezodorant odświeżający do stóp | Trafionym kosmetykiem na "sezon sandałowy" jest z pewnością dezodorant do stóp od SheFoot. Tym razem bardziej praktycznie, ale myślę że to dość dobry traf. Zamiast dezodorantu można było trafić np. na kurację wzmacniającą tej samej marki.

URIAGE Żel do mycia twarzy i ciała | W Glossy lubią pojawiać się miniatury od Uriage i tak też było tym razem. W Sekrecie Piękna znalazł się mini żel tej marki.

EXCLUSIVE COSMETICS | Jako ostatnia - maska hialuronowa w płachcie. Teraz takie maski zrobiły się strasznie popularne, więc będzie okazja spróbować jeśli ktoś jeszcze nie miał okazji. Ja z kolei nie jestem jakąś wielką fanką takich masek, wolę glinki albo algi, ale przyjemnie się je stosuje, więc i tę na pewno sprawdzę.



Pudełko całkiem fajne - sporo pełnowymiarowych kosmetyków, a wśród nich fajne marki jak Organique czy Vianek. Pianka myjąca od Nivea interesująca, maska to zawsze miły dodatek. Jestem na tak, choć do pełni szczęścia zabrakło mi kolorówki ;). Co sądzicie?

Pudełko zamówicie na https://www.beglossy.pl/.




czwartek, 25 maja 2017

NOWOŚCI: Maybelline, MAC, Oriflame, Revlon, Farmona, Lirene

Hej! Nie pamiętam kiedy ostatni raz pokazywałam Wam nowości (chyba to było jeszcze w marcu), dlatego dziś sporo zdobyczy z ostatnich miesięcy :). Niektóre to jeszcze łupy z wielkich promocji w Rossmannie! Przybyło mi też kilka nowych zapachów i trochę nowości do ust, a jak wiecie od pomadek jestem po prostu uzależniona ;).


Zakupy katalogowe - Oriflame i Avon. Dawniej nie przepadałam za katalogowymi markami, ale w ciągu ostatniego roku przekonałam się, że obydwie marki albo podniosły poprzeczkę w kwestii jakości produktów, albo ja miałam o nich trochę błędne przekonanie. Oriflame zaskakuje mnie wciąż fajną pielęgnacją, a jeśli chodzi o Avon to stałam się fanką ich pomadek.

Tym razem z Oriflame skusiło mnie mydełko-gwiazdka Shiny Star (urocze i na dodatek z brokatem) o świeżym zapachu, tusz do rzęs Very Me Extenda w kolorze trawiastej zieleni, a także słodkie perfumy Love Potion Secrets. Nie są aż tak fajne jak mogłyby na to wskazywać nuty zapachowe (biała truskawka, biała czekolada, białe kwiaty), ale generalnie są fajne, przyjemne na co dzień.

Z Avonu wzięłam na próbę pomadkę z serii Extra Lasting w kolorze Nude Blush. Przyznam, że takiego koloru jeszcze nie miałam. To taki połyskujący, lekko perłowy nudziak, który fajnie wygląda do ciepłych, brązowych makijaży.


Nowości do ust do mix różnych marek. Na promo w Rossmannie kupiłam słynną matową pomadkę w płynie K Lips od Lovely, co do której mam w miarę pozytywne odczucia, ale jednak wolę maty od Golden Rose (które są w podobnej cenie). Na próbę poszła też pomadka Extra Lasting, która kosztowała dosłownie grosze i wiele osób bardzo ją poleca, ale to nie to... zbyt sucha i wyczuwalna na ustach. Bardzo lubię pomadki Moisture & Renew z Rimmela, dlatego skusiła mnie nowość w obrębie tej linii - Sheer & Shine. Z tej pomadki jestem zadowolona, to rodzaj transparentnego, dziewczęcego różu, którego zawsze poszukuję, a nie łatwo taki odcień dorwać (to kolor Glow-rious Pink 200). Przy okazji obniżek przypałętał się także tropikalny Carmex <3. Jako ostatnie, a pierwsze od prawej, nowe pomadki w ofercie Revlon: Ultra HD Gel Lipcolor. Bardzo fajne, komfortowe w noszeniu i trwałe jak na taką formułę. Fiolet jest cudowny!


Reszta z promocyjnych zakupów to biały eyeliner Lovely (średniaczek), brązer-czekoladka także z Lovely, w odcieniu Milky Chocolate (fajny) oraz płynny rozświetlacz Maybelline Master Strobing Liquid. Z tym ostatnim bardzo się polubiłam, daje piękny efekt tafli. Mam jaśniejszy odcień o ładnym, raczej chłodnym tonie. Udało mi się też wreszcie dorwać pigment MAC w odcieniu Rose, w wersji mini, na którego polowałam już od dawna.


Ponadto masa sztucznych rzęs do eksperymentowania (na zdjęciu tylko kilka ;)), troszkę nowości z Aliexpress i Born Pretty Store - głównie dodatki do paznokci, które pokażę Wam przy innej okazji.


Jak co miesiąc cudowne nowości od Makeup Revolution (tych najświeższych nie zdążyłam obfocić, ale będą wkrótce!). Na zdjęciu kilka wybranych: trio Iconic Blush Bronze & Brighten Flush, wiosenne kolory matów i lakierów do ust z linii Salvation, a także fajne gąbeczki jajeczka (super jest zarówno to duże jak i te mini do korektora) i Pro Makeup Eraser Towel - zdecydowanie milsza alternatywa dla rękawiczki Glov.


Trzy zapachy od Yves Rocher, które kusiły mnie od dawna, ale ja jak zawsze czekałam na jakąś dobrą promocję i w ten sposób kupiłam je w naprawdę okazyjnej cenie. Pierwszy zapach to Neroli, który dołączył do moich ulubionych Rose Oud, Jasmin i Vanille Noir. Neroli to zapach chłodny, nieco gorzki, ale świetny na wiosnę, zwłaszcza jeśli ktoś nie lubi typowych świeżaków albo słodkich nut. Nie jest tak intensywny jak pozostałe zapachy z tej serii. Z linii kwiatowej Un Matin Au Jardin - Lilas Mauve czyli bez. Miałam kiedyś tę wodę i zużyłam do dna, teraz skusiłam się na nią ponownie, jest super :). Ostatni zapach kupiłam w ciemno co raczej mi się nie zdarza, ale uwielbiam zapachy Yves Rocher, więc zaryzykowałam. Monoi de Tahiti to taki wakacyjny zapach, słodki, od razu kojarzy się z wakacjami! Zdecydowanie było warto zaryzykować.


Na koniec jeszcze co nieco z pielęgnacji. Spontaniczny zakup smarowidła do ciała z Organic Shop nie był chyba najlepszy. Jestem wielką fanką wanilii, dlatego wersja Vanilla&Orchid zwróciła moją uwagę. Balsam jest jednak zupełnie średni, a zapach lekki i w sumie równie przeciętny. Myslałam, że te balsamy są lepsze, raczej się na nie już nie zdecyduję (za to może wypróbuję peeling).

Drugi produkt to już zdecydowany ulubieniec - enzymatyczny peeling do skóry głowy Bionigree. Nie sądziłam, że używanie peelingu na skalp może być tak nieproblemowe (dotąd używałam tylko mechanicznych). Na pewno napiszę o nim jeszcze coś więcej!


Metaliczna maska z Bielendy Blue Detox może i fajnie wygląda, ale mało co robi. Masło brązujące Golden Oils tej samej marki kupione z polecenia, ale jeszcze nie wypróbowane, czeka na lepszą pogodę ;). Na targach eko kupiłam Naturalne Mydło Wiedeńskie w wersji Orchidea Ylang - jak ono świetnie pachnie! Masełko do ust z Isany, również z rossmannowych promocji kupione z grosze, ale jestem z niego zadowolona. Używam na noc, ładnie nawilża i ma fajny karmelowy zapach.


Farmona to jedna z moich ulubionych marek w kategorii pielęgnacji ciała. Olejek do kąpieli Buriti czeka na wypróbowanie, a lawendowe masło to mój ostatni ulubieniec. Określiłabym ten zapach jako kadzidlana lawenda, cudowny! Samo masło jest gęste jak lubię i mocno nawilżające. Ostatnio używam go non stop ;).

Z Lirene zaczęłam używać lekkiego serum Vitamin Energy C+D, które zrobiło na mnie dobre pierwsze wrażenie. Szybko się wchłania i czasami nie mam już potrzeby nakładania dodatkowo kremu, także jak najbardziej na plus. Obok próbka żelu aloesowego Holika Holika, również na plus!


Uff to by było na tyle. Dajcie znać czy znacie coś z tych nowości i czy któreś kosmetyki szczególnie Was zainteresowały :).

poniedziałek, 22 maja 2017

INSPIRED BY Naturalnie Piękna | Edycja VI

Inspired By Naturalnie Piękna to jak na razie mój ulubiony beauty box - edycja szósta również nie okazała się rozczarowująca. Uwielbiam naturalną pielęgnację, kosmetyki bazujące na roślinach, masłach i olejkach dlatego też to pudełko bardzo trafia w mój gust. Jeśli podobnie jak ja lubicie bardziej naturalne kosmetyki to polecam przyjrzeć się mocniej temu boxowi. Naturalnie Piękna jest trochę droższe (119zł), ale pojawia się co dwa miesiące, a nie co miesiąc jak większość beauty boxów. Co ciekawe, w tej edycji wartość produktów przekroczyła wg producenta aż 600zł!


-417 Recovery Mud Mask | Produktem, który tak drastycznie zawyżył wartość zestawu jest regenerująca maseczka z błotem marki -417. Maska kosztuje ponoć 476zł (szokuje mnie taka cena za... maseczkę!). Zastanawiałam się czy to nie błąd w druku przy kwocie ;). Swoją drogą zastanawiam się za co płacimy w tej masce, czyżby za... błoto :D? Myślę, że nigdy nie kupiłabym tak drogiego smarowidła, więc tym chętniej wypróbuję ten wynalazek i przekonam się czy jest warta swojej ceny. Maski do twarzy bardzo lubię i zawsze chętnie widzę je w pudełkach, więc pełnowymiarowy produkt z tej kategorii i to jeszcze w kosmicznej cenie ma u mnie duży plus. A jak działa to się dopiero okaże.

NEAUTY MINERALS Podkład kryjący | Neauty to fajna marka mineralna, ale jeszcze nie próbowałam od nich podkładów, więc dzięki Inspired By będzie wreszcie okazja :). Chciałam kiedyś zamówić sobie nawet kilka próbek, ale akurat coś nie było moich odcieni, potem zapomniałam - teraz okazja nadarzyła się sama.

O'HERBAL Płyn micelarny | Miceli nigdy dość - zawsze się przydają. Ten jest z marki O'Herbal i jest to pełnowymiarowe opakowanie. Nigdy nie miałam płynu micelarnego tej firmy.

BIOOLEO Sól do kąpieli | Sól "Złoto Egiptu" to taki mini opakowanie, ale na raz wystarczy. Chętnie widziałabym w pudełku pełnowymiarowy produkt do kąpieli!

PILOMAX Szampon Daily Colour Care | Tym razem z Pilomaxu pojawił się szampon do włosów farbowanych, a więc w sam raz dla mnie. Maski znam, szamponu chyba nie miałam.

SHEFOOT Kuracja wzmacniająca | Od Shefoot kuracja dla paznokci, skórek i skóry stóp. To krem w opakowaniu z pompką (szkoda, że nie spray, bo średnio lubię smarowanie stóp). W składzie panthenol, kwas hialuronowy, keratyna i olejki.

AVEBIO Woda lawendowa | Z marki Avebio pojawił się jeden z trzech różnych kosmetyków. Ja trafiłam na wodę lawendową co bardzo mnie cieszy, bo to właśnie na nią najbardziej liczyłam.

IDEEPHARM Radical Med Szampon | Miniatura szamponu przeciw wypadaniu włosów, między innymi z ekstraktem ze skrzypu.

W formie prezentu próbki nowości marki Biały Jeleń - koncentrat do twarzy i pod oczy. Dziś będąc w Rossmannie, natrafiłam właśnie na półkę z nowościami tej marki, co mnie zaskoczyło, bo do tej pory Biały Jeleń zajmował się przede wszystkim podstawową pielęgnacją (a teraz poszerzył ofertę o różne preparaty do pięlegnacji skóry twarzy).



Pudełko fajne, jestem za! Inspired By Naturalnie póki co mnie jeszcze nigdy nie rozczarowało. Dajcie znać co sądzicie i czy skusiłyście się kiedyś na tego boxa ;).

niedziela, 21 maja 2017

ORIFLAME NovAge Time Restore

Po linii Ecobeauty, Oriflame po raz drugi zaskoczyło mnie pozytywnie swoimi produktami do pielęgnacji cery. Na kilka lat zapomniałam o marce, ale ostatnio znów bardziej mnie zainteresowała i powoli dochodzę do wniosku, że kosmetyki pielęgnacyjne mają naprawdę fajnej jakości. Tym razem sprawdziłam serię NovAge Time Restore, która co prawda dedykowana jest skórze dojrzałej, ale ja nie widzę przeszkód żeby sięgać po takie produkty i wcześniej. Zresztą już nie raz przekonałam się, że czasem coś o innym przeznaczeniu sprawdzało się najlepiej ;).

Linia Time Restore zawiera sześć produktów, które mają ładne, eleganckie opakowania, w sam raz na prezent. Działają równie dobrze jak wyglądają, więc na pewno taki zestaw mogłabym właśnie polecić Wam jeśli szukacie pomysłu na prezent np. dla mamy.


Seria ma za zadanie poprawiać gęstość skóry, elastyczność, ale także zmniejszać skłonność do powstawania przebarwień i zmarszczek. Pomijając te wszystkie bardziej długofalowe obietnice, jest to fajna, bogata pielęgnacja. Mocno nawilżająca, odżywiająca, ale nietłusta i nieobciążająca skóry. Formuły produktów są dobrze dobrane, bardzo przyjemnie się ich używa (na plus także miły zapach).

Najbardziej przypadło mi do gustu serum do twarzy ze złotymi drobinkami. Oprócz tego, że wygląda luksusowo, również przynosi fajne efekty - jest lekkie, ale mocno nawilżające. Drobinki podczas aplikacji rozpuszczają się, nie są widoczne na skórze. Używałam go solo, pod makijaż, a czasem też pod krem żeby dodatkowo podkręcić jego działanie. Pozostawia w dotyku bardzo gładką skórę, aż chce się po nie sięgać :).


W serię wchodzą dwa kremy, na dzień i na noc. Krem na dzień ma pozornie gęstszą konsystencję, ale nie jest ciężki ani tłusty. Stosowałam go pod makijaż i sprawdził się. Nawilża porządnie, a skóra podczas stosowania wygląda po prostu lepiej. Krem na noc ma nieco inną formułę, bardziej odżywczą i regenerującą. Lubiłam po niego sięgać jeśli czułam, że po całym dniu w makijażu skóra domaga się konkretniejszej pielęgnacji. Takie bogatsze formuły lubię też po różnych zabiegach na twarz, po peelingach. Mimo bardziej odżywczego działania, krem na noc również nie jest tłusty czy ciężki.

Oprócz nich, w Time Restore jest jeszcze mleczko, tonik i krem pod oczy i na okolice ust. Ten ostatni także wypadł pozytywnie w moim odczuciu, ale testowałam go tylko na skórę pod oczami. Faktycznie czułam, że krem działa, bo niektóre kremy są tak delikatne, że czasem zastanawiam się czy nałożyłam coś pod oczy czy nie ;). Na plus także fakt, że nie uczula - a ostatnio na wiele kremów moja skóra pod oczami reagowała bardzo źle.


Seria nie należy do najtańszych, Oriflame ma dość zróżnicowane ceny - w przypadku tej serii ceny wahają się od 40 do 150zł (gdzie najtańsze są mleczko i tonik, a najdroższe i swoją drogą najlepsze serum). Kremu kosztują 140zł, krem pod oczy 80zł. W zestawie bardziej się opłaca jeśli jest w cenie promocyjnej. Na pewno poleciłabym tę serię na prezent, a jeśli miałabym wskazać na jeden produkt to oczywiście byłoby to serum z drobinkami ;).

czwartek, 18 maja 2017

WIBO STAR SHINE Shimmers Kit | Paleta duochromowych rozświetlaczy

Każdy kto śledzi internetowe trendy w makijażu na pewno zauważył jakim powodzeniem cieszą się ostatnio opalizujące, "holograficzne", duochromowe rozświetlacze. Jeszcze niedawno dość ciężko było je zdobyć albo były po prostu drogie. Coraz więcej marek podążających za aktualnymi trendami zaczęło je wprowadzać do oferty (np. Alchemist Palette od Kat von D, duochromowe rozświetlacze Makeup Geek, Lime Crime, Meraki Cosmetics, ostatnio też Makeup Revolution). Za mną cały czas chodzą rozświetlacze Nyx Duo Chromatic, które zapowiadają się całkiem fajnie, ale niestety nie miałam okazji sprawdzić ich na żywo. Jednak najtańszą i najłatwiej dostępną paletą z opalizującymi rozświetlaczami wprowadziło ostatnio nasze rodzime Wibo! Jako, że takie nietypowe rozświetlacze idealnie trafiają w mój gust musiałam je koniecznie sprawdzić. Dodatkowo do zakupu przekonała mnie poprzednia paleta od Wibo - Strobing Make Up Shimmer Kit, po którą bardzo często sięgam w codziennym makijażu.


Najbardziej interesują mnie te jak najmniej normalne odcienie rozświetlaczy tj. niebieski, fioletowy i zielony. Star Shine Wibo mieści właśnie takie przede wszystkim chłodne odcienie dlatego pod kątem kolorystyki od razu bardzo mi się spodobała. Myślę, że lepiej sprawdzi się na chłodnych i jasnych typach urody, na pewno gorzej będzie wypadać na ciepłej i opalonej skórze. Niestety jest to seria limitowana, w której oprócz tej paletki wchodzi jeszcze brązer i paleta matowych pomadek. 

Star Shine dostajemy w ostatnio bardzo modnym, kartonikowym opakowaniu na magnes. Paleta kosztuje nieco ponad trzy dyszki, ale można było upolować ją po znacznej obniżce podczas promocji. Wewnątrz mamy sześć różnych rozświetlaczy.



STAR DUST - w opakowaniu niepozorny, opalizuje na typowy błękit i ma lekkie drobinki

MAGIC HEAVEN - intensywny, o mocnym połysku w kolorze jasnego srebra

GLAM & BRIGHT - opalizujący na fiolet

DIAMOND SHINE - o brzoskwiniowym połysku z lekkimi drobinkami

ROYAL CROWN - jasna zieleń, bardzo ciekawy

PRECIOUS - podobny do Magic Heaven, ale jaśniejszy i chłodniejszy


Niestety nie mam jakiegoś super sprzętu fotograficznego i uchwycenie opalizującego efektu jest niezwykle trudne! Na żywo rozświetlacze prezentują się lepiej, a ich duochromowa moc jest wyraźnie widoczna. U mnie aparat zjadł gdzieś z połowę całego efektu ;).

Generalnie paletka wypada na plus: za zgodność z trendami, ciekawe wykończenie i kolory. Na minus formuła rozświetlaczy, są zbyt suche, kredowe i grubo zmielone. Jestem fanką wypiekanych rozświetlaczy, które są wręcz kremowe w dotyku i dają idealną, mokrą taflę połysku. Te od Wibo nie siadają na skórze tak pięknie i gładko, nawet jeśli nałożymy je zwilżonym pędzelkiem. Nie jest to też jednak w moim odczuciu na tyle duży minus żeby mógł zdyskwalifikować paletę, bo mimo tego chętnie jej używam. Po prostu do ideału sporo jej brakuje - ode mnie dostałaby czwórkę z plusem. 


Dajcie znać czy skusiłyście się na tę nietypową paletkę od Wibo :). Mimo formuły, która nie jest ideałem i tak dla Wibo spory plus za nadążanie za trendami! Mam nadzieję, że więcej marek podłapie pomysł na takie rozświetlacze. Chętnie zobaczyłabym podobne rozświetlacze np. w Inglocie :).

wtorek, 16 maja 2017

MAX FACTOR VELVET MATTES | Kolekcja matowych pomadek

Hej! Max Factor to marka, z którą kiedyś było mi jakoś nie po drodze, nie zwracałam zbytnio na nią uwagi, sama nie wiem dlaczego, bo w ostatnich latach bardzo się do niej przekonałam. Mam kilka ulubionych produktów, do których wciąż wracam jak puder prasowany Creme Puff (dla mnie najlepszy z pudrów w kamieniu), niezastąpiony Masterpiece Max (mój tusz numer jeden!) czy piękne mozaikowe róże do policzków. W ostatnim czasie polubiłam też słynny 2000 Calorie i 2000 Calorie Curl Addict, które są tuszami na piątkę, ale jednak nie przebijają kultowego Masterpiece Max. Max Factor ma też moim zdaniem bardzo, bardzo dobre produkty do ust. Najbardziej chwalę sobie super trwałe pomadki Lipfnity, ale lubię też te klasyczne np. z serii Marylin Monroe (piękne czerwienie). Dziś o w miarę nowej kolekcji pomadek matowych Velvet Mattes o świetnych, wiosennych odcieniach.


Velvet Mattes to kolekcja matowych pomadek mająca dawać efekt nawilżenia. Faktycznie pomadki mają bardzo przyjemną, kremową formułę. Komfortowo się je nosi, nie wysuszają i w ogóle nie są suche i tępe podczas nakładania. Aplikują się bezproblemowo. Jeśli chodzi o ten matowy efekt to jest on jednak trochę słabszy niż w przypadku większości matowych pomadek. Moim zdaniem to bardziej satynowe wykończenie (na moich zdjęciach połysk jeszcze dodatkowo podkręcony przez lampę pierścieniową). Nie przeszkadza mi to kompletnie, bo kremowe pomadki też bardzo lubię, ale uprzedzam jeśli szukacie czegoś o naprawdę mocno matowych efekcie na ustach. Trwałość u mnie dosyć dobra, ścierają się równomiernie.

W Polsce do sprzedaży weszły cztery odcienie - piękne, wiosenne, ciepłe kolory. W sam raz dla fanek koralowych pomadek! I poniżej od lewej mamy:

SUNKISS - najjaśniejszy z kolekcji, odcień ciepły, brzoskwiniowy.

FLAME - typowy koral, ciepły i żywy odcień.

DESIRE - koralowa, pomarańczowa czerwień. To taki typ wiosennej, ciepłej czerwieni.

LOVE - klasyka, mój ulubiony odcień nasyconej, malinowej czerwieni.



Pomadki kosztują około 46zł. Trochę szkoda, że weszły tylko cztery odcienie, bo pomadki są bardzo fajne, a z tego co widziałam za granicą pojawiło się więcej kolorów w tej kolekcji. Jeśli lubicie czerwienie to polecam też wspomnianą serię Marilyn Monroe, pokazywałam ją na blogu w zeszłym roku, tu macie link.


niedziela, 14 maja 2017

WIOSENNY MAKIJAŻ Z MAKEUP REVOLUTION

Hej! Kolejny makijaż, który wykonałam kosmetykami Makeup Revolution musiał być wiosenny, bo ileż można używać jesiennych kolorów ;). Ostatnio polubiłam modną ciepłą, rdzawą kolorystykę i to po nią najchętniej sięgam w makijażach, ale czasem potrzeba trochę odmiany, więc tym razem poszłam w typowo zimne odcienie liliowych fioletów.



Użyłam tutaj cieni z dwóch paletek: Affirmation i mojej ulubionej Eyes Like Angels. Brwi podkreśliłam Brow Revolution w odcieniu Medium Brown, a policzki Iconic Blush Bronze & Brighten Flush, który możecie zobaczyć poniżej (a jeszcze niżej na policzku). Na ustach matowa pomadka w płynie Salvation Velvet Lip Lacquer w kolorze Keep Lying For You.



Trio z brązerem, różem i rozświetlaczem bardzo Wam polecam jeśli lubicie ciepłe odcienie, bo brązer jest fajny, ale jednak zdecydowanie ciepły.

środa, 10 maja 2017

ULUBIEŃCY MIESIĄCA | MAKEUP REVOLUTION, YVES ROCHER, MY SECRET, PIXIE

Ostatnio ulubione kosmetyki pokazywałam Wam chyba jeszcze zimą, a więc nadeszła najwyższa pora na wiosennych ulubieńców. Co prawda wiosny za bardzo nie widać, a na pewno nie czuć (czy Was to też tak bardzo dołuje?), przez co ja jakoś nie przestawiłam się wcale na wiosenne kolory w makijażu czy na paznokciach ;). Nawet teraz na paznokciach mam typowo jesienny ciemny fiolet.


Jako ambasadorka Makeup Revolution mam okazję wypróbować mnóstwo produktów z asortymentu marki, co oczywiście ogromnie mnie cieszy, bo MUR lubiłam bardzo odkąd tylko pojawiło się na rynku. W tym miesiącu najczęściej sięgałam po:

ULTRA EYE CONTOUR LIGHT&SHADE | Matowa paleta MUR bardzo bezpośrednio nawiązuje do palety Kat von D, co nie jest może najfajniejsze (zawsze lepiej widziana jest w końcu oryginalność), ale nie patrząc już na ten kontekst muszę przyznać, że paletka jest stworzona do dziennych makijaży. Wcale nie musiałaby nawiązywać do oryginału, bo myślę że jakość cieni obroniłaby się sama, szczególnie że paletki MUR są bardzo przystępne cenowo. Wszystkie cienie to maty o dobrej pigmentacji, które dobrze się blendują.

RETRO LUXE MATTE LIP KIT - ECHELON | Matowe pomadki w płynie Retro Luxe chyba dopiero będą pojawiać się w sprzedaży. Nie jest to mój numer jeden wśród wszystkich pomadek zastygających, ale mają tak ładne kolory, że nie sposób ich nie używać! Jak w końcu pojawią się w sprzedaży to bierzcie odcień Echelon. To przepiękny nudziak, jeden z najładniejszych z jakimi się spotkałam.

BROW POMADE | Pomady do brwi to kolejny świetny produkt marki, na który pewnie wcześniej nie zwróciłabym uwagi. Idealny odcień dla mnie to Medium Brown, ale kolorów do wyboru jest trochę, w tym niezły odcień dla blondynek i jest też coś typowo chłodnego. 

AWSOME DOUBLE FLICK EYELINER | Hitem w tym zestawieniu jest eyeliner w pisaku o dwóch końcówkach. Świetny! Precyzyjny, dający efekt mocnej czerni i co ważne - wydajny.

ULTRA PRO GLOW | Jako mega fanka rozświetlaczy nie mogłabym przejść obojętnie obok tej cudownej palety ośmiu rozświetlaczy. Dają piękny efekt gładkiej tafli, świetnie się nakładają i rozcierają, a kolory są bardzo ładne. Noszę ją w kufrze i bez problemu mogę dobrać odcień pasujący do każdej karnacji.


MY SECRET LIP STAIN | Kontynuując temat kolorówki - kolejny fajny produkt do ust. To lip tinty z My Secret, które mają nasycone kolory i po nałożeniu połyskują jak błyszczyk, ale pigment nieco wżera się w usta, tak że po zjedzeniu błyszczącej warstwy usta nadal są pokryte kolorem. Nie jest to produkt ultra trwały, bo z czasem pigment się ściera, ale za to równomiernie. Dla mnie to idealne wyjście w ciągu dni kiedy nie mam na nic czasu i wiem, że nie zdążę poprawić pomadki.

PIXIE MEGA MATTE KAPOK | Wciąż jestem pod wrażeniem matującego pudru transparentego z Pixie Cosmetics. Ten puder jest niesamowicie drobno zmielony przez co nie daje charakterstycznego pudrowego efektu na skórze. Pięknie ją wygładza i matuje, ale w super naturalny sposób :).

MY SECRET FACE ILLUMINATOR SPARKLING BEIGE | Nowsza wersja popularnego rozświetlacza wypiekanego od My Secret. Chyba wolę straszą, która moim zdaniem daje mocniejszy błysk na skórze, ale zimą bywa zbyt ciemna i ciepła. Sparkling Beige jest chłodniejszy, ale nie taki mroźno-chłodny, a uniwersalny.


W kategorii pielęgnacji mało się ostatnio u mnie działo, także tylko kilka sprawdzonych produktów do pielęgnacji twarzy, po które ostatnio sięgam dzień w dzień.

L'OREAL OLEJKOWY RYTUAŁ | Świetny suchy olejek o fajnym zapachu (z wygodną pipetą). Jest bardzo lekki, nawet osoby które nie lubię olejkowej formuły mogą dać mu szansę. Przy suchej i normalnej skórze w niewielkich ilościach nadaje się nawet pod makijaż! Nakładam go solo, ale czasem też pod krem.

ORIFLAME TENDER CARE ORGANIC HONEY | Uwielbiam te mini balsamy z Oriflame, ładnie pachną i są jednymi z najfajniejszych smarowideł na usta. Teraz używałam wersji miodowej, lubię takie nuty zapachowe (choć to bardziej syntetyczny miód niż ten prawdziwy), więc sięgałam po niego bardzo często.

EVREE TONIK RÓŻANY | Hit po który sięgnęłam dzięki filmikom Red Lipstick Monster. Pachnie różami i fajnie koi, ale też lekko nawilża skórę. Opcja z atomizerem trafia do mnie też o wiele bardziej niż zwykłej butelki z zakrętką, dzięki czemu wreszcie stosuję tonik systematycznie.

MINCER SERUM Z WIT C | Bez tego serum już chyba nie umiałabym się obejść. Chyba po żadnym innym kosmetyku nie widzę tak widocznych efektów na skórze jak po tym produkcie. Używam na noc, a rano cera zawsze wygląda zaskakująco dobrze! Gorąco Wam polecam, naprawdę warto sprawdzić.


W związku z wiosną starałam się przerzucić na lżejsze perfumy, ale szczerze mówiąc jest tak okropnie zimno, że równie często używałam zapachów typowo wiosennych jak i typowo zimowych ;). Jednak takim moim ulubieńcem, zapachem który kojarzy mi się 100% wiosennie, jest lekki, naturalny i zupełnie niemęczący jest Yves Rocher Kwiat Pomarańczy & Lawenda & Petit Grain z serii Plaisirs Nature. Moim zdaniem pachnie jak kwitnące wiosną drzewa i krzaki.


Na koniec coś niekosmetycznego: Skrzypolen od Oleofarm. Oprócz skrzypu i lnu znajdziemy w nim jeszcze kwas hialuronowy. Wiecie jak to jest z suplementami - ciężko ocenić czy coś faktycznie działa, ale w ostatnim czasie miałam całą falę baby hair, więc zwalam to na Skrzypolen :). W sumie to podoba mi się też idea lnu zamkniętego w kapsułce, bo już tyle razy robiłam podejścia do lnu mielonego, ale ciągle zapominałam (albo po prostu mi się nie chciało) o przygotowywaniu tej mikstury. Teraz sypnę czasem siemieniem do sałatki, ale też brakuje mi regularności. Kapsułkę wystarczy połknąć i po sprawie ;). 


I tradycyjnie zapytam Was czy znacie moje typy i co o nich sądzicie? Podzielcie się koniecznie waszymi ostatnimi odkryciami!

poniedziałek, 8 maja 2017

HENNA ŻELOWA DELIA | Efekty na brwiach PRZED I PO!

Hej! Dziś co nieco o hennie stosowanej do brwi i rzęs. Pomysł na taki wpis chodził mi po głowie od dawna, ale wciąż odkładałam go na później. Pewnie większość z Was miała kiedyś do czynienia z henną (w końcu to chyba jeden z najpopularniejszych zabiegów wykonywanych u kosmetyczki), choć znam też sporo osób, które z henny w ogóle nie korzystają. W moim przypadku wygląda to różnie, czasem używam henny regularnie, czasem przez parę miesięcy wcale z niej nie korzystam. Generalnie jednak hennę na brwiach bardzo lubię, bo dzięki niej lepiej się czuję bez makijażu, a jeśli się maluję to na brwi przeznaczam zdecydowanie mniej czasu ;).


Przerobiłam już przeróżne marki, ale najwięcej henny zużyłam właśnie z Delii. Była to też moja pierwsza henna, którą zaczęłam używać w domu (po nieudanych próbach u kosmetyczki). Wtedy jedyna dostępna henna była w formie proszku i tabletki z wodą utlenioną. Potem pojawiły się henny kremowe i żelowe, moim zdaniem znacznie wygodniejsze w użyciu. Żelową hennę z Delii znam nie od dziś i bardzo ją sobie chwalę. Najczęściej używam czarnej, ale zdarza mi się też sięgać po grafitową jeśli mam ochotę na delikatniejszy efekt.

Moje brwi w stanie naturalnym są bardzo mizerne, dlatego lubię je podkreślać (na tle ciemnych włosów zupełnie znikają!). Po rozrobieniu henny nakładam ją precyzyjnym skośnym pędzelkiem, takim samym jaki używa się do eyelinera albo właśnie do henny. Staram się nakładać hennę możliwie dokładnie. Po 10 minutach zmywam i brwi są gotowe :). Na zdjęciu efekt po użyciu henny czarnej.


W opakowaniu mamy tubkę z henną (ma postać półpłynnego żelu) i aktywator, który przypomina mleczko. W tej nowej wersji henny do zestawu dorzucono też plastikową mini miseczkę i grzebyczek - z grzebyka nie korzystam, bo wolę pędzelek, ale pojemniczek do rozrabiania henny bardzo się przydaje.

W porównaniu do starszej "proszkowej" henny efekt jest delikatniejszy. Tamta może trzymała się lepiej, ale zaraz po zastosowaniu brwi były mocno czarne i czasem wybijały na ciepły ton, wiec zdecydowanie wolę wersję w żelu. U mnie ogólnie henna nie utrzymuje się bardzo długo, około tygodnia, ale nałożenie jej jest na tyle szybkie i proste, że nie potrzeba większego zachodu ;).


Podsumowując polecam, warto spróbować :)! Ja do Delii będę na pewno zawsze wracać, bo nie kosztuje wiele, a daje fajne efekty :). Myślę jeszcze o wpisie porównującym różne inne henny jak Refectocil czy Joanna. Dajcie znać jakiej henny używacie!

środa, 3 maja 2017

SHINYBOX Spełnij Marzenia | kwiecień 2017

Kwietniowy Shinybox z tego co widzę został już niestety wyprzedany, a w przygotowaniu już kolejna edycja, ale dla wszystkich którzy jeszcze nie widzieli - ostatni Shiny "Spełnij Marzenia". W pudełku miały znaleźć się dwa produkty premium, przez co rozumiem coś wyjątkowego i droższego ;). W sumie wszystkich kosmetyków mamy sześć, z czego pięć jest pełnowymiarowych, a Shiny dodatkowo dorzucił małą niespodziankę.


417 Żel do mycia twarzy z luffą | Kosmetykiem premium jest żel myjący marki 417, która faktycznie należy do tych droższych. Żel to na pewno typ praktyczny, a więc do sprawdzenia. Jego cena regularna to aż 116zł (przyznaję, że akurat żelu do mycia twarzy nigdy nie kupiłabym w takiej cenie!), więc tym bardziej mam ochotę go wypróbować. Ciekawe czy żel za 116zł znacząco różni się od tego za 16zł ;).

DR IRENA ERIS Błyszczyk Provoke | Drugim produktem premium jest błyszczyk z linii Provoke (cenowo trochę ponad 50zł). Fajne są te błyszczyki, mam dwa odcienie i chwalę je sobie. Mają dobrą formułę, są dość gęste i komfortowo się noszą. W Shiny trafiłam akurat na taki mało wdzięczny odcień, ale póki go nie sprawdzę w makijażu to nie dowiem się czy będzie do noszenia.

FABERLIC Balsam tlenowy Air Stream | Balsam tlenowy brzmi jak coś dziwnego, ale zawiera po prostu jakiś kompleks tlenowy, który ma pomóc zregenerować naszą skórę. Zapomniałam kompletnie o marce Faberlic, balsam dopiero teraz przypomniał mi o jej istnieniu. Miałam z niej kiedyś śmieszną wodę toaletową pachnącą czekoladkami.

KRYNICKIE SPA Rozświetlający krem pod oczy | Ten produkt trochę mnie zaskoczył, bo to krem pod oczy, ale do cery naczynkowej. Jakoś nigdy nie widziałam kremu pod oczy dedykowanemu skórze płytko unaczynionej i zastanawiam się teraz czy coś mi umknęło czy faktycznie takie kremy niełatwo znaleźć. Tak czy inaczej brzmi ciekawie, pasuje do mojego typu cery, więc warto będzie do przetestować.

JOKO Róż | W boxie mógł się trafić róż lub eyeliner. W moim pudełku znalazłam róż i dobrze, bo eyelinerów mam pod dostatkiem. Na zdjęciach wyszedł strasznie żółto, a to taki ciepły, złocisty, ale nie aż tak żółty odcień.

LAB ONE Regenerujący szampon | Dodatkowo saszetka z szamponem.


Dodatkiem w tej edycji był voucher do wykorzystania na stronie Katalog Marzeń (jeszcze nie obczaiłam, więc trzeba będzie to posprawdzać). Myślę, że Shiny w tym miesiącu całkiem trafione, choć zdarzały się dużo lepsze edycje. Kosmetyki tym razem jakieś wyjątkowo nietypowe w moim odczuciu (mało znane marki, poza Joko i Eris). Trochę żałuję, że nie trafiłam na inny odcień błyszczyku, bo to niezły produkt :).


wtorek, 2 maja 2017

HYBRYDY I-NAILS 3w1 | TEST I SWATCHE

Hej! Jakiś czas temu wypróbowałam kolejne hybrydy 3w1 czyli takie, które nie wymagają już zastosowania bazy i top coatu. Z reguły zdecydowanie wolę klasyczne lakiery hybrydowe, bo miałam kilka nieudanych prób z tymi 3w1 (gorsza trwałość, problemy z utwardzaniem, marszcząca się powierzchnia lakieru). Do hybryd I-nails X-hybrid byłam z tego względu trochę sceptycznie nastawiona, ale jak się okazało niesłusznie - to najlepsze hybrydy 3w1 z jakimi miałam do tej pory do czynienia.


Zazwyczaj hybrydy 3w1 mają trochę gorszą trwałość od zwykłych hybryd, ale te z I-nails praktycznie im dorównują lub wypadają tylko odrobinę słabiej pod tym względem (nie mam tu na myśli odprysków, ale sam efekt "znoszonego" lakieru). Zaskoczyły mnie pozytywnie pigmentacją, bo w przypadku niektórych kolorów już jedna warstwa daje właściwie pełne krycie. Mają też dobrą, nie rozlewającą się formułę i utwardzają się bez problemów. Jeśli stosowałyście kiedyś hybrydy 3w1 to możliwe, że napotkałyście na problem z marszczącą się powierzchnią lakieru. Aby tego uniknąć należy nakładać jak najcieńsze warstwy lakieru na płytkę. Zdarzyło mi się, że z innymi hybrydami tego typu było to naprawdę uciążliwe, bo nawet bardzo cienkie warstwy lubiły się marszczyć. W przypadku I-nails lepsze są cieńsze warstwy, ale nie muszą być ultra cienkie - dopiero przy grubej warstwie przytrafił mi się ten problem.




Hybrydy I-nails dostaniecie w sklepie Dobra Rada, nie wiem czy gdzieś stacjonarnie można je kupić (jeśli się z nimi spotkałyście to dajcie znać). Wypróbowałam kilka kolorów, z których najbardziej spodobały mi się Pink Bubblegum (chłodny, jasny róż), Fashion Fuchsia (boski róż z delikatnym shimmerem) i Bishop Red (ciekawe bordo). Jeśli chodzi o odmaczanie to też raczej w normie. Cenowo wypadają w sumie niedrogo, bo 15,90zł za 6ml.


Jeśli chcecie dodatkowo przedłużyć trwałość hybryd 3w1 to można na koniec użyć po prostu top coatu, który używacie normalnie do manicure hybrydowego. Co prawda używanie dodatkowych produktów z założenia mija się trochę z celem (w końcu formuła 3w1 jest po to żeby zaoszczędzić czas i już nie sięgać po top i bazę), ale po prostu to działa najlepiej. Dajcie znać czy spotkałyście się z tymi hybrydami ;).