W kategorii ozdabiania czy malowania paznokci non stop pojawia się coś nowego jak pyłki czy inne ozdoby, ale jak wiecie rzadko jest to totalnie nowa metoda jak przykładowo manicure hybrydowy. Taką nową metodą są całopaznokciowe naklejki termiczne od Manirouge. Z początku nie wiedziałam w ogóle "z czym się to je", przerobiłam masę naklejek wodnych, klasycznych, także tych na całe paznokcie. Naklejki termiczne to coś jeszcze innego, przez producenta opisywane jako brakujące ogniwo między manicurem klasycznym a hybrydowym. Brzmi ciekawie, więc trzeba było sprawdzić jak to będzie w praktyce :)!
W dużym skrócie są to elastyczne naklejki, które przed nałożeniem podgrzewamy i nakładamy na paznokcie. Mają wytrzymywać do dwóch tygodni i przede wszystkim w żaden sposób nie niszczyć paznokci, co wydaje się akurat najfajniejsze. Naklejki są dostępne w jednolitym kolorze i oczywiście w wielu świetnych wzorach.
Komplet 20 naklejek to koszt 24,90zł (ale są też promocje). Przy mojej długości paznokci zużywam tylko połowę naklejki na paznokieć to daje w sumie aż cztery możliwości wykonania całego manicure. Przy naprawdę dłuugich paznokciach jedna naklejka = jeden paznokieć. Do wykonania takiego naklejkowego manicure będziemy potrzebować jeszcze cleanera, aby odtłuścić płytkę paznokci, nożyczek do przycięcia naklejek, pilniczka i mini heatera - urządzonka podgrzewającego nasze naklejki. Zamiast heatera sprawdzi się również oczywiście suszarka ;).
Jak wykonać Manirouge?
- odtłuszczamy płytkę paznokcia cleanerem i wacikiem bezpyłowym
- wybieramy naklejkę w odpowiednim rozmiarze
- odklejamy naklejkę i przecinamy ją na pół
- podgrzewamy naklejkę przez 5-6 sekund (za długo też nie dobrze)
- przykładamy naklejkę do nasady paznokcia
- wygładzamy dociskając: najpierw ruchem wzdłuż płytki, kolejno brzegi
- docinamy wystający brzeg naklejki, a resztę spiłowujemy pilniczkiem
- na koniec podgrzewamy przez chwilę naklejkę na paznokciu dla utrwalenia
Dokładną instrukcję z obrazkami znajdziecie tutaj. Bez problemu odnajdziecie także instrukcję krok po kroku na youtubie.
Z kolei ściąganie naklejek polega na natłuszczeniu nasady paznokcia oliwką i delikatnym podważeniu naklejki drewnianym patyczkiem.
ZALETY I WADY | Manirouge wydaje się świetnym pomysłem na szybkie i efektowne ozdobienie paznokci i faktycznie w dużej mierze tak właśnie jest - perfekcyjne ombre czy skomplikowany wzorek zająłby nam o wiele więcej czasu niż nałożenie naklejek. Jest to też niezłe wyjście na ozdobienie prawej dłoni, z którą wszyscy praworęczni będą zawsze mieli pod górkę. Plusem ma być również trwałość naklejek (do 14 dni) i powiem tak: jeśli nałożone są perfekcyjnie to rzeczywiście się trzymają, choć nosiłam je maksymalnie kilka dni i przypuszczam, że do tych dwóch tygodni w życiu bym nie dotrwała, bo z hybrydą też tyle nie wytrzymuję (po prostu mi się nudzi). Tutaj pojawia się kwestia aplikacji naklejek, która z założenia ma być szybka i prosta. Od razu Wam powiem, że nie jest wcale aż tak prosta - jak wiecie mam doświadczenie z różnymi technikami ozdabiania paznokci, a nakładanie Manirouge opanowałam przy drugim podejściu. Uważam więc, że aplikacja jest umiarkowanie łatwa, na pewno do opanowania, ale też jeśli ktoś ma przysłowiowe dwie lewe ręce może mieć z początku problemy. Pomocne są tu przede wszystkim filmiki i oczywiście duża staranność podczas aplikacji. Nie jest to też tak superszybka metoda, bo mi zaaplikowanie naklejek zajęło godzinę, ale przypuszczam, że wprawa zrobi swoje i z czasem będzie lepiej. Plusem jest też fakt, że przy Manirouge możemy zapomnieć o zalanych skórkach czy po prostu nie równo pomalowanych paznokciach, linia przy skórkach będzie perfekcyjnie równa. Pojawia się też mały minus - nie zawsze jest sposób żeby idealnie dopasować kształt naklejki do naszej płytki (w moim przypadku kciuki nie bardzo pasują, inne są w porządku). Oczywiście jest na to wyjście - można po prostu naklejkę dociąć. Naklejki możemy nałożyć na naturalne bądź sztuczne paznokcie. Jeśli na co dzień nosicie hybrydy i zdecydujecie się na Manirouge to pamiętajcie też, że naklejki nie utwardzą dodatkowo paznokci. Ściąganie proste i nie uszkadzające naszych paznokci. Schodzi znacznie szybciej niż przy hybrydach, ale mogą zostać resztki kleju, więc najlepiej usunąć je acetonem albo polerką.
Na pewno fajną sprawą jest, że dzięki naklejkom możemy pozwolić sobie na wzorki, które bardzo trudno byłoby wykonać własnoręcznie. Bardziej podobają mi się ciemniejsze, nasycone warianty naklejek, bo te jasne mają pewną transparentność i nieco prześwituje w nich wolny brzeg paznokci. Ładnie się błyszczą, choć zupełnie inaczej niż hybryda.
Przy moim pierwszym podejściu do naklejek nie udało mi sie równo ich nałożyć i powstały nieestetyczne zagięcia, które szczerze mówiąc widziałam też na niektórych zdjęciach w internecie. Myślałam, że nie sposób nałożyć ich bez zagięć, w końcu płytka paznokci jest zaokrąglona, a naklejki płaskie. Da się to jednak ominąć co możecie zauważyć na zdjęciach z tego wpisu (z drugiego podejścia). Po podgrzaniu naklejki trzeba ją przyłożyć przy nasadzie i mocno zaciągnąć na wolny brzeg (wręcz rozciągnąć naklejkę). Porządnie wygładzić w pionowym kierunku i kolejno mocno i dokładnie wygładzić brzegi (poziomym ruchem). Przy takiej metodzie z mocnym naciąganiem naklejki udało mi się je nałożyć naprawdę równo :).
Naklejki to coś zupełnie innego niż hybrydy i na pewno nie przerzuciłabym się tylko i wyłącznie na same naklejki, choćby z tego względu, że lubię sama malować wzorki, a zresztą nawet malowanie na jeden kolor jest bardzo przyjemne. Jest to jednak fajna alternatywa dla hybryd czy klasycznych lakierów, 'zdrowy' sposób na ładne paznokcie w momentach regeneracji paznokci. Jeśli lubicie nowinki paznokciowe to na pewno Was zaciekawią.
czwartek, 28 września 2017
wtorek, 26 września 2017
beGLOSSY Beauty Factory | wrzesień 2017
Hej! Kilka dni temu odebrałam najnowszą, wrześniową edycję beGlossy - Beauty Factory. Jedno z fajniejszych pudełek w ostatnim czasie! Tym razem jestem zdecydowanie zadowolona, między innymi również dlatego, że we wrześniowym pudełku znów pojawił się lakiery hybrydowy NeoNail :).
SYLVECO Pomadka do ust | Pełnowymiarowym produktem w pudełku jest jedna z czterech wariantów pomadek ochronnych do ust od Sylveco. Lubię Sylveco, a pomadek i balsamów do ust nigdy dość - zawsze się przydają. Pomadka ma świetny, 100% naturalny skład i świetnie pielęgnuje usta (już zdążyłam ją wypróbować). Jest też bardzo komfortowa w noszeniu, ma fajną, przyjemną formułę. Żałuję jedynie, że nie trafiłam na wersję cynamonową, ale moja brzozowa pomadka też jest niczego sobie.
PANTENE 3 Minute Miracle | Drugi produkt jest również pełnowymiarowy, a dodatkowo jest to nowość na rynku - trzyminutowa odżywka do włosów Pantene. Dla nowości rynkowych jestem na tak, można je akurat przetestować jeśli kusiły nas w reklamach ;).
URIAGE Żel do mycia twarzy i ciała | Jako prezent pojawił się żel myjący od Uriage. Żel jest w średniej wielkości tubce 50ml, więc będzie już można go całkiem dobrze sprawdzić. Lubię Uriage, już kilka kosmetyków tej marki sprawdziło się u mnie, więc na pewno sprawdzę też żel.
NEONAIL Termiczny lakier hybrydowy | Perełką w tym pudełku jest z pewnością lakier NeoNail :). Wiem, że tutaj zdania mogą być podzielone, bo nie każdy robi sobie sam hybrydy, ja jednak nie będę ukrywać, że jak chodzi o mój gust lakier hybrydowy był strzałem w dziesiątkę. Na dodatek trafił mi się cudny kolor Grape Groove - ciemny fiolet zmieniający się w róż <3.
BELLEZA CASTILLO Maseczka w płachcie | Kolejnym fajnym kosmetykiem jest koreańska maseczka w płachcie. Trafił mi się tygrysek! Jeszcze nie miałam okazji przetestować tych śmiesznych masek z wizerunkami zwierzątek, więc z przyjemnością sprawdzę tę maseczkę. Myślę, że to ten typ produktu, który każdego ucieszy :).
BARNANGEN Balsam do ciała | Ostatni produkt z tego pudełka to masło do ciała marki Bernangen. Marka to dla mnie zupełna nowość, fajnie że Glossy umieściło w pudełku też coś nowego i mało popularnego.
SYLVECO Pomadka do ust | Pełnowymiarowym produktem w pudełku jest jedna z czterech wariantów pomadek ochronnych do ust od Sylveco. Lubię Sylveco, a pomadek i balsamów do ust nigdy dość - zawsze się przydają. Pomadka ma świetny, 100% naturalny skład i świetnie pielęgnuje usta (już zdążyłam ją wypróbować). Jest też bardzo komfortowa w noszeniu, ma fajną, przyjemną formułę. Żałuję jedynie, że nie trafiłam na wersję cynamonową, ale moja brzozowa pomadka też jest niczego sobie.
PANTENE 3 Minute Miracle | Drugi produkt jest również pełnowymiarowy, a dodatkowo jest to nowość na rynku - trzyminutowa odżywka do włosów Pantene. Dla nowości rynkowych jestem na tak, można je akurat przetestować jeśli kusiły nas w reklamach ;).
URIAGE Żel do mycia twarzy i ciała | Jako prezent pojawił się żel myjący od Uriage. Żel jest w średniej wielkości tubce 50ml, więc będzie już można go całkiem dobrze sprawdzić. Lubię Uriage, już kilka kosmetyków tej marki sprawdziło się u mnie, więc na pewno sprawdzę też żel.
NEONAIL Termiczny lakier hybrydowy | Perełką w tym pudełku jest z pewnością lakier NeoNail :). Wiem, że tutaj zdania mogą być podzielone, bo nie każdy robi sobie sam hybrydy, ja jednak nie będę ukrywać, że jak chodzi o mój gust lakier hybrydowy był strzałem w dziesiątkę. Na dodatek trafił mi się cudny kolor Grape Groove - ciemny fiolet zmieniający się w róż <3.
BELLEZA CASTILLO Maseczka w płachcie | Kolejnym fajnym kosmetykiem jest koreańska maseczka w płachcie. Trafił mi się tygrysek! Jeszcze nie miałam okazji przetestować tych śmiesznych masek z wizerunkami zwierzątek, więc z przyjemnością sprawdzę tę maseczkę. Myślę, że to ten typ produktu, który każdego ucieszy :).
BARNANGEN Balsam do ciała | Ostatni produkt z tego pudełka to masło do ciała marki Bernangen. Marka to dla mnie zupełna nowość, fajnie że Glossy umieściło w pudełku też coś nowego i mało popularnego.
niedziela, 24 września 2017
Dermokosmetyki AMADERM + wyniki konkursu z Ekodrogerią!
Hej! Dziś o dermokosmetykach Amaderm - wiem, że część z Was zdecydowanie stawia właśnie na dermokosmetyki, a nie na pielęgnację z drogerii. Amaderm to trochę niepozorna marka, z którą zetknęłam się po raz pierwszy za sprawą beauty boxów (i swoją drogą to właśnie nie pierwsza godna uwagi marka, którą poznałam dzięki pudełkom-niespodziankom). Są to produkty dermatologiczne czyli wspomniane dermokosmetyki, sprzedawane oczywiście tylko w aptekach.
Po dermokosmetykach zawsze spodziewam się trochę więcej niż po zwykłych kosmetykach, bo w końcu są czymś pomiędzy kosmetykiem a lekiem. Z reguły mają też więcej substancji czynnych, co oczywiście interesuje nas najbardziej. Jeśli macie wrażliwe na zapachy nosy (a także wrażliwą skórę), to także warto się im przyjrzeć, bo zazwyczaj są zupełnie bezzapachowe.
Z Amadermu wypróbowałam w sumie trzy kremy i balsam. Jak wspomniałam wyżej, kremy nie pachną (noo prawie nie pachną, bo da się coś wyczuć, ale już po przytknięciu nosa do samej skóry). Od razu zaznaczam, że nie mam wymagającej skóry, więc nie wiem jak sprawdziłyby się np. na skórze mocno suchej.
KREM NAWILŻAJĄCY | To ten w niebieskiej, małej tubce. Krem z 5% stężeniem mocznika, ale też dodatkiem alantoiny i pantenolu. To gęsty, treściwy krem o działaniu nawilżającym i ochronnym, przeznaczony do stosowania na skórę twarzy (szczególnie dla cery wrażliwej i suchej). Krem dla mojej skóry aż nazbyt bogaty - mam mieszaną cerę i nie potrzebuje ona aż tak intensywnej pielęgnacji. Nawilża w moim odczuciu porządnie, po wielu godzinach czułam, że cera nadal jest nawilżona, ale nie daje takiego typowego odczucia nawilżenia zaraz po nałożeniu. To chyba jedyny jego minus, że nakłada się dość tępo i mało komfortowo. Za to sprawdza się dobrze również pod makijaż, nie roluje się, używałam go także pod podkład mineralny. Podsumowując: treściwy, nawilżający krem, choć formuła mogłaby być nieco przyjemniejsza w użytkowaniu.
KREM REGENERUJĄCO-ZŁUSZCZAJĄCY | Tym kremem powinnyście się zainteresować jeśli macie problem z pękającą lub nadmiernie rogowaciejącą skórą stóp. Zawiera aż 30% mocznika! Dzięki temu natychmiastowo zmiękcza nawet twardą i grubą skórę na piętach. Wiadomo, że sam krem nie wystarczy, ale już w połączeniu z pumeksem/tarką/frezarką może dać fajne efekty. Tym 30% mocznikiem mnie kupił i o ile tylko starczy mi samozaparcia to mam w planie regularnie go stosować (niestety jestem strasznie niesystematyczna w smarowaniu stóp i używałam go na razie tylko od czasu do czasu). Ma gęstą formułę i jest nietłusty, za co również plus.
KREM NAWILŻAJĄCO-REGENERUJĄCY | To ten zielony krem. Ten z kolei zawiera 15% mocznika i jest polecany na suche miejsca np. łokcie czy kolana. Nada się także jako krem do rąk. To coś pomiędzy niebieską wersją do stosowania na twarz, a czerwonym najmocniejszym kremem do stóp. Formuła jest tu także podobna, bardzo gęsta, ale nie tłusta. Sprawdziłam na dłoniach i jest w porządku, wchłania się szybko, ale lekki film pozostawia. Ja akurat jestem kompletnie nieprzyzwyczajona do kremowania dłoni w ciągu dnia, dlatego wyczuwam nawet najlżejszy krem ;).
BALSAM NAWILŻAJĄCY | Jako ostatni balsam w dużej, niebieskiej tubie. Balsam nie przypomina już reszty "amadermowej rodziny", jest lekki i rzadszy. O ile kremy prawie nie pachną to już w balsamie wyczuwam delikatnie kwiatową nutę. Dla mojej normalnej skóry balsam jest oczywiście intensywnie nawilżający - natychmiast czuć nawilżenie i wygładzenie. Szybko się wchłania i generalnie wydaje się fajny, ale jak znam siebie to pewnie nie będzie u mnie często gościł (lubię po prostu balsamy, które mają fajne, ciekawe zapachy).
Myślę, że Amaderm to ciekawa, choć trochę niepozorna marka - warto się jej bliżej przyjrzeć. Na szczególną uwagę zasłużył zdecydowanie krem do stóp z 30% zawartością mocznika :)!
Wiem, że czekacie na wyniki konkursu z Ekodrogerią, więc nie będę Was już dłużej trzymać w niepewności. Wyłonienie zwycięzców nie było proste, bo większość zgłoszeń było ciekawych i przemyślanych. Dziękuję Wam za wszystkie zgłoszenia, no ale trzeba było wybrać tylko dwie odpowiedzi...
Olejek Nikel wygrywa:
kosmetycznynerd (kosmetycznynerd@gmail.com)
monika (tamlin2@op.pl)
Gratulacje dziewczyny :)! Podeślijcie mi wasze adresy do wysyłki na mojego maila kosmetykowyblog@gmail.com
środa, 20 września 2017
MAKEUP: #Rapture Rose
Hej! W zanadrzu mam jeszcze jeden zaległy makijaż wykonany na podstawie facecharta. Tym razem kolorem przewodnim jest róż, który ma chyba tyle zwolenników co przeciwników. Ja oczywiście zaliczam się zdecydowanie do tej pierwszej grupy ;). Makijaż typowo eksperymentalny, ale jak wiecie takie lubię najbardziej.
Facechartem na którym bazowałam była powtórnie praca znakomitego @milk1422. Z kolei w kwestii użytych kosmetyków przeważał brokat, mniejsze i większe gwiazdki, kolorowe eyelinery oraz róże w intensywnych odcieniach.
Facechartem na którym bazowałam była powtórnie praca znakomitego @milk1422. Z kolei w kwestii użytych kosmetyków przeważał brokat, mniejsze i większe gwiazdki, kolorowe eyelinery oraz róże w intensywnych odcieniach.
wtorek, 19 września 2017
MANICURE: Unicorn Mirror Powder 🦄
Moda na różnego rodzaju pyłki do paznokci wciąż nie przemija! Po efekcie syrenki były kameleony, efekty holo i lustra, a ostatnio pojawia się coraz więcej pyłków w stylu "unicorn effect" - duochromowa tafla w dużym stopniu transparentna, jak w przypadku klasycznej syrenki. Ten rodzaj pyłku wypuściło kilka marek: Mistero Milano - Efekt Jednorożca, NC Nails - Crystal Mirror, Indigo - Glass Me Rainbow. Zwykle w kwestii pyłków jestem wierna marce Indigo, ale tym razem patrząc po swatchach najbardziej przekonuje mnie NC Nails (choć możliwe, że to właściwie jedno i to samo). Jednak w pierwszej kolejności chciałam wypróbować tańszy odpowiednik, bo wymienione wyżej pyłki tanie nie są (około 30zł za słoiczek). Z pomocą przyszło jak zawsze Born Pretty Store :).
Mam sporo pyłków z BPS, wszystkie mają identyczne słoiczki i brak im oznaczeń, dlatego nie mogę dojść do tego, który to pyłek dokładnie. Na BPS jest kilka różnych jednorożcowych efektów i szczerze mówiąc nie wiem czy to ten sam produkt pod różnym opisem czy są pomiędzy nimi jakieś różnice (na zdjęciach w opisie wyglądają zwykle podobnie, czasem nawet użyte są te same zdjęcia). Obstawiam, że mój Unicorn Powder to ten, z tego linku. Jest to typowy bardzo drobno zmielony proszek, który nakładamy na top "no wipe"/"dry top" - bez warstwy dyspersyjnej. Wcieramy go pacynką lub palcem i zabezpieczamy jeszcze warstwą top coatu. Oczywiście jest to produkt do stosowania z lakierami hybrydowymi i żelami.
Unicorn Powder daje uroczy, opalizujący, duochromowy błysk na paznokciach. Jest dużo drobniejszy niż syrenka, ale nie jest to też tak idealna, zupełnie gładka tafla jaka mi się marzy. Mieni się na seledynowo, ale pod odpowiednim kątem połysk jest czasem brzoskwiniowy, a czasem błękitny <3. Bazowy kolor oczywiście mocno przebija. Wygląda bardzo fajnie, choć ideałem byłaby właśnie totalnie gładka tafla.
Pyłek nałożyłam na hybrydę również z BPS - mam ich kilka, takich w mini buteleczkach. Generalnie są w porządku, dobrze kryją, nie obkurczają się, ale mają trochę taką ciągnącą się formułę i trzeba się przyłożyć żeby lakier równo rozłożył się na płytce. Nie jest to jednak jakaś straszna wada, a raczej kwestia preferencji (jedni wolą rzadsze, inni gęste lakiery). U mnie w tym mani to fiolet, fajny ciepły liliowy odcień nr 02 z fioletowej serii lakierów (link). Generalnie polecam Born Pretty, na aliexpresie też mają pełno produktów. Wysyłka jest za free, a z kodem KP9J61 macie 10% zniżki.
Mam sporo pyłków z BPS, wszystkie mają identyczne słoiczki i brak im oznaczeń, dlatego nie mogę dojść do tego, który to pyłek dokładnie. Na BPS jest kilka różnych jednorożcowych efektów i szczerze mówiąc nie wiem czy to ten sam produkt pod różnym opisem czy są pomiędzy nimi jakieś różnice (na zdjęciach w opisie wyglądają zwykle podobnie, czasem nawet użyte są te same zdjęcia). Obstawiam, że mój Unicorn Powder to ten, z tego linku. Jest to typowy bardzo drobno zmielony proszek, który nakładamy na top "no wipe"/"dry top" - bez warstwy dyspersyjnej. Wcieramy go pacynką lub palcem i zabezpieczamy jeszcze warstwą top coatu. Oczywiście jest to produkt do stosowania z lakierami hybrydowymi i żelami.
Unicorn Powder daje uroczy, opalizujący, duochromowy błysk na paznokciach. Jest dużo drobniejszy niż syrenka, ale nie jest to też tak idealna, zupełnie gładka tafla jaka mi się marzy. Mieni się na seledynowo, ale pod odpowiednim kątem połysk jest czasem brzoskwiniowy, a czasem błękitny <3. Bazowy kolor oczywiście mocno przebija. Wygląda bardzo fajnie, choć ideałem byłaby właśnie totalnie gładka tafla.
Pyłek nałożyłam na hybrydę również z BPS - mam ich kilka, takich w mini buteleczkach. Generalnie są w porządku, dobrze kryją, nie obkurczają się, ale mają trochę taką ciągnącą się formułę i trzeba się przyłożyć żeby lakier równo rozłożył się na płytce. Nie jest to jednak jakaś straszna wada, a raczej kwestia preferencji (jedni wolą rzadsze, inni gęste lakiery). U mnie w tym mani to fiolet, fajny ciepły liliowy odcień nr 02 z fioletowej serii lakierów (link). Generalnie polecam Born Pretty, na aliexpresie też mają pełno produktów. Wysyłka jest za free, a z kodem KP9J61 macie 10% zniżki.
poniedziałek, 18 września 2017
MAKIJAŻ: Glitter Skull Makeup
Jeśli śledzicie mnie na fb lub IG to już z pewnością widzieliście ten makijaż, bo nie jest w żadnym wypadku nowy, choć jeszcze nie zdążyłam pokazać go na blogu. Do Halloween co prawda jeszcze daleko, ale kto by się przejmował (choć na Halloween też można by go z pewnością wykorzystać). Tym razem pomysł ściągnięty z facecharta, jednego ze świetnych projektów autorstwa @milk1422. Powiem Wam, że odtwarzanie facechartów jest dla mnie strasznie wciągające!
Oprócz kolorowych cyrkonii i folii transferowej używałam przede wszystkim kolorowych eyelinerów. Mam ich trochę w swoich zbiorach - żelowe eyelinery z Inglota, kolorowe Vivid Brights z Nyxa, kilka prawdziwych staroci z Essence, linery z My Secret. Fioletowa pomadka to Liquid Suede z Nyxa w kolorze Run the World. Uwielbiam tę serię :).
Jeśli tylko czas mi pozwoli to mam w planach jeszcze nie jeden halloweenowy makeup - to w końcu najbardziej szalony okres w makeupowym kalendarzu :)!
piątek, 15 września 2017
DENKO: Lily Lolo, Blend It, Orientana, Max Factor
Dawno na blogu nie było tzw. "denka" - mini recenzji produktów, które udało mi się zużyć. W tym czasie nazbierało się ich naprawdę sporo, więc przygotujcie się na cały stos pustych opakowań ;). Są to głównie zużycia z sezonu letniego, w którym zawsze idzie więcej żeli pod prysznic i ogólnie produktów myjących. Znajdzie się także co nieco z kolorówki.
1. EARTHNICITY Velvet HD Powder | Na początek kolorówka i pudry, po które sięgam codziennie. Pierwszy z nich do miniatura z jednego z beauty boxów - matujący, wygładzający puder HD od Earthnicity Minerals. Całkiem fajny produkt, lekki i wyglądający bardzo naturalnie. Poziom utrzyamania matu zadowalający, aczkolwiek puder nie zainteresował mnie raczej na tyle żebym sięgnęła po pełną wersję. | Ocena ★★★★☆
2. LILY LOLO Flawless Matte Powder | Fajny puder matujący od Lily Lolo. Na skórze wyglądał bardzo gładko i naturalnie, nie dawał efektu płaskiego, tępego matu za co ma ode mnie spory plus. Opakowanie starczyło mi na ileś lat, z tym że w między czasie sięgałam też po inne pudry - ale i tak bardzo bardzooo wydajny. Lekko bielił, ale subtelnie. Trzymał mat w miarę dobrze jednak nie pobił w moim odczuciu choćby pudrów ryżowych czy skrobii. Polecam jeśli potrzebujecie matu, ale macie umiarkowany problem z przetłuszczaniem się cery. | Ocena ★★★★☆
3. MY SECRET Eyeliner | Śliwkowy liner w płynie od My Secret miał świetny kolor, ale miałam go długo i w końcu zrobił się już mocno suchy i gęsty. Te eyelinery są całkiem w porządku, ale po czasie właśnie trochę schną i nie maluje się już nimi tak gładko. Raczej nie sposób zużyć ich do dna zachowując początkową formułę. Za tę cenę jednak nie ma co narzekać. | Ocena ★★★☆☆
4. ARTDECO Longwear Concealer | Wodoodporny korektor pod oczy z Artdeco przypadł mi do gustu, choć nie bardziej niż płynny kamuflaż od Catrice (który wolę ze względu na lepsze krycie). Artdeco miał fajną, lekką konsystencję, nie wchodził w załamania powieki i dobrze wyglądał także na dojrzałej skórze. | Ocena ★★★★☆
5. GOLDEN ROSE Żel do skórek | Ten żel zmiękczający skórki to taki średniak - coś tam działa, ale też nie w takim stopniu jakbym tego oczekiwała. W żelu zatopione są drobinki, coś w rodzaju peelingu, ale zawsze tylko mnie denerwowały. Zdecydowanie wolę żel od Sally Hansen. | Ocena ★★☆☆☆
6. BLEND IT! Gąbeczka do makijażu | Blend It początkowo mianowałam na swojego ulubieńca - cudownie miękki, delikatny, nakładanie nim podkładu było przyjemnością! Odejmuję jednak jedną gwiazdkę jego za krótką przydatność - po trzech miesiącach użytkowania był już okropnie zniszczony i nie dało się go domyć. Nie zrozumcie mnie źle - Blend It jest naprawdę w porządku i mogłabym go używać gdybym ktoś kupił mi cały worek blenditów na zapas. Teraz przerzuciłam się na Real Technique i jestem równie zadowolona, a gąbkę mam już kolejny miesiąc i wciąż jest jak nowa (a do tego da się ją wymyć do czysta!). | Ocena ★★★★☆
7. INGLOT Beautifier | Próbka nowego, nawilżającego podkładu od Inglota nie zrobiła na mnie większego wrażenia po pierwszym teście. Dostałam jednak ich jeszcze kilka, więc może zrobię jeszcze do niego podejście. Póki co w moim mniemaniu średniak! | Ocena ★★★☆☆
8. MAX FACTOR 2000 Calorie | Kultowy tusz, po prostu :). Bardzo dobry, nie sklejający rzęs, a za to pięknie je podkreślający. Wydłuża, ale też pogrubia i sprawia, że rzęs wydaje się nieco więcej. Dla mnie to świetny tusz, chociaż numerem jeden pozostaje jego brat Masterpiece Max! | Ocena ★★★★★
9. MAX FACTOR Curl Addict | Nieco nowa, podkręcająca wersja była fajna choć już nie tak dobra jak wspomniany Masterpiece. Do tego wariantu już nie wrócę, ale lubiliśmy się. | Ocena ★★★★☆
10. ISANA Olejek pod prysznic | Przejdźmy do pielęgnacji i produktów myjących. Na początek mój hit do mycia beauty blenderów i innych gąbek - olejek myjący z Isany. Niektórym może przeszkadzać zapach, który w pewnym momencie jest specyficzny, ale to naprawdę najlepszy produkt (i najtańszy) do domywania gąbek nawet z zaschniętego podkładu. Sprawdza się oczywiście także do mycia ciała, zdarza mi się zmywać nim makijaż. Ma formułę olejku, ale w kontakcie z wodą zamienia się w emulsję. Sama nie wiem ile już zużyłam butelek tego olejku ;). | Ocena ★★★★★
11. BIELENDA Różany olejek do demakijażu | Bardzo przyjemny olejek do mycia twarzy. Łagodny, delikatny, nie wysuszający skóry. Do tego pachniał lekko różami <3. Przypadł mi do gustu, ale był trochę mało wydajny. | Ocena ★★★★☆
12. ISANA Zmywacz do paznokci | Mój ulubiony zmywacz do paznokci, wersja oczywiście zielona. Tani i super skuteczny, kupuję go od lat. Ostatnio zdradzam ze zmywaczem Delii w gąbce, ale gdyby wypuścili Isanę w opakowaniu z gąbką to zostałabym mu wierna na zawsze ;). | Ocena ★★★★★
13. FARMONA HERBAL Szampon Łopian | Pora na włosy - tym razem same szampony. Na pierwszy ogień łopianowy szampon z serii Herbal Care od Farmony. Dobry, nieźle oczyszczający szampon, który jednocześnie nie plątał włosów. Generalnie lubię te ziołowe szampony z Farmony, dobrze się u mnie sprawdzają i nawet pasują mi te ziołowe zapachy. | Ocena ★★★★☆
14. FARMONA JANTAR Szapon do włosów suchych i łamliwych | Wypróbowałam też szampon z słynnej serii Jantar. Spodziewałam się mocno oczyszczającego efektu i może nieco tępych w dotyku włosów, ale nic z tych rzeczy - szampon raczej lekko nawilżający i wygładzający dla włosów. | Ocena ★★★★☆
15. DNC Szampon | Nie pamiętam jaki to był dokładnie wariant szamponu, a nie mam już polskiej etykiety. Był to szampon z rosyjskiej marki DNC o bardziej naturalnym składzie. Bardzo go lubiłam, fajnie oczyszczał i nie podrażniał skóry głowy. Miał też miły zapach. | Ocena ★★★★☆
16. NIVEA Hairmilk Szampon | Mleczny szampon Nivea z nowszej serii Hairmilk wyjątkowo mi podszedł. Odżywka też była bardzo fajna, ale szampon był strzałem w dziesiątkę dla moich włosów. Po tym duecie (tj. szamponie i odżywce - dla włosów normalnych) miałam zawsze fajne włosy, lekkie, nie obciążone, ale też gładkie i miłe. | Ocena ★★★★★
17. NIVEA Oil Pearls Żel pod prysznic Cherry Blossom | Z Nivea znalazł się w moich zużyciach także żel pod prysznic. Również fajny produkt z olejkowymi granulkami. Zapach na plus, taki kwiatowy, przyjemny. | Ocena ★★★★☆
18. YVES ROCHER Żel pod prysznic Coconut | Zawsze sięgam po coś od Yves Rocher - tym razem po kokosowy żel, który umilał mi kąpiele w wakacyjnym sezonie. Lubię serię Plaisirs Nature, uważam że mają świetne zapachy. Uwielbiam szczególnie linię Vanilla Bourbon (najlepsza wanilia jaką znalazłam w kosmetykach!). Kokos też był całkiem udany, choć nie najlepszy w serii, ale miły dla nosa i całkiem apetyczny. | Ocena ★★★★☆
19. ORIFLAME Discover Żel pod prysznic Cuban Rythms | Z tym żelem z Oriflame była relacja love-hate. Początkowo strasznie mi się spodobał ze względu na ciekawy zapach (trochę kawowy? kakaowy?), ale szybko zaczął mnie męczyć i miałam ochotę go wywalić. Przedziwny zapach. | Ocena ★★★☆☆
20. BEBEAUTY Sól do kąpieli Spicy Punch | Sole z Biedronki są całkiem niezłe - kosztują jakieś trzy złote i niektóre fajnie pachną. Wiadomo, że nie ma co się spodziewać cudów, ale złe nie są. Spicy Punch to chyba była wersja do kąpieli stóp - ja sypałam ją do wanny. Zapach taki typowo zimowy, rozgrzewający, niby fajny, ale chyba za mocny. Na dłuższą metę również męczący. | Ocena ★★★☆☆
21. NATURA CARE Płyn dwufazowy do demakijażu | Produkty do demakijażu idą u mnie jak woda. Szybko kończą się micele i płyny do demakijażu - tutaj dwufazówka z Drogerii Natura. Skuteczny płyn, ale pozostawiający tłustą warstwę (jak to w dwufazie bywa). Dla mnie chyba trochę zbyt tłusty, ale nie oceniam go źle, bo dobrze sobie radził nawet z konkretnym makijażem. | Ocena ★★★☆☆
22. NATURA CARE Odświeżający żel do mycia twarzy | Delikatny żel do mycia twarzy o ładnym, subtelnym zapachu. Nie podrażniał i nie przesuszał, ale był też naprawdę delikatny - nie dało się nim domyć makijażu. Raczej do stosowania rano, albo z jakimś wspomagaczem np. rękawicą myjką. | Ocena ★★★☆☆
23. FARMONA DERMISS Żel-olejek do demakijażu | Kremowy olejek do demakijażu był okej, chociaż podobnie jak poprzednik nie był super skuteczny. Używałam go w połączeniu z myjką i w tym duecie dobrze się spisywał. Polubiłam go za tę olejkową konsystencję, coś innego niż zwykłe olejki czy żele. Nie wysusza :). | Ocena ★★★★☆
24. VELLIE Płyn micelarny Kozie Mleko | Wielki micel Vellie towarzyszył mi naprawdę długo, ale lubiłam go. Po pierwsze - skuteczny. Po drugie łagodny, nawilżający. Ładnie pachnie :). | Ocena ★★★★☆
25. L'BIOTICA Złuszczająca maska do stóp | Uwaga niewypał :(. Nie wiem dlaczego niektóre skarpetki złuszczające działają u mnie rewelacyjnie, a inne wręcz pogarszają stan stóp. Po tych mam gorsze, bardziej szorstkie stopy. Niestety po zabiegu skóra nie zaczęła się złuszczać. Dodam tam, że skarpety trzymałam przepisowo i nie użyłam ich na idealnie gładkie pięty. | Ocena ★☆☆☆☆
26. ORIENTANA Masło Róża i Liczi | Masło do ciała o zapachu intensywnym jak perfumy! Nie każdemu będzie to odpowiadało, bo pachnie naprawdę mocno. Zapach jednak piękny, mocno różany, a samo masło fajne, nawilżające o przyjemnej, nietłustej formule. | Ocena ★★★★☆
27. SATIN CARE Pianka do golenia | Lubię Satin Care, to właściwie był żel zamieniający się w piankę. Bardzo wydajny i kremowy. Wzięłam zapach lawendowy, który nie pachniał typową lawendą, miał raczej nutę lawendy, przez co na pewno trafiłby do szerszego grona odbiorców. | Ocena ★★★★☆
28. PROMISE Pasta goździkowa do zębów | Wypróbowuję różne pasty ekologiczne. Jakiś czas temu rzuciła mi się w oczy goździkowa pasta Promise, ale nie było to nic specjalnego. Taki przeciętniak. | Ocena ★★★☆☆
Na koniec trochę zużytych saszetek: maseczka błotna Montagne Jeunese 7th Heaven (fajna, ogólnie lubię te maseczki), metaliczna maseczka z Bielendy (średniak), Herbal Care nawilżająca maseczka aloesowa (całkiem całkiem), peeling Natura Care (dla mnie trochę zbyt ostry), ampułki Artego (niezłe jako uzupelnienie pielęgnacji włosów), peeling foam od Holika Holika (lekka pianka myjąca).
1. EARTHNICITY Velvet HD Powder | Na początek kolorówka i pudry, po które sięgam codziennie. Pierwszy z nich do miniatura z jednego z beauty boxów - matujący, wygładzający puder HD od Earthnicity Minerals. Całkiem fajny produkt, lekki i wyglądający bardzo naturalnie. Poziom utrzyamania matu zadowalający, aczkolwiek puder nie zainteresował mnie raczej na tyle żebym sięgnęła po pełną wersję. | Ocena ★★★★☆
2. LILY LOLO Flawless Matte Powder | Fajny puder matujący od Lily Lolo. Na skórze wyglądał bardzo gładko i naturalnie, nie dawał efektu płaskiego, tępego matu za co ma ode mnie spory plus. Opakowanie starczyło mi na ileś lat, z tym że w między czasie sięgałam też po inne pudry - ale i tak bardzo bardzooo wydajny. Lekko bielił, ale subtelnie. Trzymał mat w miarę dobrze jednak nie pobił w moim odczuciu choćby pudrów ryżowych czy skrobii. Polecam jeśli potrzebujecie matu, ale macie umiarkowany problem z przetłuszczaniem się cery. | Ocena ★★★★☆
3. MY SECRET Eyeliner | Śliwkowy liner w płynie od My Secret miał świetny kolor, ale miałam go długo i w końcu zrobił się już mocno suchy i gęsty. Te eyelinery są całkiem w porządku, ale po czasie właśnie trochę schną i nie maluje się już nimi tak gładko. Raczej nie sposób zużyć ich do dna zachowując początkową formułę. Za tę cenę jednak nie ma co narzekać. | Ocena ★★★☆☆
4. ARTDECO Longwear Concealer | Wodoodporny korektor pod oczy z Artdeco przypadł mi do gustu, choć nie bardziej niż płynny kamuflaż od Catrice (który wolę ze względu na lepsze krycie). Artdeco miał fajną, lekką konsystencję, nie wchodził w załamania powieki i dobrze wyglądał także na dojrzałej skórze. | Ocena ★★★★☆
5. GOLDEN ROSE Żel do skórek | Ten żel zmiękczający skórki to taki średniak - coś tam działa, ale też nie w takim stopniu jakbym tego oczekiwała. W żelu zatopione są drobinki, coś w rodzaju peelingu, ale zawsze tylko mnie denerwowały. Zdecydowanie wolę żel od Sally Hansen. | Ocena ★★☆☆☆
6. BLEND IT! Gąbeczka do makijażu | Blend It początkowo mianowałam na swojego ulubieńca - cudownie miękki, delikatny, nakładanie nim podkładu było przyjemnością! Odejmuję jednak jedną gwiazdkę jego za krótką przydatność - po trzech miesiącach użytkowania był już okropnie zniszczony i nie dało się go domyć. Nie zrozumcie mnie źle - Blend It jest naprawdę w porządku i mogłabym go używać gdybym ktoś kupił mi cały worek blenditów na zapas. Teraz przerzuciłam się na Real Technique i jestem równie zadowolona, a gąbkę mam już kolejny miesiąc i wciąż jest jak nowa (a do tego da się ją wymyć do czysta!). | Ocena ★★★★☆
7. INGLOT Beautifier | Próbka nowego, nawilżającego podkładu od Inglota nie zrobiła na mnie większego wrażenia po pierwszym teście. Dostałam jednak ich jeszcze kilka, więc może zrobię jeszcze do niego podejście. Póki co w moim mniemaniu średniak! | Ocena ★★★☆☆
8. MAX FACTOR 2000 Calorie | Kultowy tusz, po prostu :). Bardzo dobry, nie sklejający rzęs, a za to pięknie je podkreślający. Wydłuża, ale też pogrubia i sprawia, że rzęs wydaje się nieco więcej. Dla mnie to świetny tusz, chociaż numerem jeden pozostaje jego brat Masterpiece Max! | Ocena ★★★★★
9. MAX FACTOR Curl Addict | Nieco nowa, podkręcająca wersja była fajna choć już nie tak dobra jak wspomniany Masterpiece. Do tego wariantu już nie wrócę, ale lubiliśmy się. | Ocena ★★★★☆
10. ISANA Olejek pod prysznic | Przejdźmy do pielęgnacji i produktów myjących. Na początek mój hit do mycia beauty blenderów i innych gąbek - olejek myjący z Isany. Niektórym może przeszkadzać zapach, który w pewnym momencie jest specyficzny, ale to naprawdę najlepszy produkt (i najtańszy) do domywania gąbek nawet z zaschniętego podkładu. Sprawdza się oczywiście także do mycia ciała, zdarza mi się zmywać nim makijaż. Ma formułę olejku, ale w kontakcie z wodą zamienia się w emulsję. Sama nie wiem ile już zużyłam butelek tego olejku ;). | Ocena ★★★★★
11. BIELENDA Różany olejek do demakijażu | Bardzo przyjemny olejek do mycia twarzy. Łagodny, delikatny, nie wysuszający skóry. Do tego pachniał lekko różami <3. Przypadł mi do gustu, ale był trochę mało wydajny. | Ocena ★★★★☆
12. ISANA Zmywacz do paznokci | Mój ulubiony zmywacz do paznokci, wersja oczywiście zielona. Tani i super skuteczny, kupuję go od lat. Ostatnio zdradzam ze zmywaczem Delii w gąbce, ale gdyby wypuścili Isanę w opakowaniu z gąbką to zostałabym mu wierna na zawsze ;). | Ocena ★★★★★
13. FARMONA HERBAL Szampon Łopian | Pora na włosy - tym razem same szampony. Na pierwszy ogień łopianowy szampon z serii Herbal Care od Farmony. Dobry, nieźle oczyszczający szampon, który jednocześnie nie plątał włosów. Generalnie lubię te ziołowe szampony z Farmony, dobrze się u mnie sprawdzają i nawet pasują mi te ziołowe zapachy. | Ocena ★★★★☆
14. FARMONA JANTAR Szapon do włosów suchych i łamliwych | Wypróbowałam też szampon z słynnej serii Jantar. Spodziewałam się mocno oczyszczającego efektu i może nieco tępych w dotyku włosów, ale nic z tych rzeczy - szampon raczej lekko nawilżający i wygładzający dla włosów. | Ocena ★★★★☆
15. DNC Szampon | Nie pamiętam jaki to był dokładnie wariant szamponu, a nie mam już polskiej etykiety. Był to szampon z rosyjskiej marki DNC o bardziej naturalnym składzie. Bardzo go lubiłam, fajnie oczyszczał i nie podrażniał skóry głowy. Miał też miły zapach. | Ocena ★★★★☆
16. NIVEA Hairmilk Szampon | Mleczny szampon Nivea z nowszej serii Hairmilk wyjątkowo mi podszedł. Odżywka też była bardzo fajna, ale szampon był strzałem w dziesiątkę dla moich włosów. Po tym duecie (tj. szamponie i odżywce - dla włosów normalnych) miałam zawsze fajne włosy, lekkie, nie obciążone, ale też gładkie i miłe. | Ocena ★★★★★
17. NIVEA Oil Pearls Żel pod prysznic Cherry Blossom | Z Nivea znalazł się w moich zużyciach także żel pod prysznic. Również fajny produkt z olejkowymi granulkami. Zapach na plus, taki kwiatowy, przyjemny. | Ocena ★★★★☆
18. YVES ROCHER Żel pod prysznic Coconut | Zawsze sięgam po coś od Yves Rocher - tym razem po kokosowy żel, który umilał mi kąpiele w wakacyjnym sezonie. Lubię serię Plaisirs Nature, uważam że mają świetne zapachy. Uwielbiam szczególnie linię Vanilla Bourbon (najlepsza wanilia jaką znalazłam w kosmetykach!). Kokos też był całkiem udany, choć nie najlepszy w serii, ale miły dla nosa i całkiem apetyczny. | Ocena ★★★★☆
19. ORIFLAME Discover Żel pod prysznic Cuban Rythms | Z tym żelem z Oriflame była relacja love-hate. Początkowo strasznie mi się spodobał ze względu na ciekawy zapach (trochę kawowy? kakaowy?), ale szybko zaczął mnie męczyć i miałam ochotę go wywalić. Przedziwny zapach. | Ocena ★★★☆☆
20. BEBEAUTY Sól do kąpieli Spicy Punch | Sole z Biedronki są całkiem niezłe - kosztują jakieś trzy złote i niektóre fajnie pachną. Wiadomo, że nie ma co się spodziewać cudów, ale złe nie są. Spicy Punch to chyba była wersja do kąpieli stóp - ja sypałam ją do wanny. Zapach taki typowo zimowy, rozgrzewający, niby fajny, ale chyba za mocny. Na dłuższą metę również męczący. | Ocena ★★★☆☆
21. NATURA CARE Płyn dwufazowy do demakijażu | Produkty do demakijażu idą u mnie jak woda. Szybko kończą się micele i płyny do demakijażu - tutaj dwufazówka z Drogerii Natura. Skuteczny płyn, ale pozostawiający tłustą warstwę (jak to w dwufazie bywa). Dla mnie chyba trochę zbyt tłusty, ale nie oceniam go źle, bo dobrze sobie radził nawet z konkretnym makijażem. | Ocena ★★★☆☆
22. NATURA CARE Odświeżający żel do mycia twarzy | Delikatny żel do mycia twarzy o ładnym, subtelnym zapachu. Nie podrażniał i nie przesuszał, ale był też naprawdę delikatny - nie dało się nim domyć makijażu. Raczej do stosowania rano, albo z jakimś wspomagaczem np. rękawicą myjką. | Ocena ★★★☆☆
23. FARMONA DERMISS Żel-olejek do demakijażu | Kremowy olejek do demakijażu był okej, chociaż podobnie jak poprzednik nie był super skuteczny. Używałam go w połączeniu z myjką i w tym duecie dobrze się spisywał. Polubiłam go za tę olejkową konsystencję, coś innego niż zwykłe olejki czy żele. Nie wysusza :). | Ocena ★★★★☆
24. VELLIE Płyn micelarny Kozie Mleko | Wielki micel Vellie towarzyszył mi naprawdę długo, ale lubiłam go. Po pierwsze - skuteczny. Po drugie łagodny, nawilżający. Ładnie pachnie :). | Ocena ★★★★☆
25. L'BIOTICA Złuszczająca maska do stóp | Uwaga niewypał :(. Nie wiem dlaczego niektóre skarpetki złuszczające działają u mnie rewelacyjnie, a inne wręcz pogarszają stan stóp. Po tych mam gorsze, bardziej szorstkie stopy. Niestety po zabiegu skóra nie zaczęła się złuszczać. Dodam tam, że skarpety trzymałam przepisowo i nie użyłam ich na idealnie gładkie pięty. | Ocena ★☆☆☆☆
26. ORIENTANA Masło Róża i Liczi | Masło do ciała o zapachu intensywnym jak perfumy! Nie każdemu będzie to odpowiadało, bo pachnie naprawdę mocno. Zapach jednak piękny, mocno różany, a samo masło fajne, nawilżające o przyjemnej, nietłustej formule. | Ocena ★★★★☆
27. SATIN CARE Pianka do golenia | Lubię Satin Care, to właściwie był żel zamieniający się w piankę. Bardzo wydajny i kremowy. Wzięłam zapach lawendowy, który nie pachniał typową lawendą, miał raczej nutę lawendy, przez co na pewno trafiłby do szerszego grona odbiorców. | Ocena ★★★★☆
28. PROMISE Pasta goździkowa do zębów | Wypróbowuję różne pasty ekologiczne. Jakiś czas temu rzuciła mi się w oczy goździkowa pasta Promise, ale nie było to nic specjalnego. Taki przeciętniak. | Ocena ★★★☆☆
Na koniec trochę zużytych saszetek: maseczka błotna Montagne Jeunese 7th Heaven (fajna, ogólnie lubię te maseczki), metaliczna maseczka z Bielendy (średniak), Herbal Care nawilżająca maseczka aloesowa (całkiem całkiem), peeling Natura Care (dla mnie trochę zbyt ostry), ampułki Artego (niezłe jako uzupelnienie pielęgnacji włosów), peeling foam od Holika Holika (lekka pianka myjąca).
poniedziałek, 11 września 2017
LIFERIA Bon Voyage!
Hej! Pora na Liferię czyli nieco innego beauty boxa. U mnie tym razem z opóźnieniem - Bon Voyage to jeszcze sierpniowe pudełko, które przyleciało do mnie pod koniec minionego miesiąca. Liferia to oczywiście jak w przypadku innych pudełek-niespodzianek zawsze pewna loteria, bo bywają zestawy lepsze jak i trochę słabsze. Sierpniowa edycja jest w moim odczuciu całkiem całkiem, bywały może bardziej udane boxy, choć coś ciekawego na pewno też w sierpniowym pudełku znajdziemy.
FIGS&ROUGE CC Cream | Fajnie, że pojawiła się marka Figs&Rouge, w końcu coś mniej oklepanego! Jest to krem cc, więc niekoniecznie akurat traf w mój gust (z reguły wolę trochę mocniejszy poziom krycia), ale na pewno go sprawdzę. Loteria z kolorem, wiadomo, ale pod tym względem trafiłam nawet nieźle.
SANASE Morelowa maseczka | Jednym z produktów jest maseczka morelowa Sanase o działaniu nawilżającym i poprawiającym koloryt cery. Dla maseczek zawsze na tak, ale te w postaci saszetki widzę raczej w roli dodatku do zawartości niż jednego z pięciu produktów.
FARMONA Jantar kuracja na gorąco | Na pewno dobrym pomysłem było umieszczenie w boxie nowości od Farmony - kuracji do włosów na gorąco z linii Jantar. Ja z pewnością wypróbuję, bo brzmi ciekawie, poza tym to coś nowego. Na plus!
BEAUTY DROPLET Gąbka do makijażu | Mamy też gąbeczkę do podkładu, bardzo podobną do Blotterazii, ale ta jest przeznaczona do nakładania podkładu. Coś ciekawego, ale podchodzą do niej nieco sceptycznie - jajo jest dla mnie aktualnie jedynym słusznym kształtem ;). Nie mówię jednak "nie", bo oczywiście wypróbuję jak taka płaska gąbka się sprawdza.
TERMISSA Balsam antycellulitowy | Duża tuba balsamu antycellulitowego od Termissy do już ostatni kosmetyk w boxie. Ani na tak, ani na nie - antycellulitowe smarowidła trochę mi się w pudełkach przejadły, choć niestety przydałoby mi się ich regularnie używać ;). Mimo wszystko chyba wolałabym jakieś ładnie pachnące masło.
Tym razem mam nieco mieszane uczucia, pudełko mnie na pewno nie porwało, ale jest też kilka fajnych, ciekawych produktów jak choćby gąbeczka czy kuracja Jantar. W Liferii liczę też zawsze na trochę więcej nietypowych marek niż w innych boxach, bo w końcu z założenia ma udostępniać nam kosmetyki z całego świata. Moim zdaniem tym razem na czwórkę!
FIGS&ROUGE CC Cream | Fajnie, że pojawiła się marka Figs&Rouge, w końcu coś mniej oklepanego! Jest to krem cc, więc niekoniecznie akurat traf w mój gust (z reguły wolę trochę mocniejszy poziom krycia), ale na pewno go sprawdzę. Loteria z kolorem, wiadomo, ale pod tym względem trafiłam nawet nieźle.
SANASE Morelowa maseczka | Jednym z produktów jest maseczka morelowa Sanase o działaniu nawilżającym i poprawiającym koloryt cery. Dla maseczek zawsze na tak, ale te w postaci saszetki widzę raczej w roli dodatku do zawartości niż jednego z pięciu produktów.
FARMONA Jantar kuracja na gorąco | Na pewno dobrym pomysłem było umieszczenie w boxie nowości od Farmony - kuracji do włosów na gorąco z linii Jantar. Ja z pewnością wypróbuję, bo brzmi ciekawie, poza tym to coś nowego. Na plus!
BEAUTY DROPLET Gąbka do makijażu | Mamy też gąbeczkę do podkładu, bardzo podobną do Blotterazii, ale ta jest przeznaczona do nakładania podkładu. Coś ciekawego, ale podchodzą do niej nieco sceptycznie - jajo jest dla mnie aktualnie jedynym słusznym kształtem ;). Nie mówię jednak "nie", bo oczywiście wypróbuję jak taka płaska gąbka się sprawdza.
TERMISSA Balsam antycellulitowy | Duża tuba balsamu antycellulitowego od Termissy do już ostatni kosmetyk w boxie. Ani na tak, ani na nie - antycellulitowe smarowidła trochę mi się w pudełkach przejadły, choć niestety przydałoby mi się ich regularnie używać ;). Mimo wszystko chyba wolałabym jakieś ładnie pachnące masło.
Tym razem mam nieco mieszane uczucia, pudełko mnie na pewno nie porwało, ale jest też kilka fajnych, ciekawych produktów jak choćby gąbeczka czy kuracja Jantar. W Liferii liczę też zawsze na trochę więcej nietypowych marek niż w innych boxach, bo w końcu z założenia ma udostępniać nam kosmetyki z całego świata. Moim zdaniem tym razem na czwórkę!
niedziela, 10 września 2017
Miodowe serum Orientana i kilka nowości | + KONKURS z EKODROGERIA!
W ostatnim czasie wypróbowałam kilka naturalnych nowości. Jak pewnie wiecie, bardzo lubię naturalne kosmetyki pielęgnacyjne, zazwyczaj sprawdzają się u mnie dużo lepiej niż te drogeryjne - szczególnie masła do ciała, toniki, olejki i oczywiście maseczki. Tym razem wypróbowałam miodowe serum z Orientany i peeling do twarzy tej samej marki. Orientanę znam i bardzo sobie chwalę, jak na razie jeszcze żaden produkt tej marki mnie nie rozczarował. Nowością jest u mnie marka Nikel oferująca kosmetyki o prostych, naturalnych składach. Jeśli też jeszcze nie miałyście styczności z tą firmą to zapraszam Was serdecznie na konkurs na końcu wpisu - można wygrać kosmetyk właśnie od Nikel!
Bio serum Miód & Propolis z Orientany miałam ochotę wypróbować już od jakiegoś czasu. Jest to bogate serum przeznaczone do codziennej pielęgnacji cery, pomagające walczyć z pierwszymi oznakami starzenia się skóry. Wychodzę z założenia, że lepiej zapobiegać niż leczyć dlatego stwierdziłam, że mogę używać serum jako dodatek do mojej typowej pielęgnacji albo zamiast kremu na dzień / na noc. Serum ma bardzo lekką, szybko wchłaniającą się formułę, ale jednocześnie widocznie nawilża i lekko wygładza skórę. Już na drugim miejscu w składzie znajdziemy miód, więc jest to prawdziwie miodowe serum :).
Polubiłam się z tym produktem, bardzo przyjemnie się go używa, a lekki, miodowy zapach tylko umila nam aplikację kosmetyku. Nie zauważyłam może efektu "wow", które widzę po serum z wit C, ale moja cera zdecydowanie lubi to serum. Jeśli tak jak ja macie cerę mieszaną, to może zastąpić Wam krem do twarzy, szczególnie teraz kiedy cera nie potrzebuje aż tak bogatej pielęgnacji jak zimą. Warto też dodać, że Orientana nie testuje swoich kosmetyków na zwierzętach, część z kosmetyków będzie miało też wegańskie składy (oczywiście miodowe serum akurat do wegańskich kosmetyków nie należy). Serum znajdziecie na ekodrogeria.pl.
Masło różane z avocado marki Nikel to dla mnie zupełna nowość, ale warto było zaryzykować, bo sprawdziło się świetnie. To takie bardzo bogate, natłuszczające masło, raczej "zimowe" ze względu na cięższą formułę. Zdecydowanie dla osób mających problem z przesuszającą się skórą. Jeśli lubicie naturalne masła do ciała to polecam - masło Nikel bazuje na olejku z migdałów i olejku z avocado. To typ gęstego, tłustego, mocno regenerującego skórę masła o kremowej, gładkiej konsystencji. Producent mówi coś o tym, że masło się szybko wchłania i nie pozostawia tłustego filmu na skórze - nie zgadzam się z tym, ale czy to źle? Ja takie tłuste smarowidła bardzo lubię jesienią i zimą :).
Na plus także zapach, lekki, kwiatowy. Przyjemny, ale nie nachalny. Polecam szczególnie dla przesuszonej skóry, fajne jest też po peelingu. Masło znajdziecie na ekodrogeria.pl.
Żelowy peeling Orientana Algi Filipińskie i Zielona Herbata zostawiłam na koniec - peeling przypadł mi do gustu najmniej, ale nie oznacza to, że się nie sprawdził. To taki poprawny w swojej kategorii produkt do peelingu mechanicznego o średniej intensywności. Drobinkami ściernymi są tutaj zmielone ziarna moreli i orzechów, dla mnie odrobinę zbyt mocne (ale mam naczynkową cerę, więc z peelingami mechanicznymi naprawdę powinnam uważać). Peeling ma naprawdę żelową formułę i spełnia swoje zdania oczyszczając cerę z martwego naskórka. Lekko mnie podrażnił, więc raczej odradzam wrażliwcom. Oczywiście muszę też wspomnieć coś o zapachu, nieco specyficznym, ale odświeżającym. Peeling znajdziecie także na ekodrogeria.pl.
Bio serum Miód & Propolis z Orientany miałam ochotę wypróbować już od jakiegoś czasu. Jest to bogate serum przeznaczone do codziennej pielęgnacji cery, pomagające walczyć z pierwszymi oznakami starzenia się skóry. Wychodzę z założenia, że lepiej zapobiegać niż leczyć dlatego stwierdziłam, że mogę używać serum jako dodatek do mojej typowej pielęgnacji albo zamiast kremu na dzień / na noc. Serum ma bardzo lekką, szybko wchłaniającą się formułę, ale jednocześnie widocznie nawilża i lekko wygładza skórę. Już na drugim miejscu w składzie znajdziemy miód, więc jest to prawdziwie miodowe serum :).
Polubiłam się z tym produktem, bardzo przyjemnie się go używa, a lekki, miodowy zapach tylko umila nam aplikację kosmetyku. Nie zauważyłam może efektu "wow", które widzę po serum z wit C, ale moja cera zdecydowanie lubi to serum. Jeśli tak jak ja macie cerę mieszaną, to może zastąpić Wam krem do twarzy, szczególnie teraz kiedy cera nie potrzebuje aż tak bogatej pielęgnacji jak zimą. Warto też dodać, że Orientana nie testuje swoich kosmetyków na zwierzętach, część z kosmetyków będzie miało też wegańskie składy (oczywiście miodowe serum akurat do wegańskich kosmetyków nie należy). Serum znajdziecie na ekodrogeria.pl.
Masło różane z avocado marki Nikel to dla mnie zupełna nowość, ale warto było zaryzykować, bo sprawdziło się świetnie. To takie bardzo bogate, natłuszczające masło, raczej "zimowe" ze względu na cięższą formułę. Zdecydowanie dla osób mających problem z przesuszającą się skórą. Jeśli lubicie naturalne masła do ciała to polecam - masło Nikel bazuje na olejku z migdałów i olejku z avocado. To typ gęstego, tłustego, mocno regenerującego skórę masła o kremowej, gładkiej konsystencji. Producent mówi coś o tym, że masło się szybko wchłania i nie pozostawia tłustego filmu na skórze - nie zgadzam się z tym, ale czy to źle? Ja takie tłuste smarowidła bardzo lubię jesienią i zimą :).
Na plus także zapach, lekki, kwiatowy. Przyjemny, ale nie nachalny. Polecam szczególnie dla przesuszonej skóry, fajne jest też po peelingu. Masło znajdziecie na ekodrogeria.pl.
Żelowy peeling Orientana Algi Filipińskie i Zielona Herbata zostawiłam na koniec - peeling przypadł mi do gustu najmniej, ale nie oznacza to, że się nie sprawdził. To taki poprawny w swojej kategorii produkt do peelingu mechanicznego o średniej intensywności. Drobinkami ściernymi są tutaj zmielone ziarna moreli i orzechów, dla mnie odrobinę zbyt mocne (ale mam naczynkową cerę, więc z peelingami mechanicznymi naprawdę powinnam uważać). Peeling ma naprawdę żelową formułę i spełnia swoje zdania oczyszczając cerę z martwego naskórka. Lekko mnie podrażnił, więc raczej odradzam wrażliwcom. Oczywiście muszę też wspomnieć coś o zapachu, nieco specyficznym, ale odświeżającym. Peeling znajdziecie także na ekodrogeria.pl.
KONKURS
Na koniec, tak jak obiecałam, zapraszam Was na konkurs razem ze sklepem EkoDrogeria.pl.
Do wygrania jest olejek NIKEL z kwiatów dzikiej róży i passiflory, do stosowania pod oczy - niweluje zmarszczki i rozjaśnia cienie pod oczami. Bogaty w witaminę C i karoten, ma działanie antyoksydacyjne, rozjaśniające i wygładzające. Olejek ma prosty skład, w którym znajdziecie też olej jojoba.
Aby zgłosić się do konkursu należy w komentarzu pod tym postem zostawić swój adres e-mail i krótko odpowiedzieć na pytanie:
"Dlaczego warto stosować kosmetyki ekologiczne?"
Wygrywają dwie osoby :). Możecie się zgłaszać do 20.09 włącznie. Zapraszam!
czwartek, 7 września 2017
MANICURE HYBRYDOWY: Tribal Tattoo i lakiery CLARESA
Mały powrót do lat 90 - paznokcie hybrydowe z motywem kiedyś znienawidzonych przeze mnie "tribali". Jednak jak wiadomo moda lubi wracać i o ile kiedyś taki motyw był dla mnie szczytem tandety, tak teraz skusiłam się na niego na... paznokciach! Wszystko oczywiście z pewnym przymrużeniem oka ;).
Na paznokciach mam intensywną 'sztuczną' zieleń, która przypomina trochę kolor popularny w plastikowych elementach (moja myszka do komputera teraz idealnie pasuje mi do paznokci...;)). Na żywo znacznie żywszy, bardziej neonowy, a na zdjęciach klasyczne wyszedł o wiele bardziej stłumiony, tak że można by się nabrać, że to po prostu miętowy kolor. Ten odcień to nr 305 Green Horse marki Claresa. To już nie pierwsza hybryda od Claresy, którą wypróbowałam. Moim zdaniem te hybrydy są w porządku, teraz ulepszyli formułę i faktycznie jest różnica na plus. Nie z każdą bazą dobrze współgrają, ale z bazą i topem Claresy dobrze współpracują.
Wzorek namalowany czarnym żelem, ale to już temat na osobny wpis, który planuję od jakiegoś czasu. Na całość położyłam też matowy top coat. Inspiracje na ten manicure i inne, często też w stylu lat 90, znajduję na moim ulubionym instagramie paznokciowym - jeśli jeszcze nie znacie to serdecznie polecam - @asabree. Kopalnia pomysłów i perfekcyjne wykonanie!
Na paznokciach mam intensywną 'sztuczną' zieleń, która przypomina trochę kolor popularny w plastikowych elementach (moja myszka do komputera teraz idealnie pasuje mi do paznokci...;)). Na żywo znacznie żywszy, bardziej neonowy, a na zdjęciach klasyczne wyszedł o wiele bardziej stłumiony, tak że można by się nabrać, że to po prostu miętowy kolor. Ten odcień to nr 305 Green Horse marki Claresa. To już nie pierwsza hybryda od Claresy, którą wypróbowałam. Moim zdaniem te hybrydy są w porządku, teraz ulepszyli formułę i faktycznie jest różnica na plus. Nie z każdą bazą dobrze współgrają, ale z bazą i topem Claresy dobrze współpracują.
Wzorek namalowany czarnym żelem, ale to już temat na osobny wpis, który planuję od jakiegoś czasu. Na całość położyłam też matowy top coat. Inspiracje na ten manicure i inne, często też w stylu lat 90, znajduję na moim ulubionym instagramie paznokciowym - jeśli jeszcze nie znacie to serdecznie polecam - @asabree. Kopalnia pomysłów i perfekcyjne wykonanie!
Zapraszam oczywiście także na mój instagram @celenheim
środa, 6 września 2017
Na koniec lata: DOVE, TONI&GUY, VASELINE, TIMOTEI
Lato niestety pomału dobiega końca (choć ja jeszcze liczę na trochę ciepłych dni), więc dziś w ramach podsumowania kilka mini recenzji kosmetyków: Dove, Timotei, Vaseline, Toni&Guy, które testowałam podczas wakacji. Wszystkie z myślą oczywiście o lecie i wyższych temperaturach. Jeśli jesteście ciekawe jak się sprawdziły to zapraszam na wpis :).
TONI&GUY Suchy szampon | To moje pierwsze podejście do marki Toni&Guy, ale całkiem udane. Porównanie mam przede wszystkim do popularnego Batiste, który znam dość dobrze, bo zużyłam kilka różnych wersji. Toni&Guy przede wszystkim mniej bieli dzięki czemu ma pewną przewagę nad Batiste. Jeśli macie ciemne włosy to na pewno wiecie jak denerwujący potrafi być biały osad, na dodatek nie aż tak łatwy do wyczesania. Toni&Guy nie bieli praktycznie w ogóle. Mam jednak wrażenie, że działa też delikatniej, na pewno nie poratuje już konkretniej przetłuszczonych włosów.
Ma fajny, ale intensywny zapach.
TIMOTEI Pure szampon | Kokosowy szampon Timotei, który nie obciąża włosów. Jako fanka wszystkiego co kokosowe z przyjemnością sięgałam po ten szampon, a jego egzotyczny zapach umilał mycie :). Plus za brak silikonów!
VASELINE Wazelina kosmetyczna | Wielgachne opakowanie wazeliny Vaseline starczy mi chyba na całą wieczność. Fajnie sprawdza się na usta i przesuszone miejsca, to taki totalnie uniwersalny kosmetyk, który przydaje się chyba w każdym domu. Fajnym trikiem jest też posmarowanie wazeliną miejsc na skórze, które później spryskujemy perfumami - przedłuża nam to trwałość zapachu.
DOVE Go Fresh Antyperspirant | Lubię antyperspiranty od Dove, swego czasu byłam wierną fanką wersji klasycznej (uwielbiam zapach klasycznej kostki Dove). Na wakacje bardziej odświeżający wariant - granat i werbena. Fajny, lekki i świeży a jednocześnie ma w sobie tą ładną nutę zapachową, którą można znaleźć prawie w każdym kosmetyku marki.
DOVE DermaSpa krem do rąk | Krem z serii Intensive - linia Derma Spa zasługuje na pochwałę, mają świetne masła do ciała. Krem do rąk jest całkiem przyjemny, lekki i nietłusty, o kosmetycznym zapachu. Ja latem nie mam problemów z przesuszającą się skórą, więc był w sam raz.
DOVE Pianki do mycia ciała | Pianki to nowość w ofercie Dove, lekkie, kremowe i po prostu ultra przyjemne ^ ^. Dla mnie pianki bardzo umilają kąpiel/prysznic i sięgałam po nie z dużą przyjemnością :). Myślałam, że to pistacjowa będzie moim faworytem, bo kocham pistacje, ale to znów wersja klasyczna najbardziej mi podeszła pod kątem zapachu. Na minus trochę słaba wydajność.
DOVE Kostka myjąca Go Fresh Restore | Ze wszystkich drogeryjnych mydeł zdecydowanie na prowadzeniu są u mnie kostki myjące od Dove - bardzo kremowe i nieprzesuszające skóry. Wersję z figą i kwiatem pomarańczy oczywiście znam (wypróbowałam już dawno wszystkie) i jest jedną z tych bardziej odświeżających, więc na lato jak znalazł. Z kolei kiedy robi się chłodniej uwielbiam Orginal i Shea Butter :).
DOVE Go Fresh Mandarin & Tiare Flower | Żel, a właściwie krem myjący pod prysznic to kolejny produkt od Dove, który od dawna znam i często do niego wracam. Lubię go przede wszystkim za tę jego kremowość, nie pieni się tak mocno jak inne żele, ale za to mamy wrażenie jakbyśmy się myły śmietanką. Na lato oczywiście coś bardziej odświeżającego - mandarynkowy zapach.
DOVE Derma Spa Body Lotion | I na koniec wygładzający, nawilżający balsam Goodness, znów o cudownym zapachu. Wiem, że ciągle wspominam te zapachowe kwestie, ale Dove to marka, którą owszem cenię za działanie, ale przyciąga mnie właśnie zapachami, które wyjątkowo trafiają w mój gust. Balsam również znam nie od dziś i lubię za lekkość i efekt jaki daje na skórze - mocnego wygładzenia.
Od Dove i Rexony znalazło się także coś dla facetów: antyperspirant, żel myjący do twarzy i ciała oraz szampon z odżywką 2w1. Takie wielofunkcyjne rozwiązania są z pewnością trafione, bo ograniczają ilość kosmetyków w łazience, a także czas, co zapewne niejednemu mężczyźnie przypadnie do gustu.
Z tych wakacyjnych testów zdecydowanie polecam Wam spróbować nowych pianek od Dove i ogólnie linię DermaSpa, z której większość kosmetyków fajnie się u mnie sprawdza :).
TONI&GUY Suchy szampon | To moje pierwsze podejście do marki Toni&Guy, ale całkiem udane. Porównanie mam przede wszystkim do popularnego Batiste, który znam dość dobrze, bo zużyłam kilka różnych wersji. Toni&Guy przede wszystkim mniej bieli dzięki czemu ma pewną przewagę nad Batiste. Jeśli macie ciemne włosy to na pewno wiecie jak denerwujący potrafi być biały osad, na dodatek nie aż tak łatwy do wyczesania. Toni&Guy nie bieli praktycznie w ogóle. Mam jednak wrażenie, że działa też delikatniej, na pewno nie poratuje już konkretniej przetłuszczonych włosów.
Ma fajny, ale intensywny zapach.
TIMOTEI Pure szampon | Kokosowy szampon Timotei, który nie obciąża włosów. Jako fanka wszystkiego co kokosowe z przyjemnością sięgałam po ten szampon, a jego egzotyczny zapach umilał mycie :). Plus za brak silikonów!
VASELINE Wazelina kosmetyczna | Wielgachne opakowanie wazeliny Vaseline starczy mi chyba na całą wieczność. Fajnie sprawdza się na usta i przesuszone miejsca, to taki totalnie uniwersalny kosmetyk, który przydaje się chyba w każdym domu. Fajnym trikiem jest też posmarowanie wazeliną miejsc na skórze, które później spryskujemy perfumami - przedłuża nam to trwałość zapachu.
DOVE Go Fresh Antyperspirant | Lubię antyperspiranty od Dove, swego czasu byłam wierną fanką wersji klasycznej (uwielbiam zapach klasycznej kostki Dove). Na wakacje bardziej odświeżający wariant - granat i werbena. Fajny, lekki i świeży a jednocześnie ma w sobie tą ładną nutę zapachową, którą można znaleźć prawie w każdym kosmetyku marki.
DOVE DermaSpa krem do rąk | Krem z serii Intensive - linia Derma Spa zasługuje na pochwałę, mają świetne masła do ciała. Krem do rąk jest całkiem przyjemny, lekki i nietłusty, o kosmetycznym zapachu. Ja latem nie mam problemów z przesuszającą się skórą, więc był w sam raz.
DOVE Pianki do mycia ciała | Pianki to nowość w ofercie Dove, lekkie, kremowe i po prostu ultra przyjemne ^ ^. Dla mnie pianki bardzo umilają kąpiel/prysznic i sięgałam po nie z dużą przyjemnością :). Myślałam, że to pistacjowa będzie moim faworytem, bo kocham pistacje, ale to znów wersja klasyczna najbardziej mi podeszła pod kątem zapachu. Na minus trochę słaba wydajność.
DOVE Kostka myjąca Go Fresh Restore | Ze wszystkich drogeryjnych mydeł zdecydowanie na prowadzeniu są u mnie kostki myjące od Dove - bardzo kremowe i nieprzesuszające skóry. Wersję z figą i kwiatem pomarańczy oczywiście znam (wypróbowałam już dawno wszystkie) i jest jedną z tych bardziej odświeżających, więc na lato jak znalazł. Z kolei kiedy robi się chłodniej uwielbiam Orginal i Shea Butter :).
DOVE Go Fresh Mandarin & Tiare Flower | Żel, a właściwie krem myjący pod prysznic to kolejny produkt od Dove, który od dawna znam i często do niego wracam. Lubię go przede wszystkim za tę jego kremowość, nie pieni się tak mocno jak inne żele, ale za to mamy wrażenie jakbyśmy się myły śmietanką. Na lato oczywiście coś bardziej odświeżającego - mandarynkowy zapach.
DOVE Derma Spa Body Lotion | I na koniec wygładzający, nawilżający balsam Goodness, znów o cudownym zapachu. Wiem, że ciągle wspominam te zapachowe kwestie, ale Dove to marka, którą owszem cenię za działanie, ale przyciąga mnie właśnie zapachami, które wyjątkowo trafiają w mój gust. Balsam również znam nie od dziś i lubię za lekkość i efekt jaki daje na skórze - mocnego wygładzenia.
Od Dove i Rexony znalazło się także coś dla facetów: antyperspirant, żel myjący do twarzy i ciała oraz szampon z odżywką 2w1. Takie wielofunkcyjne rozwiązania są z pewnością trafione, bo ograniczają ilość kosmetyków w łazience, a także czas, co zapewne niejednemu mężczyźnie przypadnie do gustu.
Z tych wakacyjnych testów zdecydowanie polecam Wam spróbować nowych pianek od Dove i ogólnie linię DermaSpa, z której większość kosmetyków fajnie się u mnie sprawdza :).
poniedziałek, 4 września 2017
DEPILATOR BRAUN Silk-epil 9 SkinSpa
Tym razem nie będzie o kosmetykach, ale o kosmetycznym "gadżecie", który jest niemniej przydatny! Mowa oczywiście o depilatorze, a właściwie o całym arsenale takich kosmetycznych akcesoriów, które mieszczą się w zestawie do pielęgnacji Silk-epil 9 SkinSpa od marki Braun. Poza samym depilatorem to także szczoteczki do masażu, peelingu czy oczyszczania twarzy, które szczerze mówiąc całkowicie zaspokoiły moją potrzebę rozglądania się za takimi akcesoriami.
Od razu powiem, że moim zdaniem zestaw jest super, ale uprzedzam, że moje podjaranie się może też wynikać z faktu, że wcześniej nie miałam styczności z sonicznymi szczoteczkami do oczyszczania twarzy ;). Silk-epil 9 SkinSpa występuje w kilku wariantach - mój to dokładnie numer 9-969V Wet&Dry, w którego skład wchodzi depilator + 12 dodatków.
Podstawowym urządzeniem jest oczywiście sam depilator, który posiada wymienną głowicę. Depilującą końcówkę wystarczy wyciągnąć i zamienić na szczoteczkę do masażu/peelingu ciała. Sam pomysł uważam za niezwykle udany - jedno urządzenie, a kilka zastosowań! Poza tym mamy jeszcze soniczną szczoteczkę co twarzy, która również posiada wymienne końcówki. Depilator jest na akumulator, a szczoteczka na baterie. Przy depilatorze nie ma problemów z plączącym się kablem, po naładowaniu po prostu odłączamy od prądu i możemy używać go nawet... w wannie!
Zarówno depilator jak i szczoteczka są wodoodporne co jest moim zdaniem idealnym rozwiązaniem. Depilatora możemy używać we wannie, szczoteczki pod prysznicem - szczerze mówiąc po przyzwyczajeniu się do takich udogodnień już nie wyobrażam sobie innej opcji ;).
Depilator ma ruchomą głowicę i mini lampkę, która podświetla nam włoski idące na rzeź ;). Ponoć usuwa włoski już od 0,5 mm, więc nie trzeba się wcześniej "zapuścić". To kolejny plus, który przekonał mnie do depilatora. Kiedyś myślałam, że depilator łapie tylko długie włoski, co mnie zniechęcało, bo wiadomo jak to jest - chciałoby się mieć zawsze gładkie nogi, a nie raz gładkie, a raz w stanie przejściowym do kolejnej depilacji. Faktycznie po wypróbowaniu widzę, że włoski mogą być dosyć krótkie i depilator sobie z nimi radzi. Nie wiem czy takie półmilimetrowe naprawdę by złapał, bo zawsze używałam go kiedy były jednak już dłuższe. Mam jedynie wrażenie, że gorzej radzi sobie z jasnymi, cienkimi włoskami, ale one nie przeszkadzają też tak bardzo. Czy depilacja boli... no trochę boli, ale do przeżycia, a przede wszystkim to kwestia przyzwyczajenia. Coś za coś, może nie jest to najprzyjemniejszy zabieg świata, ale przynajmniej mamy spokój z depilacją na dłużej.
I oczywiście najlepsze czyli wymienne końcówki: w zestawie znajdziemy silikonową z wypustkami do masażu głębokiego, szczoteczkę do mocnego oraz do delikatnego peelingu. Przetestowane - działają bardzo fajnie, pomysł dobry po peelingujące szczotki zapobiegną od razu wrastającym włoskom. Silikonowa nakładka do masażu też jest bardzo przyjemna w użyciu, ale koniecznie na olejku albo żelu pod prysznic.
Dodatkiem do zestawu jest szczoteczka soniczna do oczyszczania twarzy. Jak widzicie na zdjęciu posiada dwa przyciski - możemy ustawić sobie prędkość obrotów. Szczoteczka posiada trzy różne nakładki - klasyczną, ultra delikatną do wrażliwej skóry i peelingującą. Miękka i klasyczna są super, ładnie oczyszczają i wygładzają skórę. Peelingująca jest chyba dla mnie zbyt mocna, ale mam naczynkową cerę, więc unikam takich mocniejszych działań - dla gruboskórnych będzie za to pewnie w sam raz.
Szczoteczkę używałam z moim żelem do mycia twarzy, ale też z odrobiną olejku pielęgnującego. Jedna i druga opcja się sprawdziła, jestem generalnie bardzo zadowolona. Nie mam potrzeby używania szczoteczki przy każdym myciu ponieważ rano wystarcza mi delikatne potraktowanie cery łagodnym środkiem myjącym, a wieczorem wolę już coś mocniej oczyszczającego, jak właśnie szczoteczka.
Podsumowując, dla mnie Silk-epil SkinSpa to super zestaw :)! Pomysł z wymienną głowicą depilatora uważam za genialny - kupujemy jeden produkt, a mamy wiele możliwości na pielęgnację, dla mnie rewelacja :). Myślę, że jest to również doskonały pomysł na prezent choć nie jest tani, bo na taki zestaw trzeba wyłożyć ponad siedem stów. Depilator znajdziecie np. na Mediaexpert. Sądzę jednak, że warto przemyśleć ten model jeśli chodzi za Wami kupno depilatora, bo Silk-epil zbiera bardzo dobre opinie. Ja jestem na tak!
Od razu powiem, że moim zdaniem zestaw jest super, ale uprzedzam, że moje podjaranie się może też wynikać z faktu, że wcześniej nie miałam styczności z sonicznymi szczoteczkami do oczyszczania twarzy ;). Silk-epil 9 SkinSpa występuje w kilku wariantach - mój to dokładnie numer 9-969V Wet&Dry, w którego skład wchodzi depilator + 12 dodatków.
Podstawowym urządzeniem jest oczywiście sam depilator, który posiada wymienną głowicę. Depilującą końcówkę wystarczy wyciągnąć i zamienić na szczoteczkę do masażu/peelingu ciała. Sam pomysł uważam za niezwykle udany - jedno urządzenie, a kilka zastosowań! Poza tym mamy jeszcze soniczną szczoteczkę co twarzy, która również posiada wymienne końcówki. Depilator jest na akumulator, a szczoteczka na baterie. Przy depilatorze nie ma problemów z plączącym się kablem, po naładowaniu po prostu odłączamy od prądu i możemy używać go nawet... w wannie!
Zarówno depilator jak i szczoteczka są wodoodporne co jest moim zdaniem idealnym rozwiązaniem. Depilatora możemy używać we wannie, szczoteczki pod prysznicem - szczerze mówiąc po przyzwyczajeniu się do takich udogodnień już nie wyobrażam sobie innej opcji ;).
Depilator ma ruchomą głowicę i mini lampkę, która podświetla nam włoski idące na rzeź ;). Ponoć usuwa włoski już od 0,5 mm, więc nie trzeba się wcześniej "zapuścić". To kolejny plus, który przekonał mnie do depilatora. Kiedyś myślałam, że depilator łapie tylko długie włoski, co mnie zniechęcało, bo wiadomo jak to jest - chciałoby się mieć zawsze gładkie nogi, a nie raz gładkie, a raz w stanie przejściowym do kolejnej depilacji. Faktycznie po wypróbowaniu widzę, że włoski mogą być dosyć krótkie i depilator sobie z nimi radzi. Nie wiem czy takie półmilimetrowe naprawdę by złapał, bo zawsze używałam go kiedy były jednak już dłuższe. Mam jedynie wrażenie, że gorzej radzi sobie z jasnymi, cienkimi włoskami, ale one nie przeszkadzają też tak bardzo. Czy depilacja boli... no trochę boli, ale do przeżycia, a przede wszystkim to kwestia przyzwyczajenia. Coś za coś, może nie jest to najprzyjemniejszy zabieg świata, ale przynajmniej mamy spokój z depilacją na dłużej.
I oczywiście najlepsze czyli wymienne końcówki: w zestawie znajdziemy silikonową z wypustkami do masażu głębokiego, szczoteczkę do mocnego oraz do delikatnego peelingu. Przetestowane - działają bardzo fajnie, pomysł dobry po peelingujące szczotki zapobiegną od razu wrastającym włoskom. Silikonowa nakładka do masażu też jest bardzo przyjemna w użyciu, ale koniecznie na olejku albo żelu pod prysznic.
Dodatkiem do zestawu jest szczoteczka soniczna do oczyszczania twarzy. Jak widzicie na zdjęciu posiada dwa przyciski - możemy ustawić sobie prędkość obrotów. Szczoteczka posiada trzy różne nakładki - klasyczną, ultra delikatną do wrażliwej skóry i peelingującą. Miękka i klasyczna są super, ładnie oczyszczają i wygładzają skórę. Peelingująca jest chyba dla mnie zbyt mocna, ale mam naczynkową cerę, więc unikam takich mocniejszych działań - dla gruboskórnych będzie za to pewnie w sam raz.
Szczoteczkę używałam z moim żelem do mycia twarzy, ale też z odrobiną olejku pielęgnującego. Jedna i druga opcja się sprawdziła, jestem generalnie bardzo zadowolona. Nie mam potrzeby używania szczoteczki przy każdym myciu ponieważ rano wystarcza mi delikatne potraktowanie cery łagodnym środkiem myjącym, a wieczorem wolę już coś mocniej oczyszczającego, jak właśnie szczoteczka.
Podsumowując, dla mnie Silk-epil SkinSpa to super zestaw :)! Pomysł z wymienną głowicą depilatora uważam za genialny - kupujemy jeden produkt, a mamy wiele możliwości na pielęgnację, dla mnie rewelacja :). Myślę, że jest to również doskonały pomysł na prezent choć nie jest tani, bo na taki zestaw trzeba wyłożyć ponad siedem stów. Depilator znajdziecie np. na Mediaexpert. Sądzę jednak, że warto przemyśleć ten model jeśli chodzi za Wami kupno depilatora, bo Silk-epil zbiera bardzo dobre opinie. Ja jestem na tak!
Manicure hybrydowy ORLY: Coastal Crush GEL FX
Hej! Już od paru lat jestem fanką lakierów Orly, które zawsze miały bardzo oryginalne odcienie (jak przykładowo stara, ale jaka piękna kolekcja Cosmic FX!). U Orly zawsze można znaleźć coś ciekawego i nietypowego, także w wersji hybrydowej co akurat bardzo mnie cieszy. Aktualnie tradycyjnych lakierów używam naprawdę rzadko, hybrydy zdecydowanie zdominowały mój manicure, więc super że te piękne odcienie można dostać w postaci hybryd - Gel FX. Dziś, na zakończenie wakacji test trzech odcieni z letniej kolekcji Coastal Crush. Było to moje pierwsze podejście do hybryd tej marki!
W Coastal Crush znalazło się sześć kolorów, z których ja wybrałam trzy chłodniejsze odcienie:
FOR THE FIRST TIME - cudowny odcień nasyconego różu przełamanego fioletem, bardzo nasycony i oryginalny, ale na moich zdjęciach wyszedł tragicznie niestety (jak zwykły pastelowy róż). Szkoda, że nie udało mi się go dobrze uchwycić, bo jest zachwycający! Coś dla fanek popularnego Mardi Gras - ten jest zupełnie inny, ale klimaty trochę podobne.
SEA YOU SOON - błękit, bardzo fajny, nieco turkusowy z delikatnymi iskrzącymi w świetle drobinkami. Zdecydowanie takiego koloru brakowało mi w kolekcji!
UNDER THE STARS - najmniej letni z tej trójki, błyszczący, drobinkowy granat. Będzie świetnie się nosił także zimą.
Poniżej możecie zobaczyć jak lakiery wypadły na paznokciach: po lewej jest ombre wykonane błękitem Sea You Soon i granatem Under the Stars, po prawej bazą jest For the First Time, na której namalowałam dodatkowo wzór.
Wrażenia? Bardzo, bardzo dobre hybrydy, zdecydowanie przypadły mi do gustu. Dobrze się trzymają i co dla mnie równie ważne - super łatwo odmaczają, nie musiałam nawet sięgać po polerkę! Rozprowadzają się bezproblemowo, oczywiście pięknie błyszczą i wyglądają po prostu ładnie. Jasny błękit jest trochę mniej kryjący, ale dwie warstwy i tak wystarczają do pełnego krycia, więc naprawdę nie mam do czego się przyczepić.
Zdecydowanie hybrydy na piątkę z plusem! Dodatkowy plus mają ode mnie za to, że tak łatwo je ściągnąć, bo niestety nie wszystkie lakiery hybrydowe tak łatwo i przyjemnie odchodzą od płytki, a bardzo nie lubię długiego odmaczania i piłowania pilnikiem. Polecam!
W Coastal Crush znalazło się sześć kolorów, z których ja wybrałam trzy chłodniejsze odcienie:
FOR THE FIRST TIME - cudowny odcień nasyconego różu przełamanego fioletem, bardzo nasycony i oryginalny, ale na moich zdjęciach wyszedł tragicznie niestety (jak zwykły pastelowy róż). Szkoda, że nie udało mi się go dobrze uchwycić, bo jest zachwycający! Coś dla fanek popularnego Mardi Gras - ten jest zupełnie inny, ale klimaty trochę podobne.
SEA YOU SOON - błękit, bardzo fajny, nieco turkusowy z delikatnymi iskrzącymi w świetle drobinkami. Zdecydowanie takiego koloru brakowało mi w kolekcji!
UNDER THE STARS - najmniej letni z tej trójki, błyszczący, drobinkowy granat. Będzie świetnie się nosił także zimą.
Poniżej możecie zobaczyć jak lakiery wypadły na paznokciach: po lewej jest ombre wykonane błękitem Sea You Soon i granatem Under the Stars, po prawej bazą jest For the First Time, na której namalowałam dodatkowo wzór.
Wrażenia? Bardzo, bardzo dobre hybrydy, zdecydowanie przypadły mi do gustu. Dobrze się trzymają i co dla mnie równie ważne - super łatwo odmaczają, nie musiałam nawet sięgać po polerkę! Rozprowadzają się bezproblemowo, oczywiście pięknie błyszczą i wyglądają po prostu ładnie. Jasny błękit jest trochę mniej kryjący, ale dwie warstwy i tak wystarczają do pełnego krycia, więc naprawdę nie mam do czego się przyczepić.
Zdecydowanie hybrydy na piątkę z plusem! Dodatkowy plus mają ode mnie za to, że tak łatwo je ściągnąć, bo niestety nie wszystkie lakiery hybrydowe tak łatwo i przyjemnie odchodzą od płytki, a bardzo nie lubię długiego odmaczania i piłowania pilnikiem. Polecam!
Subskrybuj:
Posty (Atom)