Makeup Revolution ani na moment nie przestaje zaskakiwać nas nowościami. Świeża porcja nowinek z oferty marki jest już u mnie, więc czas podzielić się pierwszymi wrażeniami, które są zdecydowanie pozytywne. Dopiero co szczyt popularności osiągnęły chyba słynne już korektory Conceal & Define, a Revolution zdążyło już zaprezentować kolejne (bardzo zachęcające!) produkty.
Wśród nowości pojawiło się nowe wypiekane serduszko, płynne rozświetlacze, kolekcja Life on the Dance Floor oraz nowości z pięknej kolekcji Renaissance (w tym świetne konturówki). Powiem Wam, że mam cały czas wrażenie, że Revolution nie przestaje podnosić sobie poprzeczki - ich nowe serie kosmetyków są nieporównywalnie lepsze z tymi, które pojawiały się w początkach istnienia marki. A jeśli coś jest niedopracowane to zmieniana jest formuła (jak to było choćby w przypadku pomadek Retro Luxe), za co mają ode mnie wielki plus.
BLEEDING HEART HIGHLIGHTER | Rodzina uroczych serduszek powiększyła się o krwawiące serce w różowym odcieniu. Ta wersja już od pierwszych zapowiedzi strasznie za mną chodziła, bo czyż nie wygląda pięknie <3? Serduszko ma mozaikową powierzchnię - umiarkowanie jasny róż z niewielkim dodatkiem złota. Na skórze daje efekt perłowego, jasnego różu. Producent nazwał je rozświetlaczem, ale dla mnie to coś między różem a rozświetlaczem, bo na jasnej cerze produkt będzie dawał nieco różowego koloru.
CONCEAL&DEFINE | Korektory z nowej serii Conceal&Define stały się tak rozchwytywane, że zdobycie ich nawet w drogeriach online graniczy z cudem. Nic dziwnego, w końcu mają świetne opinie, są kryjące, a gama kolorystyczna jest naprawdę spora (w tym tak poszukiwane jasne odcienie). Na mnie też zrobiły pozytywne wrażenie, ale nie przetestowałam ich na tyle dobrze, żeby móc ostatecznie wpaść w zachwyt lub stwierdzić, że to szał na wyrost ;). Korektor mam w dwóch odcieniach i obydwa są dla mnie teraz za ciemne, więc nosiłam go tylko w domu. Poczekają na lato, chyba że uda mi się wcześniej dorwać jaśniejszy odcień (w co szczerze mówiąc wątpię ze względu na dziką popularność).
RENAISSANCE LIPSTICK | Nowe odcienie pomadek z serii Renaissance i nowe opakowania. Na pierwszy rzut oka wyglądają podobnie (różowe złoto i prążkowane opakowania), ale te nowe pomadki, które do mnie dotarły są większe i wyglądają po prostu troszkę inaczej. Nie wiem czy cała seria będzie zmieniać opakowania, czy tylko te nowe odcienie się różnią, ale zarówno pierwsza wersja jak i ta najnowsza są całkiem fajne. To takie typowe kremowe pomadki, wiadomo nie są super trwałe, ale za to komfortowe w noszeniu, bo nawilżające (a przy tym mają ładną pigmentację). Nie wiem jak Wy, ale ja na co dzień bardzo lubię kremowe pomadki, bo nie zawsze mam ochotę na trwałe, zastygające i matowe.
RENAISSANCE LIPLINER | Nowością są także konturówki do ust z serii Renaissance i tu wyczuwam hit! Miękkie jak masło, totalnie kremowe i zastygające. Kiedy już sobie zastygną są nie do zdarcia (nie mogłam ich nawet zmyć z ręki, musiałam szorować). Mam co do nich spore nadzieje, bo brakuje mi konturówek, które będą naprawdę trwałe. Do tego ładne, uniwersalne kolory. Minusy? Są tak miękkie, że niestety łatwo się łamią.
LIFE ON THE DANCE FLOOR LIPSTICK | Linia pomadek Life on the Dance Floor to kilka mniejszych serii: w złotych opakowaniach nudziaki VIP, w czarnych vampowe kolory Sparklers, w srebrze piękne czerwienie After Party i w różowym złocie brązy Guest List. Opakowania brokatowe, iskrzące, dla srok ;). Kolory oczywiście takie na czasie, formuła kremowa z dobrą pigmentacją. Pierwsze wrażenia bardzo na plus! Pamiętam pierwsze pomadki w sztyfcie z Revolution, które kupiłam kiedy marka dopiero raczkowała i powiem Wam, że w ogóle nie byłam z nich zadowolona (były strasznie śliskie i smużyły na ustach, a do tego schodziły w dwie minuty). Za to te mają fajną formułę i przypominają mi zdecydowanie pomadki z o wiele wyższej półki niż inne w ich cenie!
LIFE ON THE DANCE FLOOR PALETTE SPARKLERS | Z tej samej serii analogicznie mamy cztery palety cieni w brokatowych opakowaniach. U mnie widzicie czarną Sparklers, która jest najbardziej kolorową z serii. Cienie już wstępnie wypróbowałam (co pokazywałam Wam na
instagramie). Ogólnie jest to całkiem przyjemna paletka, ale pigmentacja jest różna w zależności od kolorów. Maty są bardzo mocne, perły za to trochę słabsze. W ogólnym rozrachunku pigmentacja jest okej, chociaż nie jest to żaden killer, co od razu zaznaczam, bo wiem że wiele z Was szuka cieni o hiper mocnej pigmentacji.
LIQUID HIGHLIGHTER | Na koniec zostawiłam płynne rozświetlacze. W ich przypadku nie jestem pewna czy to nowe odcienie w ofercie, czy były one razem z odcieniami które jako pierwsze weszły do sprzedaży. Na mojej ręce widzicie od góry najcieplejszy Liquid Euphoric Gold, potem Liquid Luminous Luna i lekko liliowy Liquid Ethereal. Mogłoby się wydawać, że są strasznie mocne, może nawet za mocne do normalnego użytku, ale to efekt grubszej warstwy. Połysk można budować i w niewielkiej ilości potrafią wyglądać bardzo subtelnie. Powinnyście się im przyjrzeć jeśli lubicie rozświetlać dekolt i obojczyki!
Uprzedzając pytania o dostępność: nowości MUR najłatwiej łapać na Tambeauty, w drugiej kolejności w drogeriach online. Do stacjonarnych drogerii trafiają jako ostatnie...a często trafiają tylko wybrane produkty.