niedziela, 25 marca 2018

★ TUTORIAL: SMOKE NAILS ★ Tęczowe dymki na paznokciach

Kto już próbował tęczowego dymu na paznokciach? Smoke Nails to proste w wykonaniu, ale bardzo efektowne zdobienie, które totalnie opanowało internet! Zresztą wcale mnie to nie dziwi, bo taki dym wygląda super, a zupełnie nie wymaga wprawy czy precyzji. Zajmie nam oczywiście troszkę więcej czasu, ale w porównaniu do geometrycznych wzorków czy mozolnego ombre to naprawdę bułka z masłem ;). Do dymków potrzebne będą nam jedynie czarna hybryda, biały żel i kolorowe pigmenty do paznokci, które teraz oferuje większość marek (np. Indigo - Smoke Powders w cenie 9zł za jeden kolor).


1. Przygotowujemy płytkę, malujemy bazą hybrydową (utwardzamy), a następnie malujemy dwoma warstwami czarnego lakieru hybrydowego i również utwardzamy. U mnie to odcień Pure Black od NeoNail, który polecam jaką jedną z niewielu dobrych jakościowo czarnych, niemarszczących się hybryd.

2. Następnie malujemy swobodne "maziaje", przy pomocy białego żelu (u mnie to Sugar Effect od Indigo) lub białej hybrydy. Na razie NIE utwardzamy.

3. Cienki pędzelek zanurzamy w cleanerze bądź alkoholu i rozmywamy biały wzór. Możecie nabierać sporo alkoholu na pędzelek, powstaną fajne plamy. Kiedy osiągniemy ostateczny efekt - utwardzamy w lampie.

4. W warstwę dyspersyjną białego żelu wcieramy kolorowe proszki. Dobrze nadaje się do tego pacynka do cieni.

5. Mieszamy różne kolory proszków, zacierając przejścia między nimi. Nadmiar można lekko strzepnąć pędzlem do odpylania.

6. Pokrywamy całość hybrydowym top coatem, utwardzamy i gotowe!


Moje neonowe pigmenty nie są z żadnej znanej marki, kupiłam je dość dawno na aliexpress, ale nie miałam na nie wtedy zbytnio pomysłu. Wreszcie się przydały :)! Za zestaw sześciu kolorów zapłaciłam około 2-3$. Pyłki są niesamowicie intensywne, ekstremalnie neonowe, dosłownie świecą w oczach. Wyglądają jak kolorowe zakreślacze w formie sproszkowanej, czad!


Kto się skusi na tęczowy dym na paznokciach? Jeśli tylko macie już takie kolorowe pyłki, albo planujecie je kupić to bardzo polecam Wam to zdobienie - jest łatwe i przyjemne do zrobienia :).

niedziela, 18 marca 2018

EKOTYKI | Relacja i zakupy z targów

W ubiegły weekend w Krakowie odbyły się targi kosmetyków naturalnych - Ekotyki. Poprzednia jesienna edycja targów mi umknęła, a że kosmetyki naturalne lubię zdecydowanie najbardziej to postanowiłam koniecznie pojawić się na wiosennych targach. Na targach pojawiło się mnóstwo świetnych marek od tych bardzo popularnych jak Body Boom, Anabelle Minerals, Biolaven, po te troszkę mniejsze i nie tak rozsławione, ale czasem nawet bardziej interesujące. Targi odbywały się tym razem przy ul. Długiej 72.

Przede wszystkim wielki, wielki plus za całe mnóstwo świetnych marek! Nie spodziewałam się chyba aż tyle stoisk, tylu ciekawych produktów - jednym słowem wybór był ogromny i myślę, że każdy znalazłby coś dla siebie bez problemu. Pojawiło się trochę kolorówki mineralnej (Anabelle Minerals, Ecolore, Earthnicity Minerals), mnóstwo pielęgnacji (Orientana, Fresh&Natural, Vianek, Kej, Achae i wiele innych) i ogoromny wybór naturalnych, pachnących mydeł (Manufaktura Mewa, Republika Mydła, Bydgoska Wytwórnia Mydła, Ministerstwo Dobrego Mydła).


Z kolei ogromny minus za zbyt mały lokal jak na takie targi. Jak wiecie bywam na różnych targach i wiem, że zawsze trzeba liczyć się z tłumami i przepychaniem (czego nienawidzę, ale cóż...na targach tak zawsze), jednak pierwszy raz miałam do czynienia z sytuacją, w której niekiedy nie dało się przejść między stoiskami, a co dopiero dopchać się do stoiska i cokolwiek zobaczyć. Ostatecznie odwiedziłam kilka stoisk, coś udało mi się kupić, ale do ponad połowy nawet nie dało się dopchać, więc nie udało mi się też zakupić wszystkiego co chciałam (miałam w planie jakieś glinki naturalne, coś z Ministerstwa Dobrego Mydła). Wyszłam dość szybko zniechęcona, więc mały apel do organizatorów targów: błagam, przy kolejnej edycji pomyślcie o większym metrażu, bo ilość odwiedzających przekroczyła możliwości lokalu... Jeśli kolejna edycja będzie w tym samym miejscu to ja na pewno się już nie pojawię, bo serio była to gruba przesada :/.


Przechodząc jednak znów do pozytywnych aspektów targów - mydełka i peelingi na stoiskach prezentowały się pięknie! Szczególnie zaciekawiły mnie te z Bydgoskiej Wytwórni Mydła, bo pachniały niesamowicie (i miały dobre ceny). Kupiłam u nich mydło imbir&cynamon, jak ono genialnie pachnie! Aż żal używać, bo zapach jest totalnie apetyczny, korzenny, trochę pierniczkowy. Małym odkryciem była dla mnie marka Why Not?, której nie znałam wcześniej, a która oferowała przeróżne naturalne mydełka w fajnych kształtach, ale też balsamy i dezodoranty. Na taki naturalny dezodorant skusiła się moja mama - jest o tyle ciekawy, że nie bazuje na popularnym ałunie, ale na glince i olejkach eterycznych. Obok mydełko mniszkowe tej samej marki, forma wyjątkowo ozdobna :).


Oprócz klasycznych mydeł w kostce natknęłam się także na savon noir, tu akurat w wersji z rokitnikiem od tradycyjnemydło.pl. Bardzo pozytywne wrażenie zrobiły na mnie także mydła z Manufaktury Mewa - znów o genialnych zapachach. Właściwie większość bardzo mnie ciekawiła, ale na któreś trzeba było się zdecydować. Padło na miętę z eukaliptusem, bo ta wersja pachniała typowo odświeżająco. Myślę, że będzie fajne na gorące dni. Mydełko ma też dodatek liści pokrzywy. Manufaktura Mewa poza mydłami miała też peelingi i masła do ciała. Moja mama skusiła się właśnie na takie naturalne masło na bazie masła shea, o zapachu mango. Masło nie tylko pachnie apetycznie i intensywnie, ale ma też fajną piankową formułę <3.


Kto z Was był na Ekotykach :)?

środa, 14 marca 2018

HERLA BLACK ROSE ❃ Różany suchy olejek do twarzy

Słyszeliście o marce Herla? Dziś o świetnym suchym olejku tej marki - Lift Rejuvenating Face Dry Oil. Herla to marka luksusowych kosmetyków pielęgnacyjnych opartych na naturalnych składnikach, przeznaczonych do stosowania zarówno w gabinetach kosmetycznych jak i w domu. Na chwilę obecną Herla posiada w swojej ofercie trzy linie pielęgnacyjne: Gold Supreme (linia przeciwstarzeniowa, ze złotem), rozjaśniająca Infinite White oraz Black Rose z formułą ekstraktów z 3 róż. To właśnie z ostatniej linii Black Rose pochodzi tytułowy olejek do twarzy, który ostatnio został moim ulubieńcem w codziennej pielęgnacji skóry.

Nie wiem czy wiecie, ale jestem wielką fanką suchych olejków, uwielbiam je za intensywne działanie i lekką formułę (z kolei wprost nie cierpię mocno tłustych, ciężkich olejów). Od wielu lat zawsze mam pod ręką suchy olejek z Nuxe, najbardziej popularny w swojej kategorii. Herla taki suchy olejek do twarzy ma właśnie w różanej linii Black Rose, jest to produkt o działaniu liftingującym, nawilżającym i odżywiającym skórę twarzy.


Olejek, jak i cała linia Black Rose, zawiera ekstrakt z czarnej róży, olej z dzikiej róży i olejek z róży damasceńskiej. Jako, że uwielbiam różane kosmetyki (i perfumy!) to właśnie seria Black Rose przykuła moją uwagę. Nie rozczarowałam się, bo olejek ma piękny różany zapach, ale nie bójcie się, nie jest to żaden killer zabijający zapachem. Pachnie lekko i przyjemnie, na pewno nie jest to zapach ciężkiej, duszącej róży. Odradzam tylko totalnym antyfankom różanych aromatów.

Olejek faktycznie jest "suchy" co należy rozumieć w ten sposób, że mimo olejkowej formuły nie pozostawia ciężkiego, irytującego filmu na skórze. Zaaplikowany w niewielkiej ilości pozostawia skórę przyjemnie wygładzoną, ale nie obciążoną. Poza wygładzeniem funduje naszej skórze dawkę nawilżenia i natłuszczenia, jest idealny do wieczornej, bardziej bogatej pielęgnacji. Zresztą to totalnie uniwersalny produkt: możemy używać go solo zamiast kremu, mieszać z kremami albo z serum, łączyć z żelem hialuronowym lub aloesowym czy wzbogacać nim po prostu dowolny kosmetyk. Spróbujcie dodać kroplę olejku do podkładu, który jest dla Was zbyt suchy, pudrowy - taki trik może pomóc :).



Zdecydowanie polecam olejek - jest bardzo przyjemny w stosowaniu, pięknie pachnie różami i świetnie działa na skórę. Znalazłam godny zamiennik dla ulubionego olejku Nuxe! Cenowo wypada drożej od Nuxe (buteleczka 15ml kosztuje około 120zł), ale to bardzo dobry produkt godny polecenia. Na plus również wygodne opakowanie z pipetą.

Po tak pozytywnych testach olejku, mam ochotę na coś jeszcze z marki Herla np. serum ze złotem albo multiodżywczą maskę z Black Rose. Znacie markę Herla?


wtorek, 13 marca 2018

☆ NOWOŚCI MAKEUP REVOLUTION ☆ | Conceal&Define, Bleeding Heart, Renaissance Lipliner

Makeup Revolution ani na moment nie przestaje zaskakiwać nas nowościami. Świeża porcja nowinek z oferty marki jest już u mnie, więc czas podzielić się pierwszymi wrażeniami, które są zdecydowanie pozytywne. Dopiero co szczyt popularności osiągnęły chyba słynne już korektory Conceal & Define, a Revolution zdążyło już zaprezentować kolejne (bardzo zachęcające!) produkty.

Wśród nowości pojawiło się nowe wypiekane serduszko, płynne rozświetlacze, kolekcja Life on the Dance Floor oraz nowości z pięknej kolekcji Renaissance (w tym świetne konturówki). Powiem Wam, że mam cały czas wrażenie, że Revolution nie przestaje podnosić sobie poprzeczki - ich nowe serie kosmetyków są nieporównywalnie lepsze z tymi, które pojawiały się w początkach istnienia marki. A jeśli coś jest niedopracowane to zmieniana jest formuła (jak to było choćby w przypadku pomadek Retro Luxe), za co mają ode mnie wielki plus.


BLEEDING HEART HIGHLIGHTER | Rodzina uroczych serduszek powiększyła się o krwawiące serce w różowym odcieniu. Ta wersja już od pierwszych zapowiedzi strasznie za mną chodziła, bo czyż nie wygląda pięknie <3? Serduszko ma mozaikową powierzchnię - umiarkowanie jasny róż z niewielkim dodatkiem złota. Na skórze daje efekt perłowego, jasnego różu. Producent nazwał je rozświetlaczem, ale dla mnie to coś między różem a rozświetlaczem, bo na jasnej cerze produkt będzie dawał nieco różowego koloru.

CONCEAL&DEFINE | Korektory z nowej serii Conceal&Define stały się tak rozchwytywane, że zdobycie ich nawet w drogeriach online graniczy z cudem. Nic dziwnego, w końcu mają świetne opinie, są kryjące, a gama kolorystyczna jest naprawdę spora (w tym tak poszukiwane jasne odcienie). Na mnie też zrobiły pozytywne wrażenie, ale nie przetestowałam ich na tyle dobrze, żeby móc ostatecznie wpaść w zachwyt lub stwierdzić, że to szał na wyrost ;). Korektor mam w dwóch odcieniach i obydwa są dla mnie teraz za ciemne, więc nosiłam go tylko w domu. Poczekają na lato, chyba że uda mi się wcześniej dorwać jaśniejszy odcień (w co szczerze mówiąc wątpię ze względu na dziką popularność).


RENAISSANCE LIPSTICK | Nowe odcienie pomadek z serii Renaissance i nowe opakowania. Na pierwszy rzut oka wyglądają podobnie (różowe złoto i prążkowane opakowania), ale te nowe pomadki, które do mnie dotarły są większe i wyglądają po prostu troszkę inaczej. Nie wiem czy cała seria będzie zmieniać opakowania, czy tylko te nowe odcienie się różnią, ale zarówno pierwsza wersja jak i ta najnowsza są całkiem fajne. To takie typowe kremowe pomadki, wiadomo nie są super trwałe, ale za to komfortowe w noszeniu, bo nawilżające (a przy tym mają ładną pigmentację). Nie wiem jak Wy, ale ja na co dzień bardzo lubię kremowe pomadki, bo nie zawsze mam ochotę na trwałe, zastygające i matowe.

RENAISSANCE LIPLINER | Nowością są także konturówki do ust z serii Renaissance i tu wyczuwam hit! Miękkie jak masło, totalnie kremowe i zastygające. Kiedy już sobie zastygną są nie do zdarcia (nie mogłam ich nawet zmyć z ręki, musiałam szorować). Mam co do nich spore nadzieje, bo brakuje mi konturówek, które będą naprawdę trwałe. Do tego ładne, uniwersalne kolory. Minusy? Są tak miękkie, że niestety łatwo się łamią.


LIFE ON THE DANCE FLOOR LIPSTICK | Linia pomadek Life on the Dance Floor to kilka mniejszych serii: w złotych opakowaniach nudziaki VIP, w czarnych vampowe kolory Sparklers, w srebrze piękne czerwienie After Party i w różowym złocie brązy Guest List. Opakowania brokatowe, iskrzące, dla srok ;). Kolory oczywiście takie na czasie, formuła kremowa z dobrą pigmentacją. Pierwsze wrażenia bardzo na plus! Pamiętam pierwsze pomadki w sztyfcie z Revolution, które kupiłam kiedy marka dopiero raczkowała i powiem Wam, że w ogóle nie byłam z nich zadowolona (były strasznie śliskie i smużyły na ustach, a do tego schodziły w dwie minuty). Za to te mają fajną formułę i przypominają mi zdecydowanie pomadki z o wiele wyższej półki niż inne w ich cenie!


LIFE ON THE DANCE FLOOR PALETTE SPARKLERS | Z tej samej serii analogicznie mamy cztery palety cieni w brokatowych opakowaniach. U mnie widzicie czarną Sparklers, która jest najbardziej kolorową z serii. Cienie już wstępnie wypróbowałam (co pokazywałam Wam na instagramie). Ogólnie jest to całkiem przyjemna paletka, ale pigmentacja jest różna w zależności od kolorów. Maty są bardzo mocne, perły za to trochę słabsze. W ogólnym rozrachunku pigmentacja jest okej, chociaż nie jest to żaden killer, co od razu zaznaczam, bo wiem że wiele z Was szuka cieni o hiper mocnej pigmentacji.


LIQUID HIGHLIGHTER | Na koniec zostawiłam płynne rozświetlacze. W ich przypadku nie jestem pewna czy to nowe odcienie w ofercie, czy były one razem z odcieniami które jako pierwsze weszły do sprzedaży. Na mojej ręce widzicie od góry najcieplejszy Liquid Euphoric Gold, potem Liquid Luminous Luna i lekko liliowy Liquid Ethereal. Mogłoby się wydawać, że są strasznie mocne, może nawet za mocne do normalnego użytku, ale to efekt grubszej warstwy. Połysk można budować i w niewielkiej ilości potrafią wyglądać bardzo subtelnie. Powinnyście się im przyjrzeć jeśli lubicie rozświetlać dekolt i obojczyki!


Uprzedzając pytania o dostępność: nowości MUR najłatwiej łapać na Tambeauty, w drugiej kolejności w drogeriach online. Do stacjonarnych drogerii trafiają jako ostatnie...a często trafiają tylko wybrane produkty.

poniedziałek, 12 marca 2018

beGLOSSY Sweet Love

Lutowe beauty boxy miały nieco podwyższoną poprzeczkę, w końcu były to walentynkowe edycje, więc wszyscy spodziewaliśmy się że będzie ładniej niż zwykle. A jak wypadł beGlossy... zobaczcie same :). Pudełko jest już u mnie oczywiście jakiś czas, w tej edycji łączy pielęgnację z kolorówką.


AUSSIE 3 Minute Miracle Nourish | W pudełku znalazła się odżywka Aussie z serii 3-minute. Tego wariantu jeszcze nie miałam, ale generalnie bardzo lubię odżywki z Aussie, więc obstawiam, że przypadnie mi do gustu.

AETERNUM Balsam do dłoni | Krem do rąk z nieznanej dla mnie marki (za co plus). Akurat rozglądałam się za jakimś fajnym kremem, więc będzie jak znalazł. Ciekawe czy odczuję różnicę, że to krem za 50, a nie za 5zł ;). Wchłania się super szybko i ładnie pachnie.

PIERRE RENE Brow Liner | W dobie pomad do brwi naprawdę bardzo rzadko sięgam po kredki, ale nie mówię "nie". Może ta z Pierre Rene przypadłaby mi do gustu... z kolorem jednak nie do końca trafiłam.

MIYO Lip Me Lipstick | Wiedziałam, że w lutowym Glossy będzie jakaś pomadka do ust! Tym razem jest to Miyo, które ostatnio bardzo często pojawia się w boxach. Tutaj z kolorem trafiłam już lepiej (taki ciemniejszy róż), myślę że będzie fajny do wiosennych stylówek. 

LUBA Chusteczki do demakijażu | Otrzymaliśmy również chusteczki do demakijażu - bez podskoków radości, ale praktycznie.

URIAGE Roseliane krem kojący | Uraige bardzo lubię, więc z chęcią sprawdzam od nich próbki i miniatury. W tym pudełku to mini krem Roseliane.


Wydaje mi się, że lutowe boxy, nie tylko Glossy, zaprezentowały raczej umiarkowany poziom, zdecydowanie nie były to najlepsze pudełka w historii. W przypadku Sweet Love trochę mi czegoś brakuje, ale z drugiej strony zawartość wydaje się całkiem praktyczna. A Wy co sądzicie, kto zamówił?

czwartek, 8 marca 2018

♥ SHINYBOX Love ♥ | Schwarzkopf #createyourstyle

Początek marca już za nami, a ja jeszcze nie zdążyłam zaprezentować Wam lutowej edycji Shinyboxa LOVE. W lutym zazwyczaj beauty boxy nabierają choćby zewnętrznie walentynkowego klimatu, ale w tym roku Shiny postawił nie na róż ani czerwień, ale na mój ulubiony kolor w tym roku - soczysty pomarańcz <3. Pudełko łączy produkty z różnych kategorii, jest w nim zarówno pielęgnacja jak i kolorówka (a nawet niekosmetyczne dodatki). W tym miesiącu wszystkie Ambasadorki Shinyboxa otrzymały również dodatkową świetną niespodziankę: zestaw kosmetyków od Schwarzkopf na 120 rocznicę powstania marki.


KUESHI Woda micelarna | Kueshi to marka, którą polubiłam za tonik aloesowy (ładnie nawilżał i genialnie pachniał), więc z przyjemnością wypróbuję także micel. Jest to miniatura, więc akurat na spróbowanie.

SMART GIRLS GET MORE Pomadka w płynie i Brązer | Marka, z którą nie polubiłam się zbytnio, więc jestem nastawiona trochę sceptycznie, ale z drugiej strony staram się nie mieć z góry uprzedzeń. Pomadka to typowy zastygający mat w ładnym wiśniowym kolorze, a brązer to duo dwóch odcieni (matowego i błyszczącego). Brązer na pierwszy rzut oka nie przypadł mi do gustu, wygląda dość tanio i odstraszyły mnie drobiny, ale powiem Wam że po wstępnym teście na ręce nie jest źle. Mat ma ładny odcień w sam raz do konturowania (taki chłodno-oliwkowy), a błyszcząca część daje przyjemny efekt rozświetlenia na ciemniejszej, beżowej bazie.

PUREDERM Maska na twarz | Maska w płachcie, to zawsze lubimy w pudełkach :)! Doszły mnie słuchy, że ta jest wyjątkowo dobra, więc będę musiała sama się o tym przekonać. Szczerze mówiąc kusi mnie już samo opakowanie i fakt, że maska jest malinowa.

OLIMP LABS Therm Line Fast | Kontrowersyjnym dodatkiem do beauty boxów zwykle bywają suplementy. Na pewno znajdzie się grupa niezadowolonych, ale powiem Wam że ja jestem całkiem na tak, bo spróbuję ten słynny Therm Line, reklamowany na prawo i lewo. Od razu dodaję, że w składzie siedzą sobie głównie roślinne ekstrakty (z pokrzywy, pieprzu kajeńskiego czy z zielonej kawy), więc nie ma co się obawiać że nafaszerujemy się nie wiadomo jaką trutką. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nawet roślinne, ziołowe składy nie każdemu będą służyć, zaznaczam jedynie że nie widać tam żadnej strasznej "chemii". Przypuszczam, że Therm Line będzie działać też w dużej mierze pobudzająco ze względu na kofeinę, guaranę i zieloną kawę.

CLEANHANDS Ochronny krem do rąk | Trafił nam się również krem do rąk, co uważam za całkiem dobry wybór w okresie lutowo-marcowym. Ten jest nawilżająco-antybakteryjny, więc takie dwa w jednym.

I WANT Zestaw pielęgnacyjny Simple | Ciekawym produktem jest mini zestaw od I Want - marki nie znam, a właściwie nawet w ogóle nie kojarzę. W małym pudełeczku dostaliśmy próbkę toniku i emulsji nawilżającej. 

TOŁPA Maseczka | Od Tołpy maseczka dla cery naczynkowej czyli coś idealnie dla mnie. 

FLOSLEK Kosmetyk z serii ELESTABion | W zależności od wariantu pudełka pojawił się kosmetyk z linii ElestaBion z Flosleku. U mnie to wzmacniająca odżywka do włosów, szczególnie tych osłabionych i skłonnych do wypadania.


Dodatkowo, jak wspomniałam, ambasadorki otrzymały świetne pudełko-niespodziankę od marki Schwarzkopf #createyourstyle. Nie miałam pojęcia, że marka obchodzi już 120-lecie istnienia! Po otworzeniu pudełka zrobiło się od razu bardzo kolorowo.


Otrzymałyśmy odżywkę GlissKur (uwielbiam GlissKura) Supreme Lenght, lakier Taft 7 Days, suchy szampon Got2Be, szampon Schauma Nature Moments oraz koloryzującą pianką Live oraz nowość - farbę do włosów Pure Color. Wiecie, jak chodzi o farby to zawsze jest spore ryzyko nieutrafienia (a właściwie to ogromne ryzyko). W moim przypadku nie trafiło mi się nawet bardzo źle, ale ta piękna gorzka czekolada raczej nie wyjdzie na moich czarnych włosach. Z wielką chęcią za to wypróbuję odżywkę GlissKur, bo moje włosy zazwyczaj lubią ich produkty :). Suchy szampon znam i używam, jest w porządku. Generalnie pudełko okazało się naprawdę fajną niespodzianką i uzupełniło moje "włosowe zapasy" ;).

środa, 7 marca 2018

Relacja z THE MAKEUP DAY | Targi BEAUTY FORUM 2018

W ostatni weekend odbyło się największe makijażowe wydarzenie w Polsce - mowa oczywiście o The Makeup Day na targach Beauty Forum. Była to już trzecia edycja, zorganizowana przez magazyn MAKE-UP Trendy, który osobiście prenumeruję od dawna i bardzo polecam :). Pomyślałam, że warto będzie przygotować relację dla wszystkich, którzy nie mogli uczestniczyć w wydarzeniu. Jeśli jeszcze nie byliście na targach Beauty Forum to może relacja zachęci Was do uczestnictwa za rok. Moim zdaniem zdecydowanie było warto się wybrać!

Na wstępie kilka technicznych informacji o evencie. Targi odbyły się w Centrum Targowo-Kongresowym MT przy ulicy Marsa 56c w Warszawie. Przestrzeń targowa jest naprawdę ogromna, ponad 10 000m2 i 200 wystawców. Oprócz tego liczne seminaria, pokazy, prezentacje. Na scenie głównej The Makeup Day ponad 20 świetnych wizażystów i pokazy makijaży na żywo. Podczas tej edycji na scenie można było zobaczyć między innymi Karolinę Matraszek, Marzenę Tarasiewicz, Karolinę Zientek, Agę Brudny, Omara Turrini, Tatyanę Dyakovą i wielu innych. Co roku na The Makeup Day odbywa się także Finał projektu Artysta Roku MUT. Jak widzicie dzieje się sporo :).


Przede wszystkim wydarzenie to nie tylko targi, ale mnóstwo pokazów makijażu, na scenie głównej i nie tylko. Obejrzenie wszystkich chyba nie byłoby fizycznie możliwe, ponieważ było ich naprawdę wiele. Moim zdaniem dużym plusem jest fakt, że pokazy na scenie głównej mają charakter otwarty - każdy uczestnik targów może przysiąść i obejrzeć tyle ile go interesuje. Na krakowskich LNE, na których też często bywam, niestety za pokazy makijażu musimy dodatkowo (i to niemało zapłacić), a jest ich zaledwie kilka. Także za taką formę duży plus!


Podczas całego wypadu do Warszawy towarzyszyła mi Asia z nihil--novi.blogspot.com (pozdrowienia!). Obydwie stwierdziłyśmy, że warto było się pojawić i fajnie byłoby przyjechać również za rok. Byłyśmy pod wrażeniem ilości wystawców, dosłownie ciężko było nam jedynie pobieżnie obejść wszystkie stoiska.

Zdecydowanie ogromnym powodzeniem cieszył się Nyx, który podczas targów oferował zniżkę 30% dla wizażystów. Tłumy były w nim dzikie, ale wcale mnie to nie dziwi - zniżka spora, wszystkie nowości, a niestety Nyxa nie ma jeszcze w wielu miastach w Polsce...w tym w Krakowie...:(.


Wzięłyśmy udział w jakimś konkursie (stąd zdjęcie w "ramce z insta"), ale zabijcie mnie, nie pamiętam co to był dokładnie za konkurs ;). Obejrzałyśmy też wybory Artysty Roku MUT.

W porównaniu z targami LNE, na Beauty Forum jest zdecydowanie więcej kolorówki, więc ja byłam w siódmym niebie. Oczywiście jest też cała masa pielęgnacji, kosmetyków typowo gabinetowych i sprzętu, ale to oczywiście makijaż interesował mnie najbardziej. Z ciekawszych marek było stoisko Affect, Ardell, Devinah Cosmetics, Ecolore, Glam-Shop, Holika Holika, KOBO, Kryolan, LaSplash, Nabla, wspomniany Nyx, Hulu. Poza tym mnóstwo marek zajmujących się stylizacją paznokci jak NeoNail, Mollon, Orly, Słowianka, Cuccio.


 Z czym wróciłam? Z zakupami z Nyx - nowym pudrem wykończeniowym Holo Graphic Halo (niebieski!), błękitnym opalizującym błyszczykiem DuoChromatic Lipgloss i bazą pod brokaty Glitter Primer. Skusiłam się także na metaliczną czerwoną pomadkę LaSplash (jest nie do zdarcia!), piękne rzęsy z Ibra i dwie gąbeczki tej samej marki. Wzięłam także nowy pyłek Indigo Black Snow i torbę na kosmetyki Kryolan, której zabrakło na zdjęciu. Plus dwie mineralne perełki z Ecolore - brązer i rozswietlacz w pięknych odcieniach. Kusiły mnie bardzo cienie z Glam-Shopu, ale zasoby gotówki były ograniczone, więc innym razem ;). Fajnie, że miałam okazję obmacać je na żywo, bo widzę że naprawdę warto się z nimi zapoznać (są takie miękkie i mają ładną pigmentację).


Zdecydowanie było warto się wybrać! Z kolei w najbliższą sobotę kolejne targi, tym razem już w Krakowie - Ekotyki! Coś dla miłośniczek naturalnych kosmetyków. Kto się wybiera?