Najgłośniejsza makijażowa premiera w ostatnim czasie? To bez wątpienia paleta Beauty Legacy, która powstała we współpracy z Makeup Revolution i Maxineczką. Paleta zawierająca dziewięć cieni do oczu oraz trzy produkty do twarzy, a to wszystko w tekturowym opakowaniu travel-friendly. Po początkowej fali zachwytów, Beauty Legacy doczekała się też wielu krytycznych opinii. Zarówno jedne jak i drugie mogą być w dużej mierze spowodowane sympatią (bądź jej brakiem) do twórców palety, ale też obietnicami "palety idealnej". Jak to faktycznie z paletą jest postaram się Wam dziś szczegółowo opisać, będą również swatche i makijaż :).
Paleta zawiera sześć cieni, rozświetlacz, róż i brązer. Produkty do twarzy to akurat najsłabsze ogniwo w Beauty Legacy. Brązer ma bardzo ładny odcień, róż jest ceglasty i intensywny więc niekoniecznie dobry dla każdego, ale największym minusem jest fakt, że dość trudno się rozcierają, więc nietrudno o plamy. Najsłabiej wypada jednak rozświetlacz, który daje bardzo słaby błysk. Oczywiście satynowe rozświetlacze też są fajne, ale w przypadku Pure Glow efekt jest zbyt delikatny - na mojej skórze prawie w ogóle go nie widać. Na jaśniejszych cerach ten rozświetlacz może okazać się też zbyt ciemny, bo lekki barwi na brzoskwiniowe tony.
Przejdźmy do cieni, bo one są zdecydowanie lepsze! Na pewno świetne są wszystkie maty, szczególnie ciemniejsze. Jasny odcień Canvas jest mega uniwersalny, a dzięki takim odcieniom jak Ash, Brick, Smoke i czarny Night jesteśmy w stanie stworzyć bazowy, neutralny makijaż. Podoba mi się, że znalazły się zarówno chłodniejsze brązy jak i te ciepłe. Ciekawym dodatkiem jest matowy Petal w burgundowym kolorze. Maty mają naprawdę fajną pigmentację, nie można narzekać. Oprócz tego mamy trzy odcienie błyszczące, z których najpiękniejszy jest oczywiście Orchid <3. To cudny fiolet opalizujący na niebiesko, przepiękny odcień, choć żałuję że pigmentacja nie jest w jego przypadku mocniejsza. Copper to taka jasna miedź, ładna i intensywna, Crystal to dla mnie trochę niewypał, bo jest dosyć słaby i ciężko się nakłada.
Jak widzicie w paletce są zarówno cienie o bardzo fajnej jakości jak i kilka słabszych. Na swatchach wypadają raczej słabo, ale za to zyskują na oku - to ten typ cieni, który słabo nabiera się na palec, a za to lepiej przenosi pędzelkiem. Generalnie to dla mnie jakość zbliżona do innych palet Makeup Revolution, które jak wiecie bardzo lubię i choć w Beauty Legacy totalnie urzekł mnie cień Orchid, to szczerze mówiąc dla mnie bardziej uniwersalne są czekoladowe palety. Niżej możecie zobaczyć jak cienie wypadły na oku: używałam oczywiście cienia Orchid, ale także Petal, Ash, Night i Canvas.
Skąd tak mieszane opinie na temat palety? Musicie pamiętać, że jest to paleta od Makeup Revolution, więc nie ma sensu spodziewać się znacznie innej jakości niż w przypadku ich pozostałych produktów. Jeśli jakość MUR Wam nie odpowiada to pewnie i ta paletka nie do końca Wam podejdzie. Ja uważam, że do tej palety trafiły po prostu różne cienie, naprawdę fajne jak i trochę słabsze. Wydaje mi się, że najbardziej rozczarować mogły się osoby, które liczyły że będzie to ta "jedyna paleta", totalnie uniwersalna, która zrobi za wszystkie kosmetyki. Jeśli podejdziecie do niej jak po prostu do normalnej palety, bez jakichś oczekiwań palety idealnej to być może stwierdzicie, że to całkiem fajna paletka. Beauty Legacy kosztuje około 50zł, więc też nie jest to mało jak na paletę MUR. Moim zdaniem akurat to dość wysoka cena za taką jakość. Jeśli paleta Wam się spodobała kolorystycznie to oczywiście ją bierzcie, ale jeśli oczekujecie profesjonalnej jakości to raczej lepiej trochę dopłacić i np. złapać na promocji palety Affect.
Jestem bardzo ciekawa jakie jest Wasze zdanie o palecie, która budzi sporo emocji! Jesteście pod jej wrażeniem czy jej zakup Was rozczarował?
czwartek, 31 maja 2018
czwartek, 24 maja 2018
RECENZJA: FREZARKA DO MANICURE NAIL MASTER 30W
Kilka miesięcy temu zdecydowałam się na zakup frezarki do paznokci. Wiem, że temat jest teraz bardzo chodliwy, bo coraz więcej osób decyduje się na manicure hybrydowy w domu, a frezarka bardzo ułatwia i przyspiesza jego wykonanie. Nie wybrałam żadnego z popularnych modeli frezarek, a o tym dlaczego wyjaśnię dokładnie za moment. Zależało mi na niedrogiej frezarce, bo potrzebowałam jej właściwie tylko na swój własny użytek. Z drugiej strony nie chciałam kupować frezarki bezprzewodowej (np. popularnej różowej frezarki z Aliexpress), bo pracowałam już na lepszych frezarkach i wiem, że taka jakość raczej irytowałaby mnie.
Ostatecznie padło na frezarkę Nail Master 30W - niestety nie znalazłam numeru tego modelu, a pudełko po frezarce już dawno wyrzuciłam. Miałam okazję pracować na kilku różnych frezarkach i ta choć nie była ideałem, to w swojej kategorii cenowej wypadała najlepiej. Jak wspomniałam nie chciałam wydawać na frezarkę fortuny, więc lepsze frezarki, z którymi miałam porównanie odpadły z mojej listy (np. Marathon Mighty, która jest świetna i bardzo dobrze się na niej pracuje, ale to wydatęk rzędu 500-600zł). Mocno brałam pod uwagę popularną JD700, ale również miałam możliwość ją wypróbować i powiem szczerze, że nie byłam do niej zbytnio przekonana, więc również ten model odrzuciłam. Ostatecznie wybrałam Nail Master, frezarkę na której również przez jakiś czas pracowałam i była względnie okej,choć nie tak dobra jak Marathon, wiadomo ;). Na stoisku "paznokciowym" frezarki Nail Master widywałam po 300zł, ale poszperałam w internecie i kupiłam moją frezarkę za 170zł (teraz są nawet po 150zł).
PARAMETRY:
-30W
-płynna regulacja obrotów 4-30tys
-rączka twist-lock (wymiana frezów poprzez przekręcenie rączki jednym ruchem)
-obroty prawe i lewe
-dodatkowo w zestawie pedał oraz frezy (podstawowe)
Frezarka posiada regulację obrotów od niskich do wysokich. Możemy używać pokrętła na bazie lub podpiąć pedał (którego osobiście nigdy nie używam). Rączka frezarki waży ok 128g - dla mnie nie jest ani ciężka ani super lekka. Oczywiście wolałabym lżejszą, ale nie narzekam, ręka mnie od niej nie boli. Pracowałam kiedyś na cięższej rączce, więc ta nie wydaje mi się niekomfortowa.
Frezarka posiada również zmianę obrotów prawo-lewo. Jest to standard przy tego typu frezarkach, ale te tanie, bezprzewodowe czasem nie mają takiej opcji. Z tego względu nie zdecydowałabym się na zakup taniej frezarki bez tego przełącznika. Przydaje się on nie tylko jeśli jesteśmy leworęczni (przydaje się... ba! to mus!), ale również w sytuacjach kiedy używamy frezarki na sobie i przekręcamy dłoń w swoją stronę. Kiedy sama sobie ściągam hybrydę używam tego przełącznika bardzo często!
Nail Master nie pracuje jakoś bardzo głośno, łatwo ją również doczyścić i wygląda trochę jak telefon starego typu ^ ^. Frezy mają uniwersalną średnicę, więc pasują do wszystkich frezarek - gdyby ktoś nie wiedział. Najczęściej do zestawu dołączany jest podstawowy zestaw frezów, który niekiedy się przydaje, ale od razu warto dokupić podstawowe frezy jak ceramiczny do ściągania hybrydy/żelu. Ja używam frezarki przede wszystkim właśnie do ściągania hybryd, ale także do opracowania skórek.
Największym minusem Nail Master jest dla mnie dziwnie chodzący zatrzask na frezy twist-lock. W większości frezarek przekręcając rączkę w celu wymiany frezu usłyszymy charakterystyczne kliknięcie. Niestety nie w tej frezarce. Mechanizm działa dość opornie, często sama nie wiem czy już do końca przekręciłam rączkę i frez "siedzi" czy jeszcze nie. Wiedziałam o tym już w momencie kupowania frezarki, bo miałam z nią styczność wcześniej (i to nie z jednym egzemplarzem, więc zdawałam sobie sprawę, że nie jest to np. wada fabryczna jednego konkretnego urządzenia). Jest to trochę irytujące, czasem frezy wchodzą też opornie. Wiedziałam jednak, że coś za coś - tutaj cena była okej i sama praca na frezarce także, więc ten minus byłam w stanie jakoś przeboleć.
PLUSY:
-dobrze się na niej pracuje
-w miarę lekka rączka
-możliwość zmiany obrotów prawo-lewo
-moc wystarczająca na własny użytek
-rączka nie nagrzewa się mocno podczas pracy
-dobra jakość w stosunku do niewysokiej ceny
-łatwa w czyszczeniu
MINUSY:
-brak płynności w odbezpieczaniu frezów (twist-lock)
-brak miejsca na dodatkowe frezy
-moc zbyt mała do profesjonalnego użytku bądź pedicure
W frezarce bardzo przydałoby się miejsce na trzymanie frezów (niektóre frezarki posiadają dziurki na frezy w obudowie). Niestety frezarka nie pociągnie raczej przy pedicure - za słaba moc. Nie polecałabym jej również jako frezarki do używania w salonie kosmetycznym, moim zdaniem jest trochę za słaba. Przykładowo przy Nail Master bardzo często pracuję na wysokich obrotach, na Marathonie raczej na słabych i średnich. Jednak na własny użytek będzie moim zdaniem w zupełności wystarczająca.
Mimo tego, że wymieniłam różne minusy tej frezarki, to uważam że jest to naprawdę dobre urządzenie w tej cenie. Bardzo ułatwia pracę, więc jeśli robicie sobie hybrydy to zdecydowanie warto - frezarka długo Wam posłuży, a jej cena to zakup kilku lakierów hybrydowych! Uważam też, że dobór frezarki to w pewnej mierze również kwestia indywidualnych preferencji. Ja przykładowo jestem bardziej zadowolona z Nail Master niż z popularnej JD700.
Ja swoją frezarkę kupiłam na https://sklep.atelierbeauty.pl - nie jest to w żaden sposób post sponsorowany, ale podaję Wam linka, bo wydaje mi się, że właśnie w tym sklepie te frezarki były najtańsze. Mojej 30W już chyba nie ma, ale jest 35W i jest zdaje się prawie identyczna (za 150zł).
Jeśli macie jakieś pytania to piszcie śmiało! Jestem ciekawa czy są tu jakieś użytkowniczki tej frezarki. Ja sama szukałam o niej opinii, ale niestety wiele nie znalazłam, więc mam nadzieję, że moja recenzja się przyda. Frezarkę mam od stycznia i póki co nic złego się z nią nie działo. Osobiście jestem z niej zadowolona i kupiłabym ją ponownie gdybym miała do dyspozycji podobny budżet. Gdybym miała jednak więcej gotówki to zdecydowałabym się na Marathon.
Ostatecznie padło na frezarkę Nail Master 30W - niestety nie znalazłam numeru tego modelu, a pudełko po frezarce już dawno wyrzuciłam. Miałam okazję pracować na kilku różnych frezarkach i ta choć nie była ideałem, to w swojej kategorii cenowej wypadała najlepiej. Jak wspomniałam nie chciałam wydawać na frezarkę fortuny, więc lepsze frezarki, z którymi miałam porównanie odpadły z mojej listy (np. Marathon Mighty, która jest świetna i bardzo dobrze się na niej pracuje, ale to wydatęk rzędu 500-600zł). Mocno brałam pod uwagę popularną JD700, ale również miałam możliwość ją wypróbować i powiem szczerze, że nie byłam do niej zbytnio przekonana, więc również ten model odrzuciłam. Ostatecznie wybrałam Nail Master, frezarkę na której również przez jakiś czas pracowałam i była względnie okej,choć nie tak dobra jak Marathon, wiadomo ;). Na stoisku "paznokciowym" frezarki Nail Master widywałam po 300zł, ale poszperałam w internecie i kupiłam moją frezarkę za 170zł (teraz są nawet po 150zł).
PARAMETRY:
-30W
-płynna regulacja obrotów 4-30tys
-rączka twist-lock (wymiana frezów poprzez przekręcenie rączki jednym ruchem)
-obroty prawe i lewe
-dodatkowo w zestawie pedał oraz frezy (podstawowe)
Frezarka posiada regulację obrotów od niskich do wysokich. Możemy używać pokrętła na bazie lub podpiąć pedał (którego osobiście nigdy nie używam). Rączka frezarki waży ok 128g - dla mnie nie jest ani ciężka ani super lekka. Oczywiście wolałabym lżejszą, ale nie narzekam, ręka mnie od niej nie boli. Pracowałam kiedyś na cięższej rączce, więc ta nie wydaje mi się niekomfortowa.
Frezarka posiada również zmianę obrotów prawo-lewo. Jest to standard przy tego typu frezarkach, ale te tanie, bezprzewodowe czasem nie mają takiej opcji. Z tego względu nie zdecydowałabym się na zakup taniej frezarki bez tego przełącznika. Przydaje się on nie tylko jeśli jesteśmy leworęczni (przydaje się... ba! to mus!), ale również w sytuacjach kiedy używamy frezarki na sobie i przekręcamy dłoń w swoją stronę. Kiedy sama sobie ściągam hybrydę używam tego przełącznika bardzo często!
Nail Master nie pracuje jakoś bardzo głośno, łatwo ją również doczyścić i wygląda trochę jak telefon starego typu ^ ^. Frezy mają uniwersalną średnicę, więc pasują do wszystkich frezarek - gdyby ktoś nie wiedział. Najczęściej do zestawu dołączany jest podstawowy zestaw frezów, który niekiedy się przydaje, ale od razu warto dokupić podstawowe frezy jak ceramiczny do ściągania hybrydy/żelu. Ja używam frezarki przede wszystkim właśnie do ściągania hybryd, ale także do opracowania skórek.
Największym minusem Nail Master jest dla mnie dziwnie chodzący zatrzask na frezy twist-lock. W większości frezarek przekręcając rączkę w celu wymiany frezu usłyszymy charakterystyczne kliknięcie. Niestety nie w tej frezarce. Mechanizm działa dość opornie, często sama nie wiem czy już do końca przekręciłam rączkę i frez "siedzi" czy jeszcze nie. Wiedziałam o tym już w momencie kupowania frezarki, bo miałam z nią styczność wcześniej (i to nie z jednym egzemplarzem, więc zdawałam sobie sprawę, że nie jest to np. wada fabryczna jednego konkretnego urządzenia). Jest to trochę irytujące, czasem frezy wchodzą też opornie. Wiedziałam jednak, że coś za coś - tutaj cena była okej i sama praca na frezarce także, więc ten minus byłam w stanie jakoś przeboleć.
PLUSY:
-dobrze się na niej pracuje
-w miarę lekka rączka
-możliwość zmiany obrotów prawo-lewo
-moc wystarczająca na własny użytek
-rączka nie nagrzewa się mocno podczas pracy
-dobra jakość w stosunku do niewysokiej ceny
-łatwa w czyszczeniu
MINUSY:
-brak płynności w odbezpieczaniu frezów (twist-lock)
-brak miejsca na dodatkowe frezy
-moc zbyt mała do profesjonalnego użytku bądź pedicure
W frezarce bardzo przydałoby się miejsce na trzymanie frezów (niektóre frezarki posiadają dziurki na frezy w obudowie). Niestety frezarka nie pociągnie raczej przy pedicure - za słaba moc. Nie polecałabym jej również jako frezarki do używania w salonie kosmetycznym, moim zdaniem jest trochę za słaba. Przykładowo przy Nail Master bardzo często pracuję na wysokich obrotach, na Marathonie raczej na słabych i średnich. Jednak na własny użytek będzie moim zdaniem w zupełności wystarczająca.
Mimo tego, że wymieniłam różne minusy tej frezarki, to uważam że jest to naprawdę dobre urządzenie w tej cenie. Bardzo ułatwia pracę, więc jeśli robicie sobie hybrydy to zdecydowanie warto - frezarka długo Wam posłuży, a jej cena to zakup kilku lakierów hybrydowych! Uważam też, że dobór frezarki to w pewnej mierze również kwestia indywidualnych preferencji. Ja przykładowo jestem bardziej zadowolona z Nail Master niż z popularnej JD700.
Ja swoją frezarkę kupiłam na https://sklep.atelierbeauty.pl - nie jest to w żaden sposób post sponsorowany, ale podaję Wam linka, bo wydaje mi się, że właśnie w tym sklepie te frezarki były najtańsze. Mojej 30W już chyba nie ma, ale jest 35W i jest zdaje się prawie identyczna (za 150zł).
Jeśli macie jakieś pytania to piszcie śmiało! Jestem ciekawa czy są tu jakieś użytkowniczki tej frezarki. Ja sama szukałam o niej opinii, ale niestety wiele nie znalazłam, więc mam nadzieję, że moja recenzja się przyda. Frezarkę mam od stycznia i póki co nic złego się z nią nie działo. Osobiście jestem z niej zadowolona i kupiłabym ją ponownie gdybym miała do dyspozycji podobny budżet. Gdybym miała jednak więcej gotówki to zdecydowałabym się na Marathon.
wtorek, 22 maja 2018
Pielęgnacja od DERMEDIC: Hydrain3, Angio, Oilage
Dermokosmetyki od Dermedic są często polecane przez kosmetologów, więc chyba muszą być godne uwagi :). Przyznam szczerze, że ostatnio ciągnie mnie zdecydowanie bardziej w stronę dermokosmetyków. Wszystko przez to, że kosmetyki apteczne czy gabinetowe faktycznie potrafią od razu dawać widoczne efekty (przy których drogeryjna pielęgnacja wydaje się często mało skuteczna, choć oczywiście nie mówię że to reguła bez wyjątków). Niedawno wypróbowałam trzy nowe dla mnie produkty z Dermedic, każdy z innej linii: nawadniającej Hydrain3, Angio dla skóry naczynkowej i olejowej Oilage. Każdy z nich dla innego typu skóry, ale każdy przekonał mnie, że Dermedic to marka, którą warto kiedyś wziąć pod lupę.
Kiedyś używałam kilku kosmetyków z serii Normacne, ale powiem szczerze - nie przekonały mnie. Za to od dawna cenię płyn micelarny H20, który kiedyś chyba nawet skrytykowałam na blogu... bo faktycznie jako micel sprawdzał się dość średnio, ale za to w roli toniku jest świetny. Ten płyn jest dosyć popularny, ale jeśli go nie znacie to warto kiedyś go wypróbować, jednak tylko w roli nawilżającego toniku!
HYDRAIN3 HIALURO SERUM | Z wypróbowanej trójki najbardziej przypadło mi do gustu serum Hialuro z linii Hydrain3. Jest to serum intensywnie nawadniające z 15% stężeniem kwasu hialuronowego. Powiem jedno: to serum nawilża skórę jak żadne inne! To jeden z moich ulubionych kosmetyków nawilżających, który jednocześnie nie jest ciężki czy tłusty, ale radzi sobie nawet z mocno przesuszoną skórą i nadaje się pod makijaż. Nawilżenie jest naprawdę odczuwalne i to nie tylko przez pięć minut, ale przez długi czas. Bardzo polecam jeśli chcecie porządnie nawilżać cerę, ale unikacie tłustych formuł, obawiacie się zapychania. Serum ma postać lekkiego mleczka, ładnie pachnie (lekko ogórkowo). To jeden z tych kosmetyków do których z pewnością będę jeszcze wracać.
OILAGE OLEJOWY SYNDET DO MYCIA TWARZY | Uwielbiam olejki myjące, więc ten olejowy syndet bardzo chciałam sprawdzić - i okazał się super! Ładnie oczyszcza skórę (ale pomagam mu rękawicą myjącą), a przy tym jest bardzo delikatny, niewysuszający skóry. Ma formułę takiego gęstego olejku, który w kontakcie z wodą zamienia się w emulsję. Fajny produkt, warto sprawdzić, szczególnie jeśli lubicie takie łagodne kosmetyki myjące. Przyczepić mogłabym się jedynie do wydajności, ale mam wrażenie że wszystkie olejki myjące są mało wydajne (to tylko moje odczucie czy Wy też macie takie wrażenie?).
ANGIO ULTRAKOJĄCY KREM | Po krem z serii Angio sięgałam najrzadziej, bo wybrałam go z myślą o stosowaniu w sytuacjach kiedy moja skóra jest podrażniona, zaczerwieniona. Na noc stosuję raczej coś typowo nawilżającego, z kolei na dzień tylko filtry, więc tego typu kremy rezerwuję na podbramkowe sytuacje. Ultrakojący krem łagodzi zaczerwienienia skóry, wycisza ją, łagodzi. Zdał egzamin w momentach kiedy skóra tego potrzebowała. Do tego ma lekkie działanie chłodzące, które faktycznie czuć na skórze i które sprawdza się przy zaognionej skórze - przynosi ukojenie i widocznie zmniejsza rumień.
Każdy z wypróbowanych przeze mnie dermokosmetyków jest zupełnie inny, ale każdy dobrze się sprawdził. Co jeszcze warto wypróbować od Dermedic?
Kiedyś używałam kilku kosmetyków z serii Normacne, ale powiem szczerze - nie przekonały mnie. Za to od dawna cenię płyn micelarny H20, który kiedyś chyba nawet skrytykowałam na blogu... bo faktycznie jako micel sprawdzał się dość średnio, ale za to w roli toniku jest świetny. Ten płyn jest dosyć popularny, ale jeśli go nie znacie to warto kiedyś go wypróbować, jednak tylko w roli nawilżającego toniku!
HYDRAIN3 HIALURO SERUM | Z wypróbowanej trójki najbardziej przypadło mi do gustu serum Hialuro z linii Hydrain3. Jest to serum intensywnie nawadniające z 15% stężeniem kwasu hialuronowego. Powiem jedno: to serum nawilża skórę jak żadne inne! To jeden z moich ulubionych kosmetyków nawilżających, który jednocześnie nie jest ciężki czy tłusty, ale radzi sobie nawet z mocno przesuszoną skórą i nadaje się pod makijaż. Nawilżenie jest naprawdę odczuwalne i to nie tylko przez pięć minut, ale przez długi czas. Bardzo polecam jeśli chcecie porządnie nawilżać cerę, ale unikacie tłustych formuł, obawiacie się zapychania. Serum ma postać lekkiego mleczka, ładnie pachnie (lekko ogórkowo). To jeden z tych kosmetyków do których z pewnością będę jeszcze wracać.
OILAGE OLEJOWY SYNDET DO MYCIA TWARZY | Uwielbiam olejki myjące, więc ten olejowy syndet bardzo chciałam sprawdzić - i okazał się super! Ładnie oczyszcza skórę (ale pomagam mu rękawicą myjącą), a przy tym jest bardzo delikatny, niewysuszający skóry. Ma formułę takiego gęstego olejku, który w kontakcie z wodą zamienia się w emulsję. Fajny produkt, warto sprawdzić, szczególnie jeśli lubicie takie łagodne kosmetyki myjące. Przyczepić mogłabym się jedynie do wydajności, ale mam wrażenie że wszystkie olejki myjące są mało wydajne (to tylko moje odczucie czy Wy też macie takie wrażenie?).
ANGIO ULTRAKOJĄCY KREM | Po krem z serii Angio sięgałam najrzadziej, bo wybrałam go z myślą o stosowaniu w sytuacjach kiedy moja skóra jest podrażniona, zaczerwieniona. Na noc stosuję raczej coś typowo nawilżającego, z kolei na dzień tylko filtry, więc tego typu kremy rezerwuję na podbramkowe sytuacje. Ultrakojący krem łagodzi zaczerwienienia skóry, wycisza ją, łagodzi. Zdał egzamin w momentach kiedy skóra tego potrzebowała. Do tego ma lekkie działanie chłodzące, które faktycznie czuć na skórze i które sprawdza się przy zaognionej skórze - przynosi ukojenie i widocznie zmniejsza rumień.
Każdy z wypróbowanych przeze mnie dermokosmetyków jest zupełnie inny, ale każdy dobrze się sprawdził. Co jeszcze warto wypróbować od Dermedic?
poniedziałek, 21 maja 2018
ZAKUPY Z DROGERII PIGMENT: Wcierka BANFI, AFFECT Evening Mood, LUMENE MATTE
Drogeria Pigment to zdecydowanie jedna z najlepszych drogerii w Krakowie, ale o tym wszystkie krakowianki dobrze wiedzą ;). Do Pigmentu zaglądam bardzo często, bo mają oszałamiający asortyment i non stop coś nowego (zawsze mówię, że Pigment to taki "stacjonarny internet" z kosmetykami - mają prawie wszystko). Dziś pokażę Wam co w ostatnim czasie kupiłam tam ciekawego, a są to bardzo fajne produkty, więc warto będzie powiedzieć o nich coś więcej.
BANFI HAJSZESZ | Jeśli jesteście choć w 1% włosomaniaczkami to na pewno o tej wcierce już słyszałyście. Węgierska wcierka Banfi bardzo szybko stała się prawdziwym hitem. Gdy tylko pojawiła się w Pigmencie kupiłam ją z nadzieją, że pomoże ograniczyć wypadanie włosów, które ostatnio osiągnęło u mnie apogeum :/. Banfi ma w swoim składzie ekstrakt z chrzanu i z gorczycy, ale także z jałowca i majeranku. Te składniki pobudzają wzrost włosów, więc wcierka sprawdza się przy zapuszczaniu włosów. Używam jej ponad miesiąc i widzę znaczny przyrost baby hair. Włosy wypadają co prawda cały czas, ale tutaj powody mogą być konkretniejsze, więc cieszę się, że chociaż pojawiły się nowe włosy. Banfi uchodzi za strasznie śmierdzącą wcierkę, ale powiem Wam że choć zapach jest specyficzny to nie odbieram go negatywnie i nie irytuje mnie.
LUMENE MATTE FOUNDATION | Niedawno skusiłam się również na nowy podkład, swoją drogą bardzo polecany Lumene Matte. Przyrównywany do Double Wear Light od Estee Lauder, a znacznie bardziej przystępny cenowo. Podkład faktycznie jest warty uwagi - od pierwszej aplikacji zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Ładnie wygląda na skórze, naturalnie i satynowo, ale jednocześnie ma niezłe krycie. Jest lekki, ale kryjący i przy tym długo się utrzymuje. Zaskoczyło mnie jednak, że nie ma nic wspólnego z matem, mimo swojej nazwy. Na mojej mieszanej skórze bardzo szybko się wybłyszcza, ale wybaczam mu to, bo ma wiele plusów. Fajny podkład, wart spróbowania, ale raczej nie dla tłustej, szybko przetłuszczającej się cery.
AFFECT EVENING MOOD | Palety Affect należą do moich ulubionych, a w Pigmencie mogę zawsze je "zbadać" przed zakupem. Odkąd odkryłam Naturally Matt, wiedziałam że będzie z tego coś więcej i jakiś czas temu dokupiłam piękną paletę Evening Mood. Obydwie palety to jakość na najwyższym poziomie - extremalna pigmentacja, znikome osypywanie się cieni i oczywiście świetny dobór kolorów. Evening Mood to kolory żywe jak i bardziej stonowane. Absolutnie uwielbiam w tej palecie węglową czerń, która jest mega mocna i ciemny brąz (takiego brązu nie mam w żadnej innej palecie!). Róż, pomarańcz czy zieleń też są piękne, ale używam ich rzadziej. W paletach Affect najbardziej lubię maty, które są po prostu najlepsze na świecie ;).
IBRA Gąbka do podkładu | "Beauty blender" marki Ibra to już mój hit od dłuższego czasu - regularnie dokupuję te gąbeczki jak tylko poprzednie się zużyją. Moim zdaniem to jedne z najlepszych jajeczek na rynku, dodatkowo też bardzo dobre cenowo (około 20zł). Mięciutkie, świetnie się sprawdzają i równie łatwo domywają, za to cenię je dodatkowo. Są bardziej porowate niż np. Real Technique i chyba dzięki temu można je doprać naprawdę do czysta, a jak wiecie nie jest to zazwyczaj wcale takie łatwe. Szczerze polecam <3!
Są tu jakieś krakowianki, które regularnie odwiedzają Pigment ;)?
BANFI HAJSZESZ | Jeśli jesteście choć w 1% włosomaniaczkami to na pewno o tej wcierce już słyszałyście. Węgierska wcierka Banfi bardzo szybko stała się prawdziwym hitem. Gdy tylko pojawiła się w Pigmencie kupiłam ją z nadzieją, że pomoże ograniczyć wypadanie włosów, które ostatnio osiągnęło u mnie apogeum :/. Banfi ma w swoim składzie ekstrakt z chrzanu i z gorczycy, ale także z jałowca i majeranku. Te składniki pobudzają wzrost włosów, więc wcierka sprawdza się przy zapuszczaniu włosów. Używam jej ponad miesiąc i widzę znaczny przyrost baby hair. Włosy wypadają co prawda cały czas, ale tutaj powody mogą być konkretniejsze, więc cieszę się, że chociaż pojawiły się nowe włosy. Banfi uchodzi za strasznie śmierdzącą wcierkę, ale powiem Wam że choć zapach jest specyficzny to nie odbieram go negatywnie i nie irytuje mnie.
LUMENE MATTE FOUNDATION | Niedawno skusiłam się również na nowy podkład, swoją drogą bardzo polecany Lumene Matte. Przyrównywany do Double Wear Light od Estee Lauder, a znacznie bardziej przystępny cenowo. Podkład faktycznie jest warty uwagi - od pierwszej aplikacji zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Ładnie wygląda na skórze, naturalnie i satynowo, ale jednocześnie ma niezłe krycie. Jest lekki, ale kryjący i przy tym długo się utrzymuje. Zaskoczyło mnie jednak, że nie ma nic wspólnego z matem, mimo swojej nazwy. Na mojej mieszanej skórze bardzo szybko się wybłyszcza, ale wybaczam mu to, bo ma wiele plusów. Fajny podkład, wart spróbowania, ale raczej nie dla tłustej, szybko przetłuszczającej się cery.
AFFECT EVENING MOOD | Palety Affect należą do moich ulubionych, a w Pigmencie mogę zawsze je "zbadać" przed zakupem. Odkąd odkryłam Naturally Matt, wiedziałam że będzie z tego coś więcej i jakiś czas temu dokupiłam piękną paletę Evening Mood. Obydwie palety to jakość na najwyższym poziomie - extremalna pigmentacja, znikome osypywanie się cieni i oczywiście świetny dobór kolorów. Evening Mood to kolory żywe jak i bardziej stonowane. Absolutnie uwielbiam w tej palecie węglową czerń, która jest mega mocna i ciemny brąz (takiego brązu nie mam w żadnej innej palecie!). Róż, pomarańcz czy zieleń też są piękne, ale używam ich rzadziej. W paletach Affect najbardziej lubię maty, które są po prostu najlepsze na świecie ;).
IBRA Gąbka do podkładu | "Beauty blender" marki Ibra to już mój hit od dłuższego czasu - regularnie dokupuję te gąbeczki jak tylko poprzednie się zużyją. Moim zdaniem to jedne z najlepszych jajeczek na rynku, dodatkowo też bardzo dobre cenowo (około 20zł). Mięciutkie, świetnie się sprawdzają i równie łatwo domywają, za to cenię je dodatkowo. Są bardziej porowate niż np. Real Technique i chyba dzięki temu można je doprać naprawdę do czysta, a jak wiecie nie jest to zazwyczaj wcale takie łatwe. Szczerze polecam <3!
Są tu jakieś krakowianki, które regularnie odwiedzają Pigment ;)?
niedziela, 20 maja 2018
PALETA ZA 1 GROSZ: Makeup Revolution ONE MILLION PALETTE
Ta niezwykła paleta cieni powstała w podziękowaniu dla fanów marki Makeup Revolution z okazji miliona polubień oficjalnego profilu MUR na instagramie :). Dlaczego jeszcze paletka jest niezwykła? Jej koszt to tylko jeden grosz przy zakupach za minimum 75zł kosmetyków od Makeup Revolution (na Cocolita, LadyMakeup, eKobieca, KosmetykizAmeryki). Jeśli planowaliście akurat zakupy kosmetyków od Revolution to polecam skorzystać, bo paleta One Million to piękne kolory i bardzo dobra jakość.
Nie spodziewajcie się, że skoro to paleta za grosz to będzie to taka typowo "gratisowa" paletka miernej jakości. Cienie są fajnie napigmentowane, przyjemnie się nimi pracuje, choć te połyskujące trochę się osypują. Odcienie moim zdaniem świetne, zarówno na co dzień jak i na wieczór - myślę, że przypadną wielu osobom do gustu. Na pochwałę zasługuje też opakowanie, które jest porządne i z lusterkiem. Paleta także gabarytowo jest dość spora. Patrząc najpierw na zdjęcia spodziewałam się, że to będzie taka mini paleta, a w rzeczywistości okazała się znacznie większa.
Pigmentacja cieni jest bardzo dobra. Maty ładnie się rozcierają, a błyszczące cienie są przyjemnie kremowe, ale potrzebują bazy i płaskiego pędzelka (ja lubię wklepywać je po prostu palcem). Kolory typowo moje, od razu wiedziałam że to zestawienie po które będę mogła często sięgać. W paletce mamy waniliowy cień rozświetlający, jasne złoto. miedź, matowy brudny róż, błyszczące bordo, matową śliwkę, perłową gorzką czekoladę i matowy brąz. Zestawienie kolorów bardzo trafione, brakuje mi jedynie jasnego matu, który chciałabym mieć w każdej palecie cieni ;).
Poniżej możecie zobaczyć jak wygląda makijaż wykonany z użyciem tej paletki. Kolory jak zwykle wyszły na moich zdjęciach nie do końca dobrze oddane, ale używałam tu zarówno jasnego waniliowego cienia, ciemnego brązu, złota i miedzi.
Polecam, bo za grosik naprawdę warto :). Cała inicjatywa z taką paletą specjalnie z myślą o fanach marki jest bardzo fajna i pozytywna. Zazwyczaj w formie gratisów marki dorzucają coś co słabo się sprzedaje, a tutaj pierwszy raz spotykam się ze specjalnie skomponowaną paletą z tej okazji. A Wy co sądzicie?
Nie spodziewajcie się, że skoro to paleta za grosz to będzie to taka typowo "gratisowa" paletka miernej jakości. Cienie są fajnie napigmentowane, przyjemnie się nimi pracuje, choć te połyskujące trochę się osypują. Odcienie moim zdaniem świetne, zarówno na co dzień jak i na wieczór - myślę, że przypadną wielu osobom do gustu. Na pochwałę zasługuje też opakowanie, które jest porządne i z lusterkiem. Paleta także gabarytowo jest dość spora. Patrząc najpierw na zdjęcia spodziewałam się, że to będzie taka mini paleta, a w rzeczywistości okazała się znacznie większa.
Pigmentacja cieni jest bardzo dobra. Maty ładnie się rozcierają, a błyszczące cienie są przyjemnie kremowe, ale potrzebują bazy i płaskiego pędzelka (ja lubię wklepywać je po prostu palcem). Kolory typowo moje, od razu wiedziałam że to zestawienie po które będę mogła często sięgać. W paletce mamy waniliowy cień rozświetlający, jasne złoto. miedź, matowy brudny róż, błyszczące bordo, matową śliwkę, perłową gorzką czekoladę i matowy brąz. Zestawienie kolorów bardzo trafione, brakuje mi jedynie jasnego matu, który chciałabym mieć w każdej palecie cieni ;).
Poniżej możecie zobaczyć jak wygląda makijaż wykonany z użyciem tej paletki. Kolory jak zwykle wyszły na moich zdjęciach nie do końca dobrze oddane, ale używałam tu zarówno jasnego waniliowego cienia, ciemnego brązu, złota i miedzi.
Polecam, bo za grosik naprawdę warto :). Cała inicjatywa z taką paletą specjalnie z myślą o fanach marki jest bardzo fajna i pozytywna. Zazwyczaj w formie gratisów marki dorzucają coś co słabo się sprzedaje, a tutaj pierwszy raz spotykam się ze specjalnie skomponowaną paletą z tej okazji. A Wy co sądzicie?
czwartek, 17 maja 2018
✦ HYBRYDY: FAKTY I MITY ✦
Mimo, że manicure hybrydowy jest już popularny ładnych parę lat, to mam wrażenie że wciąż krąży wokół niego wiele błędnych przekonań! Zebrałam dziś te, które słyszę najczęściej - dotyczące ściągania hybryd, ich wpływu na płytkę paznokci, wykonywania hybryd w domu, a także uczuleń. Jestem ciekawa co o tym wszystkim sądzicie i czy Wy także często macie okazję słyszeć różne mity na temat lakierów hybrydowych.
1. HYBRYDY NISZCZĄ PAZNOKCIE! | MIT! Hybryda sama w sobie raczej nie ma jak paznokci zniszczyć, ale już jej ściąganie może negatywnie wpłynąć na stan płytki. Właściwie każda metoda usuwania lakieru hybrydowego trochę osłabia paznokcie: jeśli paznokcie odmaczamy w acetonie i hybryda ładnie się rozpuści to zniszczenie będzie minimalne, ale jednak aceton zawsze trochę przesusza paznokcie i skórę wokół nich. Jeśli hybrydę zerwiemy to paznokcie będą prawdopodobnie w opłakanym stanie. Także generalnie uważam to hasło za mit choć z nutką prawdy, bo w końcu tą hybrydę zawsze trzeba jakoś usunąć. Jednak najczęściej jest to chyba zdanie powtarzane przez osoby, które brutalnie zerwały lakier hybrydowy i zwaliły całą winę na sam produkt. Zdarza mi się również słyszeć, że hybrydy trwale zniszczyły komuś paznokcie, ale zawsze biorę to jednak nie do końca na serio - w końcu płytka odrasta.
2. OD HYBRYD TRZEBA ROBIĆ PRZERWY | FAKT/MIT! To zależy. Wychodzę z założenia, że najważniejsza jest po prostu obserwacja płytki paznokcia. Jeśli paznokcie zaczynają stawać się zauważalnie słabe, cienkie to warto zrobić sobie przerwę i dać im trochę odpocząć. Są jednak osoby, które uważają, że po zrobieniu hybryd dwa razy pod rząd trzeba obowiązkowo robić przerwę, a są i takie które mają manicure hybrydowy non stop od paru lat. Szczerze mówiąc nie jestem ani za pierwszą opcją ani za drugą, ale właśnie nad oceną stanu paznokci.
3. HYBRYD LEPIEJ NIE ROBIĆ W DOMU | FAKT/MIT! Znów nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ wszystko zależy od wiedzy oraz umiejętności osoby wykonującej taki manicure oraz od produktów jakie posiada. Moim zdaniem lepiej nie brać się za domowy manicure hybrydowy jeśli nie mamy o nim pojęcia, bo możemy narobić sobie tylko kłopotów. Najrozsądniej będzie oczywiście najpierw się douczyć, może nawet wybrać się na szybki kurs albo poprosić o poradę kogoś kto ma już w tym wprawę. Oczywiście każdy będzie w stanie jakieś tam hybrydy zrobić, ale nie chodzi o to żeby zrobić to źle np. zalewając skórki czy przepiłowując płytkę.
4. MANICURE HYBRYDOWY MOŻNA NOSIĆ DO OPORU | MIT! Zdarzają się takie opinie, ale moim zdaniem to nie jest dobra opcja dla naszych paznokci. Bardzo często po dwóch tygodniach noszenia lakier gdzieniegdzie odchodzi od płytki, czasem w sposób zupełnie dla nas niezauważalny. Pod hybrydę może dostawać się woda, ale też właściwie cokolwiek innego i chociaż przy hybrydzie nie jest tak łatwo o jakieś zakażenie (jak np. przy żelu) to mimo wszystko uważam, że po dwóch, max trzech tygodniach należy lakier hybrydowy zdjąć i zrobić na nowo.
5. WSZYSTKIE LAKIERY HYBRYDOWE MOGĄ UCZULAĆ | FAKT! Nie jestem w tym temacie specjalistą, nie robiłam żadnych badań, ale uczulić może nas tak naprawdę cokolwiek, przeróżne substancje i pokarmy. Podobnie jest z kosmetykami i lakierami hybrydowymi, aczkolwiek aby dmuchać na zimne lepiej wybierać takie z bezpieczniejszą formułą 3-free (np. Mollon, Orly, Indigo). Jeśli już macie w swoich zbiorach lakiery hybrydowe, które nie mają takiej formuły to może warto pomyśleć o zainwestowaniu w bazę z lepszym składem. Przy reakcji alergicznej też należy wykluczyć inne czynniki jak aceton albo pył ze starego lakieru hybrydowego unoszący się podczas piłowania.
6. LAMPY UV SĄ SZKODLIWE | FAKT! W jakimś stopniu są, to w końcu promieniowanie UV. Wokół tego konkretnego tematu krążą bardzo sprzeczne opinie. Powiem szczerze, że jakiś czas temu starałam się zgłębić ten problem dokładniej, jednak nie mam na tyle dużej wiedzy aby wyciągnąć swoje wnioski z różnych źródeł, które przeczytałam. Spotkałam się z opinią, że dawka promieniowania podczas jednego zabiegu wykonywania manicure hybrydowego jest na tyle szkodliwa, że należałoby taki manicure wykonywać maxymalnie sześć razy w roku. Inna opinia, która była moim zdaniem lepiej uargumentowana mówiła, że promieniowanie przyjęte podczas jednego zabiegu można przyrównać do krótkiego spaceru w pochmurny dzień. Jaka jest prawda? Do końca nie wiem. Jeśli chcecie możliwie jak najbardziej zabezpieczyć się przed szkodliwym wpływem lamp to zainwestujcie w specjalne rękawiczki ochronne (bez końcówek na paznokcie). Lampy LED działają niestety w ten sam sposób.
7. HYBRYDY WZMACNIAJĄ PAZNOKCIE | MIT! Lakiery hybrydowe nie poprawiają stanu paznokci, ale stanowią dodatkową (i to mocną) warstwę, dlatego paznokcie wydają się dużo mocniejsze. Lakier hybrydowy jest taką barierą dla paznokci i dzięki niemu często osobom o słabej, rozdwajającej się płytce dopiero przy hybrydach udaje się zapuścić paznokcie. Jednak sama hybryda nie działa na paznokcie wzmacniająco czy regenerująco. Niby oczywista oczywistość, ale na pozór, bo wiele osób ma w tym temacie wątpliwości. Sporo osób zastanawia się też nad wpływem na płytkę bazy proteinowej, ale moim zdaniem jest z nią podobnie jak z innymi hybrydami.
8. PRZY HYBRYDACH TRZEBA SPRZĄTAĆ W RĘKAWICZKACH | FAKT/MIT! Znów niejednoznacznie. Przy jednorazowym hardcorowym sprzątaniu faktycznie lepiej założyć rękawiczki ochronne aby uniknąć np. zarysowania powierzchni lakieru hybrydowego. Jednak noszenie jednorazowych rękawiczek non stop bardzo skraca trwałość hybrydy (osoby pracujące w rękawiczkach wiedzą o czym mówię). Przyczyna jest prosta - w rękawiczkach dłonie są bardziej wilgotne i taki stan przez większość dnia wpływa negatywnie na trwałość hybrydy. Także rękawiczki jak najbardziej, ale raczej okazyjnie.
9. HYBRYDY Z ALIEXPRESS SĄ NIEBEZPIECZNE | FAKT/MIT! Wiele osób zamawia lakiery hybrydowe na aliexpress za dolara, tyle samo osób ufa tylko droższym markom. Jaka jest prawda? Chińskie hybrydy zamawiamy poniekąd na własne ryzyko. Co prawda masa osób jest z nich bardzo zadowolona (i ja również czasem używam takich hybryd), ale myślę że to decyzja na własną odpowiedzialność. Na pewno każdemu odradzałabym używanie chińskich hybryd na innych osobach, bo jeśli niefortunnie wystąpiłaby alergia to nie będzie możliwości odwołania się do producenta.
10. JASNE KOLORY HYBRYD SIĘ BRUDZĄ | FAKT! Wiele osób uwielbia bardzo jasne, pastelowe, rozbielone odcienie lakierów hybrydowych, ale niestety mają one tendencję do brudzenia się. Czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy, że kolor jest znacznie ciemniejszy, ale w porównaniu ze świeżym lakierem z buteleczki różnica potrafi być spora. Dlatego jasne odcienie nie sprawdzają się na stopach jeśli nosimy ciasne buty i skarpetki, które lubią farbować ;).
Dajcie znać czy zgadzacie się tym co napisałam, jakie są Wasze spostrzeżenia... a może macie jakieś pytania?
1. HYBRYDY NISZCZĄ PAZNOKCIE! | MIT! Hybryda sama w sobie raczej nie ma jak paznokci zniszczyć, ale już jej ściąganie może negatywnie wpłynąć na stan płytki. Właściwie każda metoda usuwania lakieru hybrydowego trochę osłabia paznokcie: jeśli paznokcie odmaczamy w acetonie i hybryda ładnie się rozpuści to zniszczenie będzie minimalne, ale jednak aceton zawsze trochę przesusza paznokcie i skórę wokół nich. Jeśli hybrydę zerwiemy to paznokcie będą prawdopodobnie w opłakanym stanie. Także generalnie uważam to hasło za mit choć z nutką prawdy, bo w końcu tą hybrydę zawsze trzeba jakoś usunąć. Jednak najczęściej jest to chyba zdanie powtarzane przez osoby, które brutalnie zerwały lakier hybrydowy i zwaliły całą winę na sam produkt. Zdarza mi się również słyszeć, że hybrydy trwale zniszczyły komuś paznokcie, ale zawsze biorę to jednak nie do końca na serio - w końcu płytka odrasta.
2. OD HYBRYD TRZEBA ROBIĆ PRZERWY | FAKT/MIT! To zależy. Wychodzę z założenia, że najważniejsza jest po prostu obserwacja płytki paznokcia. Jeśli paznokcie zaczynają stawać się zauważalnie słabe, cienkie to warto zrobić sobie przerwę i dać im trochę odpocząć. Są jednak osoby, które uważają, że po zrobieniu hybryd dwa razy pod rząd trzeba obowiązkowo robić przerwę, a są i takie które mają manicure hybrydowy non stop od paru lat. Szczerze mówiąc nie jestem ani za pierwszą opcją ani za drugą, ale właśnie nad oceną stanu paznokci.
3. HYBRYD LEPIEJ NIE ROBIĆ W DOMU | FAKT/MIT! Znów nie ma jednoznacznej odpowiedzi, ponieważ wszystko zależy od wiedzy oraz umiejętności osoby wykonującej taki manicure oraz od produktów jakie posiada. Moim zdaniem lepiej nie brać się za domowy manicure hybrydowy jeśli nie mamy o nim pojęcia, bo możemy narobić sobie tylko kłopotów. Najrozsądniej będzie oczywiście najpierw się douczyć, może nawet wybrać się na szybki kurs albo poprosić o poradę kogoś kto ma już w tym wprawę. Oczywiście każdy będzie w stanie jakieś tam hybrydy zrobić, ale nie chodzi o to żeby zrobić to źle np. zalewając skórki czy przepiłowując płytkę.
4. MANICURE HYBRYDOWY MOŻNA NOSIĆ DO OPORU | MIT! Zdarzają się takie opinie, ale moim zdaniem to nie jest dobra opcja dla naszych paznokci. Bardzo często po dwóch tygodniach noszenia lakier gdzieniegdzie odchodzi od płytki, czasem w sposób zupełnie dla nas niezauważalny. Pod hybrydę może dostawać się woda, ale też właściwie cokolwiek innego i chociaż przy hybrydzie nie jest tak łatwo o jakieś zakażenie (jak np. przy żelu) to mimo wszystko uważam, że po dwóch, max trzech tygodniach należy lakier hybrydowy zdjąć i zrobić na nowo.
5. WSZYSTKIE LAKIERY HYBRYDOWE MOGĄ UCZULAĆ | FAKT! Nie jestem w tym temacie specjalistą, nie robiłam żadnych badań, ale uczulić może nas tak naprawdę cokolwiek, przeróżne substancje i pokarmy. Podobnie jest z kosmetykami i lakierami hybrydowymi, aczkolwiek aby dmuchać na zimne lepiej wybierać takie z bezpieczniejszą formułą 3-free (np. Mollon, Orly, Indigo). Jeśli już macie w swoich zbiorach lakiery hybrydowe, które nie mają takiej formuły to może warto pomyśleć o zainwestowaniu w bazę z lepszym składem. Przy reakcji alergicznej też należy wykluczyć inne czynniki jak aceton albo pył ze starego lakieru hybrydowego unoszący się podczas piłowania.
6. LAMPY UV SĄ SZKODLIWE | FAKT! W jakimś stopniu są, to w końcu promieniowanie UV. Wokół tego konkretnego tematu krążą bardzo sprzeczne opinie. Powiem szczerze, że jakiś czas temu starałam się zgłębić ten problem dokładniej, jednak nie mam na tyle dużej wiedzy aby wyciągnąć swoje wnioski z różnych źródeł, które przeczytałam. Spotkałam się z opinią, że dawka promieniowania podczas jednego zabiegu wykonywania manicure hybrydowego jest na tyle szkodliwa, że należałoby taki manicure wykonywać maxymalnie sześć razy w roku. Inna opinia, która była moim zdaniem lepiej uargumentowana mówiła, że promieniowanie przyjęte podczas jednego zabiegu można przyrównać do krótkiego spaceru w pochmurny dzień. Jaka jest prawda? Do końca nie wiem. Jeśli chcecie możliwie jak najbardziej zabezpieczyć się przed szkodliwym wpływem lamp to zainwestujcie w specjalne rękawiczki ochronne (bez końcówek na paznokcie). Lampy LED działają niestety w ten sam sposób.
7. HYBRYDY WZMACNIAJĄ PAZNOKCIE | MIT! Lakiery hybrydowe nie poprawiają stanu paznokci, ale stanowią dodatkową (i to mocną) warstwę, dlatego paznokcie wydają się dużo mocniejsze. Lakier hybrydowy jest taką barierą dla paznokci i dzięki niemu często osobom o słabej, rozdwajającej się płytce dopiero przy hybrydach udaje się zapuścić paznokcie. Jednak sama hybryda nie działa na paznokcie wzmacniająco czy regenerująco. Niby oczywista oczywistość, ale na pozór, bo wiele osób ma w tym temacie wątpliwości. Sporo osób zastanawia się też nad wpływem na płytkę bazy proteinowej, ale moim zdaniem jest z nią podobnie jak z innymi hybrydami.
8. PRZY HYBRYDACH TRZEBA SPRZĄTAĆ W RĘKAWICZKACH | FAKT/MIT! Znów niejednoznacznie. Przy jednorazowym hardcorowym sprzątaniu faktycznie lepiej założyć rękawiczki ochronne aby uniknąć np. zarysowania powierzchni lakieru hybrydowego. Jednak noszenie jednorazowych rękawiczek non stop bardzo skraca trwałość hybrydy (osoby pracujące w rękawiczkach wiedzą o czym mówię). Przyczyna jest prosta - w rękawiczkach dłonie są bardziej wilgotne i taki stan przez większość dnia wpływa negatywnie na trwałość hybrydy. Także rękawiczki jak najbardziej, ale raczej okazyjnie.
9. HYBRYDY Z ALIEXPRESS SĄ NIEBEZPIECZNE | FAKT/MIT! Wiele osób zamawia lakiery hybrydowe na aliexpress za dolara, tyle samo osób ufa tylko droższym markom. Jaka jest prawda? Chińskie hybrydy zamawiamy poniekąd na własne ryzyko. Co prawda masa osób jest z nich bardzo zadowolona (i ja również czasem używam takich hybryd), ale myślę że to decyzja na własną odpowiedzialność. Na pewno każdemu odradzałabym używanie chińskich hybryd na innych osobach, bo jeśli niefortunnie wystąpiłaby alergia to nie będzie możliwości odwołania się do producenta.
10. JASNE KOLORY HYBRYD SIĘ BRUDZĄ | FAKT! Wiele osób uwielbia bardzo jasne, pastelowe, rozbielone odcienie lakierów hybrydowych, ale niestety mają one tendencję do brudzenia się. Czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy, że kolor jest znacznie ciemniejszy, ale w porównaniu ze świeżym lakierem z buteleczki różnica potrafi być spora. Dlatego jasne odcienie nie sprawdzają się na stopach jeśli nosimy ciasne buty i skarpetki, które lubią farbować ;).
Dajcie znać czy zgadzacie się tym co napisałam, jakie są Wasze spostrzeżenia... a może macie jakieś pytania?
- Lakierem z dzisiejszych zdjęć jest przepiękny STARDORO nr 12184 ♥
środa, 16 maja 2018
ROSSMANN Promocja 2+2 na produkty do pielęgnacji twarzy
Rossmann wkracza z kolejną dużą promocją: 2+2 na kosmetyki do pielęgnacji twarzy. Oczywiście oficjalne, potwierdzone info pojawi się zapewne dopiero w dniu promocji, ale jak zwykle "przecieki" są już dużo wcześniej ;). Promocja wchodzi już w ten piątek i potrwa do 28 maja. Prawdopodobnie będzie dostępna jedynie dla członków Klubu Rossmann (trzeba pobrać aplikację). Jak działa promocja? Należy kupić cztery różne produkty do pielęgnacji twarzy - dwa tańsze będą gratis. Aby było to dla nas opłacalne najlepiej oczywiście wybrać kosmetyki zbliżone cenowo. Z promocji prawdopodobnie można będzie skorzystać tylko jeden raz.
- KIEDY: OD 18 do 28 MAJA
- NA CZYM POLEGA: NALEŻY KUPIĆ 4 RÓŻNE PRODUKTY DO PIELĘGNACJI TWARZY, A DWA TAŃSZE OTRZYMAMY GRATIS
- DLA: CZŁONKÓW KLUBU ROSSMANN
Przed zakupami warto też sprawdzać, które produkty dokładnie wejdą w promocję. Nierzadko okazuje się, że pojawiają się wyjątki, które mimo zaliczania się do promocyjnych kategorii produktów nie wchodzą z obniżką. Nie wiem jak będzie np. z maseczkami.
CO KUPIĆ? CO POLECAM?
DEMAKIJAŻ I TONIZOWANIE | Zdecydowanie polecam słynną już pastę oczyszczającą Liście Manuka z Ziaji. Pasta jest niedroga, gęsta, "glinkowa" i fajnie się sprawdza w roli kremu myjącego lub peelingu. Warto ją sprawdzić przy skórze tłustej lub mieszanej. Jeśli szukacie płynu micelarnego to oczywiście warto brać hit: płyn micelarny 3w1 Garnier (różowy). To jeden z najlepszych miceli jaki można znaleźć, super skuteczny i niezwykle łagodny. Uwielbiam ten płyn, ale lubię też wersję z olejkiem, którą ogólnie również polecam, ale odradzam osobom, które nie lubią tłustego filmu na skórze, bo ten płyn jednak lekko go pozostawia. Jeśli tonik to różany Magic Rose Evree - nawilżający, łagodzący tonik w sprayu o zapachu róż.
ZŁUSZCZANIE | Bardzo dobre wrażenie zrobił na mnie nowy peeling L'Oreal Sugar Scrubs z olejkiem z pestek winogron. Jest gęsty, ładnie pachnie i fajnie działa, dlatego gdybym miała brać jakiś peeling mechaniczny to na pewno byłby to właśnie ten. Ciekawym peelingiem jest Olejkowy Termo Peeling z Perfecty. Ma konsystencję miodu (pierwszy raz się z taką spotkałam) i bardzo przyjemnie się go używa, jednak bardziej skuteczny jest dla mnie L'Oreal. Najlepszy peeling enzymatyczny to Ava Maska Enzymatyczna. Nie wiem czy ta seria marki Ava jest jeszcze w Rossmannach, bo nie we wszystkich ją widuję, ale na pewno widziałam ją podczas ubiegłej promocji. Maskę bardzo polecam, świetna w swojej kategorii.
NAWILŻANIE | Jeśli rozglądacie się za lekkim kremem na lato to możecie spróbować Aqua Bomb od Garnier. To krem o fajnej żelowo-kremowej konsystencji, który błyskawicznie się wchłania. Z lekkich nawilżaczy świetna jest jeszcze Skoncentrowana Emulsja Hydro Magnetic od Perfecty - to mój tańszy zamiennik cudownego lotionu z Galenic. To również super lekka emulsja, która momentalnie się wchłania, ale ładnie nawilża skórę (a takie właśnie uwielbiam pod makijaż). Z podobnej kategorii bardzo lubiłam jeszcze serum Phenomen C od Perfecty. Nie jest to typowe serum z witaminą C, nie działa w ten sposób, ale pod makijaż jest wspaniałe, mega lekkie ale nawilżające. Z bardziej bogatych formuł lubię krem Cica Cream Revitalift od L'Oreal, o którym niedawno pisałam na blogu i Olejkowy Rytuał tej samej marki (dość lekki jak na olejek, bardzo uniwersalny).
PIELĘGNACJA SPECJALNA | Z produktów o bardziej konkretnym przeznaczeniu mam moje dwie sprawdzone propozycje. Pierwszą z nich jest krem, który idealnie się u mnie sprawdza na upały - krem matujący Barwa Siarkowa. Od razu uprzedzam, że to bardzo specyficzny produkt, raczej tylko dla cery mocno przetłuszczającej się. Ten krem trzyma u mnie mat lepiej niż niejedna baza, ale stosuję go jedynie na dzień i w momentach kiedy moja cera przetłuszcza się dużo bardziej niż zwykle. Drugim kosmetykiem, który uwielbiam i wspominałam o nim nie raz jest serum z witaminą C z Mincer Pharma. Świetne serum, które na pewno warto włączyć do pielęgnacji!
CO KUPIĘ? Jeszcze nie wiem, ale mam kilka typów. Ciekawi mnie krem 3w1 Botanical Balm od Garnier. To niby krem na dzień + krem na noc + maska (wiadomo, że każdy krem można tak zastosować, ale mimo wszystko i tak mnie kusi). Od dawna mam też ochotę na maskę Black Rose od Evree. Z nowych produktów wyszukałam też kilka ciekawych np. Evree Soda Clean - sodowy puder do mycia twarzy. Czytałam też trochę dobrego na temat serii z zieloną herbatą z Bielendy, dlatego serum Zielona Herbata będę mieć na oku. L'Oreal ma z kolei coś takiego jak Hydra Genius Płynna Pielęgnacja Nawilżająca - tu z kolei zastanawia mnie czy to będzie coś w rodzaju lekkiego serum. Pod uwagę wezmę też miodową maskę do masażu twarzy Lirene, brzmi bardzo interesująco!
CZEGO NIE POLECAM? Właściwie nie ma wielu takich produktów. Na pewno nie znalazłam żadnych totalnych bubli. Osobiście nie kupiłabym więcej takich produktów jak Carbo Detox węglowy żel do mycia twarzy i węglowy krem micelarny od Bielendy. Nie są wcale bardzo złe, ale trochę mało skuteczne, więc średnio się u mnie sprawdzały. Średnio również wypadło serum różane z Bielendy, choć już olejek myjący z tej serii bardzo lubię. Nie przepadam jeszcze za płynem micelarnym Hydro Magnetic z Perfecty, bo szczypie mnie w oczy.
Skorzystacie? Co polecacie?
niedziela, 13 maja 2018
🔥 HIT: Cienie GLAM&SHINE od MY SECRET 🔥
Na dzisiejszy wieczór prawdziwy hit i to za niewielkie pieniądze! Glam&Shine od My Secret to zdecydowanie jedne z najlepszych jakościowo, niedrogich cieni pojedynczych jakie możemy dostać. Cienie są mocno błyszczące, wręcz o foliowym wykończeniu, bardzo miękkie i kremowe w dotyku. Lepsze niż błyszczące cienie Inglota (a podobne cenowo do wkładów), moim zdaniem również lepsze od błyszczących cieni Zoevy. Dorównują foliowym cieniom Makeup Geek (które są super!) i połyskującym cieniom z palet Juvia's Place. Wiecie jak to czasem jest... cudze chwalicie, swego nie znacie ;). Oczywiście wiem, że cienie od My Secret wiele osób dobrze zna, ale wydaje mi się, że zasługują na jeszcze większe uznanie.
Cienie z tej serii pojawiają się w małych, limitowanych kolekcjach (zazwyczaj na wiosnę i na jesień). Polecam zawsze upolować co fajniejsze odcienie, bo niestety potem znikają z oferty. Glam&Shine kosztują około 12zł, ale często można dorwać je nawet jeszcze taniej - na promocjach albo wyprzedażach. Markę My Secret znajdziecie oczywiście w sieci Drogerii Natura.
Poniżej możecie obejrzeć swatche - niektóre z kolorów są jeszcze w sprzedaży, inne zostały już wycofane. Zazwyczaj My Secret wprowadza w serii zarówno coś z odcieni bardziej dziennych, jasnych jak i nasyconych. Wszystkie z jasnych odcieni (12,13,4,8,6,7,9) mają podobną formułę, są bardzo miękkie, cudownie błyszczą i rozprowadzają się jak masło! Jedynie nr 9 jest nieco mniej "kremowy", ale różni się także wykończeniem - jest lekko duochromowy, a mniej foliowy. Mocniejsze kolory to również bajka, uwielbiam granat z nr 11, boski fiolet nr 1, leśną zieleń nr 16 (w rzeczywistości nie aż tak chłodną jak na zdjęciu). Od normy odbiega jedynie nr 10, który jest bardziej suchy, mniej błyszczący... ale specjalnie go nie żałuję, bo sam kolor też niekoniecznie do mnie przemawia.
Polecam baaardzo, bardzo! Do wieczorowych makeupów, dla fanek błysku są stworzone :). Myślę, że gdyby My Secret zamknęło cienie w jakiejś ładnie skomponowanej palecie to naprawdę miałaby szansę zostać prawdziwym hitem. Niedawno do oferty weszły trzy kolejne odcienie (z tego co widziałam na zdjęciu to boskie), ale jeszcze nie miałam okazji sprawdzić ich na żywo.
Kto ma i lubi :)?
beGLOSSY | Beauty Around The World
Ostatnia edycja beGlossy Beauty Around The World została stworzona z myślą o kompleksowym zadbaniu o siebie: w pudełku pojawiły się kosmetyki do pielęgnacji cery, włosów oraz coś do makijażu. Takie różnorodne zestawy lubię najbardziej i myślę, że taki mix produktów z różnych kategorii sprawdza się po prostu najlepiej. Box w tym miesiącu uważam za całkiem udany, zresztą zobaczcie same co ukryło się w pudełku :).
AUSSIE Suchy szampon Wash + Blow in a Can | Suchy szampon przyda się na lato i choć mam jeszcze do zużycia resztkę Batiste, to z chęcią sprawdzę i ten od Aussie, bo generalnie markę bardzo lubię. Moja wersja to Kool Kiwi Berry, pachnie owocowo, trochę słodko, a trochę świeżo - na lato w sam raz. Szampon jest pełnowymiarowy.
BIOOLEO Olej Macadamia | Bardzo cieszy mnie fakt, że w beGlossy pojawiają się naturalne oleje. Dla mnie najbardziej wielofunkcyjne z kosmetyków i zawsze je wykorzystuję czy to do twarzy, ciała czy do olejowania włosów. Tym razem to olej Macadamia od Biooleo. Olej to pełnowymiarowy produkt (buteleczka 30ml).
PIERRE RENE Pomadka Slim Lipstick | Nie zabrakło także kolorówki - w boxie znalazła się pełnowymiarowa pomadka od Pierre Rene w odcieniu pudrowego różu. Kolor jak najbardziej na plus, takie odcienie noszę non stop. Z tej serii nie miałam jeszcze pomadek, ale przyznaję że zapowiada się dobrze. Ma mocną pigmentację i kremową formułę.
VIANEK Wzmacniające serum do twarzy | Ucieszyło mnie również serum z Vianka. To kolejny pełnowymiarowy kosmetyk w tym beGlossy. Na to serum miałam już kiedyś ochotę, bo jest ono dedykowane cerze naczynkowej (czyli takiej jak moja). Póki co mogę je tylko pochwalić za lekką formułę i brak wyczuwalnego filmu na skórze. Co ciekawe serum ma tylko 15ml i obstawiam, że będzie raczej mało wydajne.
URIAGE Krem pod oczy Eau Thermale | Próbeczka kremu pod oczy od Uriage. Szkoda, że tylko próbeczka, bo Uriage ma bardzo dobre kosmetyki, ale fajnie że chociaż będzie można coś nowego wypróbować.
L'OREAL PARIS Sugar Scrubs | Dwie próbki z nowością rynkową - peelingiem od L'Oreal Sugar Scrubs. To rozświetlający, gęsty peeling o przyjemnym zapachu (wspominałam o nim dziś na stories). Zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie.
Podsumowując, pudełko uważam za udane, różnorodne i jak chodzi o mnie - trafione. Na plus zawsze nowości rynkowe i naturalne kosmetyki jak Vianek albo olej od Biooleo. Fajnie, że pojawiło się coś z kolorówki i to w ładnym, uniwersalnym kolorze. Większa część to kosmetyki pełnowymiarowe, co również oceniam na plus. Zabrakło mi może jedynie czegoś z mniej popularnych marek, bo zawsze takie produkty widzę w boxach najchętniej.
AUSSIE Suchy szampon Wash + Blow in a Can | Suchy szampon przyda się na lato i choć mam jeszcze do zużycia resztkę Batiste, to z chęcią sprawdzę i ten od Aussie, bo generalnie markę bardzo lubię. Moja wersja to Kool Kiwi Berry, pachnie owocowo, trochę słodko, a trochę świeżo - na lato w sam raz. Szampon jest pełnowymiarowy.
BIOOLEO Olej Macadamia | Bardzo cieszy mnie fakt, że w beGlossy pojawiają się naturalne oleje. Dla mnie najbardziej wielofunkcyjne z kosmetyków i zawsze je wykorzystuję czy to do twarzy, ciała czy do olejowania włosów. Tym razem to olej Macadamia od Biooleo. Olej to pełnowymiarowy produkt (buteleczka 30ml).
PIERRE RENE Pomadka Slim Lipstick | Nie zabrakło także kolorówki - w boxie znalazła się pełnowymiarowa pomadka od Pierre Rene w odcieniu pudrowego różu. Kolor jak najbardziej na plus, takie odcienie noszę non stop. Z tej serii nie miałam jeszcze pomadek, ale przyznaję że zapowiada się dobrze. Ma mocną pigmentację i kremową formułę.
VIANEK Wzmacniające serum do twarzy | Ucieszyło mnie również serum z Vianka. To kolejny pełnowymiarowy kosmetyk w tym beGlossy. Na to serum miałam już kiedyś ochotę, bo jest ono dedykowane cerze naczynkowej (czyli takiej jak moja). Póki co mogę je tylko pochwalić za lekką formułę i brak wyczuwalnego filmu na skórze. Co ciekawe serum ma tylko 15ml i obstawiam, że będzie raczej mało wydajne.
URIAGE Krem pod oczy Eau Thermale | Próbeczka kremu pod oczy od Uriage. Szkoda, że tylko próbeczka, bo Uriage ma bardzo dobre kosmetyki, ale fajnie że chociaż będzie można coś nowego wypróbować.
L'OREAL PARIS Sugar Scrubs | Dwie próbki z nowością rynkową - peelingiem od L'Oreal Sugar Scrubs. To rozświetlający, gęsty peeling o przyjemnym zapachu (wspominałam o nim dziś na stories). Zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie.
Podsumowując, pudełko uważam za udane, różnorodne i jak chodzi o mnie - trafione. Na plus zawsze nowości rynkowe i naturalne kosmetyki jak Vianek albo olej od Biooleo. Fajnie, że pojawiło się coś z kolorówki i to w ładnym, uniwersalnym kolorze. Większa część to kosmetyki pełnowymiarowe, co również oceniam na plus. Zabrakło mi może jedynie czegoś z mniej popularnych marek, bo zawsze takie produkty widzę w boxach najchętniej.
piątek, 11 maja 2018
ShinyBox & Drogerie Natura | SPRING TIME
Kwietniowy ShinyBox powstał we współpracy z siecią Drogerii Natura, a że marki własne z Natury bardzo lubię, to byłam ciekawa co też twórcy Shiny wybiorą do zawartości. Box o nazwie Spring Time zapakowano w bardzo wiosenne pudełko i chyba również pod kątem tego hasła wybrano odcienie kolorówki. Zerknijmy zatem do wnętrza ostatniego ShinyBoxa!
W pudełko pojawiło się co nieco z kolorówki i z pielęgnacji. Z kosmetyków kolorowych jest to kredka do ust od Kobo z serii Fashion Color - te kredki są całkiem fajne i choć dawno nie sięgałam po nie, to swego czasu bardzo je lubiłam. Poza kredką jest też lakier hybrydowy Silcare. Buteleczka malutka, ale kolor który mi się trafił to petarda! To neonowy pomarańcz, który będzie świetny na lato. W pudełku mamy również miniaturę szamponu Naobay o naturalnym, wegańskim składzie oraz wodę różaną w sprayu marki Beaute Marrakech (jestem fanką wody różanej, więc na pewno zużyję). Dodatkowo maseczka 7th Heaven w płachcie - maseczki tej firmy bardzo lubię, ale dotąd miałam jedynie te kremowe, w płachcie jeszcze nie próbowałam. Z firmy Bloc pomadka ochronna z filtrem, która pojawiła się wymiennie z tuszem do rzęs So Chic!
W pudełku zabrakło mi tak naprawdę... więcej produktów z Drogerii Natura! Myśląc o sieci tych drogerii mam od razu skojarzenia z markami własnymi kosmetyków kolorowych i myślę, że do pudełka świetnie pasowałyby kosmetyki My Secret (które ma mnóstwo fajnych jakościowo produktów), coś więcej od Kobo (a Kobo to przecież spory wybór), albo chociaż z taniego, ale całkiem fajnego Sensique.
Dodatkowo w pudełku pojawił się także batonik proteinowy SmartFood. To czy pasuje do pudełka to kwestia sporna, ale baton sam w sobie bardzo smaczny i na pewno się na niego skuszę jak go gdzieś zobaczę w sklepie ;).
W pudełko pojawiło się co nieco z kolorówki i z pielęgnacji. Z kosmetyków kolorowych jest to kredka do ust od Kobo z serii Fashion Color - te kredki są całkiem fajne i choć dawno nie sięgałam po nie, to swego czasu bardzo je lubiłam. Poza kredką jest też lakier hybrydowy Silcare. Buteleczka malutka, ale kolor który mi się trafił to petarda! To neonowy pomarańcz, który będzie świetny na lato. W pudełku mamy również miniaturę szamponu Naobay o naturalnym, wegańskim składzie oraz wodę różaną w sprayu marki Beaute Marrakech (jestem fanką wody różanej, więc na pewno zużyję). Dodatkowo maseczka 7th Heaven w płachcie - maseczki tej firmy bardzo lubię, ale dotąd miałam jedynie te kremowe, w płachcie jeszcze nie próbowałam. Z firmy Bloc pomadka ochronna z filtrem, która pojawiła się wymiennie z tuszem do rzęs So Chic!
W pudełku zabrakło mi tak naprawdę... więcej produktów z Drogerii Natura! Myśląc o sieci tych drogerii mam od razu skojarzenia z markami własnymi kosmetyków kolorowych i myślę, że do pudełka świetnie pasowałyby kosmetyki My Secret (które ma mnóstwo fajnych jakościowo produktów), coś więcej od Kobo (a Kobo to przecież spory wybór), albo chociaż z taniego, ale całkiem fajnego Sensique.
Dodatkowo w pudełku pojawił się także batonik proteinowy SmartFood. To czy pasuje do pudełka to kwestia sporna, ale baton sam w sobie bardzo smaczny i na pewno się na niego skuszę jak go gdzieś zobaczę w sklepie ;).
wtorek, 8 maja 2018
⦁ NOWOŚCI WIBO | Unicorn Tears, Marshmallow Powder, Chrome Drops ⦁
Kto już próbował słodkich nowości Wibo :)? W tym roku marka wprowadziła kilka naprawdę fajnych nowości w uroczych, cukierkowych opakowaniach. Nowe produkty pojawiły się w sprzedaży w kwietniu, już w czasie trwania wielkiej promocji na kolorówkę w Rossmannie. Przyznam szczerze, że jeszcze nie tak dawno kosmetyki od Wibo zupełnie mnie nie zachęcały do kupna, ale tegoroczne nowości były moim głównym celem na promocji, a więc moje podejście do marki bardzo się zmieniło (oczywiście na plus!). Nie tylko opakowania wyglądają dużo lepiej, ale również jakość produktów jest coraz lepsza.
UNICORN TEARS PRIMER | To co przykuło moją uwagę w pierwszej kolejności wśród nowych produktów to zdecydowanie Unicorn Tears Primer - primer/baza pod podkład. Nie da się nie zauważyć, że kosmetyk jest wzorowany na słynnych kropelkach Farsali. Primer Wibo ma bardzo podobną buteleczkę, swoją drogą całkiem ładną jak na niedrogą markę. Baza ma postać mocno wodnistego płynu w lekko różowym, perłowym kolorze, który na skórze jest jednak niewidoczny. Za to jak pachnie! Bardzo słodko, jak cukierki albo ciasteczka, ten zapach jest dla mnie totalnie uzależniający. Primer jest bardzo lekki, ale nawilża skórę (dla mojej mieszanej cery to wystarczające nawilżenie, nie potrzebuję już kremu). Po wchłonięciu się produktu pozostawia nieco lepki film na skórze, który będzie poprawił przyczepność produktów. I o ile w przypadku płynnych podkładów nie będzie to miało aż tak dużego znaczenia, to fajnie sprawdzi się przy tych sypkich np. podkładach mineralnych. Nie zauważyłam aby znacząco poprawiała trwałość makijażu. Moim zdaniem to taki lekki nawilżacz pod podkład, nie jest to "must have", ale powiem szczerze, że sięgam po ten primer z przyjemnością. Cena regularna to 21,99zł.
MARSHMALLOW SWEET KISSING POWDER | Transparentny puder sypki, który skusił mnie uroczym opakowaniem. Puder podobnie jak primer cudownie pachnie, jak cukier puder <3. Nigdy nie miałam pudru o tak pięknym zapachu. Jest jednak dość intensywny, więc uważajcie jeśli macie wrażliwe nosy. Właściwości jednak po pierwszych testach mnie nie powaliły, choć nie są też złe. Puder oczywiście matuje, lekko bieli, więc lepiej nie przesadzić z ilością. Nie nadaje się do bakingu, ogólnie lepiej sprawdził się u mnie na twarzy niż typowo pod oczy (w tej strefie wyglądał sucho i brzydko podkreślał załamania skóry dodając lat). Minus za opakowanie - nie za sam wygląd, który jest bardzo ładny, ale za jego praktyczność, która jest właściwie żadna. Opakowanie to tekturka, puder jest w kawałku folii niczym tester i naprawdę ciężko się go użytkuje, nie ma jak wysypać odrobiny pudru na pędzel. Puder kosztuje 31,99zł i choć nie uważam go za porażkę to w tej cenie można po prostu kupić lepsze pudry (choćby pudry Paese).
AROMATIC SUGAR LIP PEELING | Wśród nowości pojawił się także peeling do ust w intensywnie różowym kolorze. Podczas aplikacji kosmetyk barwi usta, ale pigment potem się zmywa z łatwością. Peeling działa jak należy, ma dobrą gęstą formułę, fajnie pachnie i po prostu dobrze złuszcza martwy naskórek. Przy okazji zawiera masło shea i różne olejki, więc nie pozostawia ust suchych, ale od razu zostaje na nich ochronna, pielęgnująca warstwa. Cena 15,99zł.
CHROME DROPS | Odkryciem są dla mnie rozświetlające kropelki Chrome Drops! Tak pięknych, mocno metalicznych rozświetlaczy w płynie dawno nie widziałam. Oczywiście na twarzy dają znacznie subtelniejszy efekt, który można budować. Fajne do strobingu, ale ja kupiłam je przede wszystkim z myślą o rozświetlaniu dekoltu - myślę, że w tej roli powinny się świetnie sprawdzić. Kropelki kosztują 12,99zł, ja kupiłam je w promocji za ponad pół ceny, więc zrobiłam interes życia ;). Po lewej jaśniejszy odcień 01 - chłodny, jasny, lekko beżowy. Obok ciemniejszy 02 - w kolorze złotego brązu, będzie super do opalonej skóry.
Cóż mogę powiedzieć... Wibo oby tak dalej :)! Chociaż nie wszystkie z nowości to ideały, to jedno trzeba przyznać: marka idzie w dobrą stronę wprowadzając coraz to lepsze produkty. Oczywiście kwestią sporną jest widoczne gołym okiem "inspirowanie się" na popularnych produktach, ale mówiąc o progresie mam na myśli jednak przede wszystkim jakość kosmetyków i wygląd opakowań.
Nowości zaskoczyły mnie chyba najbardziej pięknymi zapachami cukierków i cukru pudru <3. Zawsze bardzo zwracam uwagę na zapach w kosmetykach, a z takimi słodkimi, apetycznymi nutami już dawno się nie spotkałam!
Używaliście :)?
poniedziałek, 7 maja 2018
♡ Kultowa pomadka: MAC ANGEL ♡
Większość z Was na pewno słyszała wielokrotnie o tej kultowej pomadce. To chyba jedna z najbardziej popularnych pomadek na świecie i z całą pewnością jeden z najpopularniejszych odcieni wśród pomadek MAC - obok Russian Red, Snob czy Velvet Teddy. Angel to także podobno ukochana pomadka Kim Kardashian i myślę, że pewnie głównie dzięki temu zdobyła swoją sławę.
W czym tkwi urok Angel? Oczywiście w pięknym odcieniu jasnego, ale nieco przybrudzonego różu, który jest idealny zarówno do makijaży ślubnych jak i dziennych. Zastanawiałam się jednak czy w dzisiejszych czasach to faktycznie jest taki must have, w końcu Angel zdobyła swoją popularność lata temu, kiedy nie było aż takiego wyboru pomadek i tylu marek kosmetycznych. I powiem Wam, że dziś ten odcień nie wydaje mi się wcale aż taki niezwykły, ale z drugiej strony nadal jest oczywiście bardzo ładny i może być dobrym wyborem np. na co dzień dla osób poszukujących dość jasnego, ale nie "barbiowego" różu.
Angel to pomadka o wykończeniu Frost - lekko połyskującym, ale też nie mocno perłowym. Połysk jest subtelny, formuła kremowa, więc to dobry wybór na co dzień, szczególnie dla osób, które nie przepadają za wszechobecnymi matami. Angel to też ten typ różu, który będzie pasował do różnych osób (które być może nawet nie przepadają za bardzo za różowymi pomadkami). Jest to jasny, delikatny i świeży róż, ale lekko przybrudzony, dzięki czemu nie daje 'plastikowego' efektu. Jak wszystkie pomadki MAC ma oczywiście fajny, lekko waniliowy zapach i bardzo dobrą formułę. Nie liczcie jednak na powalającą trwałość - to w końcu wykończenie Frost, pomadka jest nawilżająca, kremowa, więc nie można od niej wymagać wielkiej trwałości.
Przez całe lata w internecie królował tańszy odpowiednik słynnej pomadki Angel, a mianowicie również mocno popularny odcień Airy Fairy od Rimmel, z serii Lasting Finish. Faktycznie obydwie pomadki są dość mocno do siebie podobne, z tym że Angel jest bardziej różowa, a Airy Fairy bardziej "nudziakowa" i cieplejsza. Jeśli waszemu sercu bliższe są właśnie beże i nudziaki to wręcz polecam Wam właśnie Airy Fairy, bo prawdopodobnie spodoba Wam się bardziej. Ja bardzo lubię obydwie pomadki, bo i jedna i druga ma naprawdę ładny, delikatny odcień <3.
Jeśli macie możliwość to wypróbujcie ten odcień w salonie MAC - zawsze dezynfekują pomadki przez użyciem, więc bez większych obaw można go na sobie sprawdzić. Moim zdaniem to odcień, który sprawdzi się dla wielu osób, szczególnie o jasnej karnacji. Pomadkę dostaniecie oczywiście w salonach MAC, moja jest tym razem z https://www.iperfumy.pl/ (oprócz perfum czasem zamawiam też kosmetyki), a znajdziecie ją dokładnie pod tym linkiem: MAC - Angel.
Kto posiada w swoich zbiorach ten kultowy odcień :)?
W czym tkwi urok Angel? Oczywiście w pięknym odcieniu jasnego, ale nieco przybrudzonego różu, który jest idealny zarówno do makijaży ślubnych jak i dziennych. Zastanawiałam się jednak czy w dzisiejszych czasach to faktycznie jest taki must have, w końcu Angel zdobyła swoją popularność lata temu, kiedy nie było aż takiego wyboru pomadek i tylu marek kosmetycznych. I powiem Wam, że dziś ten odcień nie wydaje mi się wcale aż taki niezwykły, ale z drugiej strony nadal jest oczywiście bardzo ładny i może być dobrym wyborem np. na co dzień dla osób poszukujących dość jasnego, ale nie "barbiowego" różu.
Angel to pomadka o wykończeniu Frost - lekko połyskującym, ale też nie mocno perłowym. Połysk jest subtelny, formuła kremowa, więc to dobry wybór na co dzień, szczególnie dla osób, które nie przepadają za wszechobecnymi matami. Angel to też ten typ różu, który będzie pasował do różnych osób (które być może nawet nie przepadają za bardzo za różowymi pomadkami). Jest to jasny, delikatny i świeży róż, ale lekko przybrudzony, dzięki czemu nie daje 'plastikowego' efektu. Jak wszystkie pomadki MAC ma oczywiście fajny, lekko waniliowy zapach i bardzo dobrą formułę. Nie liczcie jednak na powalającą trwałość - to w końcu wykończenie Frost, pomadka jest nawilżająca, kremowa, więc nie można od niej wymagać wielkiej trwałości.
Przez całe lata w internecie królował tańszy odpowiednik słynnej pomadki Angel, a mianowicie również mocno popularny odcień Airy Fairy od Rimmel, z serii Lasting Finish. Faktycznie obydwie pomadki są dość mocno do siebie podobne, z tym że Angel jest bardziej różowa, a Airy Fairy bardziej "nudziakowa" i cieplejsza. Jeśli waszemu sercu bliższe są właśnie beże i nudziaki to wręcz polecam Wam właśnie Airy Fairy, bo prawdopodobnie spodoba Wam się bardziej. Ja bardzo lubię obydwie pomadki, bo i jedna i druga ma naprawdę ładny, delikatny odcień <3.
Jeśli macie możliwość to wypróbujcie ten odcień w salonie MAC - zawsze dezynfekują pomadki przez użyciem, więc bez większych obaw można go na sobie sprawdzić. Moim zdaniem to odcień, który sprawdzi się dla wielu osób, szczególnie o jasnej karnacji. Pomadkę dostaniecie oczywiście w salonach MAC, moja jest tym razem z https://www.iperfumy.pl/ (oprócz perfum czasem zamawiam też kosmetyki), a znajdziecie ją dokładnie pod tym linkiem: MAC - Angel.
Kto posiada w swoich zbiorach ten kultowy odcień :)?
Subskrybuj:
Posty (Atom)