niedziela, 25 listopada 2018

TEST KREMU ZA 500zł! | Eisenberg Soin Anti-Stress

   Czy krem za 500zł działa lepiej niż ten za 50zł czy 5zł? Dziś pod tym kątem przyjrzymy się kremowi od Eisenberg o działaniu przeciwstresowym i normalizującym: Soin Anti-Stress, z przeznaczeniem do stosowania na noc. Pielęgnacja Eisenberg nie jest dla mnie nowością, w tym roku wypróbowałam kilka kosmetyków tej marki i muszę powiedzieć, że fajnie się u mnie sprawdziły. Krem Anti-Stress polecany jest szczególnie dla cery wrażliwej i skłonnej do podrażnień. Mój typ skóry jak najbardziej się do niej zalicza (dla przypomnienia: mam cerę mieszaną, płytko unaczynioną i właśnie wrażliwą). Słoiczek 50ml to koszt około 480-505zł i jest to chyba najdroższy krem do twarzy jaki do tej pory używałam, ale czy najlepszy... przyjrzyjmy mu się nieco bliżej.


KONSYSTENCJA/FORMUŁA | Kosmetyk ma bardzo gęstą, zbitą konsystencję, taką "masełkową". Po pierwszym wrażeniu można by się spodziewać, że będzie to tłusty, ciężki krem, ale taki się jedynie wydaje kiedy bierzemy go na palec. Przy rozsmarowywaniu produkt topi się w kontakcie ze skórą i właściwie natychmiast się wchłania. Nie jest to jednak efekt podobny do ultra lekkich formuł, gdzie mamy wrażenie, że produkt gdzieś znika ze skóry. Delikatny film pozostaje na skórze, przyjemny, aksamitny w dotyku.

DZIAŁANIE | Mimo bogatej, nawilżającej formuły krem pozostawia skórę satynowo-matową, co przy skórze mieszanej, takiej jak moja, jest sporym plusem. Nałożony na dzień jednocześnie nawilża i ogranicza produkcję sebum, skóra tak szybko się nie wybłyszcza. Dla mnie jednak na dzień, pod makijaż jest zbyt treściwy (przy moich problemach z przetłuszczaniem wolę coś typowo matującego, albo naprawdę super lekkiego). Z kolei zastosowany na noc ładnie nawilża cerę (i nie zapycha), ale nie budzę się z przetłuszczoną strefą T. Generalnie spełnia obietnice producenta: regeneruje i wycisza skórę. Sprawdza się naprawdę fajnie, nie mogę mu nic zarzucić.

WYDAJNOŚĆ | Dzięki gęstej konsystencji krem jest bardzo wydajny. Ja używam go w niewielkich ilościach, bo moja skóra zdecydowanie lepiej reaguje na takie małe porcje.

ZAPACH | Krem na przyjemny, nienachalny zapach, lekko cytrusowy. Słoiczek również jest ładny i elegancki.

DOSTĘPNOŚĆ | Perfumerie i oczywiście internet: iperfumy.pl (Eisenberg Classique Soin Anti-Stress)


   I pora na podsumowanie... czy krem faktycznie wart jest swojej ceny? Jak wspomniałam wyżej, to naprawdę dobry krem, przyjemny w stosowaniu i o dobrym działaniu. Nie mogę mu nic zarzucić, więc jeśli cena Was nie zabija to oczywiście polecam. Pamiętajcie jednak, żeby nie nastawiać się na jakiś cud - większość kremów, których używałam w życiu cudów nie robiło i tak jest w tym przypadku. Działa jak ma działać, nawilża i łagodzi, ale nie można powiedzieć, że tańsze kremy również tego nie robią. Dodam jeszcze, że sama nie wyciągnęłabym takiej kwoty z portfela na krem, ale super że miałam możliwość go przetestować - właśnie tym bardziej, że normalnie znów spróbowałabym czegoś z niższej cenowo półki.


poniedziałek, 12 listopada 2018

ORLY jesienna kolekcja hybrydowa GelFX THE NEW NEUTRAL

   Jesienna kolekcja lakierów hybrydowych GelFX The New Neutral od Orly to sześć nowych odcieni, typowo jesiennych :). Ja w tym roku jakoś powoli przerzucam się na takie bardziej zgaszone kolory, aktualnie na paznokciach mam jeszcze klasyczną czerwień i dopiero teraz nabrałam ochoty na coś typowo jesiennego, bardziej przybrudzonego. W The New Neutral znajdziemy wyłącznie takie przygaszone odcienie, nude, bardzo modną ostatnio oliwkową zieleń, taupe, ceglastą czerwień.

   O lakierach hybrydowych Orly pisałam na blogu już nie jeden raz, a moje zdanie o nich jest nadal takie samo. To bardzo dobre hybrydy o odpowiedniej konsystencji (należą raczej do rzadszych niż gęstszych). Bez problemu się odmaczają w acetonie i nie sprawiają żadnych problemów - również rzadko zdarza im się "marszczyć" podczas utwardzania. Z trwałością jest również wszystko jak być powinno. Dla mnie dodatkowym plusem lakierów Orly jest fakt, że mają formułę 12 free (bez formaldehydu, DBP, toluenu itp.) dzięki czemu mają mniejszą skłonność do powodowania uczuleń.



SNUGGLE UP | Nudziak, przybrudzony, z domieszką różu. Bardzo uniwersalny i bezpieczny odcień.

MAUVELOUS | Brudny, herbaciany róż. Znacznie ciemniejszy od poprzednika.

SEIZE THE CLAY | Ciekawy odcień ceglastej, również lekko zgaszonej, ciepłej czerwieni.

CASHMERE CRISIS | Taupe, szaro-brązowy, bardzo fajny kolor.

FALL INTO ME | Jedyny metalik w kolekcji, w odcieniu chłodnego brązu. Sam w sobie może nie porywa, ale ładnie komponuje się z Cashmere Crisis.

OLIVE YOU KELLY | Hit tej jesieni czyli oliwka. Nietypowy, ale piękny odcień - zestawiałam go już ze złotymi płateczkami (w macie) i wyglądał super.



   The New Neutral to ładna, choć bezpieczna kolekcja kolorów. Moje typy to przede wszystkim oliwkowy Olive You Kelly, ale bardzo podoba mi się również Cashmere Crisis. Z kolei Seize the Clay świetnie wyglądał na dłoniach mojej mamy i fajnie jej się nosił, mimo że nie przepada za klasyczną czerwienią, więc może być dobrą alternatywą dla osób, które nadal nie przekonały się do czerwonych lakierów. Z tego co widziałam kolekcja zimowa będzie już bardziej szalona i błyszcząca :)!


czwartek, 1 listopada 2018

Perfumy: VERSACE Dylan Blue

   Dylan Blue od Versace to moim zdaniem idealny przykład na to jak flakon i cała otoczka reklamowa perfum, zupełnie nie idzie w parze z samym zapachem. Oczywiście to tylko moje subiektywne zdanie, z którym nie musicie się zgodzić, ale muszę przyznać że patrząc na buteleczkę Dylan Blue zupełnie nie spodziewałam się tego co poczułam. Flakon to trochę kicz i przepych, ale mimo to wygląda naprawdę ładnie - granat, sporo złota, bardzo ozdobny ale przyjemny w odbiorze. Obstawiałam, że Dylan Blue będzie może trochę cięższym zapachem, bardziej wieczorowym, a jak się okazało to typowo letnie, wręcz wakacyjne perfumy, kwiatowo-owocowe, trochę w typie limitowanek Escady. Szczerze mówiąc nigdy nie szukałabym takich słodkich owocków w złoto-granatowej butelce, raczej rozglądałabym się za przezroczystymi, jasnymi czy kolorowymi flakonami. Nie mówię, że to źle czy dobrze... po prostu mnie zaskoczyły :).

   Temat perfum nie przewijał się nigdy na blogu zbyt często, ale muszę przyznać że to druga ulubiona kategoria "beauty" zaraz po kolorówce. Nie jestem w tym temacie jakimś specem, co zawsze podkreślam, ale non stop sprawdzam jakieś nowe dla mnie zapachy w perfumeriach i testuję różne próbki. Ostatnio odkryłam kilka fajnych zapachów, więc jeśli tylko znajdę czas to o nich napiszę, ale dziś pod lupą: Dylan Blue.


   Jeśli znacie limitowane edycje Escady na lato to będą one dobrym punktem odniesienia. Dylan Blue to właśnie coś w tym typie, choć w moim odczuciu jest trochę mniej typowo owocowy niż to ma miejsce u Escady. Więcej w tym zapachu kwiatów i trochę piżma, mydlanych nut, ale generalnie to taki słodki, owocowy zapach, który ja najchętniej nosiłabym właśnie latem. Wśród poszczególnych nut znajdziemy zielone jabłko, koniczynę, czarną porzeczkę, ale też jaśmin, różę, brzoskwinię, owoc dzikiej róży, niezapominajki i nuty piżma w podstawie. Dla mnie Dylan Blue pachną jak miks owoców i kwiatów, nie mam raczej wrażenia poszczególnych wybijających się nut. I choć znajdą się tacy którzy używają ich cały rok (jak moja mama), to ja wybrałabym je właśnie na lato.




   Warto dodać, że nie jest to zapach trudny, skomplikowany, skłaniający to tworzenia wielkich wywodów na jego temat. To raczej łatwe owocki, co nie znaczy że złe - ja takie całkiem banalne zapachy również lubię i uważam, że do wakacyjnych klimatów nadają się idealnie, choć Dylan Blue to taki zapach który raczej nie będzie raził o żadnej porze roku. Gdybym miała przyporządkować je dla jakiejś grupy wiekowej to pewnie strzeliłabym, że będzie podobał się głównie bardzo młodym osobom, ale to jednak trochę takie stereotypowe przydzielanie. Przykładem jest właśnie moja mama, której ten zapach od razu się spodobał - lubi zapachy mocno owocowe, z dodatkiem egzotycznych owoców, w typie Escady, szczególnie takie które pachną mango, marakują czy melonem. Dylan Blue nie są aż takim egzotycznym sorbetem, ale będą pewnie pasować osobom, które preferują podobne klimaty. Trwałość nie jest powalająca, dlatego oczywiście warto najpierw sprawdzić próbkę! Perfumy zamawiałam jak zawsze na iperfumy.pl (Dylan Blue Pour Femme)- jak zwykle polecam, bo tanio i dobrze.