wtorek, 1 grudnia 2020

TEA ROSE Perfumer’s Workshop 🌹 Perfumy o zapachu róży

    Najbardziej różane perfumy na świecie... Tea Rose! To ciekawy, może trochę mało popularny zapach o intensywnym aromacie róż. Właściwie jednonutowy, bo kręci się tylko wokół tematu róży. Różana róża, 120% róży w róży - taki jest właśnie w skrócie Tea Rose od Perfumer's Workshop. Wielbicielom różanych zapachów może całkowicie zaspokoić chęć na kolejne różane perfumy, ale jeśli za różą nie przepadacie to z miejsca możecie sobie ten zapach darować, bo tak skoncentrowana róża raczej nie ułatwi przekonania się do tej nuty zapachowej. A tak na marginesie są to podobno jedne z ulubionych perfum Nicole Kidman i moim zdaniem świetnie do niej pasują. 


   Tea Rose to najbardziej różany zapach w mojej kolekcji. Mam też kilka innych perfum z różą w roli głównej np. Roses de Chloe, Rose Oud Yves Rocher czy Turkish Rose z Avonu, kilka różanych ale przełamanych innymi nutami: Roses Vanille od Mancery czy Perles Lalique. Żaden jednak nie jest taką kwintesencją róży jak Tea Rose! Jest to woda toaletowa, ale ma bardzo dobre parametry, utrzymuje się dłużej niż niejedna woda perfumowana. A najlepsze jest, że to kolejna tania perełka - do kupienia zwykle za około 50zł, ale aktualnie na Notino jest za 39zł aż 120ml, ogromna flacha. Link macie tutaj: Tea Rose Perfumer's Workshop.


   Tea Rose pachną jak ogromny bukiet róż. Dla mnie jest to zapach z jednej strony świeżych róż, a z drugiej różanego olejku czy konfitury różanej. Zupełnie jakby zmieszano ze sobą te wszystkie odcienie różanych zapachów. Nie dajcie się zwieść "tea" w nazwie, bo z herbatą nie mają nic wspólnego. Jak wspomniałam są to intensywne perfumy, które użyte w nadmiarze mogłyby zamęczyć. Ja uwielbiam używać ich w wietrzne dni, pięknie pachną także wiosną. Tea Rose to zapach niedzisiejszy, może się kojarzyć trochę retro, bo mało kto teraz tak pachnie jednak ja takie kompozycje bardzo lubię. 


wtorek, 24 listopada 2020

beGLOSSY Sweater Weather ❄️

    Ostatnie pudełko #beglossysweaterweather to już prawie zimowy klimat. Pomijając wnętrze, samo pudełko w sweterkowy wzór wygląda moim zdaniem świetnie i zachowam je sobie do przechowywania drobiazgów (będzie idealne na olejki lub woski zapachowe). Z kolei zawartość jest zróżnicowana, każdy kosmetyk jest właściwie z innej kategorii. Jest trochę pielęgnacji, coś z makijażu, ale też coś o ust, a nawet słodki dodatek. Wszystkie produkty z tego boxa są pełnowymiarowe.


AA Super Fruits & Herbs Peeling myjący | Peeling w wersji opuncja & amarantus. Jest to peeling myjący, a więc ma taką rzadszą konsystencję, to połączenie żelu pod prysznic i peelingu. Pachnie świetnie, bardzo orzeźwiająco, słodko, mix soczystych owoców. Jak wiecie zwracam dużą uwagę na zapachy, więc za to ma ode mnie plusa :).

BOTANIC SkinFood Multifunkcyjny krem | Z marką Botanic miałam już styczność i były to pozytywne doświadczenia, więc ciekawi mnie ten krem - przeznaczony zarówno do ciała jak i twarzy. Marka ma kosmetyki wegańskie, oparte na naturalnych składnikach i można ją dostać w Naturze. Mój krem to wersja Cannabis & Porzeczka. Ma taką klasyczną formułę, podczas rozsmarowywania się troszkę smuży, ale po chwili wchłania się całkowicie. Nawilża nieźle, przy czym nie jest też ciężki ani tłusty.  Zapach jest ładny, owocowy, ale wybija się w nim lekko jakaś chemiczna nutka.

NIVEA Peeling do ust w sztyfcie | BeGlossy zawsze odrobinę czyta mi w myślach, bo w każdym pudełku znajduję kosmetyk, który planowałam wcześniej kupić. Tak jest w przypadku peelingujących sztyftów Nivea. Z chęcią będę go testować tym bardziej, że takie peelingi w formie pomadek są dużo wygodniejsze niż te w słoiczkach.

PIERRE RENE Błyszczyk Cover Gloss | Z kolorówki mamy błyszczyk od Pierre Rene. Pigmentacja zaskakująco intensywna, bardziej przypomina mi może nawet lakier do ust niż właśnie błyszczyk. Kolor to taka przytłumiona czerwień, nie bardzo intensywna, lekko przełamana różem.

SKARB MATKI Żel do mycia rąk | Coś praktycznego na aktualny czas - żel do mycia rąk bez wody, na bazie alkoholu. Z tego co czytam ponad 60% zawartości alkoholu i producent nie nazywa go stricte żelem antybakteryjnym, więc mam wątpliwości czy można go tak stosować. Może bardziej sprawdziłby się np. jako dodatkowa ochrona po umyciu rąk?

SHEHAND Maseczka do paznokci i skórek | A to ciekawostka! Maseczka do paznokci, pierwszy raz widzę :)! Najlepsze, że forma maseczki jest równie nietypowa: to osobne nakładki na każdy palec. W składzie olejki i ekstrakty.

Jako prezent maseczka do włosów Biovax i coś słodkiego - czekolada od Chocolissimo.



sobota, 21 listopada 2020

BLACK FRIDAY na Notino 🖤 Polecane PERFUMY

    Jak wiadomo za tydzień startują promocje na Black Friday, ale w wielu sklepach już zaczęły pojawiać się zniżki - na Notino Black Friday już ruszył w postaci 15% obniżki na wszystkie perfumy. To pierwsza część promocji (mają być kolejne). Jeśli zastanawiacie się nad zakupem, a nie macie pomysłu to może zainspiruje Was mój całkowicie subiektywny przegląd perfum z różnych kategorii, które znam i bardzo lubię :). 

 


JESIENNE 🍂

  • JOOP! WOOW! | Idealne perfumy na jesień, zwłaszcza dla wielbicieli róży i paczuli. Różany, winny, przydymiony. Zapach z gatunku cięższych, który sprawdzi się na chłodniejsze dni. Pachną pięknie czerwoną różą i malinami, a charakteru dodaje im paczula. Można je kupić za mniej niż 100zł!
  • LA MARTINA Adios Pampamia Mujer | Bardzo ciekawy zapach, drzewno-orzechowy z nutami roślinnymi i pudrowymi. Nie znam niczego podobnego, jest bardzo oryginalny. Polecam jeśli lubicie nuty drzewne. Pełną recenzję tego zapachu znajdziecie tutaj
  • MONTALE Dark Purple | Perfumy, które bardzo kojarzą mi się z jesienią. Piękne, z różą, śliwką i jagodami, z gatunku tych ciężkich, bogatych i nieco oudowych. 


GOURMAND / SŁODKIE i APETYCZNE 🧁

  • MONTALE Chocolate Greedy | Jeśli jesienią potrzebujecie tony słodkości i czekolady to ten zapach powinien to zaspokoić ;). Chocolate Greedy to najbardziej czekoladowe, ciasteczkowo-orzechowe perfumy jakie znam. Pachną niesamowicie apetycznie!
  • YSL Black Opium | Klasyk, którego chyba nie trzeba przedstawiać. Wanilia, słodka gruszka, kwiaty i nutka kawy. Popularny, ale pięknie pachnie jesienią oraz zimą.
  • DSQUARED2 Want Pink Ginger | Ciekawy zapach z gatunku słodkich i waniliowych, ale z dużą dawką ostrego imbiru. 


SŁODKIE i NIEDROGIE 🍭

  • AQUOLINA Pink Sugar | Jeśli potrzebujecie prawdziwego cukru w perfumach, a przy okazji nie chcecie dużo wydawać to sprawdźcie Pink Sugar. To zapach niesamowicie słodki, ale z nutą przypalonej waty cukrowej. Może oczywiście zabić słodyczą, więc tylko dla wielbicieli ekstremalnych słodkości :).
  • JEANNE ARTHES Boum Sweet Lollipop | Kolejny intensywny słodziak w niskiej cenie. Znów ogrom cukru, wata cukrowa, ale też odrobina przypraw w tym cynamonu.
  • JEANNE ARTHES Sultane L'Eau Fatale | Wciąż słodko, ale mniej cukrowo, a bardziej waniliowo. Jeśli lubicie wanilię rodem z budyniu waniliowego to właśnie te klimaty.


OWOCOWE 🍐

  • GIORGIO ARMANI Sky di Gioia | Lekki, owocowo-kwiatowy zapach, naprawdę piękny. Główną rolę gra tutaj piwonia, róża i liczi. 
  • LALIQUE Amethyst | Owoce w bardziej mrocznym, leśnym wydaniu to Amethyst. Kompozycja pełna realistycznie oddanych owoców leśnych. Pełną recenzję znajdziecie tutaj.
  • VERSACE Dylan Blue | Bardzo optymistyczne perfumy z mnóstwem owoców i kwiatów. Pełną recenzję znajdziecie tutaj.


DELIKATNE i CODZIENNE 

  • CACHAREL Noa | Delikatny, kremowy zapach czystości. Piżmowy, mydełkowy, trochę jak krem Nivea albo dobry balsam do ciała. Pełna recenzja jest tutaj.
  • CHLOE Roses de Chloe | Roses de Chloe to świeże, lekko kwaskowe róże na piżmowej bazie. Zapach świeży i czysty, ale z nutą róż. Bardzo dobre, niemęczące perfumy.
  • JOVAN White Musk | Śliczny zapach białego piżma, kremowy, mydlany, dający uczucie jak po wyjściu z kąpieli. Mój must have w kategorii zapachów dających efekt czystej, zadbanej skóry.


NIETYPOWE 💎

  • CHOPARD Casmir | Dla mnie takim jedynym w swoim rodzaju zapachem jest Casmir. Otulający, ciepły, balsamiczny. Dużo w nim benzoesu i wanilii, ale z dodatkiem brzoskwiń. Casmir rozpoznam wszędzie, to jeden z moich ulubionych zapachów na późne lato i okres jesienno-zimowy.
  • LALIQUE Perles de Lalique | Perły to z kolei chłodny, dystansujący zapach, który jest bardzo różnie odbierany. Czuć w nim różę, paczulę i nuty drzewne. Bardzo oryginalny, nieczęsto czuć żeby ktoś nim pachniał. Recenzja jest tutaj.
  • LOLITA LEMPICKA Mon Premier | Lukrecja, anyż, pralinki i wiśnia czyli Mon Premier - perfumy mocno zbliżone do klasycznego jabłuszka od Lempickiej. Na pewno specyficzne (anyż trzeba lubić!), ale przy tym świetne. Pełna recenzja tutaj.


TANIE PEREŁKI 💰

  • TESORI D'ORIENTE Jasmin di Giava | Perfumy nie obciążające zbytnio portfela? Tesori d'Oriente! Ta włoska marka robi świetne zapachy za grosze. Jasmin di Giava polecam fanom Angela, to bardzo zbliżony zapach.
  • THE PERFUMERS WORKSHOP Tea Rose | 100% róży w róży. Perfumy czysto różane, intensywne, a przy tym niedrogie. 
  • VANDERBILT Gloria Vanderbilt | Jeśli lubicie klimaty vintage to polecam Wam moje ukochane perfumy retro - Glorię Vanderbilt. Pudrowe, goździkowo-waniliowe. Pełna recenzja tutaj.




środa, 4 listopada 2020

CREMOBAZA 10% 30% 50%

   Dziś pod lupą Cremobaza, czyli niedrogie kremy marki Farmapol z różną zawartością mocznika: 10%, 30% lub 50% - do różnego rodzaju pielęgnacji. W internecie najpopularniejszy jest chyba krem 50% co wcale mnie nie dziwi, bo to naprawdę duże stężenie mocznika i mnie również właśnie ta wersja najbardziej interesowała. Te kremy to moim zdaniem dobre produkty za małe pieniądze, kosztują niewiele ponad 10zł, a faktycznie mają konkretną zawartość substancji aktywnych i nie mamy tutaj do czynienia z przypadkiem gdzie marketingowa otoczka przysłania średnio ciekawy środek. Dla mnie zawsze najlepsze są takie perełki kosmetyczne za 10 czy 20zł, które może nie czarują opakowaniem czy reklamą, ale po prostu robią robotę!

Jeśli macie problem ze zrogowaciałą skórą np. na piętach to warto spróbować właśnie tej najintensywniejszej wersji z 50% zawartością mocznika. U mnie fajnie się sprawdził w takich problematycznych obszarach i ten krem jest chyba najciekawszy z całej trójki.

CREMOBAZA 10% to krem półtłusty, nawilżający, wygładzający. Przeznaczony do stosowania na skórę twarzy lub skórę ciała. Takie stężenie mocznika działa właśnie nawilżająco. Krem można stosować przy skórze wrażliwej czy alergicznej, podobnie jak pozostałe kremy jest zupełnie bezzapachowy (one naprawdę nie pachną nic a nic). Z uwagi na zawartość parafiny w składzie nie testowałam go na twarzy, bo moja skóra ma duże skłonności do zapychania się. U mnie sprawdził się po prostu jako krem do rąk.

CREMOBAZA 30% to już intensywniej działający krem dedykowany skórze pękającej, zrogowaciałej i mocno przesuszonej. Przy tej zawartości mocznika krem wygładza zrogowaciały naskórek i nawilża problematyczne miejsca. Przeznaczony jest głównie do stosowania na ręce, stopy, łokcie i kolana. Stosuję go od czasu do czasu i lubię za widoczne nawilżenie (a przy okazji nie jest tłusty czy lepki). Można go używać jednak nawet codziennie.

CREMOBAZA 50% czyli nasz najmocniej działający wariant. Tak duże stężenie mocznika będzie działało złuszczająco. Krem przeznaczony jest do stosowania wyłącznie na zrogowaciałe, pękające miejsca np. na pięty, łokcie czy nawet na odciski. Nie zaleca się stosowania dłużej niż 14 dni! Co tu dużo mówić, mocznika jest w tym kremie naprawdę sporo i ten krem po prostu działa. Stosuję na pięty i widać poprawę. Skóra po użyciu jest gładsza, mniej zrogowaciała. Polecam do stóp, bo to nie tylko nawilżenie, ale też złuszczenie, które w tym obszarze gra kluczową rolę :).

Jak wspomniałam wszystkie kremy są zupełnie bezzapachowe i przypominają bardziej apteczną maść :). Mają metalowe tuby. Konsystencja kremów jest raczej gęsta, ale łatwo się rozsmarowują, nie są tępe i nie smużą. Wchłaniają się też całkiem dobrze. Od siebie najbardziej polecam 50% na pięty i inne problematyczne miejsca!



środa, 21 października 2020

HIT: WELLA INVIGO | Szampon, który naprawdę dodaje objętości!

   Jestem totalnym sceptykiem co do cudownego działania szamponów i nigdy nie widzę wielkich różnic po ich użyciu. Oczywiście jedne są łagodniejsze, inne mocniej oczyszczają, ale przede wszystkim po prostu myją włosy, więc nie wierzę, że szampon "robi cuda" w stylu scalania końcówek czy przeprowadzania kompleksowej regeneracji. Dlatego też nigdy nie szukałam szamponów dodających objętości włosów, bo sądziłam że efekt będzie raczej znikomy. Jakiś czas temu skusiłam się jednak z polecenia na instagramie (dzięki @basia.blog !) na szampon Wella Invigo Volume Boost i powiem krótko - on po prostu działa :). Nawet na moich niskoporowatych, permanentnie przyklapniętych włosach są efekty odbicia u nasady. To pierwszy szampon, który u mnie faktycznie zadziałał i zwiększył objętość, więc po prostu polecam przetestować.


Invigo to seria profesjonalna Wella, ale w jej skład wchodzą różne kosmetyki w zależności od rodzaju włosów, więc zwracajcie uwagę aby to była koniecznie linia Volume Boost. Szampon jest oczywiście trochę droższy niż drogeryjne szampony, ale taką butelkę jak moja - 250ml można kupić za nieco ponad 20zł przy czym szampon jest gęsty i wydajny, więc w ogólnym rozrachunku nie wychodzi wcale dużo drożej.

Efekty? Przede wszystkim widoczne odbicie u nasady, dzięki temu szamponowi nie mam już "przyklapu". Moim zdaniem da się zauważyć też lekkie usztywnienie włosów, ale nie jest to efekt porównywalny do włosów oblepionych produktami do stylizacji. Moje niskoporowate włosy również mniej się po nim strączkują co jest moją zmorą. Tylko tyle i jednocześnie aż tyle :).


Dodam jeszcze, że nie używam tego szamponu codziennie. Dla mnie to bardziej produkt do użytku raz na jakiś czas lub na okazje. Słyszałam, że używany dzień w dzień może dawać jednak słabsze rezultaty, a ja i tak lubię stosować naprzemiennie szampony łagodniejsze z mocniej oczyszczajacymi. 


   Jeśli podobnie jak ja, narzekacie na przyklapnięte włosy, smętne strączki to polecam wypróbować. Moje włosy są niskoporowate, śliskie, zdrowe, ale cienkie, więc wizualnie szału nie robią. Za to z odpowiednią pielęgnacją potrafią nabrać objętości. Mój szampon zamawiałam na Notino, a znajdziecie go pod tym linkiem: Wella Invigo Volume Boost szampon.

niedziela, 18 października 2020

❤ beGLOSSY Coral Essence ❤

   Wrześniowe pudełko beGlossy to edycja Coral Essence, w której motywem przewodnim została podobna kolorystyka. W boxie mogliśmy znaleźć siedem produktów, a wśród nich coś z kolorówki, coś z pielęgnacji ciała i twarzy, ale też nie zapomniano o włosach. Pudełko wypadło całkiem fajnie, część kosmetyków udało mi się wypróbować, więc opowiem Wam o nich co nieco. Mnie jak zawsze najbardziej ucieszyła obecność kosmetyków do makijażu, szczególnie że znalazło się coś do ust!


AA Żel do mycia ciała Dynia & Jaśmin | To mój drugi żel AA z serii Super Fruits & Herbs. Jak tylko pojawiły się w sprzedaży to od razu mnie zaciekawiły nietypowymi połączeniami zapachowymi. Za pierwszym razem skusiłam się na duet lawenda + figa, a teraz otrzymaliśmy równie niepospolity mix dyni i jaśminu. Pachnie przyjemnie, ale nastawiałam się na mocniej wyczuwalną dynię, tymczasem dla mnie to raczej miły kwiatowy zapach bez szaleństw. Sam żel w porządku, dobrze się pieni i nie wysusza skóry.

GLAZEL VISAGE Cień sypki | Pigmenty i cienie sypkie to zdecydowanie moja działka :). W pudełku znalazł się cień z serii Glamour w bardzo ładnym, dziennym kolorze. Moim zdaniem to typowy rozświetlający odcień wanilii / jasnego beżu, totalnie uniwersalny. Chyba najczęściej używany przeze mnie odcień to szybkich makijaży, więc na pewno się u mnie nie zmarnuje.

LIRENE Rajstopy w sprayu | Z rajstopami w sprayu znam się nie od dziś. Teraz mi się nie przydadzą, ale w letnich miesiącach są przydatne na większe wyjścia lub jako koło ratunkowe kiedy mamy problem z niejednolitym kolorem nóg, pajączkami czy choćby siniakami. Mnie takie rajstopy i samoopalacz potrafiły poratować też kiedy niedokładnie posmarowałam się filtrem UV i opalenizna były bardzo nierówna.

GLISS Split Ends Miracle | Mamy również odżywkę z popularnej teraz serii do zniszczonych końcówek. Lubię odżywki ze Schwarzkopfa, przypomniałam sobie że kiedyś bardzo często używałam kokosowej (miała super zapach). Nie podoba mi się hasło reklamowe ze "sklejaniem" rozdwojonych końcówek, bo moim zdaniem wprowadza w błąd, aczkolwiek odżywka sama w sobie jest w porządku.

MAYBELLINE Błyszczyk Lifter Gloss | Produkt do ust to nowość rynkowa, błyszczyk Lifter Gloss od Maybelline. Pierwsze wrażenia bardzo pozytywne, błyszczyk zapowiada się naprawdę super! Przede wszystkim konsystencja, gęsta ale jednocześnie nie klejąca, jakby żelowa. Bardzo mi odpowiada, co rzadko mi się zdarza w przypadku błyszczyków. Odcień, który nie znika na ustach - super. Mam odcień Stone, to taki karmelowy beż bez dodatku żadnych drobinek. Pachnie bardzo przyjemnie, apetycznie. Póki co naprawdę super, jak mi się sprawdzi na dłuższą metę to dokupię jeszcze jakiś bardziej różowy kolor (niestety aktualna promocja w Rossmannie nie wchodzi na te błyszczyki, a nie są szczególnie tanie - ponad 40zł).

BIODERMIC Serum kolagenowe | Ultralekkie, nawilżające serum w saszetce. Pozostawia skórę wygładzoną, lekko napiętą, podobnie jak np. po serum hialuronowym albo żelu aloesowym. Ma postać lekkiego, przezroczystego żelu i całkiem ładnie pachnie, moim zdaniem lekko różanie. Myślę, że będzie idealne pod krem na noc.

MARION Maseczka Golden Skin | Maseczkę odmładzającą na razie zostawiłam sobie na jakąś okazję. Jest to maska w postaci hydrożelowego płata, lubię tę formę :).


Ambasadorki beGlossy otrzymały dodatkowo nietypowy produkt od Sesdermy. Jest to żel do higienizacji dłoni, do stosowania już po użyciu preparatu do dezynfekcji lub po umyciu rąk. Nie za bardzo wiedziałam jakie ma mieć działanie, bo w składzie ma wysoko alkohol, a jednocześnie nie jest typowym żelem do dezynfekcji. Po wypróbowaniu potwierdzam, że jednak ma działanie nawilżające, więc myślę że jest to coś jak połączenie kremu do rąk i dodatkowej ochrony w ramach dezynfekcji.





środa, 7 października 2020

La Martina ADIOS PAMPAMIA MUJER

    Z początkiem września naszła mnie ochota na jakieś nowe perfumy na jesień i tym sposobem padło na Adios Pampamia Mujer, do których przymierzałam się już jakiś czas. Był to totalny blind buy, bo zapachu nie miałam jak wcześniej przetestować. Są to perfumy argentyńskiej marki La Martina, którą pewnie tylko nieliczni będą kojarzyć. Marka jest u nas raczej niezbyt popularna, choć zdarzyło mi się natknąć na nią gdzieś w drogerii (jakiś czas temu widziałam męskie perfumy w Rossmannie). Adios Pampamia Mujer skusiły mnie oczywiście dzięki recenzjom, w których opisywano je jako bardzo nietypowe, łączące ze sobą pozornie niepasujące do siebie nuty. A w nutach właśnie znajdziemy orzechy, wanilię, kadzidło, irysa, nuty drzewne oraz zielone. Z takim połączeniem się jeszcze nie spotkałam, ale ostatecznie przekonały mnie orzechy, które przecież na jesień powinny być jak znalazł. I nie zawiodłam się tym razem.


   Adios Pampamia Mujer to naprawdę oryginalny zapach, nie znam niczego podobnego i nawet nie jestem w stanie przyrównać ich do jakichkolwiek innych perfum. Przede wszystkich jest to zapach mocno drzewny, ale właśnie z nutą świeżych orzechów. W pierwszych minutach pachnie wręcz trochę ostro (pieprz?) i mam wrażenie, że gdyby taki pozostał mógłby być dobrym unisexem. Jednak z czasem łagodnieje, jest w nim troszkę słodyczy, pewnie za sprawą wanilii. Staje się bardziej ciepły, słodszy, nieco pudrowy (w końcu mamy także irysa). Czuję w tej kompozycji coś roślinnego, zielonego, ale moje skojarzenia idą raczej w stronę wspomnianych świeżych orzechów niż trawy czy łodyg/liści. Myślę, że gdybym nie przeczytała wcześniej spisu nut to nie byłabym w stanie ich rozpoznać, bo zapach tworzy spójną całość, poszczególne nuty nie są moim zdaniem łatwe do wyodrębnienia. 

   To zapach pełen sprzeczności, jest jednocześnie drzewny i pudrowy, waniliowy i roślinny, ma w sobie coś ostrego i uniseksowego, a przy tym ciepłego, słodkiego i łagodnego. Bardzo oryginalne perfumy, przede wszystkim właśnie drzewne. Podobają mi się, są zaskakujące i charakterystyczne. Nie polecam ich jednak np. na prezent, bo to nie jest uniwersalny zapach, który spodoba się każdemu. Domyślam się, że może budzić skrajne odczucia.


   Najlepsze jest jednak to, że to zapach w z gatunku dobrych, ale też stosunkowo niedrogich (mniej niż 100zł). Z kolei problem pojawia się z dostępnością, myślę że stacjonarnie jest prawie niemożliwy do zdobycia. Ja kupowałam tradycyjnie na Notino, pod tym linkiem: Adios Pampamia Mujer. Na Notino ten zapach jest prawie stale, aktualnie w cenie 85zł / 30ml. 

   Nie zawsze zakupy perfum w ciemno są udane, ale tym razem opłacało się zaryzykować, bo zapach przypadł mi do gustu i jest idealny na jesienną pogodę. Ostatnio też ciągnie mnie do drzewnych perfum, więc trochę zaspokoiłam to "chciejstwo". Na minus oceniłabym jedynie projekcję zapachu. W otwarciu, zaraz po aplikacji, pachnie naprawdę intensywnie, ale po czasie wyczuwalny jest jedynie z bliska. Dla mnie nie jest to duża wada, bo nie muszę się bardzo narzucać zapachem, ale z drugiej strony Adios Pampamia Mujer są na tyle ciekawe, że aż chciałoby się aby mogli poczuć je też inni :).



niedziela, 4 października 2020

MY SECRET DUO CHROME (vs TURBOPIGMENTY)

  Turbopigmentów z Glam-shopu chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Przypuszczam, że znają je wszyscy, którzy kochają błysk w makijażu. Te cienie o intensywnym, wielowymiarowym połysku są oczywiście świetne i bardzo je polecam, ale bardzo podobne cienie, o praktycznie identycznej formule ma w swojej ofercie My Secret. Duo Chrome Eyeshadow mają co prawda znacznie mniej odcieni do wyboru (wielka szkoda), ale za to często można dostać je w lepszej cenie niż turboty (które kosztują 20-25zł). W Drogeriach Natura cienie My Secret kosztują19,99zł, ale często są na nie promocje - ja kupiłam je po 9,99zł za sztukę, tanioszka! Cienie Duo Chrome są naprawdę prześwietne, pięknie się mienią i na pewno dokupię sobie jeszcze jakieś kolory. I podobieństwo do słynnych turbopigmentów jest ogromne :).

   
Poniżej możecie zobaczyć zestawienie: na górze w większych opakowaniach są Duo Chrome od MS, poniżej w postaci wkładów turbopigmenty. Cienie My Secret mają 3g, a Turbopigmenty 1,8g. Na pierwszy rzut oka podobieństwo jest uderzające - ta sama mocno mieniąca się powierzchnia wyglądająca jak grubo zmielony i sprasowany błyszczący proszek. W dotyku cienie również są bardzo zbliżone, cienie My Secret może odrobinę bardziej miękkie, kremowe. Efekt na skórze/oku moim zdaniem niezwykle podobny, jak cienie z tej samej serii. Jedne i drugie cienie bosko się mienią na różne odcienie.

Z My Secret mam odcień Magic nr 02 - jasny, delikatny kolor, ale bardzo nietypowy. Ma w sobie coś z szarości, coś z beżu i coś z różu. Bardzo oryginalny, naprawdę ładny! Drugi cień to Wizzard nr 04 - to już prawdziwa magia, niebiesko-zielony, ale pod kątem fioletowy odcień.



   Jeśli jeszcze ich nie znacie, a też lubicie błysk w makijażu to szczerze polecam, to jedne z najładniejszych iskrzących, wielowymiarowych cieni do oczu. I polecam tak naprawdę zarówno My Secret, które można kupić tanio jak i Turbopigmenty, które z kolei mają mnóstwo pięknych, nietypowych odcieni.




środa, 16 września 2020

beGLOSSY Tropical Island 🌺

    Ostatnia edycja beGlossy - Tropical Island to jeszcze zdecydowanie letnie klimaty, co już widać po samym pudełku (oczywiście zostawiam je sobie na drobiazgi!). W tej edycji mamy mix kosmetyków pielęgnacyjnych i do makijażu: maseczki, kremy, coś do włosów i paznokci. W dużej mierze zawartość została już przeze mnie przetestowana :). Moim zdaniem pudełko na plus, a do tego sporo pełnowymiarowych kosmetyków.


AA Hydro Sorbet Korean Formula | Blue Bomb to krem silnie nawilżający od AA. Jest to pełnowymiarowy krem (50ml - całkiem sporo) w śmiesznym opakowaniu w formie niebieskiej kuli. Ma lekką formułę, coś pomiędzy żelem a kremem. Bardzo szybko się wchłania i faktycznie bardzo dobrze nawilża (a przy tym nie zapycha, uff). Sprawdził się u mnie zarówno na noc jak i pod makijaż. Pierwsze wrażenia pozytywne!

GLISS Szampon Split Ends Miracle | Produkt pełnowymiarowy i jednocześnie nowość rynkowa czyli szampon Schwarzkopf przeznaczony do włosów zniszczonych i z rozdwojonymi końcówkami. Jeszcze go nie zdążyłam wypróbować, ale szampony tej marki z reguły sprawdzają się u mnie dość dobrze. 

AA Wings of Color Eyeliner | W pudełku znalazł się także eyeliner od AA. Byłam przekonana, że to czarny eyeliner, ale okazało się, że odcień jest nieco nietypowy, bo granatowy/kobaltowy. Bardzo lubię kreski w takim kolorze, do brązowych tęczówek wyglądają bardzo fajnie, jednak sama formuła eyelinera nieco mnie rozczarowała. Nie jest źle, ale liczyłam na mocniejszą pigmentację, więc akurat w przypadku tego produktu mam nieco mieszane odczucia.

MARION Maski na tkaninie | Maseczki zawsze mnie cieszą, a już szczególnie te w formie płachty. Tym razem można przetestować dwie maski od Marion: Efekt Motyla (maska nawilżająco-kojąca) i Koci Zmysł (odświeżająco-odmładzająca). Marion to marka, którą słabo znam, więc tym bardziej na plus.

DELIA Lakier do paznokci | W letnim klimacie lakier do paznokci - nie wiem jakie były inne kolory, ale z tego co widziałam raczej letnie, żywe (widziałam jasny fiolet i malinę). W moim pudełku znalazł się lakier w koralowo-pomarańczowym kolorze.

CONCERTINO Antybakteryjny krem do rąk | Przypuszczam, że z myślą o obecnej sytuacji: krem do rąk o właściwościach antybakteryjnych. Dedykowany skórze suchej, więc powinien być dobry na dłonie przesuszone po ciągłym używaniu środków do dezynfekcji. Ja już go wypróbowałam - ładnie nawilża, ale nie jest tłusty. Ma przyjemny, lekki, kosmetyczny zapach.

CANNABIGOLD Smart | Jako prezent kapsułki (10 sztuk) CannabiGold - suplement z olejem z ekstraktem z konopi włóknistych. 


środa, 2 września 2020

MAYBELLINE Super Stay MATTE INK

    O pomadkach Maybelline Matte Ink słyszał chyba każdy, kto kiedyś rozglądał się za super trwałą matową pomadką. Jedni je uwielbiają, inni nienawidzą, ale to zdecydowanie te pozytywne opinie przeważają. Na jakiś czas zapomniałam o tych pomadkach, ale przypomniałam sobie o nich niedawno na nowo, bo potrzebowałam czegoś co przetrwa nawet pod maseczką bez obaw o rozmazywanie. I tak, Matte Ink dają radę! Uwielbiam te pomadki, naprawdę mało który produkt do ust jest aż tak trwały jak Matte Ink. U mnie wytrzymują dosłownie cały dzień, w tym noszenie maseczki, jedzenie i picie. Pod koniec dnia kolor jest tylko lekko starty, ale nigdy nie rozmazany. 


PLUSY: Mega trwałość 10/10. To jak wspomniałam trwałość właściwie całodzienna. Świetnie się sprawdzają na różne okazje, albo po prostu w sytuacjach gdzie np. nie ma czasu na poprawki jak często u mnie w pracy. Dodam też, że nawet jeśli pomadka zaczyna się lekko wycierać to nigdy nie ma sytuacji z wykruszaniem się pomadki. Wielką zaletą jest także pigmentacja, bo każda z pomadek ma bardzo nasycony pigment, nawet te jasne odcienie. Zawsze wystarcza mi cienka warstwa i pomadka wygląda po prostu bardzo dobrze na ustach. Matte Ink są wyczuwalne na ustach, pozostawiają minimalnie lepką warstwę, ale dzięki temu są bardziej komfortowe w noszeniu, bo nie robią efektu skorupy. Na plus także wygodny aplikator i przystępna cena. 

WADY: Matte Ink są tak trwałe, że zwyczajnie ciężko je zmyć ;). Polecam domywać czymś tłustym, olejkiem albo płynem dwufazowym do demakijażu. Dla niektórych wadą może być fakt, że to takie cięższe pomadki, wyczuwalne na ustach, zastygające, ale coś za coś - dzięki temu są trwałe. Trochę wysuszają usta, ale nie ma tragedii.



Póki co posiadam trzy odcienie pomadek, ale pewnie dokupię jeszcze jakieś kolory. Najjaśniejszy z moich Matte Ink to 10 Dreamer - delikatny, łososiowy róż. Obawiałam się, że będzie za jasny dla mnie, ale okazał się całkiem fajnym dziennym odcieniem. Kolejny to 30 Romantic - nasycona, bardzo intensywna fuksja. Ten kolor robi za cały makijaż :). Niestety na moich zdjęciach wyszedł niekorzystnie, jakoś delikatniej i zbyt ciepło. W rzeczywistości to intensywny róż bez domieszki czerwieni/koralu. Ostatni, najmniej trafiony kolor to 95 Visionary - szaro-brązowo-fioletowy, dość ciemny kolor. Kupiłam go, bo wydawał się fajny, nietypowy, ale niestety kompletnie nie pasuje mi taki odcień.



   Jeśli nie lubicie Matte Ink to polecam sprawdzić Ink Crayon Maybelline w formie kredek-sztyftu. One też są bardzo trwałe, ale mają bardziej kremową konsystencję (to nie są pomadki płynne zastygające). Nie wytrzymają może aż tylu godzin co Matte Ink, jednak są po prostu delikatniejsze, bardziej komfortowe w noszeniu. Jeśli zaś chodzi o nasze Matte Ink to przy jaśniejszych odcieniach lepiej wyglądają rozklepane palcem przy wewnętrznej krawędzi ust. Do jasnych kolorów wolę też używać konturówki w zbliżonym, ale lekko ciemniejszym odcieniu.


   Matte Ink można kupić bez problemu w większości drogerii, najlepiej szukać na promocjach. Ja swoje zamawiałam na Notino (tutaj: Maybelline Super Stay Matte Ink), bo po prostu dorzucałam je do innych zakupów perfumowych, a Notino też ma je w dobrej cenie i jest większy wybór kolorów niż w niektórych drogeriach. Polecam jeśli szukacie naprawdę trwałej pomadki i lubicie pomadki płynne, zastygające :).

poniedziałek, 31 sierpnia 2020

LALIQUE Satine

    Od jakiegoś czasu szukałam dla siebie perfum na co dzień, najlepiej z kategorii pudrowej lub słodkiej. Tak trafiłam na Satine od Lalique. Zapach uniwersalny, pasujący do wielu okazji, ale jednocześnie nie zakrawający o banał. Przyznaję się, że był to blind buy, bo Satine kupiłam zupełnie w ciemno, jedynie na podstawie spisu nut i recenzji. Czułam jednak, że pewnie będzie to dobry traf, bo perfumy Lalique bardzo sobie cenię, choć każdy jest zupełnie inny. Nie pomyliłam się, bo zapach od razu bardzo przypadł mi do gustu. Jak pachną Satine? Na pewno waniliowo, gładko, kremowo, pudrowo, trochę słodko i może właśnie... satynowo. Moim zdaniem nazwa idealnie oddaje charakter tego zapachu. Jest łagodnie, delikatnie i kobieco, ale nie bez wyrazu.


   W piramidzie nut znajdziemy takie składniki jak wanilia, tonka, drzewo sandałowe, heliotrop. To one odpowiadają za charakter zapachu. Pozostałe nuty to gardenia, pieprz, paczula czy jaśmin. Otwarcie zapachu czyli moment zaraz po aplikacji wcale nie zapowiada dużej dawki łagodności, a wręcz przeciwnie - mocno czuć paczulę, a zapach wydaje się dosyć ciężki i może nawet nieco męski w brzmieniu. Pierwsze wrażenie jednak szybko mija i zapach nabiera delikatności. Mocno czuję w nim wanilię, ale nie jest to zapach stricte waniliowy. Ja określam go jako pudrowo-słodki, bo moim zdaniem balansuje właśnie pomiędzy tymi dwoma określeniami. Chociaż Satine to perfumy, które kojarzą się łagodnie i kobieco to nie jest to typowy lekki, rześki czy owocowy zapach. Myślę, że dla niektórych osób może wydać się nawet nieco ciężki. Dla mnie to kompozycja na co dzień i na wieczór, piękna i uniwersalna, ale jednocześnie w innym wydaniu niż większość popularnych teraz perfum. I chociaż Satine mają w sobie sporo słodyczy (w końcu dominuje w nich wanilia i tonka) to nie są typowym tak zwanym "ulepkiem". Moim zdaniem to zapach warty poznania jeśli gustujecie w pudrowych lub pudrowo-słodkich kompozycjach. Flakonik może trochę niepozorny, ale uroczy.


   Po raz kolejny marka Lalique pozytywnie mnie zaskoczyła. Trochę się dziwię, że nie jest wcale mocno popularna, bo ma naprawdę piękne zapachy, ale z drugiej strony może to dobrze - w końcu nie pachnie nimi co druga osoba ;). Tradycyjnie kupowałam na Notino, tutaj macie link: do perfum Lalique, a tu - do samych Satine Lalique. Najlepsze jest to, że Satine to dosyć niedrogi zapach, bo 30ml można dostać poniżej stówki!

środa, 12 sierpnia 2020

• beGLOSSY Funny Sunny •

   BeGlossy w letniej odsłonie czyli edycja Funny Sunny. Moim zdaniem to bardzo udane pudełko, skomponowane tak jakby ktoś wziął pod uwagę moje upodobania i typ skóry. Oczywiście to kwestia przypadku, ale tym razem wyjątkowo trafione :).  Pojawiło się także coś z kolorówki co dodatkowo mnie cieszy. Nie zabrakło nowości rynkowych i pełnowymiarowych produktów (aż 5-6 kosmetyków to pełny wymiar, żadne tam próbki czy miniatury). Funny Sunny to moim zdaniem edycja na piątkę.


NIVEA Żel pod prysznic Fresh Blends | Nowość i jednocześnie pełnowymiarowy produkt. Te żele ciekawiły mnie odkąd tylko pojawiły się na rynku, ale dałam sobie bana na żele pod prysznic więc wstrzymywałam się z zakupem (kilka mam zachomikowanych i pasowałoby je zużyć). BeGlossy idealnie trafiło z tym żelem i wreszcie zaspokoiło moją ciekawość ;). Mam wersję raspberyy & blueberry & almond milk, która pachnie bardzo apetycznie, owocowo, ale jednocześnie słodko jak deser czy może syrop z owoców.

AA Wings of Color Holograficzny rozświetlacz | Nietypowym kosmetykiem, który pojawił się w tej edycji jest potrójny rozświetlacz AA przeznaczony do twarzy i ciała. Rozświetlacz składa się z trzech chłodnych odcieni: fioletu, błękitu i zieleni. Błysk jest subtelny, a efekt na skórze bardziej satynowy niż typowo błyszczący co może być plusem dla osób nie do końca przekonanych do takiej nietypowej kolorystyki w rozświetlaczach. Moim zdaniem kosmetyk na plus, bo można sprawdzić coś mniej klasycznego, a w czasie wakacji można w końcu bardziej eksperymentować. Ja tego typu rozświetlacze znam, mam i bardzo lubię, ale akurat częściej używam ich zimą (wtedy ten chłodny błysk np. niebieski fajnie się komponuje z nieopaloną cerą). Jest to oczywiście pełnowymiarowy kosmetyk.

MBEAUTY COSMETICS Maska hydrożelowa na usta | Jako fanka hydrożelowych masek i płatków pod oczy jestem usatysfakcjonowana - te żelowe maski na usta są bardzo fajne, miałam je już kilka razy i zawsze dobrze się u mnie sprawdzały. Lubię ich używać np. przed jakimś wyjściem.

RED BLOCKER Aktywny kompres w masce | Ten produkt trafił mi się jakby z myślą o mnie. Ostatnio przyłożyłam się do pielęgnacji mojej naczynkowej cery, ale szczerze mówiąc nigdy nie używałam maski z myślą o takiej skórze (zwykle są to np. kremy). Włączę ją do mojej aktualnej pielęgnacji i zobaczę jak się spisze.

N.A.E. Dezodorant | W letniej edycji nie mogło zabraknąć dezodorantu, ale nie takiego zwyczajnego, a wegańskiego opartego na naturalnym składzie (i oczywiście bez soli aluminium). Dezodorant ma bardzo przyjemny zapach, być może nie każdemu podejdzie bo to ziołowy aromat, ale ja akurat bardzo lubię takie naturalne, roślinne czy ziołowe kompozycje. Wyczuwam wyraźnie rozmaryn!

SILAN Koncentrat | Dodatkowo próbka płynu do zmiękczania Silan Fresh Sky. 

INFINITY Panda Mask | Maska na tkaninie pojawiła się w pudełkach VIP. Przyznam szczerze, że ta Panda Mask to dla mnie nowość, ale lubię maski w płachcie więc chętnie ją sprawdzę :).



 

piątek, 7 sierpnia 2020

DERMEDIC HYDRAIN3 💧Mocno nawilżająca pielęgnacja 💦

   W mojej pracy podczas wykonywania makijaży dosyć często słyszę pytania o polecenie dobrze nawilżających kosmetyków pielęgnacyjnych. To ciekawe, bo wydawałoby się, że wybór jest teraz ogromny i nie ma problemu ze znalezieniem takiej pielęgnacji. Jedak sama też szukałam czegoś co nie da tylko chwilowego efektu jak niektóre kremy, będzie naprawdę mocno nawilżające, a jednocześnie nietłuste. Moja skóra ma skłonność do zapychania, więc najlepiej sprawdzają się u mnie lekkie formuły. I tak kilka lat temu kosmetolog poleciła mi serię dermokosmetyków Hydrain3 od Dermedic. Płyn micelarny z tej linii znałam już wtedy dość dobrze, a z czasem wypróbowałam kilka innych produktów i mogę je z czystym sumieniem polecić jako lekkie, a jednocześnie intensywnie nawilżające produkty. Seria jest dedykowana skórze odwodnionej i bardzo suchej, a mimo to super sprawdza się na mojej mieszanej cerze.


   Od długiego czasu moim ulubionym lekkim, ale nawilżającym produktem jest płyn micelarny H2O. Jest to już stały bywalec w mojej łazience. Nie była to co prawda miłość od pierwszego wejrzenia, bo z początku płyn nie przypadł mi zupełnie do gustu. Rzecz w tym, że micel sprawdza się rewelacyjnie dla odświeżenia i nawilżenia cery, a zupełnie przeciętnie jako płyn micelarny do zmywania makijażu. U mnie po prostu często nie radził sobie z makijażem oka. Wtedy przeczytałam aby spróbować używać nieco inaczej, już po oczyszczeniu cery i właśnie w takiej kategorii mogę go polecić. Dobrze uzupełnia pielęgnację, nie podrażnia, a efekt nawilżenia jest naprawdę odczuwalny. Jednak do zmywania makijażu oczu wolę inne micele ;).

   Bardzo lubię też serum nawadniające z 15% kwasem hialuronowym. Kosmetyk ma postać lekkiego mleczka, które szybko się wchłania i wygładza skórę. Nadaje się pod kremy i pod makijaż jako nawilżająca, ale nietłusta baza. Działanie również super - mocne nawilżenie, które po prostu czuć na skórze. Serum znam od dawna, od kilku lat, zużyłam na pewno więcej niż jedno opakowanie, co u mnie już coś znaczy, bo lubię testować nowości. Dla mnie zupełnie zastępuje krem, ale przypuszczam, że na przesuszonej skórze w połączeniu z micelem będzie dawać fajne efekty. Zapach ma przyjemny, lekko ogórkowy.



   Z kolei krem testuję dopiero od niedawna, więc nie mogę o nim powiedzieć zbyt wiele. Jest to krem o dogłębnym działaniu. Tutaj formuła jest już nieco cięższa i po nałożeniu czuję delikatnie tłusty film. Nie jest to oczywiście typowo tłusty krem, ale od razu czuć, że ma bogatszy skład. Podobnie jak micel i serum, mocno nawilża skórę i pozostawia wspomniany ochronny film. Zawiera SPF15, to niby niewiele ale zawsze coś.

   Polecam jeśli wasza skóra jest sucha lub okresowo skłonna do przesuszeń. W każdym aspekcie życia potrzebna jest równowaga i ze skórą jest oczywiście podobnie, jeśli balans zostanie zaburzony np. zbyt agresywnym oczyszczaniem albo intensywnymi kuracjami złuszczającymi to wtedy też będzie potrzebować nawilżenia i ochrony. Produkty Dermedic można dostać w aptekach oraz oczywiście w aptekach internetowych. Często można natrafić także na gotowe zestawy - ja miałam taki z kosmetyczką, która przy okazji okazała się całkiem fajna i porządnie wykonana, więc sprawdziła się na wyjazdach ;).


piątek, 31 lipca 2020

🏆 RANKING LAKIERÓW HYBRYDOWYCH 🏆

   Kiedy manicure hybrydowy dopiero się pojawiał, wybór lakierów hybrydowych był dosyć skromny. Na ten moment jednak ilość różnych marek jest po prostu ogromna i tu pojawia się pytanie: którą z nich wybrać? Manicure hybrydowy wykonuję od dawna i lubię testować różne marki, dlatego wreszcie przyszedł czas na ranking lakierów hybrydowych. Lakiery oceniłam w skali od jednej do pięciu gwiazdek. Ranking jest oczywiście całkowicie subiektywny, jedne marki znam lepiej, inne mniej, a jeszcze inne (nie zamieszczone we wpisie) wcale. Pod lupę bierzemy pigmentację, konsystencję, buteleczki, dostępne kolory i ogólne właściwości lakierów. Z kolei trochę mniej oceniałam trwałość, bo moim zdaniem jest ona głównie uzależniona od bazy, top coatu i przygotowania płytki paznokci niż od lakieru kolorowego. To zaczynajmy :)!


INDIGO | Indigo to zdecydowanie moja ulubiona marka hybrydowa i dostaje ode mnie 5/5. Ich lakiery są bez zarzutu, odpowiednio gęste, pięknie napigmentowane, malowanie nimi to przyjemność. Nie sprawiają problemów, nie uciekają z wolnego brzegu paznokci, nie rozlewają się na skórki. Buteleczki są bardzo ładne, a pędzelki w sam raz. Duży plus za kolory, Indigo często wypuszcza nowe kolekcje, które fajnie wstrzeliwują się w aktualne trendy. Wiele kolorów jest też bardzo oryginalnych jak np. Lady Joker - boski fiolet opalizujący na niebiesko to chyba mój ulubiony odcień tej marki. Lakiery nie są jednak najtańsze, bo buteleczka kosztuje 34zł, jednak są zdecydowanie warte swojej ceny. Indigo ma ode mnie dodatkowego plusa także za bazy mineralne, wszystkie moje ukochane pyłki do wcierania w lakier i ogólnie za cały marketing np. bardzo profesjonalne zdjęcia paznokci.


SEMILAC | Mam wrażenie, że najpopularniejszą marką lakierów hybrydowych jest chyba Semilac - kojarzą go nawet osoby nieszczególnie zainteresowane tematyką paznokci. O ile Indigo celuje bardziej do profesjonalistów, tak mam wrażenie że Semilac jest bardzo popularny wśród osób, które wykonują hybrydy w zaciszu domowym. Marka jest też postrzegana jako nieco kontrowersyjna przez temat uczuleń. Moim zdaniem to jedne z lepszych lakierów, ale nie idealne dlatego odejmuję im pół gwiazdki. Lakiery Semilaca są różne, niektóre kolory świetnie kryją, ale są też takie, które nawet po trzech warstwach potrafią zostawiać prześwity. Generalnie ich konsystencja jest jednak dobra, wybór kolorów bardzo duży, a buteleczki estetyczne. Kosztują około 30-35zł. Z Semilaca uwielbiam odcień Mardi Gras - piękny róż przełamany fioletem, a na jesień Dark Chocolate - nietypowy kolor pomiędzy brązem, bordo, a fioletem.


NEONAIL | Bardzo podobnie oceniam NeoNail - 4,5/5 gwiazdek. Lakiery NaoNail znam troszkę słabiej niż Semilaca, ale zawsze miałam co do nich raczej podobne odczucia. Zdarzyło mi się utrafić na słabszy odcień, ale zdecydowana większość to dobra formuła i krycie. W przypadku NeoNail miałam styczność z kilkoma odcieniami, które robiły problemy podczas utwardzania (marszczyły się pod lampą i trzeba było nakładać naprawdę ultra cienkie warstwy), ale tutaj nie jestem pewna czy była to kwestia kolorów czy używanej wtedy lampy uv. Ogólne odczucia mam jednak bardzo pozytywe, NaoNail również ma ogromny wybór kolorów, piękne lakiery magnetyczne i te z opalizującymi drobinkami. Osobiście uwielbiam od nich lakier Cyclamen, piękny różowo-fioletowy kolor. Mam i lubię także lakiery termiczne tej marki. Buteleczki porządne. Cenowo podobnie ok 30-35zł.

NEESS | Ostatnio odkryłam na nowo lakiery hybrydowe Neess. Nie mam zbyt wielu lakierów tej marki, ale robią bardzo dobre wrażenie. W ich przypadku dużym atutem będzie cena, bo buteleczki 4ml kupowałam nawet po 7,99zł, a ich regularna cena to zazwyczaj 10-15zł. Konsystencja i pigmentacja na przykładzie tych kilku kolorów była różna: neonowy pomarańcz krył niesamowicie, już przy jednej warstwie, a z kolei żółty lakier mógłby mieć trochę lepsze krycie. Ogólnie właściwości jednak na plus (choć czuć już, że formuła nie jest tak dobra i przyjemna w aplikacji jak np. u Indigo). Ja jednak bardzo lubię te lakiery, bo są w porządku, a często wolę kupić mniejszą i tańszą buteleczkę, bo po prostu są kolory, których użyję raz na rok. Na pewno będę je dalej testować, bo ostatnio mocno mnie do siebie przekonały. Moim faworytem jest odcień Kobieta Kot - boski pomarańczowy neon, który jak wspomniałam super kryje już nawet przy jednej warstwie (i wcale nie potrzebuje białego podkładu). Buteleczki nie są tak ładne, ale są okej w takiej cenie.


HI HYBRID | Z Hi Hybrid mam sporo lakierów, bo często natrafiam na nie stacjonarnie w różnych promocjach i przygarniam kolejne kolory ;). Większość lakierów jest w porządku, ale zależnie od kolorów wychodzą różnice. Zdarzają się odcienie o świetnej konsystencji, bardzo mocno kryjące, ale są też takie które kryją dosyć słabo i potrzebują wielu warstw (np. wściekła zieleń). Mam wrażenie, że w przypadku tej marki różnice we właściwościach pomiędzy kolorami bywają znaczące. Hi Hybrid robią czasem problemy przy utwardzaniu. Mam dwa świetne żółto-pomarańczowe kolory, które mimo super cienkich warstw potrafią się pomarszczyć pod lampą, inne utwardzają się bez większych problemów. Cenowo wypadają też dość fajnie, bo kosztują 20zł, ale często można je kupić nawet za połowę ceny. Lubię też buteleczki tych lakierów, ładne i porządne. Z Hi Hybrid świetne są brokatowe lakiery, pięknie wyglądają na paznokciach i idealnie kryją przy dwóch warstwach. Moim ulubionym jest nr 430 - jasnoróżowy brokat.

MOLLON PRO | Mollon to marka skierowana raczej typowo do profesjonalistów i mocno popularna w początkach manicure hybrydowego. Nawet pojemności lakierów są typowo salonowe - większe butelki mają po 12ml (i kosztują 40zł), ale są też mniejsze 8ml (27zł). Z Mollonem mam pozytywne doświadczenia, mają bardzo ładne i często nietypowe odcienie. Uwielbiam ich serię brokatową! Mają nieco inne brokaty niż inne marki, zatopione jakby w transparentnej ale kolorowej bazie, świetne są. Nie do końca lubię  konsystencję tych lakierów (ale nie mówią tu o brokatach, bo one mają idealną formułę),  mam wrażenie że jest trochę zbyt rzadka, ale ja preferuje bardziej gęste formuły. Z kryciem jest raczej okej, choć zdarzają się też trochę słabsze kolory. Buteleczki solidne, porządne, na plus. Z Mollona bardzo lubię odcień Misaki, taki ni to beż, ni tu fiolet, ani też nude. Z kolei nie polecam lakierów monofazowych z Mollona - mają tendencję do niedotwardzania się pod lampą, nie mają ładnego połysku, moim zdaniem wypadają blado na tle ich pozostałych hybryd.

PB NAILS | Kolejna bardzo dobra marka, która nie tylko ma godne uwagi lakiery, ale też pyłki do wcierania. Nie mam niestety zbyt wielu odcieni, ale każdy z nich jest w porządku. Konsystencja różni się w zależności od koloru, jedne są bardziej gęste, a inne nieco rzadsze. Chętnie częściej pewnie bym kupowała coś z PB, ale inne marki są dla mnie łatwiej dostępne. Buteleczki na plus, estetyczne i solidne. Żaden z posiadanych przeze mnie odcieni nie sprawiał większych kłopotów, choć konsystencja nie zawsze do końca mi odpowiadała. Myślę, że to kolejna marka, którą warto wziąć pod uwagę. Cena około 30zł.

NAILS COMPANY | Podobnie jak wyżej wymienione marki i NC Nails ma bardzo dobre jakościowo lakiery. Większość to odpowiednia formuła i dobra pigmentacja, ale zdarzyło mi się także utrafić na jakiś słabszy, gorzej kryjący odcień. Buteleczki są w porządku, ładne i wyglądają porządnie. Lakiery kosztują około 30zł. Wybór odcieni jest spory i jest wiele świetnych kolorów: piękne są metaliczne, ale największe wrażenie robią chyba lakiery z serii Glam Flakes - z opalizującymi płatkami. Nails Company ma również bardzo dobre jakościowo żele kolorowe do zdobień oraz pigmenty przeznaczone do mieszania z żelami, dla podbicia pigmentacji. Uwielbiam te pigmenty i stosuję je ciągle do zdobień.

NIUQI | Hybrydy z ...Biedronki! O dziwo należą to moich ulubionych marek. Wielki plus przede wszystkim za Top No Wipe, Superbazę oraz bazy kauczukowe. Nie wiem ile już zużyłam top coatów i baz, ale dla mnie są bezbłędne, manicure trzyma się na nich świetnie, a top pięknie trzyma połysk. Bazy kauczukowe to moim zdaniem rewelacja, naprawdę przypominają bazy mineralne Indigo, owszem są ciut słabsze (nie rozprowadzają się aż tak dobrze), ale uważam że to znakomity produkt w swojej cenie (większość kosztuje 10zł). Z kolorami za to bywa już różnie, niektóre są bardzo mocno kryjące, a inne robią problemy. Ja jakoś szczęśliwie zwykle trafiam na te lepsze, dlatego polubiłam te lakiery. Ostatnio dokupiłam sobie dwa nowe neony i też są bardzo dobre. Minusem jest na pewno wybór kolorów, często są mocno przebrane i ciągle te same. Najciekawsze kolory można dokupić kiedy pojawiają się serie limitowane, ale z drugiej strony często bywają wtedy wykupione. Buteleczki są naprawdę ok!


ORLY NAILS | Z marki Orly mam sporo lakierów, zaczynałam od tych klasycznych, a potem poznałam hybrydowe GelFx. Dla mnie dużym plusem Orly są kolory, które często są bardzo oryginalne i zupełnie niepodobne do tego co pozostałe marki oferują w danym momencie. Oczywiście jest mnóstwo bazowych odcieni, ale też sporo właśnie ciekawych np. nietypowych metalików. Minusem jest z kolei formuła, dla mnie zbyt rzadka i niekiedy kiepska pigmentacja (w szczególności przy jasnych odcieniach) co w parze ze sobą powoduje, że zdarzają się kolory przy których nawet przy 3 warstwach są prześwity. Większość kryje jednak całkiem dobrze. Ceny wahają się od 39zł wzwyż. Z Orly bardzo lubiłam GelFx Bodyguard - w roli bazy sprawdzał się super, utwardzał paznokcie i dobrze się trzymał nawet na wymagającej płytce.

CLARESA | Co do Claresy mam mieszane uczucia. Początkowo byłam z nich bardzo zadowolona, ale miałam wtedy małe doświadczenie z innymi markami. Pamiętam, że zdarzały się kolory, które bardzo marszczyły się podczas utwardzania, inne rozwarstwiały się w buteleczkach, niektóre miały dziwną formułę jakby ktoś dosypał do nich piasku. Kilka lakierów zupełnie zastygło w buteleczkach. Potem z kolei miałam kilka lakierów w nowych buteleczkach i one były całkiem w porządku. Przypuszczam, że marka zmieniła formułę na o wiele lepszą. Teraz raczej ich nie używam, ale to ponoć ta sama produkcja co biedronkowe hybrydy, które bardzo lubię, więc pewnie są równie dobre. Pod uwagę wzięłam jednak wszystkie lakiery tej marki, które miałam. Jeśli używaliście aktualnych lakierów Claresy to dajcie znać jak się sprawują. Koszt zazwyczaj pomiędzy 10-20zł.

ALLEPAZNOKCIE | Na stronie Allepaznokcie można dostać od nich kilka różnych serii lakierów hybrydowych. Testowałam MollyLac (10-15zł), które są moim zdaniem najlepsze, mają fajną formułę, ładnie się rozprowadzają. One mają takie śmieszne, metaliczne fioletowe butelki, zdecydowanie wyróżniające się na tle innych marek. Sprawdziłam też Unique, te lakiery były bardzo tanie (mniej niż 10zł), ale też dość średnie i w nieładnych plastikowych mini buteleczkach. Z kolei kompletną porażką okazały się NTN. Nie wiem, może trafiłam na wyjątkowe koszmarki... ale żaden z tych lakierów nie nadawał się do użytku. Pomijam już okropne, plastikowe, bardzo tanio wyglądające buteleczki. Jeden z kolorów ciągnął się i był gęsty, glutowaty tak że nie dało się go rozprowadzić na paznokciu. Inny rozwarstwił się zupełnie w opakowaniu na kolor i przezroczysty płyn. Jednym słowem porażka, ale ciekawa jestem czy wszystkie są takie czy tylko ja trafiłam na pechowe odcienie. Co prawda cena była hmm około 3-4zł, więc można było się tego spodziewać.



Poza rankingiem kilka marek, które stosowałam, ale mam wśród nich zbyt małe rozeznanie żeby brać je pod uwagę. Nailac - to świetna czerń, bardzo kryjąca i zupełnie bezproblemowa (a wiadomo, że z czerniami różnie bywa). Podobno biel też mają rewelacyjną, ale nie próbowałam. Miałam także hybrydy z Elisium (i były okej), Silcare - tanie a dobre, Cuccio - fajne kolory, ale rzadka formuła i Provocater - bardzo dobre. X-hybrid lubię, ale stosuję jako zwykły lakier, a nie jako monofazę. Shelou mnie nie powaliły ani konsystencją ani pigmentacją.

Na sam koniec zostawiłam sobie hybrydy z Aliexpress. Polecać nie polecam, bo na pewno bezpieczniej sięgać po znane marki, ale wiem że wiele osób ich używa i sobie chwali. Ja też wypróbowałam kilka lakierów z Ali i doświadczenia miałam różne, raz lepsze a raz gorsze. Jedyną marką, która faktycznie wyróżniała się na plus była VenaLisa - hybrydy tej marki są bardzo dobrze napigmentowane, a kobaltowy odcień to jest moc! Teraz jednak praktycznie nie sięgam po aliexpressowe lakiery, bo tak często można natrafić na różne promocje czy to np. Hi Hybrid czy Nees, że można dokupić sobie nowy kolor i za 10zł.