wtorek, 30 czerwca 2020

TEST! Kosmetyki do makijażu NUTRIDOME

   Przez ostatnie tygodnie miałam okazję używać kilka kosmetyków do makijażu marki Nutridome. Markę kojarzyłam wcześniej z blogów i instagrama, ale nie miałam z nią styczności i zastanawiałam się czy warto. Moim zdaniem tak, ale niżej o tym co konkretnie u mnie się sprawdziło :). Szczególne nadzieje pokładałam w podkładzie, bo podkłady to taka moja mała obsesja - wiecznie szukam tego idealnego i mało co mi pasuje, jednak Nutridome w tej kwestii wypadło całkiem całkiem!




   Zacznijmy więc od wspomnianego podkładu w wersji kryjącej. Do wyboru jest pięć odcieni, miałam wrażenie, że trochę mało i obawiałam się, że źle trafię z kolorem. Wzięłam odcień 02 Natural i o dziwo był to strzał w dziesiątkę! Odcień idealnie stapia się z moją karnacją, ma ładny beżowy neutralny ton (nie wpada w róż, uff). Testowałam go solidnie, nosząc przez cały dzień w pracy, od rana do wieczora, także pod maseczką. Nakładałam zawsze beauty blenderem. Podkład faktycznie ma bardzo dobre krycie, ale wygląda na skórze naturalnie, kompletnie nie daje żadnego efektu maski czy ciężkości. Bardzo mi się to w nim podoba. Po nałożeniu wygląda satynowo, naturalnie. Nie mogę narzekać również na trwałość, bo wytrzymuje wiele godzin. Dla mnie na co dzień do pracy jest okej, ale nie jest to typowy podkład long lasting który wybrałabym na okazję gdzie podkład ma wytrzymać dzień i noc. Na mojej mieszanej, skłonnej do przetłuszczania się skórze, w duecie z pudrem jest w porządku, ale w połowie dnia się wybłyszcza i muszę się przypudrować. Myślę, że tego problemu zupełnie nie odczują osoby o skórze normalnej czy suchej, bo u mnie praktycznie każdy podkład zaczyna błyszczeć po paru godzinach. Nigdy mi się nie zważył, a ścierał się tylko z nosa co było spowodowane noszeniem maski. Moim zdaniem to naprawdę dobry podkład, kryjący ale o ładnym, naturalnym efekcie na skórze. Dla mnie na piątkę! Plus za opakowanie z pompką.
 
   Wraz z podkładem używałam prasowanego pudru matującego w najjaśniejszym odcieniu 01 light. Sprawdzał się dobrze do poprawek w ciągu dnia. Używałam go właśnie jedynie do drobnej korekty makijażu, bo po nałożeniu podkładu zawsze wolę pudry sypkie. Jeśli chodzi o pudry prasowane to ja nie jestem zbyt wybredna i ten puder również mi się sprawdził, taki poprawny produkt, który robi to co ma robić. Matuje, wygładza i optycznie niweluje pory. Kolor trafiony, zapach trochę w stylu klasycznych pudrów sprzed lat, ale nie jest duszący - ja takie lubię.



   Wypróbowałam również połyskujący cień i ten akurat nieco mnie zaskoczył. Wybrałam sobie odcień Glossy Champagne, lubię takie jasne cienie do szybkich makijaży. Pierwsze dotknięcie powierzchni cienia i wow - piękny, intensywny błysk! Potem próba makijażu i okazało się, że cały ten błysk to tylko wierzchnia warstwa cienia, a pod nią spokojny waniliowy kolor o bardzo subtelnym, wręcz satynowym połysku. Dziwna sprawa z tym cieniem, jeszcze coś podobnego mi się nie przewinęło przez ręce. Czy to źle, czy dobrze... to już zależy czy wolicie intensywny połysk czy coś subtelniejszego. Ja troszkę żałuję, że cień jednak nie błyszczy tak mocno ;).



   Pomadka do ust również mnie zaskoczyła, ale tym razem pomysłowym opakowaniem. Pierwszy raz widzę takie rozwiązanie. Aby otworzyć pomadkę trzeba przycisnąć górną część opakowanie (w formie przycisku). Ciekawy patent! Sama pomadka jest z błyszczącej serii (w ofercie sklepu także matowa linia), kolor to ciepły, intensywny róż 103 Pink Bomb. Pomadka ma błyszczące wykończenie i jest nieco transparentna, ale można nią także zbudować mocny kolor dokładając kolejne warstwy. Ma przyjemny zapach i jest bardzo komfortowa w noszeniu, dzięki lekkiej, nawilżającej formule. To znów poprawny produkt, który może nie wyrwał mnie z butów, ale nie mam do czego się przyczepić.



   Najbardziej przypadł mi do gustu podkład i wydaje mi się, że to właśnie ten produkt jest mocną stroną marki, chociaż oczywiście sprawdziłam tylko część kosmetyków z oferty. Ciekawa jestem jak wypadają matowe pomadki Nutridome, może ktoś z Was ich używał?
Produkty dostępne są w sklepie Nutridome.
 
 

niedziela, 14 czerwca 2020

🎀 ORIFLAME Eclat Mon Parfum 🎀

   Mam kilka zapachów od Oriflame, które bardzo lubię, jak choćby uroczy Love Potion Secrets, tuberozowy Sublime Nature Tuberose, wakacyjny Amazing Paradise czy rabarbarowy Lovely Garden. Eclat Mon Parfum jeszcze do niedawna nie znałam, ale miałam ochotę je sprawdzić ponieważ wyczytałam, że składają się z samych moich ulubionych nut: irysa, migdałów i heliotropu. Flakon na pierwszy rzut oka przywodzi mi na myśl Mon Paris od Yves Saint Laurent, chociaż oczywiście jest inny, wyższy, ma inny korek. Jednak czarna kokardka zawsze przywoływała mi na myśl tamten flakon, a wspominam o tym nie bez powodu - jeśli Wam też podobnie się skojarzył i pomyśleliście, że będzie to może podobny zapach to od razu uprzedzam, że to kompletnie inna bajka :). Mon YSL to kompozycja bardzo słodka, z maliną, truskawką i paczulą, a z kolei Eclat Mon Parfum to delikatny, subtelnie pudrowy zapach, jedynie lekko słodki.


Jak pachnie Eclat Mon Parfum?

Delikatnie, lekko pudrowo i kwiatowo. To perfumy, które pachną nieco "kosmetycznie", mam przez to na myśli, że mogą kojarzyć się z zapachem balsamu do ciała czy kremu.  Pierwszy moment po aplikacji jest orzeźwiający, czuć nuty owocowe (w nutach wymieniono gruszkę, ale ja wyczuwam także coś cytrusowego). Po chwili owoce znikają i ujawnia się wspomniane pudrowo-kwiatowe oblicze tej kompozycji. Migdały czuć moim zdaniem delikatnie, irys nadaje pudrowości, ale jest w tym zapachu także coś świeżego, roślinnego. Z całą pewnością nie jest to przytłaczający ciężki puder. Dla mnie Eclat Mon Parfum to typowe perfumy na co dzień, kobiece, eleganckie, ale jednocześnie lekkie, subtelne i klasyczne. Nie jest to oczywiście zapach trudny, mocno zapadający w pamięć czy specyficzny, ale nosi mi się je bardzo dobrze na wszystkie niezobowiązujące okazje. Żałuję jedynie, że nie są trwalsze i nieco mocniejsze, bo dość szybko przestaję je na sobie czuć. Jednak sam zapach jest bardzo przyjemny.





Testowanie kosmetyków Oriflame - dla blogerek!

Perfumy Eclat Mon Parfum wybrałam sobie do przetestowania od Oriflame, jeśli prowadzicie bloga i też chciałybyście coś przetestować to jest taka możliwość :). Ori proponuje różne kosmetyki do wyboru. Konto na Oriflame można założyć pod tym linkiem -> klik. Jeśli chciałybyście nawiązać taką współpracę i otrzymać produkty do testów to należy założyć konto i skontaktują się z Wami w celu ustalenia szczegółów.

Zakupy w Oriflame

Jeśli chciałybyście zrobić po prostu zakupy w Oriflame to możecie zrobić to oczywiście online. Rejestrując się jako klient, konsultantka lub bez rejestracji (tyle, że wtedy ceny są wyższe, więc opłaca się być klubowiczem i są dla nich różne oferty specjalne). Klikając w poniższy banner można obejrzeć aktualny katalog. Jest w nim sporo letnich nowości ^ ^.




piątek, 5 czerwca 2020

LOLITA LEMPICKA Mon Premier

   L de Lolita Lempicka były moimi ukochanymi perfumami przez wiele lat. Przez sentyment do tego zapachu zawsze miałam również miłe skojarzenia z całą marką, a kultowe flakoniki "jabłuszka" od Lolity Lempickiej pamiętam dobrze z licealnych czasów. Flakony były jedyne w swoim rodzaju, wyróżniały się i zwracały moją uwagę w perfumeriach. Urocze, w magicznym klimacie, idealnie trafiały w mój gust z tamtych lat. Oprócz pięknej (i niestety wycofanej) L de Lolity marzył mi się flagowy zapach czyli po prostu Lolita Lempicka zamknięty w fioletowym jabłku. Podchodziłam do niego wielokrotnie i zawsze robił na mnie duże wrażenie. Tajemniczy, specyficzny, dziewczęcy a jednocześnie seksowny. Obiecywałam sobie, że wreszcie kupię te perfumy, ale mój ograniczony nastoletni budżet stanął na przeszkodzie, potem jakoś zapomniałam o Lolicie, aż wreszcie po ponad dziesięciu latach przypomniałam sobie o nich na nowo i stwierdziłam, że kupuję. Jak się jednak okazało, perfumy wcześniej nie bardzo drogie, teraz są nawet czterokrotnie droższe ponieważ i ten zapach został wycofany. Na szczęście zastąpiła go wersja Mon Premier - zapach bardzo podobny, w tym samym stylu i o podobnych nutach. Pierwsze wrażenie to skojarzenia z klasyczną Lolitą bez dwóch zdań. W nieco innym, bardziej kanciastym flakonie-jabłuszku. Dla mnie Mon Premier to brat bliźniak Lolity, ale dla zagorzałych fanów oryginalnego zapachu dobre wieści są takie, że ponoć Lolita Lempicka w oryginalnej wersji ma za jakiś czas wejść do sprzedaży.


Jak pachnie Lolita Lempicka Mon Premier?

Bez wątpienia jest to zapach słodki, ale daleko mu to współczesnych słodkich popularnych kompozycji. Można nazwać go nieco słodko-gorzkim. Nie jest to zapach takiej ulepnej, cukrowej słodyczy. Zdecydowanie jest wyjątkowy, bardzo charakterystyczny, moim zdaniem za sprawą duetu wiśni i lukrecji. To właśnie te dwie nuty są najmocniej wyczuwalne. Jeśli za lukrecją nie przepadacie to Mon Premier pewnie Was odstraszy, ja z kolei uwielbiam nutę lukrecji i anyżu w perfumach! Te specyficzne nuty sprawiają, że kompozycja jest jedyna w swoim rodzaju, a zapach wyróżnia się w tłumie. Mon Premier nie są mdłe ani przesłodzone, ale też nie wyczuwam w nich nic orzeźwiającego czy kwaskowego - wiśnie, które mocno czuć nie przypominają tych świeżo zebranych, to bardziej wiśnie w likierze. W zapachu można też wyczuć pudrowe fiołki, roślinne nuty i słodycz pralinek.


   Moim zdaniem Mon Premier to zapach odpowiedni na każdą porę roku (może z wyjątkiem upałów). Najbardziej kojarzy mi się z wiosną, ale równie dobrze może grać jesienią i zimą. Ciekawa jestem czy znacie te perfumy lub ich pierwowzór. Ja jestem nimi zauroczona, świetnie mi się je nosi! To taki dziewczęcy zapach, ale jednocześnie seksowny, z charakterem co nieczęsto się zdarza, bo najczęściej takie urocze dziewczęce kompozycje kojarzone są jako zapachy nijakie, bez wyrazu. Jednak nie Lolita Lempicka :)! Perfumy zamawiałam jak zwykle na notino.pl, a dokładnie znajdziecie je tutaj -> Lolita Lempicka Mon Premier. Perfumy są moim zdaniem w całkiem przyjaznej cenie, bo 30ml można kupić teraz za 119zł.

środa, 3 czerwca 2020

beGLOSSY 🌸 Make May Day

  W majowym pudełku beGlossy - Make May Day znalazło się sześć kosmetyków, a wszystkie to pielęgnacja. Większość produktów jest pełnowymiarowa, za co pudełko zawsze łapie ode mnie dodatkowego plusa. Są także nowości rynkowe! Zajrzymy co kryje się wewnątrz tej edycji.


BIOKAP Kojący szampon na bazie olejku | W boxie mógł się trafić jeden z trzech kosmetyków do włosów Biokap. U mnie to miniatura szamponu o kojącym działaniu. Dla mnie jak najbardziej trafiony wybór, ostatnio odstawiłam wszystkie drogeryjne szampony, nie używam nic z silniejszymi detergentami i widzę bardzo dużą poprawę stanu skóry głowy (a dzięki temu włosy mniej się przetłuszczają!). Biokap nie zawiera SLS, PEG i silikonów, więc będzie jak znalazł do testów.

SYOSS Moisture Treatment Jelly | Kosmetyk, który tym razem najbardziej mnie zaciekawił to nowość od Syoss - nawilżająca galaretka do włosów. Nigdy nie używałam kosmetyku w tej formie, więc jestem bardzo ciekawa tej... maski? Można ją używać zarówno przed jak i po myciu, u mnie pójdzie w ruch na pewno już po umyciu włosów. Galaretka jest pełnowymiarowym produktem.

NIYOK Pasta do zębów z oleju kokosowego | W pudełku znalazła się również miniatura naturalnej pasty do zębów marki Niyok (dostępna w Rossmannach). Jako, że uwielbiam testować naturalne pasty i coraz rzadziej sięgam po te popularne, drogeryjne, jestem na tak!

L'BIOTICA Chusteczki węglowe do demakijażu | Chusteczki oczyszczające nie są może najbardziej ekscytującym produktem, ale zaliczam je do kategorii "zawsze się przyda". Węglowych jeszcze nie używałam.

SELFIE PROJECT Maska na tkaninie | Maska od Selfie Project o oczyszczającym działaniu. Maski w płachcie zawsze przygarnę, bardzo je lubię i stosuję w miarę regularnie. Tej jeszcze nie miałam.

TOŁPA Serum-booster głęboko nawilżające | Po galaretkowej masce najbardziej ucieszył mnie właśnie tej produkt. To serum z serii Dermo Face Hydrativ. Tołpa to bardzo polecana marka, a ja wciąż mam wrażenie, że dobrze jej nie poznałam, ale to serum na pewno będę intensywnie testować, zresztą pierwsze testy już za mną :). Takie lekkie formuły lepiej się u mnie sprawdzają, dlatego ucieszył mnie fakt, że to serum a nie klasyczny krem.



   Poza zawartością pudełka otrzymałam dodatkowo do przetestowania wspomniane naturalne pasty Niyok. Pasty bazują na oleju kokosowym. Testuję je codziennie i jestem póki co naprawdę zadowolona. Pasty mają delikatny smak, jeśli klasyczne pasty do zębów "porażają" Was miętą, to polecam Niyok. Do wyboru są trzy smaki: mięta & cytryna (ten z pudełka), trawa cytrynowa & imbir, czerwona pomarańcza & bazylia. Bardzo lubię nietypowe smaki past, przerabiałam kiedyś nawet tę o smaku lukrecji czy jaśminu, więc i te pasty od razu mnie zaciekawiły. Moim faworytem jest trawa cytrynowa & imbir, ale wszystkie smakują dobrze. Główny składnik do olej kokosowy o antybakteryjnym działaniu, a cały skład past jest krótki i naturalny (fajnie wyszczególniony wraz z opisem na odwrocie tuby).